poniedziałek, 14 grudnia 2015

[Team 1] Od Vanilli - C.D Grimmjow'a

Jeszcze leżąc i spoglądając na Grimmjow’a….. jak na razie było mi ciężko w to uwierzyć. Dopiero po kilku minutach zajarzyłam o co chodzi i zrobiłam się czerwona jak buraczek. Tak. Ja. Vanilla Atsushi… ta dziewczyna, która rzadko kiedy w takich bardziej żenujących sytuacjach się rumieni.. to teraz jednak… ah! Zaraz Se ktoś cos pomyśli! Głupiego..
-Kretyni.. – warknęłam cicho zrywając się z ziemi i robiąc kilka kroków w przód. Niestety był to błąd. Bolało jak nie wiem. W sumie to bolało jak zwykle tylko… jakimś cudem było mi tak słabo… nie mogłam ustać na swoich galaretowatych nogach.  Nim się spostrzegłam poleciałam do tyłu, za sobą ciągnąć jedynie długie kremowe włosy. I tym razem upadek złagodził Grimjow, podbiegając i przytrzymując mnie. – Zabije…. Ją… - po raz kolejny powiedziałam z taką nienawiścią w głosie. Nie ważne, że nie mogłam stać, nie ważne, że moje oczy same się zamykały…. Krew po prostu we mnie kipiała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam tak zdenerwowana. Utrata krwi przy anemii robi właśnie coś takiego. Na dodatek wisiałam teraz na ramionach niebiesko włosego chłopaka.
-O nie, nie… nigdzie nie idziesz. – zaprotestował ostro – Nie żebym chciał cie zatrzymać w objęciach, ale nie masz nawet siły stać.
-Phi… Heaven cie rozszarpie jak się dowie, że widziałeś jej majtki. – odezwał się Azusa, dzięki czemu oboje z spojrzeliśmy na niego z wielkim „szokiem” w oczach. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona i odepchnęłam od siebie Grimmjow’a.- Uuu… Vanilla, przy Heaven’ie się chyba tak nie rumienisz… może Grimmjow jest..
-Zamknij się! – wybuchłam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu… aż sama byłam zdziwiona. Oczywiście zaraz po tym zachowałam zimną krew stając na nogi. Przez chwilę się chwiałam, no ale przecież nie pokażę im, że jestem słabsza. Odwróciłam się tyłem do nich wyglądając zza budynku. W sumie nie byliśmy daleko od nich bo słyszałam to jak rozmawiają. A oni zapewne słyszeli mnie. Te wszystkie budynki.. tworzyły istny labirynt, w którym zgubienie się oznaczało tyle co śmierć na miejscu.
-Jak Cinia cie dorwie to nikt ci nie pomoże… nawet He..- no i teraz właśnie już nie wytrzymałam. Mimo rany na brzuchu: nadal ze swoją prędkością się odwróciłam i przewróciłam Azuse na plecy. Za dużo gada ta Miętowa Pała. Przyłożyłam mu Lunara do gardła, a mój wzrok wyrażał nie więcej niż rządze krwi.
