< Jonasz? >
środa, 22 kwietnia 2015
Od Kuroshinju - Do Jonasza
Przecierając oczka w samym ręczniku szłam przez korytarz co jakiś czas ziewając. Już dawno było po północy, a ja wciąż na nogach chodziłam po korytarzu i przez duże okna podziwiałam widoki. Trochę dalej od budynku, w którym wszystkie projekty mieszkały było dużo neonowych napisów. Niby zwykłe miasto, bo dużo nazw z szyldów pamiętałam, a jednak technologia naprawdę była tu rozwinięta. Przez godzinę tak siedziałam na szorstkiej wykładzinie, aż wreszcie stwierdziłam, że siedzenie tu tylko podrażnia moją pupę. Podniosłam się z podłogi i otrzepałam ręcznik, który niestety musiał do siebie przyciągnąć śmieci. Ostatni raz spojrzałam w stronę okna. Całkowicie ciemne niebo, a jedynym światłem był księżyc w pełni. Nie było ani jednej gwiazdy, która mogła zgrać się z tym złotym kręgiem. Opatulając się jakoś tym białym ręcznikiem, bosymi stopkami szurałam po wykładzinie i szłam w odwiedziny do jakiejś osoby. Teraz na pewno nie zasnę, znów będę miała schizy. Stanęłam przed pierwszymi drzwiami, niestety przez grobową ciemność nie mogłam odczytać kto zamieszkuję ten pokój, ale coś mi mówiło, żebym nie wchodziła tam. Minęłam kolejne pokoje, aż wreszcie stanęłam przed jednym z pokojów, na które wpadało światło księżyca przez okno. Chwyciłam ostrożnie za klamkę, próbując nie robić jak największego hałasu udało mi się wejść do pokoju, gdyż drzwi nie były zamknięte. Jeśli by były, pewnie dalej szukałabym łóżka na jedną noc, a raczej kilka godzin bo za niedługo będzie świtało. Zamknęłam za sobą brązowe drzwi tak samo po cichu jak je otworzyłam i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Panowała jeszcze ciemniejsza ciemność, ktoś najwyraźniej tu nie lubił gdy promienie wpadały do pokoju i zasłonił okna ciemnymi roletami. Robiąc kilka kroków w przód wlazłam w coś miękkiego, na pewno to musiało być ubranie. Lubiący ciemność i bałaganiarz się znalazł, ciekawie no nie powiem. Po raz kolejny ziewnęłam i przypomniawszy sobie cel mojej wędrówki udałam się w kierunku otwartych drzwi sypialni. Przykucnęłam przy łóżku, na której spała sobie postać. Gdy tak przez chwilę się na nią patrzyłam wyglądała jakby wcale, a wcale nie oddychała. Pogłaskałam czerwone włosy, które rozlewały się na poduszczę. Tak słodko osóbka spała, nie świadoma tego, że zaraz się położę obok niej. Chwilę później nadal opatulona w ręcznik, w rozpuszczonych włosach leżałam obok chłopaka wtulona w jego plecy. Ciekawi mnie jego reakcja rano. Będzie się cieszył widząc dziewczynę w ręczniku, która tak znikąd się pojawiła czy może raczej się wystraszy. Jakoś nie będę niczego obstawiać, no bo nie znam tego człowieka. A jednak śpię z nim w jednym łóżku. Przymknęłam wreszcie oczy i wydukałam szybko "Dobranoc". Jakoś tak wyszło, że oplotłam ręce wokół klatki piersiowej chłopaka, który po części robił mi za poduchę.
