wtorek, 4 sierpnia 2015
Od Natsume - C.D Heavenly
Serio tak się patrzę? Nawet nie wiedziałem, spuściłem wzrok zakłopotany, teraz wszystko będzie takie podejrzane po tym co powiedział ten cholerny Madara. Któregoś dnia, jak już nie będzie mi potrzebny kopniakiem odeślę go do podziemnego świata.
- Zresztą mało istotne - Hev westchnęła i znowu usiadła obok mnie - Właśnie, powiedziałeś coś co świadczyło o tym, że posiadasz więcej duchów. Które w dodatku same wychodzą... sądziłam, że masz tylko tego... kotka.
- Jakby to wytłumaczyć... - westchnąłem i żeby było mi łatwiej przywołałem swoją książkę - W tej książce są imiona moich duchów, normalnie nie wyjdą chyba, że je przywołam. To jedna z mocy mojej pierwszej Arcany. Natomiast druga Arcana... nie obejmuje moich mocy, skupia się tylko na mocach Madary, czyli ducha którego poznałaś. On chodzi sobie swobodnie ponieważ jest zbyt silny, żeby zamknąć go w książce...
- Walczący kotek, to musi wyglądać zabawnie - uśmiechnęła się.
Ja sam zaśmiałem się kiedy wyobraziłem sobie tą scenkę, gruby kot starający się za wszelką cenę rozwalić wrogów. W sumie to zauważyłem, że coś całkiem swobodnie mi się rozmawia z tą dziewczyną, może to dlatego, że naprawdę jesteśmy do siebie tak podobni?
- Jak na razie poznałaś jego dwie z trzech postaci. Trzecia jest wykorzystywana w walce więc ciesz się, że jej nie poznałaś. Mógłby cię... uszkodzić.
- Mam swoje duszki - powiedziała przeglądając książkę - Całkiem sporo imion, ale i tak wychodzi na to, że posiadam więcej duchów.
Przytaknąłem, to całkiem możliwe, ponieważ prawdę mówiąc część duchów wypuściłem. Nie byłyby przydatne a tak to mogły się teraz cieszyć wolnością w swoim prawdziwym świecie. Pozostawiłem sobie jedynie małą cząstke z tego co kiedyś znajdowało się w tej księdze i szczerze powiedziawszy, nie żałuję. Ani nie pogarsza to moich wyników ani nic... Moja Arcana nie uległa zmianie w nawet najmniejszym stopniu.
- Hev skoro jesteśmy już w temacie Arcan... poza duchami, czym się jeszcze specjalizujesz?
- Jesteś ciekaw? Tworzę sobie różne rzeczy z lodu, czasem zwierzaczki a czasem coś w rodzaju broni albo nawet i klatki.
No proszę, dwie zupełnie sprzeczne Arcany, ciekawą osobę mi przysłali. Właśnie, miałem ją przecież zaznajomić w tutejszym ośrodku, tylko od czego ja mam niby zacząć? Przedstawić jej resztę Sigm? Nie, na to będzie chyba jeszcze czas, może po prostu ją zapytam co by chciała wiedzieć. Kiedy już zadałem to pytanie, przez chwilę się zastanawiała. No w smie to było głupie, pewnie nawet nie wie o co ma pytać.
- Czym zajmują się Sigmy, pomijając to, że mają dwie Arcany i są "wybrańcami".
- Faktycznie, łączy się to z jakimś obowiązkiem. Na przykład ja jakiś czas temu byłem zmuszony pilnować porządku, chociaż wątpię, żebyś musiała to robić. Czasami trafiamy z Naturalnymi do Bitw Grupowych, to coś w rodzaju rozrywki dla naukowców. Przydzielają nas do kilku drużyn gdzie mamy walczyć, jednak nke ma mowy o zabijaniu... Nie do końca wiem jak to jest, ponieważ nigdy w czymś takim nie uczestniczyłem. Sigmy mogą brać udział dopiero od niedawna...
- A możemy... opuścić to miejsce?
- Od czasu do czasu, ale tylko na chwilę... jest to przywilej zarezerwowany tylko dla nas. - odpowiedziałem bez zastanowienia
Przytaknęła, chyba nie była w stanie już nic wymyśleć. Potem ją jeszcze orowadzę po ośrodku i zapoznam z towarzystwem, z którym sam nie mam zbytnio dobrego kontaktu. No ale szkoda nawet wspominać, dla reszty jestem aspołecznym dziwakiem którym nie warto się przejmować.
- Znowu mi się przyglądasz...
- I znowu nie byłem tego nawet świadomy, przepraszam jeśli cię to denerwuje. Po prostu nie często miewam gości...
- Mhm... - jej odpowiedź była równoznaczna z "ta jasne, uważaj bo się na to nabiorę".
No proszę, nie mówcie, że wzięła sobie słowa Madary do siebie. Ostatnią rzeczą której chce, jest robienie tego z moją tymczasową współlokatorką. Tym bardziej że znam ją nawet nie od godziny. A jednak jej wzrok był taki dziwny, jakby się obawiała że zaraz ją przyszpilę do tej kanapy i bynajmniej zrobię coś niestosownego.
(Nowa koleżanko? XD)
Od Cinii - C.D Riuki'ego
Humor to widzę, że dopisuje mu jak zwykle. Nawet w sytuacji gdzie prawie się wykrwawił, znana mu jest riposta. Jednak nie tylko to mnie martwiło, martwiło mnie też to, co powiedziała jego "siostra". Coś o jakichś dziewczynach i to, że zostało mu mało życia, naturalnie bardziej przejmowałam się tym drugim. Ta dziewczyna ma szczęście, że jest sobie tą Sigmą. Gdyby nie to, że dzieli nas tak wiele, pewnie teraz wykrwawiałaby się w jakimś zaułku. Ale przysięgam, że kiedyś jej to odpłacę, potraktuję ją tak samo a nawet odpłacę z "lekką" nawiązką. Riuki wyraźnie narzekał na te wszystkie bandaże, musiały mu niesamowicie przeszkadzać. Pocałowałam go w czoło i pogłaskałam po policzku, uśmiechając się delikatnie.
- A Ciebie nic nie boli? - zapytał splatając z moją dłonią palce.
- Da się przeżyć, boli mniej dzięki Arcanie... ty wyglądasz gorzej, więc martw się o siebie... mumio - parsknęłam śmiechem.
Szybko się jednak opamiętałam, ponieważ nawet mnie samą ta sytuacja nie bawiła. Był to raczej wymuszony śmiech, odruch który miał mnie powstrzymać od tego, żeby mnie coś zaraz nie trafiło. Naprawdę nie byłam już od dawna tak wściekła i było to chyba po mnie widać. Sam fakt, że opatrywałam rany Riuki'ego przez ponad godzinę o tym świadczył. Normalnie zrobiłabym to dwa razy szybciej, ale przez to wszystko ręce trzęsły mi się przeraźliwie.
- Nie denerwuj się już tak...
- Ale Riuki... - jego zmęczone spojrzenie sprawiło, że natychmiast się zamknęłam.