-Jeszcze raz … wspomnij o Heaven’ie… a wykastruje cie jak psa, a twoje jądra powieszę na sznurku do prania, jeżeli w ogóle je masz… - takim akcentem wstałam z niego, a mój miecz zamienił się w mgłę. Idąc dość pewnym choć chwiejnym krokiem rozejrzałam się po okolicy i zaczęłam nasłuchiwać. W sumie to coś tam jeszcze mówili, żeby mnie zatrzymać, ale jakoś nie specjalnie słuchałam. Po prostu poszłam w swoją stronę chowając się za poszczególnymi ściankami. Mój oddech był ciężki i niewymiarowy. Bardzo ciężko było mi ustać, co dopiero skakać, chodzić … Nie ważne. Trzeba się spiąć. Słysząc czyjeś kroki przystanęłam na chwilę przy krawędzi budynku i w odpowiedniej chwili wyskoczyłam przewracając napastnika. W sumie to nawet nie stawiał oporu, a przyszpilony do ziemi – nie ruszał się nawet. Malutki sztylecik, który miałam pod spódniczką (mru, mru) wylądował przy krtani jak teraz widziałam.. chłopaka. I to nie jakiegoś tam chłopaka…
-Heaven… - mruknęłam pod Noem odrzucając narzędzie gdzieś w bok i wpatrując się w niego jak w obrazek. W sumie … jego wzrok był dokładnie taki sam.
-Boże…. – zakrył sobie na chwile twarz dłońmi, ale jak na razie nadal leżąc – Już miałem cie zrzucić… zrobiłbym ci krzywdę… - odetchnął z wielką ulgą  zamykając na momencik oczy. Usiadł dopiero kiedy wstałam z jego brzucha i cofnęłam się do ściany. Byliśmy w takim cienkim korytarzu zbudowanym z dwóch przylegających do siebie, wysokich na trzy piętra budynków. Uderzyłam plecami o płaską powierzchnię i zwiesiłam głowę próbując nabrać więcej powietrza.
-Idź stąd… nie powinniśmy ze sobą choćby rozmawiać..
-Jaka zimna. – przekrzywił główkę bo doskonale wiedział, że tak naprawdę tego nie chcę – Mogłabyś chociaż pokazać, że za mną tęskniłaś czy coś… - zachichotał. Chciałam się odezwać, ale zamiast tego zsunęłam się na dół teraz siadając i łapiąc się za calutkie zakrwawione bandaże. Jakby nie wiadomo skąd, kiedy Heavy wyciągnął do mnie dłoń… miedzy nami stanął nie kto inny jak sam Grimmjow. Nie powiem.. lekkie zdziwienie było.
-Ej. Nie macamy się, nie gwałcimy, nie przytulamy i nie całujemy osoby z przeciwnego Team’u… Carter. - W sumie oboje teraz patrzeliśmy jak na debila, ale z drugiej trony miał trochę racji. – Nie wiem co zamierzałeś, ale teraz to ja się o nią troszczę, zwłaszcza kiedy chodzi o opatrywanie… ma całkiem Łądne białe, koronkowe majteczki… - no i w tym momencie miałam ochotę wstać i go zabić, ale już po prostu nie miałam siły. Moja głowa  delikatnie opadła, a mój obraz nieco się rozmazał.


