Wszedłem do pomieszczenia, ciekawość nie dała za wygraną. Rozejrzałem
się, zauważyłem dziewczynę. Od razu w oczy rzuciły mi się jej długie
niebieskie włosy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. Niezbyt mi
to spasowało.
- Przepraszam, ale chyba się zgubiłem - zacząłem. Rzadko kiedy mi się
zdarza zgubić, ale cóż... Może moja orientacja w terenie nie jest, aż
tak dobra? Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem nieco bliżej do
dziewczyny.
- Naprawdę? Chciałbyś gdzieś dojść? Może będę w stanie pomóc... - Odwróciła się do mnie i mocniej złapała za książkę.
- Właściwie to włóczyłem się bez celu i tak nagle... Znalazłem się w
miejscu, którego nie znam. - Pocierałem przez chwilę ręce o siebie, na
dworze było stosunkowo chłodno. Po zakończeniu tej czynności,
wyciągnąłem w jej stronę dłoń. - Nazywam się Ukyo, a ty?
- Nanami. - Delikatnie uścisnęła moją dłoń.
Cofnąłem rękę i znów rozejrzałem się po pokoju. Chciałaby mi pomóc,
chociaż może tak tylko powiedziała by nie wyjść na chamską. Wydawała się
ciekawą postacią, jak z resztą każdy tutaj. Nastała niezręczna cisza,
chyba nie umiem jeszcze rozmawiać z innymi. To naprawdę bardzo trudna
umiejętność, w szczególności, że nie chce się przypadkiem urazić swojego
rozmówcy. Reiko nie zdążyła mnie tego nauczyć, chociaż możliwe jest, że
po prostu zapomniałem jak to zrobić.
- Wiesz jak dotrzeć do centrum Rimear Center?
- Wychodzisz z tego budynku i praktycznie cały czas idziesz prosto.
- Dałabyś się zaprosić na jakąś czekoladę, Nanami?
Przytaknęła głową. Prawdopodobnie nudziło się jej tutaj, a ja po prostu
mogę jej pomóc pozbyć się tej nudy. Zniknęła mi na chwilę z oczu. Ubrała
się cieplej i wyszliśmy z budynku. Przez pewien czas to ona prowadziła,
dopóty dopóki sam się nie odnalazłem w otoczeniu. Z kieszeni
wyciągnąłem portfel. Powinno mi starczyć za siebie jak i za Nanami.
Dziewczyna wydaje się być cicha i spokojna, ale tak naprawdę to może być
chwilowe. E końcu wątpię by ktoś wychodził z jedną twarzą do innych.
Chwilę później trafiliśmy do właściwego lokalu. Zajęliśmy wolny stolik i
zamówiliśmy ciepłą czekoladę. Dopiero teraz zauważyłem jej kocie uszka.
Ciekawe jakie są w dotyku. Nie wypada jednak teraz o to pytać.
- Nanami, wybacz, że zapytam. Skąd masz kocie uszka?
Nanami?
środa, 1 lipca 2015
Od Ukyo - C.D Artis
Wyszedłem w końcu z budynku, w którym mieszkała Artis. Dwie godziny to
nie tak dużo, chociaż pewnie nie znajdę sobie jakiegoś zajęcia.
Westchnąłem i przyspieszyłem kroku. Niebawem znalazłem się u siebie, w
końcu nie mieszkam tak daleko od Is. Rozejrzałem się po mieszkaniu.
Ściągnąłem buty i ruszyłem do kuchni. Na blacie leżała butelka po
niebieskawym napoju. Podciągnąłem rękawy koszulki i wziąłem się za
umycie naczynia. Po skończeniu tej czynności, poszedłem do łazienki i
wskoczyłem pod prysznic, odkręciłem kurek. Myślami wracałem do słów
przyjaciółki. Z tego co zrozumiałem, to stawiam ją w kłopotliwych
sytuacjach. Może powinienem ją za to przeprosić? Byłem na nią
zdenerwowany za coś, co było z mojej winy. Zrobiło mi się trochę głupio.