Zabrałam wszystkie bandaże które kilka minut temu musiałam zmienić na nowe ponieważ te przesiąkły krwią. Ta ilość była przeraźliwa, ale nic dziwnego skoro przebiła mu dłoń na wylot. Moim zdaniem powinien się tym zająć ktoś wykwalifikowany, ale niestety Yuki jak to Yuki... jest zbyt uparty i na nic nie pozwolił. Brudne bandaże wrzuciłam do worka na śmieci, jednak nie ma sensu ich tak trzymać, zaraz wszystko zaśmierdnie. Westchnęłam i wyszłam z mieszkania kierując się do zsypu, już po minucie byłam z powrotem. Teraz jeszcze posprzątać salon z krwi... ale to za chwilę. Sprawdziłam jeszcze raz czy jego krwawienie na pewno ustało.
- No widzisz... wszystko jest okej, a ty mnie chciałaś gdzieś ciągnąć.
- Bo to już drugi raz kiedy coś ci jest w tą dłoń. Raz na BG prawie ci ją obcięli a teraz zrobiła z ciebie jakiegoś szaszłyka... naprawdę ta rączka jest ci zbędna?
- Przesadzasz.
- Może i tak... a z twoim okiem? Na 100% nie jest uszkodzone? - znowu zaczęłam panikować ignorując poprzednie zdanie chłopaka.
- Nic nie jest... bardziej się martwię, że będę miał bliznę. - skrzywił się na samą myśl.
Uśmiechnęłam się i obmyłam wilgotnym ręcznikiem jego twarz, zmywając resztki krwi omijając okolice oka.
- Jak dla mnie nadal byłbyś przystojny - powiedziałam zamaczając ręcznik w misce z wodą i wykręcając go - No, teraz jesteś czysty.
- Ech Cinia ty to jednak jesteś głupia...
Ta? A jak go zdzielę tą szmatką to nadal będę głupia? Zbyłam jednak tą uwagę uśmiechem.
- Połóż się, ja muszę jeszcze posprzątać, jak będzie się coś działo to mów. Rozumiesz?
Nie odpowiedział, ale liczyłam, że to zrobi. Pogłaskałam go po jego białej czuprynie i odeszłam podchodząc do ogromnych plam krwi. Kiedy tylko się do nich zbliżyłam, metaliczny zapach krwi sprawił, że lekko się wzdrygnęłam. Zwykle nie miałam jakiś problemów z tym, żeby oglądać krew, jednak świadomość, że była to krew osoby której kocham... no nie było to zbyt przyjemne uczucie. Ponieważ spieszyło mi się, żeby jak najszybciej wrócić do Riuki'ego już po kilku minutach skończyłam. Podeszłam do niego właśnie w tym momencie, w którym krzywił się z bólu.
- Mówiłam, żebyś wołał - westchnęłam i uklęknęłam obok niego.
- Wiesz, że już nic nie zrobisz... poboli jeszcze przez jakiś czas i przestanie. Zrobiłaś co mogłaś...
Oparłam głowę o kanapę nie odpowiadając, nie chciałam się kłócić ani jeszcze bardziej nakręcać.
- Gdzie jest maska?
Uniosłam głowę nieco zdziwiona, właśnie teraz tak bardzo jej potrzebuje? Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy, cierpliwie czekał na odpowiedź.
- Jest teraz w łazience, też była cała brudna... A co, chcesz ją?
(Riuki? Nie wiem co dalej mam pisać XD)
Od Zandera - My History cz. 1
Może zacznijmy od samego początku. Urodziłem się w na wschodniej stronie
Aberdeen. W wieku czterech lat straciłem rodziców w wypadku
samochodowym - oboje. Cassandrę i Paula Revelenów. A przynajmniej tak mi
powiedziała Sami. Moja sąsiadka, która mnie przygarnęła i wychowała.
Nie była taka zła, nauczyła mnie i pokazała wiele rzeczy. Często
podróżowaliśmy do różnych krajów, gdzie uczyłem się języków lub na
wycieczki w góry. Byłem dziwnym dzieciakiem, spędzającym czas na
oglądaniu nieba nocą i zabawiania młodszych . Sytuacja wymusiła na mnie
szybsze rozwinięcie w odpowiedzialności za siebie i innych. W wieku
dziewięciu lat "otrzymałem" arcanę, a na moim barku pojawił się
atramentowy znak. Wyglądał jak wypalony na skórze. Balem się go, a
jeszcze bardziej przestraszyłem się mocy jakią otrzymałem. Nie mogłem
zapanować nawet nad samym sobą. Nie powiedziałem o tym nikomu . Ani
Sami, ani tym bardziej przyjaciołom. Zamiast tego otworzyłem się na nowe
zdolności. Szedłem w ulubione miejsca w lesie lub ćwiczyłem swoje
możliwości w pokoju. Zamrażałem przedmioty, tworzyłem coś swojego. Pani
Hiro szanowała to, że nie chcę aby wchodziła do mnie i nie czepiała się.
Utrzymywałem ją w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. Nie
zaniedbywałem również kolegów. Spotykaliśmy się tak jak zawsze. Co roku
poznawałem coraz więcej zaklęć. Zauważyłem, że mam mam wpływ na pogodę, a
ona na mnie. Byłem smutny - padał deszcz, cieszyłem się - świeciło
słońce, ale również nie odczuwałem ani zimna ani ciepła. Każda
temperatura był dla mnie odpowiednia. Czas płynął sobie dalej, a ja
poznawałem swoje moce.
Pewnego razu w lesie zaatakowały mnie wilki. Uciekałem najszybciej jak potrafiłem , niestety zaczepiłem się o konar i runąłem jak długi na ziemię. Basior dogoniły mnie, chciały zakończyć to marne życie i wtedy pojawił się ON. Był o wiele większy od zwykłego wilka. Bez wątpienia niesamowity. Długie, czarne jak smoła futro, smukłe umięśnione ciało i oczy jak płynne złoto. Taki podobny... Do mnie. Przeskoczył nade mną i wylądował na miękkiej trawie w pozycji gotowej do ataku. Wilczur zawarczał pokazując ostre jak brzytwa i dłuższe kły, idealne do rozszarpywania wszystkiego co napotka na swojej drodze. Wyzwał go by ośmielił się nas tknąć. Bronił mnie. Wyprostowany był wysokości niedźwiedzia. Kłapnął dwa razy zębami, nie przerywając ostrzegawczego warczenia. W oczach sfory było widać strach, jeden po drugim odwrócili się i uciekli w gęstwinę lasu. Zmutowana bestia odwróciła się i powoli do mnie podeszła. Nie balem się. Intuicja podpowiadała mi, że jest MÓJ i że nie może mnie skrzywdzić. Położył się przede mną. Jego pysk był na wysokości mojej twarzy. Wyciągnąłem rękę i bez wahania pogłaskałem go po łbie. Wtulił się w dłoń i przymknął duże sklepia. Jedwabista sierść była ciepła, jakby nagrzana popołudniowym słońcem. Przytuliłem się do niego.
- Będziesz się nazywać Vespere. - wyszeptałem mu do uszyska. Poczułem mokry nos na policzku i po chwili została sam w puszczy. W ten sposób zyskałem Opiekuna.