Od Haruki - C.D Azusy
- Tak...Nie...Może! - mruknąłem po czym przestałem zaciskać dłonie na jego szyi przesuwając się w stronę ściany - Co za człowiek - wymruczałem pod nosem, wpatrując się jak chłopak podnosi się to siadu, rozmasowując sobie szyję
Na chwilę przenosząc wzrok na mebel obok siebie zacząłem badawczo rozglądać się po mieszkaniu. Niczym specjalnie się nie wyróżniało, mieszkanie jak każde mieszkanie w tym ośrodku. Duże jedno okno z ładnym widoczkiem, a obok niego dwa małe. Spojrzałem ze smutną miną w stronę lodówki, w której nie znalazłem tego czego szukałem. Kilka blatów, a na jednym z nich stała mikrofalówka z której unosił się dym. Nie mówcie, że ten nowy typek już coś rozwalił.
- A masz może ... - miałem się obrócić w stronę właściciela lokalu, gdy już lekko się obróciłem napotkałem jego twarz centralnie przed moją - ... sok - wydukałem zaskoczony jego zachowaniem
- Nie - tak z dupy jego mina całkowicie się zmieniła
No dobra, może by teraz tak się szybko ulotnić i znaleźć kolejną ofiarę, której skradnę mleko bo nic tu po mnie jak koleś nie ma.
- Właściwie może NIE zauważyłeś, ale mikrofalówka ci dymi - och, tak! wreszcie dał mi swobody i popędził w stronę urządzenia
Kliknął przycisk otwierania i dym z środka poleciał prosto na jego twarz. Korzystając z jego nie uwagi zacząłem posuwać się przy ścianie w stronę drzwi, po drodze prawie wywalając się o coś, na co nie miałem okazji spojrzeć. Odwróciłem się by sprawdzić czy ten nadal jest zajęty zabawą z mikrofalówką, a no był. Wyszedłem z jego pokoju i pląsając się po niższych korytarzach natrafiłem na kolejne drzwi jakieś Alfy. Zapukałem i czekałem, aż raczy mi ktoś otworzyć. W drzwiach ukazała się trochę niższa ode mnie blondynka. Przez chwilę próbowałem skontaktować skąd ją znam, ale nie musiałem długo się zastanawiać.
- H-hej Misaki - wydukałem
Dziewczyna wpatrywała się we mnie jak w ducha, a w momencie gdy uciekłem jej z widoku zatrzasnęła drzwi. Jednak ponowne spotkanie było nam pisane, to takie po prostu uroczę. Oparłem się o jedne drzwi by móc pozbierać myśli. Wstyd mi za siebie, naprawdę wstyd. Wszystko by było cacy, gdyby ktoś nie musiał otworzyć drzwi o które się opierałem i wleciałem do pokoju, na moje nie szczęście, tego gościa, który ma fetysz na mikrofalówki.
<Azusa? Cacy normalnie>
Na chwilę przenosząc wzrok na mebel obok siebie zacząłem badawczo rozglądać się po mieszkaniu. Niczym specjalnie się nie wyróżniało, mieszkanie jak każde mieszkanie w tym ośrodku. Duże jedno okno z ładnym widoczkiem, a obok niego dwa małe. Spojrzałem ze smutną miną w stronę lodówki, w której nie znalazłem tego czego szukałem. Kilka blatów, a na jednym z nich stała mikrofalówka z której unosił się dym. Nie mówcie, że ten nowy typek już coś rozwalił.
- A masz może ... - miałem się obrócić w stronę właściciela lokalu, gdy już lekko się obróciłem napotkałem jego twarz centralnie przed moją - ... sok - wydukałem zaskoczony jego zachowaniem
- Nie - tak z dupy jego mina całkowicie się zmieniła
No dobra, może by teraz tak się szybko ulotnić i znaleźć kolejną ofiarę, której skradnę mleko bo nic tu po mnie jak koleś nie ma.