( Grimmjow vs Heaven ? Fight!  )

[Team 2] Od Riuki'ego - C.D Cinii

-Przejść się? - Mruknąłem pod nosem spoglądając na dziewczynę. Trochę długo jej nie widziałem...nie żeby moje uczucia przez ten czas się jakoś specjalnie zmieniły. (hihi a może?) - Kiepska byłaś i nadal jesteś w ściemnianiu.- stwierdziłem podchodząc nieco bliżej. Blondynka odwróciła się na pięcie zarzucając łapki na moją szyję. Ojoj... To jej okazywanie miłości.
-A może ja po prostu chciałam żebyś za mną poszedł. Jakoś nie przepadam za widokiem tego Siwego towarzysza...
-Tymbardziej, że gdyby nie fakt, iż jesteśmy w jednej drużynie...to pewnie jedno z waś wylądowało by na ostrym dyżurze. - Zakpiłem. Niby Cinia jest najsilniejszą naturalną Arcaną... Mimo wszystko nie zmienia to faktu, że jest kobietą, w dodatku dużo niższą i słabszą od niego.
-Czy ty we mnie wątpisz? - Odwróciła ode mnie główkę w geście takiego: 'jak możesz?!'
-Z nim jest tak jak ze mną. Kiedy chodzi o osobę, którą kocha... To jest zdolny do wszystkiego. - Jakimś cudem uwolniłem się z jej uścisku wymijając ją, a następnie stając na przeciwko ogromnej fontanny.
-Hy hy hy....Riuuuuuki.... Lubisz wodę?
Jakimś sposobem znalazła się przy mnie i opierając łapki na moich plecach próbowała mnie wrzucić. Zabije tą wsze. Heh.. Czy ona serio myśli że takie małe coś jest w stanie mnie przewrócić?
-Chyba żartujesz...-prychnąłem ponownie ukazując jak bardzo sobie kpię z jej czynów. Złapałem za tą jej wątłą łapkę i przytrzymałem akurat w momencie, w którym chciała mnie popchnąć. Nim się postrzegła: wisiała już nad przeźroczystą taflą wody.- Ogarnij się...- westchnąłem cicho zabierając ją stamtąd i stawiając w normalnej pozycji. Dopiero kiedy usłyszałem jakieś krzyki z powrotem chwyciłem dziewczynę i pociągnąłem w stronę jakiejś kryjówki.
-Yuki.. Co ty...-kiedy chciała się odezwać od razu zakryłem jej usta.
-Cicho. Jak myślisz ile zajmie Vanilli dorwanie ciebie?
-....Ona ją sprzątnie jednym ciosem... Nawet nie będziecie wiedzieli kiedy...- usłyszałem za sobą męski głos. Dobrze mi znany głos, od którego na samą myśl robiło mi się niedobrze. Odsłoniłem usta swojej sympatii, która natychmiast odwróciła się w stronę Siwka. Tego jej uśmiechu to nawet ja się wystraszyłem.
-Jest rozkojarzona bo ty nie jesteś przy niej. - Wyciągnęła dłoń i wskazała palcem na chłopaka- Gdyby nie to że tym tam stałeś... Uniknęła by mojego ataku. - wszystko co mówiła blondynka miało sens. Gdybyśmy byli w osobnych drużynach to pewnie też nie widziałbym co sie dzieję.... Pfff chociaż co tam. Cinia jest niezniszczalna.- Po za tym Heaven... Vanilla jest ranna, a to ograniczenia jej ruchy. Ty jej nie możesz pomóc, a jeszcze jak będzie ciebie widziała... Nie sądzę by była w stanie...
-Zamknij się. - Bardzo skutecznie ją ucieszył chociaż z tego co widziałem to nie za bardzo się przejęła. W ogóle szok, że jeszcze się nie wkurwił. Zaczynam dostrzegać zmiany w tym człowieku. (menszczyzna). Podszedł bliżej, ale gdy już stał niemal że o krok od blondynki.... stanąłem między nimi zerkając na niego kontem czerwonego oka. Ten wzrok mówił coś mniej więcej "Zabije cie jeśli ją dotkniesz". Nie wie czy się wystraszył (raczej nie) czy tez nie chciał mieć kłopotów ale zrezygnował z tego co chciał wcześniej zrobić. Chociaż wydaje mi się, że nie uderzyłby jej. Heaven chyba też ma trochę zdrowego rozsądku.
- Mam nadzieje, że nie będziesz się wtrenżalał między mnie a Vanille. Jeszcze na tym twoja aksamitna skóra ucierpi... - ponownie z wielkim rozbawieniem w oczach spojrzała na Carter'a jednocześnie pokazując mu język. Jak małe dziecko no, ale co tam. Nie wiem czy nie jest trochę zbyt pewna siebie, ale jak chce to niech się pcha w ogień. Heaven jakby strzelił focha i za momencik się ulotnił, za to nasza droga pani kapitan dołączyła do mnie i spojrzała tak jakby pytała "a im co?". To było... co najmniej.. dziwne? Wzruszając ramionami oparłem się o ścianę budynku wypatrywałem oddalającej się Cinii...

(Zmiana planów xD Kaeru?)

