Te wszystkie zachowania Mary wprawiały mnie jedynie w ogłupienie, powoli przestawałem ją już rozumieć. Teraz już nawet zdawało się, że nie ma jakiejś szczególnej urazy do mnie. Chociaż to i tak było moje głupie wyobrażenie, bo w istocie ona nadal nie ma do mnie zaufania po tym co się stało. Pomyślałbym, że szuka teraz wrażeń z Madarą w celu odreagowania tego wszystkiego. Z pokoju obok dochodziły tylko śmiechy i chichy dziewczyny, oraz ciche warkoty kota. Westchnąłem tylko kręcąc głową i przeczesując palcami swoje gęste, blond włosy, nic tu po mnie. Bez żadnego słowa ubrałem się i wyszedłem, jak najciszej zamykając drzwi, chcę pobyć sam. Źle się z tym wszystkim czuję, chyba jak na razie starczy mi tego towarzystwa, zarówno jej jak i innych osób. Kiedy tylko znalazłem się przed budynkiem, kopnąłem topniejącą już kupkę śniegu. Zima minęła szybciej niż możno by było sobie wyobrazić, zdecydowanie za szybko. Promienie wschodzącego słońca oświetliły te resztki śniegu które w pewien sposób zaczęły migotać, jednak średnio mnie to obchodziło. Właściwie w ogóle... Wsadzając ręce w kieszeń ruszyłem, mijając kilka osób bez słowa. Nawet nie wiedziałem kto to był, nie obchodzili mnie. Zatrzymałem się dopiero wtedy, kiedy usłyszałem swoje imię. Odwróciłem się niechętnie i kiedy zobaczyłem Vanillę przybrałem ponury wyraz twarzy. Pani Kapitan... a raczej była Pani Kapitan, coś tam obiło mi się o uszy, że zostaję przenoszony z tamtej drużyny, tylko ja. Nic dziwnego, zawsze byłem tam takim jakby... piątym kołem u wozu, chociaż była nas tylko czwórka. Ale wracając, Vanilla zaczęła szybką rozmowę, taka trochę na siłę powiedziałbym... Tylko przytakiwałem więc szybko się poddała, powiedziała że gdzieś się spieszy a następnie odbiegła. Przez chwilę jeszcze stałem jak kołek, patrząc się w pustą przestrzeń. Co ja w ogólę robię ze swoim życiem, mogłem się wpierw zastanowić. A teraz tylko się nad sobą użalam, jak ostatnia sierota. Co mi właściwie da to, że wymknąłem się z domu i się szwędam? Ochłonę na chwilę bo gdy tylko wrócę zaraz znowu zaczną się problemy, a dlaczego? Ponieważ niczego z nią nie załatwiłem. Co z tego, że zrobiłem kolację i kilka innych drobnostek? Nadal z nią nie porozmawiałem, tak na poważnie. Dałoby się zrobić, gdybym tylko jeszcze potrafił poprowadzić taką rozmowę. Zaraz zacząłbym się jąkać albo czuć niepewnie, po prostu zabrakłoby mi języka w gębie... Ostatecznie jednak zebrałem się w sobie i postanowiłem wrócić, pomimo faktu iż byłem mało przekonany co do tego. Z powrotem w swoim apartamencie znalazłem się po jakichś dziesięciu, piętnastu minutach. Mary nadal się śmiała a Madara miauczał to dobrze, nie zauważyli mojej nieobecności. Chociaż z drugiej strony, było to trochę przykre. Rozebrałem się i odczekałem chwilę, wchodząc do pokoju. Oj biedny, zmolestowany Madara. Podszedłem do nich i jakoś go uratowałem, zabierając go dziewczynie. Kot od razu usiadł na moim ramieniu, mrużąc swoje oczy.
- Oddawaj go idioto! - Mary uderzyła mnie w klatkę piersiową, chyba była już lekko wstawiona...
- Nie, ponieważ zachowujesz się jak małe dziecko, dokuczasz mu...
- Jesteś okropny!
- Co ci na to poradzę? - westchnąłem spuszczając głowę - Chciałem z Tobą porozmawiać, jednak nie jesteś chyba w stanie.
- Jestem!
Pchnąłem ją lekko ręką a ta od razu straciła równowagę i poleciała na białą pufę. Nie ma nawet południa a ta już podpita... żałosne i ona jeszcze mówi, że jest w stanie coś zrobić. Żeby się przypadkiem nie zdziwiła, pokręciłem głową zrezygnowany, naprawdę jest nieznośna. Podniosła się z trudem, obdarowując mnie morderczym spojrzeniem no co za dziewczyna. Westchnąłem głośno cofając się krok do tyłu.
- Szczerze powiedziawszy, po tym wszystkim czuję się troszkę dziwnie będąc z Tobą na takich relacjach...
- Oczekujesz czegoś?
- W pewnym sensie...
W tym momencie blondynka wybuchnęła głośnym śmiechem, zginając się w pół. Uniosłem brwi wpatrując się w to niecodzienne jak dla mnie zjawisko. Otarła niewidzialną łezkę prostując się i zarzucając długimi włosami do tyłu.
- Może chcesz mi powiedzieć, że mamy być teraz razem? - zaśmiała się znowu.
- Tego nie powiedziałem - spojrzałem na nią niepewnie, teraz to ona już coś kręci.
- No w sumie przespałeś się ze mną... może nawet coś z tego wyniknie w najbliższym czasie? Dlaczego nie masz ponieść "konsekwencji"? - zamyśliła się.
Podbiegłem do niej i zakryłem jej usta dłonią, pisnęła kiedy wywróciłem ją znowu na pufę.
- Mary... ty już nie pij...
(Mary?)