- Właściwie może NIE zauważyłeś, ale mikrofalówka ci dymi - och, tak! wreszcie dał mi swobody i popędził w stronę urządzenia
Kliknął przycisk otwierania i dym z środka poleciał prosto na jego twarz. Korzystając z jego nie uwagi zacząłem posuwać się przy ścianie w stronę drzwi, po drodze prawie wywalając się o coś, na co nie miałem okazji spojrzeć. Odwróciłem się by sprawdzić czy ten nadal jest zajęty zabawą z mikrofalówką, a no był. Wyszedłem z jego pokoju i pląsając się po niższych korytarzach natrafiłem na kolejne drzwi jakieś Alfy. Zapukałem i czekałem, aż raczy mi ktoś otworzyć. W drzwiach ukazała się trochę niższa ode mnie blondynka. Przez chwilę próbowałem skontaktować skąd ją znam, ale nie musiałem długo się zastanawiać.
- H-hej Misaki - wydukałem
Dziewczyna wpatrywała się we mnie jak w ducha, a w momencie gdy uciekłem jej z widoku zatrzasnęła drzwi. Jednak ponowne spotkanie było nam pisane, to takie po prostu uroczę. Oparłem się o jedne drzwi by móc pozbierać myśli. Wstyd mi za siebie, naprawdę wstyd. Wszystko by było cacy, gdyby ktoś nie musiał otworzyć drzwi o które się opierałem i wleciałem do pokoju, na moje nie szczęście, tego gościa, który ma fetysz na mikrofalówki.
<Azusa? Cacy normalnie>
Od Yuriko
Kiedy krzyki wreszcie umilkły, zrobiło się tak jakoś cicho. Jedynie dziwne charczenie, wydobywające się z ust mojej matki, która już lewie żywa leżała zakrwawiona na podłodze. Jeszcze przez chwilę dłubałam nożykiem w ciele ojca, aż moja nad wyraz ogarnięta mamusia, zorientowała się o co chodzi. Spojrzała na ciało swojego martwego męża z przerażeniem i krzyknęła dosyć głośno… no jak na jej stan. Prychnęłam po czym rzuciłam w jej stronę nożem, trafiając w klatkę piersiową. Ta uniosła się po czym z głośnym świśnięciem opadła, zapadając się jakby nienaturalnie. Czyli to tyle? Myślałam, że będzie to bardziej zabawne, mogłam tego jednak nie robić. Przesiedziałam tak jeszcze kilkanaście minut w ciszy, aż wreszcie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania. Głośne ‘’cześć’’ które miała oznajmiać przybycie brata, oraz jego kroki kiedy zmierzał do pokoju. Po chwili usłyszałam jedynie głuchy łoskot, spojrzałam kątem oka i zobaczyłam przerażonego brata który siedział teraz na ziemi. Uśmiechnęłam się do niego, po czym podpełzłam do niego zawieszając mu się na szyi.
- Tatuś znowu Cię obraził, zdenerwował mnie… a mama nie reagowała – powiedziałam jakby na swoje usprawiedliwienie głaszcząc go po główce
Nie wiedząc czemu, chłopak zaczął kręcić główką odsuwając się ode mnie. Podszedł do ciała matki i wyjął z jej piersi nóż, zakrywając sobie dłonią usta. Kiedy nóż upadł na podłogę i zaczęły na niego skapywać łzy mojego starszego brata, w ciszy podniosłam go z ziemi. Nie wiedziałam, że mój braciszek jest taki słaby… czułam jakby lekki… zawód? Nie, przecież to on zawsze bronił mnie przed dziećmi, które uważały mnie za dziwną nie wiedząc czemu. Po prostu coś musiało się stać, ale co.
- Braciszku… - dotknęłam jego ramienia
- Nie dotykaj mnie! – uderzył mnie szybko wstając jednak po chwili się uspokoił, wyglądał jakby się czegoś bał – Czemu to zrobiłaś… Yuri.
- Już Ci powiedziałam – uśmiechnęłam się – Braciszku, ty mnie nigdy nie zostawisz prawda? Obiecujesz?