Sami o mojej tajemnicy ( rozrastającej się nieubłaganie ) dowiedziała się w moje szesnaste urodziny.Obchodziłem je tak jak zawsze, czyli z nią, a popołudniu ze znajomymi na imprezie. Gdy chciałem pójść się przebrać, nagle zaczęły mnie piec plecy. W pewnym momencie ból stał się nie do wytrzymania. Upadłem na kolana i zacząłem krzyczeć. Koszulka zaczęła się robić caraz bardziej ciasna, aż wreszcie pękła i kawałki tkaniny upadły tuż obok. Przyszywana matka wrzasneła z przerażenia. Talerz z urodzinowym ciastem wypadł jej z ręki i rozbił się na podłodze. Byłem skołowany, nie wiedziałem co się dzieje. Ból minął tak szybko jak się pojawił, ale czułem się dziwnie... Zerwałem się na równe nogi i popędziłem do łazienki. Było tam lustro w którym mogłem zobaczyć czego przestraszyła się ''ciocia" jak ją nazywałem w żartach. Dotknąłem swoich pleców spoglądając w nie. Nad moimi ramionami wystawały dwa... Skrzydła. Były tego samego koloru co włosy. Wypuściłem drżący oddech niedowierzania i spróbowałem je wyprostować. Posłuchały mnie bez wahania. Poruszałem nimi jak każdą inną częścią ciała. Musnąłem gładkie pióra opuszkami palców. Wyglądały na stworzone do szybkich lotów i gwałtownych manewrów w powietrzu. Oddychałem ciężko trzymając się umywalki. Po kilku minutach wyszedłem, skonfrontować się z Sami. Kobieta siedziała na krześle w jedalni powtarzając sobie.
- Nie, nie, nie... Nie może być jak on.
Stanąłem w drzwiach. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Myślałem, że będzie wściekła, zszokowana, ale nie zrozpaczona. I jaki ON?
- Jak kto? - mój cichy głos był niepewny.
Drgnęła, ale nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Opierała głowę na łokciu. Ruda kaskada włosów zakryła jej tważ.
- Nie może się dowiedzieć. Nie teraz. Tyle lat tajemnicy. Stracę go. - wyszeptała.
Zastanawiając się co powiedzieć, podszedłem i przykucnąłem przy niej. Chciałem jej powiedzieć, zapewnić że wszystko będzie dobrze, ale to mogło być tylko pięknym kłamstwem. Rzadko kiedy jest tak naprawdę wszystko w porządku. Oboje o tym wiedzieliśmy. Zostało mi tylko jedno. Wiedziałem, że nie zrobi tego z własnej woli.
- Odpowiedź mi. Proszę.
Przyznał szczerze, użyłem zaklęcia. W taki sposób, aby się nie domyśliła. W jej oczach lśniły łzy.
- Muszę. Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Dlaczego, tak szybko? OH, dlaczego...? - poruszyłem się niespokojnie - Masz racje. Masz prawo wiedzieć i prawo do wyboru. Za dziesięć minut w salonie.
Wstała i opuściła pomieszczenie. Zrobiłem to samo, ale bez pośpiechu, kierując się na podwórze. Rozłorzyłem skrzydła na pełną na pełną długość. Po chwili zaczęły strzelać i kolejne pióra "wysunęły" się i wydłużyły. Mogłyby mnie schować jak w smolistym kokonie. Machnąlem nimi kilkakrotnie, co sprawiło, że unioslem się o kilka metrów. Mogłem sobie na to pozwolić, bo do miasta było ze sześć kilometrów i nikt się tu nie ktęcił, a chłopaki mieli być dopiero za trzy godziny. Opadłem niezdarnie na ziemię, niemal się przywracając i uśmiechając do siebie. Chciałem je wypróbować. Wzlecieć do góry, zobaczyć co potrafią. Poczuć się wolnym. Pióra cofały się coraz bardziej, a po chwili skrzydła całkiem zniknęły. Wróciłem do domu, kierując się do salonu. Moją uwagę przykuło średniej wielkości pudło. Zawsze zabraniała go mi chociażby dotykać. Usiadłem na kanapie i już miałem zajrzeć do środka gdy usłyszałem...
- Poczekaj. Sądzę, że to powinno należeć do ciebie. Należało na twoich rodziców.
Na rzemyku były zawieszone dwie zlote obrączki. Zaczepiłem je na swojej szyi i zajrzałem do pudła. Były w nim zdjęcia, dokumenty, wycinki z gazet, pamiętnik matki, drobne przedmioty. Tego typu rzeczy. Jeden z artykułów był na najświeższy. Spojrzałem na datę. Rok temu. Zacząłem czytać.
" 10 listopada o godzinie 14.30 odnaleziono ciało Paula R. Podobno popełnił on samobójstwo z powodu zabójstwa żony Cassandry R. trzy dni wcześniej w zaułku przez bandytów. Osierocił w ten sposób dwójkę swoich dzieci. Podciął sobie żyły i podpalił mieszkanie, gdy dzieci były jeszcze w szkole..."
Chwila... To nie zgadzało się z niczym co wiedziałem Utkwiłem złote spojrzenie w Sami. Stała przy oknie i wpatrywała się w dal.
- Wyjaśnij - mój głos był stanowczy.
Koniec cz. I
Pewnego razu w lesie zaatakowały mnie wilki. Uciekałem najszybciej jak potrafiłem , niestety zaczepiłem się o konar i runąłem jak długi na ziemię. Basior dogoniły mnie, chciały zakończyć to marne życie i wtedy pojawił się ON. Był o wiele większy od zwykłego wilka. Bez wątpienia niesamowity. Długie, czarne jak smoła futro, smukłe umięśnione ciało i oczy jak płynne złoto. Taki podobny... Do mnie. Przeskoczył nade mną i wylądował na miękkiej trawie w pozycji gotowej do ataku. Wilczur zawarczał pokazując ostre jak brzytwa i dłuższe kły, idealne do rozszarpywania wszystkiego co napotka na swojej drodze. Wyzwał go by ośmielił się nas tknąć. Bronił mnie. Wyprostowany był wysokości niedźwiedzia. Kłapnął dwa razy zębami, nie przerywając ostrzegawczego warczenia. W oczach sfory było widać strach, jeden po drugim odwrócili się i uciekli w gęstwinę lasu. Zmutowana bestia odwróciła się i powoli do mnie podeszła. Nie balem się. Intuicja podpowiadała mi, że jest MÓJ i że nie może mnie skrzywdzić. Położył się przede mną. Jego pysk był na wysokości mojej twarzy. Wyciągnąłem rękę i bez wahania pogłaskałem go po łbie. Wtulił się w dłoń i przymknął duże sklepia. Jedwabista sierść była ciepła, jakby nagrzana popołudniowym słońcem. Przytuliłem się do niego.
- Będziesz się nazywać Vespere. - wyszeptałem mu do uszyska. Poczułem mokry nos na policzku i po chwili została sam w puszczy. W ten sposób zyskałem Opiekuna.