B74 ~ Nathaniel John Craven !

|| X || X || X || X || X ||

LOGIN:Turlajdropsa
ADRES E-MAIL: kasiaas1267@gmail.com
GG:
♦♦♦
GŁOS:
♦♦♦
IMIĘ & NAZWISKO:  Nathaniel John Craven
PSEUDONIM: Craven, Wujek
PŁEĆ: Mężczyzna
WIEK: 50 latEK :P Staruszek, nie powiem (by Olga)
WZROST: 195 cm
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
♦♦♦
RANGA: #1
DOŚWIADCZENIE: 500pkt
FUNKCJA: Beta
NUMER:  B74
NAZWA ARCANY : Blade Star
♦♦♦
UMIEJĘTNOŚCI: Craven jest cholernie szybki i zwinny. Istny szatan.  Ma bardzo celne oko, sytuacja, że nie trafi jest mało prawdopodobna. Ma bardzo wysoki prób bólu. Potrafi stłumić go nawet jeśli odetną mu rękę.
DOSTĘPNE ATAKI :
  • Sin With a Grin- umiejętności chłopaka stają się wydatniejsze, sam w wolnym tempie regeneruje się. 
  • Spark into oblivion- Craven paraliżuje ofiarę strachem samym dotykiem i wzrokiem.
♦♦♦
KREWNI: Nie zna, nie chce znać, po co wspominać?
W ZWIĄZKU Z:---
SYMPATIA: Znajdzie się kilka dup wartych uwagi...
EX:---
♦♦♦
APARYCJA: Craven to wysoki, umięśniony facet. Jego twarz jest okrągła i zazwyczaj pokryta kilkudniowym zarostem. Oczy ma czarne jak węgielki. Na nosie ma metalową blaszkę, a chrząstkę uszu zdobią kolczyki. W brwi również posiada kolczyk. Jest blondynem. Na ciele ma sporo blizn po bójkach, walkach, często są to rany od cięcia nożem, przynajmniej tak wyglądają. Obie ręce są pokryte tatuażami. Z jego twarzy, rzadko schodzi lekko złośliwy uśmieszek, ukazujący kły.
OSOBOWOŚĆ:
Nathaniel to osoba... dzika? Ba, szalona, cholernie szalona, dzikus jakich mało, po prostu poj*b. Mówi co myśli. Często te myśli przelatują przez jego głowę jak błysk w oku niektórych ludzi. Potrafi jednak używać mózgu, gdy trzeba. To człowiek opanowany... no w pewnym sensie. Nie okazuje tego, że się wk*rwił. Nie traci jednak równowagi, nadal wygląda na osobę spokojną. Łeb na karku... Nigdy nie owija w bawełnę, powie ci prawdę nawet jeśli to miałoby być coś w stylu: " Kot ci zdechł, a ja wyprułem mu flaki, ale możesz go zatrzymać" , to zboczeniec jakich mało. Nie rezygnuje z żadnej okazji do zabawy, a ta zabawa to: " Kto wybije większą liczbę sku*wieli". Lubi nazywać swoje ofiary zdrobniale od uroczych słodkich zwierzątek. Człowiek ze specyficznym poczuciem humoru. Zawsze wygląda jakby tryskał energią. Nie zaznał strachu, nie wie co to koszmar, może dlatego, że to on jest dla innych koszmarem? Kocha adrenalinę każdego rodzaju, to go tylko bardziej pobudza do działania. Wspomniałam na czym polega jego strategia? Często, aż za często, działa po wpływem impulsu. Może i nie okazuje złości, ale kilka dotkliwych słów może sprawić, że nabój wyląduje między twoimi oczami zanim się zorientujesz. Nie śpieszy się jednak z niczym. Woli powoli, woli się chwilę pobawić, chyba, że już naprawdę nie ma na nic ochoty. Oczywiście, ignoruje rozkazy innych, robi co mu się podoba, to na co ma ochotę. Nathaniel John Craven. Jedna wielka niewiadoma.
CIEKAWOSTKI:
  • Fan BDSM
  • Nie obchodzi go różnica wieku 
  • Był kiedyś wojskowym gnojkiem 
  • Zawsze, ale to zawsze ma przy sobie broń.
Layout by Hope