- Muszę się zastanowić… - mruknął, spoglądając na srebrnowłosego z
zawadiackim uśmieszkiem. Przez jego umysł przemknęły nieczyste myśli.
Zachichotał pod nosem, wyobrażając sobie je robione w rzeczywistości. –
Pomysł mam, ale sądzę, że nie przypadłby Ci do gustu. Zatem muszę
wymyślić coś innego.
- Może ja o tym zdecyduję? – zapytał niższy chłopak. Poprawił się na siedzeniu, wpatrując się w Izayę z uniesionymi brwiami.
- Nie ma takiej potrzeby – machnął ręką, zbywając go. Przeciągnął się
leniwie, trzepocząc powiekami. Gra Abla sprawiła, że stał się senny. Nie
lubił tego uczucia, zwłaszcza kiedy znajdował się w czyimś
towarzystwie. Czujności nigdy za wiele. Nigdy nie wiadomo, co może się
wydarzyć.
Nie zwracając uwagi na przeszywające spojrzenie, rozejrzał się po
salonie, przez chwilę po prostu ignorując obecność gospodarza
apartamentu. Całą uwagę poświęcił oknu. Na zewnątrz ucichło, drzewa już
nie kołysały się w rytm silnego wiatru, a rzęsisty deszcz przestał
padać. Pomieszczenie zostało rozświetlone przez promienie słoneczne,
które nagle uwolniły się zza chmur. Odłożył koc na bok i podszedł do
kaloryfera. Jego ukochana kurteczka była już prawie sucha. Z
zadowoleniem chwycił ją do ręki, macając przy tym kieszenie i
sprawdzając czy nożyk znajduje się na swoim miejscu.
- Ubieraj się – powiedział do Abla, obrzucając go przelotnym
spojrzeniem. – Idziemy na spacer, trzeba się trochę przewietrzyć. Może
po drodze zobaczymy tęczę… - dodał zachęcająco, choć srebrnowłosy nie
wyglądał na takiego co się zachwyca takim kolorowym badziewiem
wychodzącym zaraz po deszczu. Chociaż… może?
Cierpliwie poczekał, aż Abel zarzuci na siebie nową bluzę i wyjdzie z
mieszkania. Otworzył mu nawet drzwi i grzecznie przepuścił. Gospodarz
zamknął apartament i udał się korytarzem w stronę schodów. Izaya wesołym
krokiem ruszył za nim. Po chwili maszerowali już na zewnątrz wzdłuż
szarego chodnika. Orihara odetchnął głęboko świeżym powietrzem, to po
deszczu było jego zdaniem najlepsze; i miało przyjemny zapach.
Powoli w zasięgu ich wzroku zaczęły pojawiać się pierwsze sklepy. Jako,
że Izaya nie był obeznany w okolicy, prowadził Abel. Brunet z
zaciekawieniem rozglądał się po ulicach. Szukał jakiegoś przyjemnego
miejsca. Po niedługim czasie je znalazł, gdy skręcili w węższą uliczkę,
po której kręciły się zaledwie trzy osoby.
- Masz ochotę na loda? – zapytał z szerokim uśmiechem, ukazując białe
ząbki. Mała kawiarenka znajdowała się po lewej stronie, czerwonooki
dostrzegł niewielki napis ‘lody’ na tabliczce. Oblizał usta, nabierając
coraz większej chęci na truskawkowy przysmak. Dawno nie miał okazji się
nim delektować.
[ Abel? ]