Zakręciłem wodę. Przetarłem dłońmi całą twarz i chwyciłem za ręcznik.
Dokładnie się wytarłem. Czyściutki i pachnący... Ubrałem się i wyszedłem
z pomieszczenia. Jeszcze godzina, co bym mógł teraz robić. Na stoliku
pojawił się Stoaty. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na zwierzaka. Hm...
W sumie, gdyby nie on nie zagadałbym do Artis. Chyba będę musiał mu
znaleźć coś dużego do jedzenia, taki z niego łakomczuszek. Gronostaj
przeskoczył na miejsce obok mnie. Zacząłem trącać go ręką. Dawno się z
nim nie bawiłem. Machając ręką przy nim, próbowałem nie dać się złapać
ząbkom zwierzaka.
Dłuższą chwilę później zacząłem się zbierać do wyjścia. Upewniłem się czy wszystko mam ze sobą i wyszedłem z mieszkania. Zmierzałem w kierunku parku, a dokładniej kawiarni. Mam nadzieję, że nie należy do tych, które spóźnienia uważają za tradycję. Rozejrzałem się wokoło, dostrzegłem niedaleko Artis. Poczekałem na nią przed wejściem do lokalu. Przywitaliśmy się i razem weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsca przy oknie. Jak zawsze kawiarenka tętniła życiem. Obsługa plątała się między przychodzącymi i wychodzącymi klientami. Spojrzałem na moją towarzyszkę.
- Jakie chciałabyś ciasto? - zapytałem. - Nie musisz się ograniczać, zapłacę także za ciebie. Raczej tak wypada zrobić, kiedy kogoś się zaprasza. - Uśmiechnąłem się do niej lekko. - Ja wezmę wuzetkę.
- Ja poproszę ciasto marchewkowe. - Odwzajemniła uśmiech.
Chwilę później przyszła do nas klientka, złożyliśmy zamówienie. Na razie trwała cisza, nie bardzo wiedziałem co mógłbym powiedzieć.
- Um... - zacząłem nie pewnie. - Ostatnio robi się coraz chłodniej, prawda? W końcu idzie zima.
- Tak. Za niedługo z pewnością spadnie śnieg...
Troszeczkę później dotarły do nas zamówione ciasta. Złapałem za widelczyka i odkroiłem sobie mniejszy kawałeczek. Podparłem głowę o rękę i uśmiechnąłem się szerzej jak wcześniej.
- Mówiono mi, że jedzenie zbliża ludzi... Jeszcze, że lepiej smakuje z przyjaciółmi. Szczerze mówiąc, to dla mnie smakuje tak jak zawsze. Towarzystwo raczej nie ma znaczenia... - Przerwałem by sobie westchnąć. - Przepraszam, nie powinienem.
- Nie rozumiem, za co znowu przepraszasz?
- Tym razem za to co stało się u ciebie w apartamencie zanim wyszedłem. Nie wiedziałem, że przebywanie ze mną sprawia ci kłopot, dlatego, że jestem spoza rodziny. Hm, hmy... - Podrapałem się po głowie. - Może czas to zmienić? Jeśli stanę się częścią twojej rodziny... Moje towarzystwo będzie mniej kłopotliwe?
Wyprostowałem się na siedzeniu. Złożyłem rączki i przekrzywiłem głowę nieco na bok.
- Myślę, że już na to czas. Jeśli mogę, to chciałbym zostać... Psem? Chyba w tej roli odnajdę się najlepiej. W końcu żaden problem słuchać swojej pańci, no nie?
Artis?
Dłuższą chwilę później zacząłem się zbierać do wyjścia. Upewniłem się czy wszystko mam ze sobą i wyszedłem z mieszkania. Zmierzałem w kierunku parku, a dokładniej kawiarni. Mam nadzieję, że nie należy do tych, które spóźnienia uważają za tradycję. Rozejrzałem się wokoło, dostrzegłem niedaleko Artis. Poczekałem na nią przed wejściem do lokalu. Przywitaliśmy się i razem weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsca przy oknie. Jak zawsze kawiarenka tętniła życiem. Obsługa plątała się między przychodzącymi i wychodzącymi klientami. Spojrzałem na moją towarzyszkę.