Przez chwilę jakby się zastanawiał, jednak ostatecznie przytaknął. Zaśmiałam się cicho kładąc zakrwawiony nóż na szafce. Po tym wszystkim, najzwyczajniej w świecie oznajmiłam, że idę spać. Chłopak nic na to nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w podłogę z nieobecnym wyrazem twarzy. Położyłam się w jego pokoju, mając nadzieję, że do mnie przyjdzie. Zasnęłam, jednak obudziłam się może po dziesięciu minutach, słysząc głośny trzask drzwi. Zerwałam się z łóżka przestraszona, wzięłam szybko nożyk i wybiegłam z domu zaczynając płakać. Czemu on wyszedł? Przecież mówił, że mnie nie zostawi! A może zwyczajnie poszedł na zakupy, ale zorganizować pogrzeb rodzicom? Przecież tak się postępuję z tymi, którzy umarli. Przez jakąś godzinę, błądziłam po ciemnych uliczkach miasta, w poszukiwaniu mojego starszego brata. Kiedy wreszcie mi się to udało, walił pięścią w ścianę jakiegoś budynku. Ze zdartej skóry, skapywała krew.
- Braciszku! Znalazłam Cię! – wykrzyknęłam uradowana jednak kiedy zobaczyłam jego zaczerwienione oczy, na chwilę się zatrzymałam
- Odejdź! Już Ci mówiłem! – podniósł z ziemi jakąś cegłę, po czym rzucił nią w moim kierunku
Oberwałam w ramię, jednak nawet nie drgnęłam. Zmrużyłam oczy, po czym zacisnęłam palce na małym uchwycie nożyka. Błyskawicznie znalazłam się obok mojego brata i wbiłam mu sztylet w udo. Chłopak krzyknął z bólu i upadł na ziemię, starając się zatrzymać krwawienie. Słabo to widzę, umiem trafić w dobre miejsce, tak łatwo tego nie zatamuje. Kiedy tak leżał i płaszczył się przede mną, uklękłam obok niego i złapałam go za włosy.
- Zapytam jeszcze raz, zostaniesz ze mną?
Zaczął energicznie potakiwać głową, a z oczu leciały mu łzy. Zaśmiałam się głośno po czym poderżnęłam mu gardło.
- Tatuś znowu Cię obraził, zdenerwował mnie… a mama nie reagowała – powiedziałam jakby na swoje usprawiedliwienie głaszcząc go po główce
Nie wiedząc czemu, chłopak zaczął kręcić główką odsuwając się ode mnie. Podszedł do ciała matki i wyjął z jej piersi nóż, zakrywając sobie dłonią usta. Kiedy nóż upadł na podłogę i zaczęły na niego skapywać łzy mojego starszego brata, w ciszy podniosłam go z ziemi. Nie wiedziałam, że mój braciszek jest taki słaby… czułam jakby lekki… zawód? Nie, przecież to on zawsze bronił mnie przed dziećmi, które uważały mnie za dziwną nie wiedząc czemu. Po prostu coś musiało się stać, ale co.
- Braciszku… - dotknęłam jego ramienia
- Nie dotykaj mnie! – uderzył mnie szybko wstając jednak po chwili się uspokoił, wyglądał jakby się czegoś bał – Czemu to zrobiłaś… Yuri.
- Już Ci powiedziałam – uśmiechnęłam się – Braciszku, ty mnie nigdy nie zostawisz prawda? Obiecujesz?
Przez chwilę jakby się zastanawiał, jednak ostatecznie przytaknął. Zaśmiałam się cicho kładąc zakrwawiony nóż na szafce. Po tym wszystkim, najzwyczajniej w świecie oznajmiłam, że idę spać. Chłopak nic na to nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w podłogę z nieobecnym wyrazem twarzy. Położyłam się w jego pokoju, mając nadzieję, że do mnie przyjdzie. Zasnęłam, jednak obudziłam się może po dziesięciu minutach, słysząc głośny trzask drzwi. Zerwałam się z łóżka przestraszona, wzięłam szybko nożyk i wybiegłam z domu zaczynając płakać. Czemu on wyszedł? Przecież mówił, że mnie nie zostawi! A może zwyczajnie poszedł na zakupy, ale zorganizować pogrzeb rodzicom? Przecież tak się postępuję z tymi, którzy umarli. Przez jakąś godzinę, błądziłam po ciemnych uliczkach miasta, w poszukiwaniu mojego starszego brata. Kiedy wreszcie mi się to udało, walił pięścią w ścianę jakiegoś budynku. Ze zdartej skóry, skapywała krew.