Sami o mojej tajemnicy ( rozrastającej się nieubłaganie ) dowiedziała się w moje szesnaste urodziny.Obchodziłem je tak jak zawsze, czyli z nią, a popołudniu ze znajomymi na imprezie. Gdy chciałem pójść się przebrać, nagle zaczęły mnie piec plecy. W pewnym momencie ból stał się nie do wytrzymania. Upadłem na kolana i zacząłem krzyczeć. Koszulka zaczęła się robić caraz bardziej ciasna, aż wreszcie pękła i kawałki tkaniny upadły tuż obok. Przyszywana matka wrzasneła z przerażenia. Talerz z urodzinowym ciastem wypadł jej z ręki i rozbił się na podłodze. Byłem skołowany, nie wiedziałem co się dzieje. Ból minął tak szybko jak się pojawił, ale czułem się dziwnie... Zerwałem się na równe nogi i popędziłem do łazienki. Było tam lustro w którym mogłem zobaczyć czego przestraszyła się ''ciocia" jak ją nazywałem w żartach. Dotknąłem swoich pleców spoglądając w nie. Nad moimi ramionami wystawały dwa... Skrzydła. Były tego samego koloru co włosy. Wypuściłem drżący oddech niedowierzania i spróbowałem je wyprostować. Posłuchały mnie bez wahania. Poruszałem nimi jak każdą inną częścią ciała. Musnąłem gładkie pióra opuszkami palców. Wyglądały na stworzone do szybkich lotów i gwałtownych manewrów w powietrzu. Oddychałem ciężko trzymając się umywalki. Po kilku minutach wyszedłem, skonfrontować się z Sami. Kobieta siedziała na krześle w jedalni powtarzając sobie.
- Nie, nie, nie... Nie może być jak on.
Stanąłem w drzwiach. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Myślałem, że będzie wściekła, zszokowana, ale nie zrozpaczona. I jaki ON?
- Jak kto? - mój cichy głos był niepewny.
Drgnęła, ale nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Opierała głowę na łokciu. Ruda kaskada włosów zakryła jej tważ.
- Nie może się dowiedzieć. Nie teraz. Tyle lat tajemnicy. Stracę go. - wyszeptała.
Zastanawiając się co powiedzieć, podszedłem i przykucnąłem przy niej. Chciałem jej powiedzieć, zapewnić że wszystko będzie dobrze, ale to mogło być tylko pięknym kłamstwem. Rzadko kiedy jest tak naprawdę wszystko w porządku. Oboje o tym wiedzieliśmy. Zostało mi tylko jedno. Wiedziałem, że nie zrobi tego z własnej woli.
- Odpowiedź mi. Proszę.
Przyznał szczerze, użyłem zaklęcia. W taki sposób, aby się nie domyśliła. W jej oczach lśniły łzy.
- Muszę. Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Dlaczego, tak szybko? OH, dlaczego...? - poruszyłem się niespokojnie - Masz racje. Masz prawo wiedzieć i prawo do wyboru. Za dziesięć minut w salonie.
Wstała i opuściła pomieszczenie. Zrobiłem to samo, ale bez pośpiechu, kierując się na podwórze. Rozłorzyłem skrzydła na pełną na pełną długość. Po chwili zaczęły strzelać i kolejne pióra "wysunęły" się i wydłużyły. Mogłyby mnie schować jak w smolistym kokonie. Machnąlem nimi kilkakrotnie, co sprawiło, że unioslem się o kilka metrów. Mogłem sobie na to pozwolić, bo do miasta było ze sześć kilometrów i nikt się tu nie ktęcił, a chłopaki mieli być dopiero za trzy godziny. Opadłem niezdarnie na ziemię, niemal się przywracając i uśmiechając do siebie. Chciałem je wypróbować. Wzlecieć do góry, zobaczyć co potrafią. Poczuć się wolnym. Pióra cofały się coraz bardziej, a po chwili skrzydła całkiem zniknęły. Wróciłem do domu, kierując się do salonu. Moją uwagę przykuło średniej wielkości pudło. Zawsze zabraniała go mi chociażby dotykać. Usiadłem na kanapie i już miałem zajrzeć do środka gdy usłyszałem...
- Poczekaj. Sądzę, że to powinno należeć do ciebie. Należało na twoich rodziców.
Na rzemyku były zawieszone dwie zlote obrączki. Zaczepiłem je na swojej szyi i zajrzałem do pudła. Były w nim zdjęcia, dokumenty, wycinki z gazet, pamiętnik matki, drobne przedmioty. Tego typu rzeczy. Jeden z artykułów był na najświeższy. Spojrzałem na datę. Rok temu. Zacząłem czytać.
" 10 listopada o godzinie 14.30 odnaleziono ciało Paula R. Podobno popełnił on samobójstwo z powodu zabójstwa żony Cassandry R. trzy dni wcześniej w zaułku przez bandytów. Osierocił w ten sposób dwójkę swoich dzieci. Podciął sobie żyły i podpalił mieszkanie, gdy dzieci były jeszcze w szkole..."
Chwila... To nie zgadzało się z niczym co wiedziałem Utkwiłem złote spojrzenie w Sami. Stała przy oknie i wpatrywała się w dal.
- Wyjaśnij - mój głos był stanowczy.
Koniec cz. I
Od Heavenly - C.D Natsume
Tia. Niestety gdy tylko Naukowcy z ośrodka dowiedzieli się,
że jestem w stanie mieć w sobie coś takiego jak sztuczna Arcana: od razu
sprowadzili mnie do laboratorium. Właściwie nie pamiętam tego jak ją nabyłam, i
to chyba nawet lepiej, bo w sumie nie wydaje mi się, żeby to było przyjemne
doświadczenie. Jakby tego wszystkiego było mało to na deser dali mi jeszcze współlokatora.
W sumie… nie… na odwrót. Ja miałam zostać czyimś współlokatorem tylko dlatego,
ze nie potrafiłam się tutaj odnaleźć. To wszystko było takie.. wielkie ? I
właściwie nie do ogarnięcia. W sumie zaraz po tym gdy wyszłam już z laboratorium,
jeden z naukowców zaprowadził mnie do Natsume. Arcany rzekomo dłużej
znajdującej się w tej branży. Na początku nie za bardzo kleiła nam się rozmowa.
Oczywiście do momentu kiedy nie pojawił się bardzo śmiały duszek.
-Kot ? – mruknęłam jakby sama do siebie i przyjrzałam się
towarzyszowi. Moje duchy wyglądały nieco inaczej, a wręcz… całkowicie nie
przypominały mi jego. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, ale gdy tylko miałam już
dotknąć jego zapewne mięciutkiej sierści: oddalił się.
-Ejejejej ! Bez takich… - syknął kiciuś i już za chwilę stał
się bardzo przystojnym, białowłosym mężczyzną. Na dodatek był wyższy ode mnie. Przez
chwilę chłopak stojący za nim jakby ukazywał chęć zabicia go, ale to tam nie
ważne.
-Łoooo ! Jaki on seksowny ! – nie wiadomo skąd, nagle
wyskoczył duch. Tym razem kobieta, niczym nie podobna do zwierzęcia. Rzuciła
się na kota niczym na mięciutkie łóżko i przewróciła go na ziemie. Ręce od razu
zarzuciła mu na szyje. – Ja go chce ! Oddajcie mi go ! – miziała się do jego
pół nagiej klatki piersiowej.
-Czekaj… co ? – podrapałam się po głowie nie wiedząc skąd
właściwie wziął się tu duch. – Eeee… czekaj ! Liriane ! Kto ci pozwolił wyjść…
co…. – zrezygnowana usiadłam sobie na kanapie. Natsume tak samo jak i ja usiadł
i zerknął na mnie.