- Jakie chciałabyś ciasto? - zapytałem. - Nie musisz się ograniczać, zapłacę także za ciebie. Raczej tak wypada zrobić, kiedy kogoś się zaprasza. - Uśmiechnąłem się do niej lekko. - Ja wezmę wuzetkę.
- Ja poproszę ciasto marchewkowe. - Odwzajemniła uśmiech.
Chwilę później przyszła do nas klientka, złożyliśmy zamówienie. Na razie trwała cisza, nie bardzo wiedziałem co mógłbym powiedzieć.
- Um... - zacząłem nie pewnie. - Ostatnio robi się coraz chłodniej, prawda? W końcu idzie zima.
- Tak. Za niedługo z pewnością spadnie śnieg...
Troszeczkę później dotarły do nas zamówione ciasta. Złapałem za widelczyka i odkroiłem sobie mniejszy kawałeczek. Podparłem głowę o rękę i uśmiechnąłem się szerzej jak wcześniej.
- Mówiono mi, że jedzenie zbliża ludzi... Jeszcze, że lepiej smakuje z przyjaciółmi. Szczerze mówiąc, to dla mnie smakuje tak jak zawsze. Towarzystwo raczej nie ma znaczenia... - Przerwałem by sobie westchnąć. - Przepraszam, nie powinienem.
- Nie rozumiem, za co znowu przepraszasz?
- Tym razem za to co stało się u ciebie w apartamencie zanim wyszedłem. Nie wiedziałem, że przebywanie ze mną sprawia ci kłopot, dlatego, że jestem spoza rodziny. Hm, hmy... - Podrapałem się po głowie. - Może czas to zmienić? Jeśli stanę się częścią twojej rodziny... Moje towarzystwo będzie mniej kłopotliwe?
Wyprostowałem się na siedzeniu. Złożyłem rączki i przekrzywiłem głowę nieco na bok.
- Myślę, że już na to czas. Jeśli mogę, to chciałbym zostać... Psem? Chyba w tej roli odnajdę się najlepiej. W końcu żaden problem słuchać swojej pańci, no nie?
Artis?
Od Takako
Ciemność, po której zaraz nastąpiło oślepiające białe światło.
Wszystkimi komórkami ciała czułam jak budzę się z powrotem do życia, a
mój umysł znów zaczął powoli pracować. Spróbowałam otworzyć powieki i
poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Z ledwością zdołałam usiąść
delikatnie rozciągając przy tym wszystkie mięśnie. Złapałam się za głowę
próbując przypomnieć sobie co się stało. Jak zza mgły widziałam
wydarzenia z ostatnich... 12 godzin? Mniejsza. Powoli zaczęłam
przypominać sobie chwilę jak mnie złapali, rozmowę z generałem, walkę,
ucieczkę, a raczej jej nieudaną próbę i w końcu moment, w którym się
obudziłam. Dużo się ostatnio wydarzyło co wcale nie oznacza, że władza
nie mieła ze mną problemów... Uśmiechnęłam się kpiąco pod nosem na samo
wspomnienie tego wszystkiego. Po tym co się stało już dawno powinni mnie
zabić, a nie szpikować środkami nasennymi.
- Kochany wujaszek - mruknęłam ironicznie - Zawsze tak samo martwił się o swoją bratanicę!
Splunęłam na podłogę. Widocznie tak bardzo chcieli mi uprzykrzyć życie, że postanowili mi je darować. Zasrana rodzinka.. większość martwa, ale i tak nie zasługują na szacunek pośmiertny. Wszyscy byli tacy sami. Nawet on się zmienił, dodałam w myślach i na samą myśl o brunecie zachciało mi się płakać.