- Braciszku! Znalazłam Cię! – wykrzyknęłam uradowana jednak kiedy zobaczyłam jego zaczerwienione oczy, na chwilę się zatrzymałam
- Odejdź! Już Ci mówiłem! – podniósł z ziemi jakąś cegłę, po czym rzucił nią w moim kierunku
Oberwałam w ramię, jednak nawet nie drgnęłam. Zmrużyłam oczy, po czym zacisnęłam palce na małym uchwycie nożyka. Błyskawicznie znalazłam się obok mojego brata i wbiłam mu sztylet w udo. Chłopak krzyknął z bólu i upadł na ziemię, starając się zatrzymać krwawienie. Słabo to widzę, umiem trafić w dobre miejsce, tak łatwo tego nie zatamuje. Kiedy tak leżał i płaszczył się przede mną, uklękłam obok niego i złapałam go za włosy.
- Zapytam jeszcze raz, zostaniesz ze mną?
Zaczął energicznie potakiwać głową, a z oczu leciały mu łzy. Zaśmiałam się głośno po czym poderżnęłam mu gardło.
To wszystko było już tak dawno temu, tak dawno... że nie do końca pamiętałam już twarze moich rodziców. A może po prostu nie chciałam pamiętać? To by było bardziej możliwe. Bo w sumie, w ciągu 6 miesięcy ciężko jest chyba zapomnieć twarze własnych rodziców. No w każdym bądź razie, trzeba być mną. Siedziałam tak na łóżku, tuląc do siebie czaszkę swojego brata. Ci ludzie, którzy tutaj mnie przyprowadzili, chcieli mi ją zabrać ale im nie pozwoliłam. Ostatecznie mogłam ją tutaj zatrzymać i dobrze, bo bez niej bym się zabiła. Zawinęłam ją w kawałek pokrwawionej szmatki [to w nią zawinęłam głowę, kiedy była świeżo po odcięciu] i wsadziłam na dno drewnianej skrzynki. Raczej nikomu nie chciałoby się wywalać tony ubrań, żeby dotrzeć do czaszki. Zresztą i tak nikt nie wiedział, że mam tą czaszkę. No za wyjątkiem ich... ale oni tutaj nie przyjdą. Kiedy zamknęłam już skrzynkę na kluczyk, który wsadziłam sobie do stanika [kto go wyjmie? hehehe] wyszłam z mieszkanka, z szerokim uśmiechem na twarzy. Co prawda nie byłam aż tak obeznana w tym miejscu, więc nie zamierzałam się zbytnio oddalać od budynku w którym teraz mieszkałam. Kiedy tylko wyszłam z klatki, zobaczyłam czarnego kruka, siedzącego na drzewie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, tak że aż mnie za szczypały policzki po czym rzuciłam w jego skrzydło nożykiem. Zwierze żałośnie zakraczało i upadło na trawę. W malutkim podskoku znalazłam się tuż obok niego, cicho chichocząc.
- Biedactwo, pozwól, że Ci... pomogę! - zaśmiałam się wyciągając z jego skrzydła nóż i wbijając go kilkakrotnie w to samo skrzydło.
Już miałam zacząć uszkadzać drugie skrzydło ptaka, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Wykrzywiłam lekko się z bólu i obrzuciłam tą osobę nienawistnym spojrzeniem, wypuszczając z ręki sztylecik.
(Ktoś? ;3)
Subskrybuj:
Posty (Atom)