-To też jest duch co nie ? Masz Arcane związaną z duchami ? –
zapytał przez chwilę ignorując bawiące się ze sobą duchy. Ja jedynie przytaknęłam
i zerknęłam na chłopaka, jednak w tym samym momencie dało się usłyszeć głośny
trzask. Liriane wylądowała na podłodze, a duch Natsume jak poparzony przykleił
się do ściany.
-Zabierzcie ją ode mnie ! – warknął i wskazał na pół
przeźroczystą dziewczyną jakimś kijkiem. Parsknęłam śmiechem i odesłałam
swojego ducha w zaświaty. – Nigdy więcej nie chce jej tu widzieć Natsume ! To
że ty sobie sprowadziłeś kolejną laskę do przeruchania to nie znaczy, że ja tez
chce ! – machnął ogonem i tyle go widzieliśmy. Spojrzałam zszokowana na
blondyna, bo jakoś ciężko było mi teraz cokolwiek wypowiedzieć.
-Yy… czekaj to nie tak… nie słuchaj go. On pieprzy jakieś
głu…- zanim skończył wybuchnę łam śmiechem i prawie położyłam się z tego
wszystkiego na podłodze. – Ej no z czego się śmiejesz.
-Nie denerwuj się tak. Nie musisz się za niego tłumaczyć…
-Muszę ! Bo ten duch gada jakieś pierdoły … - zmieszany
odwrócił łepek w inną stronę. – A tak… z innej beczki, to twoje duchy tez same
wychodzą ? W sensie…
-Nie. - odpowiedziałam szybko wstając z kanapy i spoglądając
na chłopaka. – Czasami po prostu im odwala i robią sobie co chcą. Zwłaszcza w
takich sytuacjach.
Nie mówiąc nic więcej podeszłam do ogromnego okna i oparłam
o nie jedną rękę.
-Jesteś do mnie podobny. Też taki nieśmiały, i ze
wszystkiego chciałbyś się tłumaczyć.
- Już zdążyłaś się o tym przekonać ?
-Nom, a ty nie ? Jesteś spięty. Boisz się, że powiesz coś
nie tak, chociaż to teoretycznie nie możliwe. Pewnie nie na rękę ci jest to, że
tu jestem, jednak…. Jeżeli ty nie pomożesz mi się tutaj odnaleźć… to nikt tego
nie zrobi. – westchnęłam głośno. Czułam na sobie jego wzrok, ale jakoś nie
śpieszno mi było do tego by się odwrócić. – Dlaczego mi się przyglądasz ? Przewiercasz
mnie jakbyś chciał zobaczyć drugie dno… - przekręciłam główkę i kontem
niebieskiego oczka zerknęłam na Natsu.
( Natsume ?)
Od Natsume
Wstałem tak jak zwykle, wcześnie. Telefon wskazywał dokładnie godzinę 6:15 to i tak o 15 minut później niż zwykle. Usiadłem na łóżku i zwiesiłem głowę, nie miałem na nic siły. Nie po tym, co działo się ostatnio. To wszystko związane z Mary po prostu wykańczało mnie psychicznie. Zasłoniłem sobie jedną dłonią prawe oko, zagryzając wargę. Po raz pierwszy od dawna czuję się taki bezradny, ostatnio na dodatek targają mną emocje. Odczekałem kilka minut, żeby się uspokoić. Musiało to wyglądać tak, jakbym się przebudził z okropnego koszmaru. Wstałem, zrzucając praktycznie całą kołdrę na podłogę, poprawię później i tak nie będę miał gości. Wyjąłem ubrania na przebranie i poszedłem pod prysznic, przyda mi się coś na rozbudzenie. Kiedy zimne strumienie wody spływały po moim karku i obmywały bose stopy, mogłem trzeźwo myśleć. Jednak nie można tak przecież wiecznie, w końcu zakręciłem wodę i wyszedłem spod prysznica. Założyłem na siebie luźne, dresowe spodnie i białą koszulkę. Kiedy miałem już zacząć suszyć włosy, ktoś zacząć pukać do drzwi. Kogo niesie o takiej godzinie? Otworzyłem drzwi z ręcznikiem na głowie, nie zaglądając nawet przez wizjer kto to mógł być. Okazał się to być jakiś naukowiec, za nim w tyle korytarza stała dziewczyna o długich włosach, wyraźnie była czymś zakłopotana. Zdziwiony przyjąłem swojego gościa do środka, kiedy wszedł jeszcze przez chwilę trzymałem drzwi czekając aż ta dziewczyna wejdzie. Nie wykonała jednak żadnego ruchu w kierunku drzwi tak więc powoli je zamknąłem.
- O co chodzi? - zapytałem niepewnie, głos mi przy tym lekko drżał
- Widzisz - knypek o pokaźnej posturze rozpoczął swoje przemówienie - Ta oto dziewczyna, która stoi za drzwiami jest naszą nową Sigmą. Jednak nie ma jeszcze zielonego pojęcia o tej placówce, jako iż jesteś jednym z naszych pierwszych tego typu... projektów postanowiliśmy ci poddać ją pod opiekę. Zamieszka u ciebie na parę dni, a ty w tym czasie ją zaznajomisz z ośrodkiem.
- Słucham? - zapytałem takim tonem, jakbym się przesłyszał.
- Sprzeciwiasz się? - zapytał poważnym tonem.
Pokręciłem głową, jednak nie takie były moje odczucia. Okej, mogę ją oprowadzić ale co to za pomysł z mieszkaniem u mnie? Pierwsze słyszę, ale jeśli to tylko na parę dni?
- W takim razie świetnie - naukowiec wyszedł i zaraz na jego miejscu pojawiła się dziewczyna, widocznie nie podobał jej się ten pomysł tak samo jak mnie.
- Przepraszam za kłopot...
Nie byłem w obecnej sytuacji nic z siebie wydusić, więc tylko przytaknąłem odwracając wzrok. Błagam, żeby Mary nie przyszło na myśl tylko tutaj wpadać. Błagam, błagam, błagam... Spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, jest całkiem ładna. Podobnego wieku co ja i wzrostu... niestety, jak widać to kolejne potwierdzenie na to, że jestem niski. Staliśmy tak w ciszy, ciszy która z każdą sekundą stawała się przytłaczająco ciężka. Odczuwałem jakby wielki kamień został przywiązany do mojego gardła i ciągnął mnie w dół. Przełknąłem z trudem ślinę, zdobywając się na chociażby jedno zdanie.
- Jestem Natsume Takashi, czyli teraz będziemy współlokatorami...miło cię poznać...?
- Heavenly Skyler - powiedziała dziewczyna unikając mojego spojrzenia, dwie szare myszki to nas dobrali...
- Szczerze powiedziawszy... sam jestem zdziwiony twoją wizytą więc nie wiele mogę Ci zaoferować. Co prawda posiadam tutaj coś w rodzaju pokoju gościnnego... ale no sama rozumiesz - dodałem cicho
- Wystarczyłaby mi kanapa...
Uśmiechnąłem się, chociaż tak naprawdę miał to być grymas który po prostu miał za zadanie ukryć moje rosnące zakłopotanie. Na domiar złego, musiał pojawić ten obrzydliwy kot. Kiedy tylko zobaczył Heavenly zatrzymał się i wybuchnął śmiechem, dziewczyna spojrzała nieco zmieszana na kota który okazał się być jakimś dziwnym, gadającym stworem.
