Więc mam się zgłosić do naukowców, nie ma sprawy. Ale czego chcą? Pewnie
jakieś badania lub zlecenie, ewentualnie pomóc im w zrobieniu czegoś,
czego sami nie potrafią albo im się nie chce.
Zostawiłam moją ukochaną kotkę na fotelu w pokoju dziennym, po czym
chciałam wyjść i zamknąć drzwi, ale poczułam, jak coś wchodzi mi na
nogi. Spojrzałam tam, a to była Yuki, która przyczepiła się do mnie
pazurkami. Tylko cicho miauknęła, ale zejść nie chciała. Widocznie tak
mnie polubiła, że nie chce mnie zostawiać. Jako że nie miałam serca
odebrać jej tej przyjemności zabrałam ją ze sobą i ponownie umieściłam
kotkę na ramieniu. Zamknęłam mieszkanie i poszłam ze Stefką do
naukowców. Po drodze dziewczyna zapytała:
- A twoje uszy... są prawdziwe?
Poruszyłam nimi, a następnie przytaknęłam. Wtedy zapytała, czy może ich dotknąć.
- Jasne... Czemu nie... - odpowiedziałam, po czym się trochę schyliłam,
aby było jej wygodniej. Poczułam, jak dotykała moich uszu, co było
przyjemne, więc zaczęłam mruczeć. Następnie przez chwilę mnie drapała za
jednym z nich, co także było bardzo przyjemne. Po chwili przestała i
poszłyśmy dalej.
Doszłyśmy do jednego z pomieszczeń, w którym podobno na mnie czekają.
- To ja na razie cię muszę zostawić... - powiedziała Stefka. - Do zobaczenia
- Do zobaczenia - odpowiedziałam.
Pomachałam jej na pożegnanie, po czym odeszła.
Otworzyłam drzwi do pokoju, ale tam nikogo nie było. Zamknęłam je
następnie i cicho miauknęłam - wtedy przyszedł jeden z naukowców.
- Witaj Nanami - powiedział.
- Dzień dobry... - niepewnie odpowiedziałam. - Czy w czymś mogę wam pomóc...?
- Dzisiaj nie nam, a ośrodkowi naukowemu, w którym powstałaś. Chodź, wszystko zaraz powiem.
Poszłam za nim, a naukowiec opowiadał wszystko. Chodziło o to, że
chcieli mnie przebadać i tak dalej - jednym słowem nuda, chociaż podobno
chcieli przy okazji sprawdzić moje umiejętności jeśli chodzi o
genetykę. Najciekawsza będzie podróż - miałam tam polecieć samolotem, co
pewnie tutaj jest rzadkością. W sumie samochodem czy pociągiem droga by
trochę zajęła - przynajmniej 4 godziny w jedną stronę, do tego korki...
Byłoby trochę długo. Pociągiem nie lepiej - 3 godziny nie licząc
opóźnień, chociaż i one się wdzierają w rozkład jazdy. Samolotem to
tylko problem z miejscem do lądowania i kosztami utrzymania, ponieważ
chcą mnie wysłać samolotem należącym do Rimear Center. Ale jak chcą...
Fundusze wykombinują.
Na lotnisko pojechaliśmy samochodem - przy mnie było dwóch ochroniarzy,
którzy mieli mnie pilnować. Wyglądali na sztywnych i tak jakby...
przestraszonych? Pewnie się mylę, ale co tam.
- Ładna dziś pogoda... - powiedziałam wyglądając przez okno pojazdu.
Jeden z nich tylko przytaknął. No nic, chyba mieli ciężki dzień. Jakieś
kilka minut później dojechaliśmy na lotnisko - tam przeszliśmy kontrolę
bezpieczeństwa, wielu krzywo na mnie patrzyło, jakby pierwszy raz
widzieli kogoś z kocimi uszami. Po kontroli usiedliśmy w hali odlotów i
czekaliśmy na samolot, który ponoć jeszcze nie jest gotowy. Po chwili
podeszła do mnie dziewczynka, która na oko miała około siedmiu lat.
Tylko poruszyłam swoimi uszkami, nic nie mówiłam. Wtedy dziewczynka
podeszła bliżej.
- Czy mogę dotknąć twoich kocich uszu? - zapytała patrząc mi błagalnie w
oczy. Wtedy niepewnie się nachyliłam, aby mogła to zrobić. Dotknęła
ich, co było dość przyjemne, ale musieliśmy już iść na samolot.
Wyszliśmy odpowiednią bramką na płytę lotniska i weszliśmy na pokład
zajmując miejsce i zapinając pasy. Wystartowaliśmy jakieś 5 minut
później.
Dolecieliśmy na miejsce – stamtąd poszliśmy prosto do ośrodka.
Przywitali mnie ci sami naukowcy, którzy robili mi badania kilka lat
temu. Uśmiechnęłam się lekko do nich, urozmaicali mi badaniami moje
nudne dzieciństwo. Po tym zrobili serię badań, po której jeszcze chwilę
porozmawialiśmy. Potrwało to jakieś 2 godziny, a po tym wróciliśmy do
ośrodka. Chciałam wrócić do apartamentu, ale na kogoś wpadłam.
- Przepraszam… - powiedziałam cicho odsuwając się. Gdy się przyjrzałam tej osobie, okazało się, że była to Stefania.
<Stefka?>