***
Zakręciłam prysznic i owinięta białym ręcznikiem wyszłam na zimne, jasno-błękitne kafelki. Po doprowadzeniu się do ładu, co zajęło mi dosłownie chwilkę wyszłam z łazienki w pastelowej sukience podkreślającej zmysłowo wszystkie atuty mojego ciała. Jak na mój styl była odpowiednio zadziorna, a jednocześnie w miarę nie porównując mnie do dzi*ki spod latarni. Podeszłam w stronę kalendarza odręcznie skreślając kolejny dzień. Westchnęłam, nadal nie przyzwyczaiłam się do życia tutaj. Ta szklana pułapka ograniczała ograniczała moje możliwości, ale kto powiedział, że nie należy próbować?
Skierowałam się w stronę balkonu. Dziś zdecydowanie nie miałam ochoty spacerować tymi samymi korytarzami, w końcu będę miała jeszcze okazję. Zamykając za sobą porządnie drzwi zeskoczyłam kocim ruchem na balkon w dół i w ten oto sposób wylądowałam spokojnie na ziemi. Przymknęłam powieki wdychając ze świstem świeże, poranne powietrze. Co jak co, ale to był jak na razie jedyny plus tego ośrodka - nie to co w dymiącym, wypełnionym po pęczki mieście. Ruszyłam swobodnym krokiem do barierek i oparłam się rękoma o poręcze zdając sobie sprawę, iż dwa metry dalej stoi wysoki, biało-włosy chłopak. Nim minęło pół minuty poczułam jego spojrzenie na sobie, lecz nie odwróciłam się. Widziałam go kątem oka, ale po chwili usłyszałam wydobywający się z jego gardła, aksamitny głos.
-...-
<Jakiś białowłosy mężczyzna? c; P.S: Przepraszam za moje nędzne wypociny, nigdy tak nie piszę ;-;>
- Kochany wujaszek - mruknęłam ironicznie - Zawsze tak samo martwił się o swoją bratanicę!
Splunęłam na podłogę. Widocznie tak bardzo chcieli mi uprzykrzyć życie, że postanowili mi je darować. Zasrana rodzinka.. większość martwa, ale i tak nie zasługują na szacunek pośmiertny. Wszyscy byli tacy sami. Nawet on się zmienił, dodałam w myślach i na samą myśl o brunecie zachciało mi się płakać.
***
Zakręciłam prysznic i owinięta białym ręcznikiem wyszłam na zimne, jasno-błękitne kafelki. Po doprowadzeniu się do ładu, co zajęło mi dosłownie chwilkę wyszłam z łazienki w pastelowej sukience podkreślającej zmysłowo wszystkie atuty mojego ciała. Jak na mój styl była odpowiednio zadziorna, a jednocześnie w miarę nie porównując mnie do dzi*ki spod latarni. Podeszłam w stronę kalendarza odręcznie skreślając kolejny dzień. Westchnęłam, nadal nie przyzwyczaiłam się do życia tutaj. Ta szklana pułapka ograniczała ograniczała moje możliwości, ale kto powiedział, że nie należy próbować?
Skierowałam się w stronę balkonu. Dziś zdecydowanie nie miałam ochoty spacerować tymi samymi korytarzami, w końcu będę miała jeszcze okazję. Zamykając za sobą porządnie drzwi zeskoczyłam kocim ruchem na balkon w dół i w ten oto sposób wylądowałam spokojnie na ziemi. Przymknęłam powieki wdychając ze świstem świeże, poranne powietrze. Co jak co, ale to był jak na razie jedyny plus tego ośrodka - nie to co w dymiącym, wypełnionym po pęczki mieście. Ruszyłam swobodnym krokiem do barierek i oparłam się rękoma o poręcze zdając sobie sprawę, iż dwa metry dalej stoi wysoki, biało-włosy chłopak. Nim minęło pół minuty poczułam jego spojrzenie na sobie, lecz nie odwróciłam się. Widziałam go kątem oka, ale po chwili usłyszałam wydobywający się z jego gardła, aksamitny głos.
-...-
<Jakiś białowłosy mężczyzna? c; P.S: Przepraszam za moje nędzne wypociny, nigdy tak nie piszę ;-;>
Od Chiyo - C.D Conora
Uśmiechnęłam się zadziornie w jego
kierunku trzymając splecione dłonie za sobą. Pochyliłam się
nieco do przodu chcąc być bliżej niego i skierowałam oczka w
jego.