- Natsume znowu sprowadza panien... - kot nie dokończył ponieważ sparaliżowałem go znakiem. Tego mi jeszcze potrzeba, żeby w pierwszej minucie jej wszystko wyśpiewał, przebrzydły sierściuch.
- Przepraszam za niego... może być dla ciebie opryskliwy, ale po pewnym czasie przestanie - powiadomiłem dziewczynę "odmrażając" kota. Jakby na potwierdzenie moich słów prychnął i zniknął.
(Heavenly?)
Od Riuki'ego - C.D Reladii
Myślałem, że Sigmy mają nieco więcej oleju w głowie i
większe jakiekolwiek pojęcie o tym miejscu. Idiotka. Jeśli ona ,myśli, że ja to
wszystko zrobiłem specjalnie to jest w wielkim błędzie.
-Chora jesteś ? Do tej pory ja nawet nie wiedziałem, że mam
siostrę. Dlaczego sądzisz, że specjalnie cie zostawiliśmy.
-Nie wiedziałeś, że masz siostrę? Widzę, że chyba trochę za
dużo dali ci środka na pamięć.
-Z tego co wiem, to nikt nie pamięta tu swoich krewnych, a
wydarzenia z dawnego życia przypominają się jedynie wtedy gdy zobaczysz coś z
nimi związanym. Po za tym, gdybyś mogła to byś mnie zabiła o co ci kobieto
chodzi !? – warknąłem trzymając krwawiącą dłoń. Myślałem, że to ja mam chęć
wiecznego mordu, ale jednak się pomyliłem. Dziewczyna tylko zaśmiała się i
przez chwile stała w bezruchu. Nie wiedziałem, nawet jak odebrać ten gest, tak
więc: tylko stałem i wpatrywałem się w nią. W końcu chyba zrezygnowała z
takiego obrotu wydarzeń bo skoczyła na mnie tym samym wywracając nas oboje na
ziemie. Usiadła na moim brzuchu i przyszpiliła mnie do ziemi.
-Nie denerwuj mnie Oni-chan. – nachyliła się i przyłożyła mi
ostrze noża do policzka.
-To lepiej ty mnie nie wkurwiaj… - warknąłem już nieźle
zdenerwowany. – Kuro… Shiro… - mruknąłem a dwie dziewczyny z rogami jak u kozy
złapały Reladii i bardzo ładnie rozwaliły nią drzwi, za którymi zamknięta była
Cinia. Usiadłem na ziemi, a gdy tylko zauważyłem jak dwa youkai stoją nad
dziewczyną: uspokoiłem się. Gdzie mój piekielny spokój, który znikał dotąd
tylko przed Heaven’em. Cinia wybiegła z pokoju nie zwracając za bardzo uwagi na
moją siostrę. Podeszła do mnie i mało nie wywróciła z powrotem.
-Nie sądziłam, że kiedyś zobaczę cie z dziewczyną. Przecież
tyle ich zabijałeś jeszcze poza ośrodkiem….. W ogóle to ładna jesteś. Nie
sądziłam, że taka dziewczyna by go zechciała… - zachichotała zbierając się z
ziemi. W tym momencie wstałem i mało nie wybuchłem. Może sobie mówić wszystko
co chce, ale niech do dziewczyny się nie czepia.
-Chyba już się nagadałaś. Denerwujesz mnie. – mruknąłem podchodząc
do niej i pchając ją w kierunku drzwi. – Czego ty właściwie ode mnie chcesz ?
Myślisz, że dam radę cofnąć czas i zmienić to co robiłem kiedyś ?
-Nie… chce żebyś odpokutował… chociaż i tak dużo życia ci
nie zostało… - zachichotałam. Nagle odwróciła się tak że nie zdołałem jej już
złapać i zerwała mi z twarzy maskę. Pociągnęła nożem tym razem po moim oku. No
nie do końca… oka nie tknęła jednak powiekę i pół policzka. Znowu syknąłem z
bólu i cofnąłem się. Zakryłem ręką oko, a po palcach, którymi starałem się je
zasłonić spłynęła szkarłatna ciecz. Nic nie widziałem, a przez ten ból musiałem
zamknąć również drugie oko. Oparłem się o ścianę za sobą i zsunąłem po niej.
Siostrzyczka chyba stwierdziła, że już dość na dzisiaj, zaśmiała się i wyszła.
Zacisnąłem zęby, chciałem się podnieść, ale w tym momencie poczułem jakiś
dotyk. Cinia złapała mnie i nie pozwoliła podnieść się z ziemi.
-Zostaw… - warknąłem, jednak przez to dostałem tylko w łep
-Daj, bo się wykrwawisz… - szepnęła zabierając moją rękę i
tamując krew na mojej twarzy.
[…]
Zajęło to chyba jakąś godzinę. Opatrzenie ręki i twarzy.
Teraz to już w ogóle jestem owinięty bandażami. Zamiast metalowej opaski miałem
teraz jakiś biały papier toaletowy.
-Boli ? – ucisnęła kilka razy moją rękę. Odwróciłem głowę w
inną stronę starając się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków ukazujących ból.
-No nie. Łaskocze, wiesz ?
( Cinia ?)
Od Yuriko - C.D Stein`a
Nadal stałam w tym pokoju w lekkim rozkroku i ciężko dysząc, za bardzo się zdenerwowałam. Klatka piersiowa nierównomiernie unosiła się i opadała, moje pięści były tak mocno zaciśnięte, że kostki już zbielały. Nadal na niego spoglądałam spod połowicznie zasłoniętych oczu przez moje długie, ciemne włosy. Mógł sobie być teraz ''jednym z nas'' ale nie zmieniało to faktu, że kiedyś był tą kreaturą. Chociaż ta sytuacja poniekąd mnie bawiła. Nie sądziłam, że ci cholerni pinglarze będą w stanie wkopać w taki dołek swojego ''wspólnika''. Czyli nie liczą się dla nich nawet relacje, znajomości... każdego zwalą do tego dołu. A to niby my jesteśmy potworami, chociaż poprawka... ja jestem potworem. Potworem jakim wielu osobą by się po prostu nie śniło, ale znowu nie każdy taki jest. Może faktycznie byłoby lepiej gdybym już sobie poszła? Rozluźniłam się głośno wzdychając, mężczyzna nadal palił papierosa spoglądając na wszystko co rozgrywało się na dole. Czy to naprawdę aż takie ciekawe? Żeby się w łatwy i szybki sposób o tym przekonać, postanowiłam to sprawdzić. Podeszłam do niego z drugiej strony okna, opierając się rękoma o parapet. Wypuścił z ust dym i spojrzał na mnie, z jego wzroku nie dało się wyczytać nic. Przeniosłam wzrok z powrotem na scenerię z dołu. Śnieg już prawie całkowicie zniknął, tak więc ludzie łazili po chlapie która co chwilę rozbryzgiwała się na wszystkie strony, brudziła ich buty, ubrania. Każdemu dokądś się spieszyło, kompletnie nie zwracali na siebie uwagi, całkiem ludzkie zachowania. Próbują naśladować zachowania tych, którzy mieszkają za tą ogromną kopułą. Tam też każdy był obojętny. Po krótkiej obserwacji, stwierdziłam, że są najzwyczajniej w świecie nudni. Wszyscy robią to samo, po prostu idą. Już miałam odejść od okna kiedy do moich uszu dobiegły dosyć głośne śmiechy. Zaintrygowana, chociaż w dosyć niskim stopniu, wychyliłam się troszkę, żeby móc to zobaczyć. Grupka kilku Arcan szła przez uliczki ''miasta'' wesoło chichocząc. Taki troszkę niecodzienny widok, rzadko kiedy nawiązywane są tutaj prawdziwe przyjaźnie... Były naukowiec zgasił papierosa, filter wyrzucił przez okno które po chwili zamknął. Musiałam się odsunąć, żeby nimi nie dostać bo przecież musiał to zrobić bez zapowiedzi. Wylądowałam zwinnie na prawej nodze, dopiero po chwili kładąc lewą na podłogę. Kiedy domknął okno, lekki powiew wiatru rozrzucił moje włosy na wszystkie strony. Przez to wszystko, zrobiło się w tym pokoju zimno.
- Nie idziesz? - zapytał jakby nagle się orientując, że jeszcze tutaj jestem.
- Właśnie zamierzałam wyjść... - pomyślałam o moim biednym bracie, który cały dzień musiał przesiedzieć sam w tej starej, drewnianej skrzyni. Aż mi się go zrobiło normalnie żal.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku drzwi. W sumie to mu nie podziękowałam, a przecież powinnam, prawda? Przecież gdyby nie on, najpewniej bym tam zamarzła... chociaż nadal uważam, że po prostu zrobiłam się senna. Dotknęłam chłodnej, metalowej klamki i już miałam wyjść, kiedy zaczęłam się cicho śmiać. Znalazłam się obok niego w przeciągu kilku sekund i chwyciłam go za rękaw białego kitla, zniżając go do swojego poziomu. Przycisnęłam swój policzek do jego policzka chichocząc.
- Jaki mięciuuutki - odsunęłam się i spojrzałam w jego oczy - Dzię-ku-jeee!
- Tak, tak, tak. Wiem, że jesteś wdzięczna i w ogóle... ale mam pewne zajęcia - poprawił okulary.
- A czym takim się niby zajmujesz? - zapytałam włączając swój jakże ukochany tryb ciekawskiej dziewczynki. Teraz nie dam mu spokoju do puki się nim nie znudzę, a na jego nieszczęście trzeba przyznać, że jest dosyć interesującą postacią.
Posłał mi zrezygnowane spojrzenie, ups chyba zacząłam mu już się narzucać. Wobec tego westchnęłam troszkę zrezygnowana, a szkoda u siebie nie mam co robić.
- A właściwie to jak się nazywasz? - zapytał sięgając do paczki po kolejnego papierosa, zaraz znowu pewnie otworzy okno.
- Yuriko Katayanagi, ale możesz mówić Yuri - uśmiechnęłam się ukazując swoje białe kiełki - A co? Zaraz wystukasz mnie w swoim komputerku?
- Kto wie...
- A ty jesteś?
- Stein.
No i koniec bycia spokojnym i w miarę normalnym. Wybuchnęłam głośnym śmiechem uważając, żeby nie upaść na podłogę z tego wszystkiego. A więc jednak, to było zbyt podejrzane, a więc to jednak jest przystojniejsza wersja Frankenstein'a.
(Stein?)
- Nie idziesz? - zapytał jakby nagle się orientując, że jeszcze tutaj jestem.
- Właśnie zamierzałam wyjść... - pomyślałam o moim biednym bracie, który cały dzień musiał przesiedzieć sam w tej starej, drewnianej skrzyni. Aż mi się go zrobiło normalnie żal.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku drzwi. W sumie to mu nie podziękowałam, a przecież powinnam, prawda? Przecież gdyby nie on, najpewniej bym tam zamarzła... chociaż nadal uważam, że po prostu zrobiłam się senna. Dotknęłam chłodnej, metalowej klamki i już miałam wyjść, kiedy zaczęłam się cicho śmiać. Znalazłam się obok niego w przeciągu kilku sekund i chwyciłam go za rękaw białego kitla, zniżając go do swojego poziomu. Przycisnęłam swój policzek do jego policzka chichocząc.
- Jaki mięciuuutki - odsunęłam się i spojrzałam w jego oczy - Dzię-ku-jeee!
- Tak, tak, tak. Wiem, że jesteś wdzięczna i w ogóle... ale mam pewne zajęcia - poprawił okulary.
- A czym takim się niby zajmujesz? - zapytałam włączając swój jakże ukochany tryb ciekawskiej dziewczynki. Teraz nie dam mu spokoju do puki się nim nie znudzę, a na jego nieszczęście trzeba przyznać, że jest dosyć interesującą postacią.
Posłał mi zrezygnowane spojrzenie, ups chyba zacząłam mu już się narzucać. Wobec tego westchnęłam troszkę zrezygnowana, a szkoda u siebie nie mam co robić.
- A właściwie to jak się nazywasz? - zapytał sięgając do paczki po kolejnego papierosa, zaraz znowu pewnie otworzy okno.
- Yuriko Katayanagi, ale możesz mówić Yuri - uśmiechnęłam się ukazując swoje białe kiełki - A co? Zaraz wystukasz mnie w swoim komputerku?
- Kto wie...
- A ty jesteś?
- Stein.
No i koniec bycia spokojnym i w miarę normalnym. Wybuchnęłam głośnym śmiechem uważając, żeby nie upaść na podłogę z tego wszystkiego. A więc jednak, to było zbyt podejrzane, a więc to jednak jest przystojniejsza wersja Frankenstein'a.
(Stein?)
[Quest 2] Od Natsume - C.D Inoue
Chyba za mocno uderzyłem w tą postać, a dokładniej rzecz biorąc to w dziewczynę, która była ode mnie wyższa. Jednak jakoś udało mi się złapać białowłosą, muszę przyznać, że jak na jej wzrost to była strasznie lekka. Postanowiłem przenieść ją w inne miejsce, w miejsce w którym kiedy odzyska przytomność będę mógł ją przesłuchać. Przecież jak na razie jest moją jedyną podejrzaną w kwestii morderstwa tej biednej dziewczyny. Zaniosłem ją do jednego z wolnych apartamentów Sigm, raz żeby nikt mi nie przeszkodził a dwa, że nie chciałem jej umiejscawiać w moim apartamencie. Madara, który nagle postanowił się zjawić, przyglądał się dziewczynie zaciekawiony, obserwując z bezpiecznej odległości. Gdyby tylko tam był ze mną, od razu bym ją złapał. Nie wiem, ale wydaje mi się, że to nie ona. Tamta postać była niższa i miała maskę... Nie zdążyłem zastanowić się już nad niczym innym, ponieważ dziewczyna się ocknęła. Zamrugała swoimi wielkimi, niebieskimi oczyma rozglądając się niespokojnie po pokoju. Kiedy mnie zauważyła pisnęła i spróbowała wstać, jednak była unieruchomiona przez znak. W efekcie upadła na podłogę drętwa jak kłoda, westchnąłem i odwołałem znak. Kiedy poczuła, że znowu może się ruszać bez namysłu wstała i rzuciła się w kierunku drzwi. Drogę zagrodził jej Madara pod postacią ogromnego lisa, warknął pokazując swoje długie, ostre kły. Białowłosa nie wiedziała teraz co ma zrobić, czuła się najwyraźniej jak w potrzasku, ponieważ przenosiła swój wzrok co chwilę z Madary na mnie i ze mnie z powrotem na Madarę.