- Ja bym zrobiła coś dziwnego, ale
zmienisz o mnie zdanie.. Bardzo szybko – odpowiedziałam wesoło -
„Dowiesz się w swoim czasie” - cmoknęłam w jego kierunku z
głupkowatym chichotem – A teraz może pójdziemy w tamą
stronę? - zaproponowałam wskazując paluszkiem na lewo. Nie miał
za bardzo wyboru, bo i tak, gdy się zastanawiał, nie czekając
dłużej złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie. Nie
będę czekała na żadną litość, trzeba brać sprawy we własne
ręce, jeżeli chce się do czegoś dojść. Przygryzłam wargę,
czując jak delikatnie złapał mnie za kilka palców –
niczym małe zagubione dziecko. Postanowiłam zniszczyć tę piękną
chwilę.
- Jak słodko.. - mruknęłam z
uśmieszkiem pod nosem – Tak jakby złapałeś mnie za rękę.
Skąd masz pewność, że nie wciągnę cię do jakiegoś zaułka i
nie zgwałcę? - zapytałam patrząc na niego przez ramię, gdy
zobaczyłam dziwny uśmiech, którego adresatem byłam ja, od
razu wystawiłam język. Pociągnęłam go nieco mocniej, o właśnie!
Po poprzednim pomyśle nie było już śladu, a za to pojawił się
nowy, lepszy! Odwróciłam się do niego wyrywając rękę z
uścisku i uśmiechnęłam szeroko.
- A może chciałbyś pójść
poćwiczyć Arcanę? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
Przekręciłam dodatkowo głowę świdrując go wzrokiem. Patrzył
tak jakby nie usłyszał tego co powiedziałam, nie chciało mi się
tego powtarzać, ale trzeba było. Więc, gdy już otworzyłam usta
on się odezwał:
- Jest tu takie „pole” do
walki ? - zapytał Conor z zaciekawieniem – Chętnie bym się
rozruszał - przycisnął kostki w dłoniach, tak żeby
zatrzeszczały. Ukazałam me białe ząbki w szerokim uśmiechu i
odwróciłam się do niego tyłem. Ruszyłam z miejsca dość
szybkim krokiem, po chwili usłyszałam jak idzie za mną. [...]
Piętnaście minut później staliśmy już na mini arenie,
jako tako przygotowani na trening.
- Ale nie płaczemy jak będzie
bolało, prawda? - zapytałam podchodząc bliżej do chłopaka.
Uśmiechnął się tylko do mnie i kiwnął głową. No więc
zaczęliśmy. Oczywiście nasz stan doglądali cały czas naukowcy.
Wyszeptałam imię mojego młota, czekałam pół sekundy, aż
pojawi mi się w prawej dłoni. Pokazałam ząbki po raz kolejny w
przeciągu godziny i ruszyłam powolutku w jego kierunku. Trzeba
było wymyślić coś, co będzie pasowało mi i jemu.. Heeee..Mój
piękny niecny umysł, jak ja go kocham. Podeszłam bliżej
przesuwając palcami po trzonie. Dotknęłam palcem torsu chłopaka
i podniosłam wzrok.
- Jeżeli ja wygram to ty stawiasz
„coś mocniejszego”, a jeżeli ty wygrasz to wtedy ja. Idziesz
na taki układ? Będziemy grali na zasadzie niewidzialnego dotyku,
to znaczy, że – i w tym czasie wykonałam szybki ruch młotem
przykładając go do głowy chłopaka, ten prawie posmakował
tworzywa, z jakiego jest ów młot wykonany, jednak zostawiłam
jeszcze pół centymetra – Właśnie o to chodzi. Jeden,
zero – wystawiłam mu język i zrobiłam fiflaka do tyłu tym
samym oddalając się do tyłu – No chyba,że masz jeszcze jakieś
propozycje – zmrużyłam oczy – Wtedy walka będzie bardziej
zacięta
(Conor?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)