- Siadaj to nic Ci nie zrobię - postarałem się o to, żeby mój głos był stanowczy i przekonujący.
Dziewczyna wycofała się do tyłu, szukając ręką oparcie krzesła, kiedy je znalazła usiadła, nadal nie spuszczając z nas wzroku. Zupełnie jakby myślała, że zaraz się na nią rzucimy. A przecież to nie ja jestem tutaj mordercą...
- Powiedz mi... co robiłaś tam obok latarni o tej godzinie? - zapytałem jak na razie zbaczając z tematu morderstwa.
- Po prostu sobie stałam... ale przecież to ty we mnie wbiegłeś! I obezwładniłeś i na dodatek tutaj zaciągnąłeś!
- Nie kłam - zmrużyłem oczy ignorując jej pytanie - w miarę możliwości postaram się ci pomóc, jednak wpierw musisz się czymś ze mną podzielić...
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się nad tym co powiedziałem, jednak ostatecznie posłała mi nieufne spojrzenie i uznała że nic mi nie powie, ponieważ nie wie z kim na do czynienia. Czy musiało dojść aż do tego? Żebym był zmuszony opowiadać o sobie i o tym co mi się przytrafiło komuś nieznanemu? Komuś kito może tylko udawał i tak naprawdę chciał mnie wykończyć? Westchnąłem jednak i przeczesałem palcami włosy które po chwili znowu opadły mi na oczy.
- Jestem Natsume. Natsume Takashi... Sigma - dodałem niepewnie, jakoś nie lubiłem o tym wspominać inni traktowali nas dosyć dziwnie - Przypadkiem znalazłem się na miejscu zbrodni, dziewczyna jakiś czas temu została zamordowana na swoim balkonie, zdążyłem tylko zauważyć jak zamaskowany sprawca wybiega z jej mieszkania. Powiedz, co mam o Tobie myśleć kiedy po kilku minutach pościgu natrafiłem właśnie na Ciebie? Nikogo innego nie było w pobliżu, więc, zapytam jeszcze raz - Co robiłaś obok latarni o tej godzinie? - przybliżyłem się do niej, w takich sytuacjach przestawałem być nieśmiały, moje zachowanie potrafiło podchodzić pod chamskie.
- Widziałeś ją!? - zerwała się łapiąc mnie za koszulkę, Madara warknął jednak nie wykonał żadnego ruchu póki nadal dychałem - Ona chciała mnie zabić! A kiedy uciekła z mojego apartamentu, pobiegłam za nią... były tam te zwłoki... znowu za nią pobiegłam, oparłam się o latarnię, żeby odsapnąć a potem to już wiesz...
''Ona nie kłamie. Czuję jej strach''
Spojrzałem ukradkiem na Madarę który przytaknął jakby na potwierdzenie swoich telepatycznych słów. To wszystko było dziwne. Z tego wynikało, że sprawca musiałby ponownie wrócić na miejsce zbrodni... ale po co? No chyba, że na miejscu znajduje się coś co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na sytuację mordercy. Tylko tyle na to wskazuje. Przecież bez powodu nie powróciłaby tam... w dodatku ze słów białowłosej to kobieta.
- Jak masz na imię? - odsunąłem jej ręce od siebie pytając spokojnie.
- Inoue... Inoue Mitsui... - zrobiła wielkie odstępy, tak jakby zastanawiała się nad tym, nie była pewna. Jednak jedno mogę stwierdzić, było to raczej spowodowane strachem. Po prostu się bała i nie jest to nic dziwnego w takiej sytuacji, przecież prawie została zamordowana. A potem jeszcze to ciało, ciało które nie byłoby w takim stanie gdyby Inoue wcześniej zginęła.
- Inoue... sadzę, że powinnaś o tym wszystkim zapomnieć, wszystkim się zajmę...
- Oszalałeś!? - oburzyła się - Zresztą jak mam niby o tym zapomnieć!? Jestem w to tak samo zamieszana jak i ty!
Co za uparta dziewczyna, jakby nie mogła po prostu zrozumieć, że obowiązkiem Sigm jest sprzątanie takich właśnie bałaganów. Zamiast tego pcha swój blady nosek, w tą niebezpieczną sprawę.
- Co, oczekujesz ode mnie, że pozwolę ci w tym uczestniczyć? - prychnąłem podsuwając się pod ścianę w celu oparcia się o nią. Kiedy dziewczyna przytaknęła, powstrzymałem się od wybuchu, to przecież nie w moim stylu. - A rób co chcesz, tylko potem mnie nie nawiedzaj po tym jak ktoś cię znajdzie z poderżniętym gardłem.
- Taka sytuacja nie będzie miała miejsca... to co, idziemy zawiadomić naukowców o tym całym zdarzeniu?
- Tak by było najprościej, jednak chcę się przyjrzeć temu miejscu, zanim oni wetkną tam swoje paluchy... Z tego wszystkiego wynika, że możemy tam jeszcze spotkać mordercę. Byłaś na miejscu zdarzenia pierwsza, sprawca wybiegł. Po kilku minutach znalazłem się tam też ja, również spotkałem sprawcę. Nie sądzisz, że jest to dziwne? - przekręciłem głowę.
Inoue wszystko to analizowała w swojej główce, ja również widziałem mało logicznych wytłumaczeń w tej sytuacji. Jaki normalny sprawca, wracałby w miejsce mordu, no nikt.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę do apartamentu zamordowanej - zgarnąłem sobie kota na ramię i jeszcze przez chwilę spoglądałem w niebieskie oczy dziewczyny
(Inoue? To co idziemy tam?)
- Siadaj to nic Ci nie zrobię - postarałem się o to, żeby mój głos był stanowczy i przekonujący.
Dziewczyna wycofała się do tyłu, szukając ręką oparcie krzesła, kiedy je znalazła usiadła, nadal nie spuszczając z nas wzroku. Zupełnie jakby myślała, że zaraz się na nią rzucimy. A przecież to nie ja jestem tutaj mordercą...
- Powiedz mi... co robiłaś tam obok latarni o tej godzinie? - zapytałem jak na razie zbaczając z tematu morderstwa.
- Po prostu sobie stałam... ale przecież to ty we mnie wbiegłeś! I obezwładniłeś i na dodatek tutaj zaciągnąłeś!
- Nie kłam - zmrużyłem oczy ignorując jej pytanie - w miarę możliwości postaram się ci pomóc, jednak wpierw musisz się czymś ze mną podzielić...
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się nad tym co powiedziałem, jednak ostatecznie posłała mi nieufne spojrzenie i uznała że nic mi nie powie, ponieważ nie wie z kim na do czynienia. Czy musiało dojść aż do tego? Żebym był zmuszony opowiadać o sobie i o tym co mi się przytrafiło komuś nieznanemu? Komuś kito może tylko udawał i tak naprawdę chciał mnie wykończyć? Westchnąłem jednak i przeczesałem palcami włosy które po chwili znowu opadły mi na oczy.
- Jestem Natsume. Natsume Takashi... Sigma - dodałem niepewnie, jakoś nie lubiłem o tym wspominać inni traktowali nas dosyć dziwnie - Przypadkiem znalazłem się na miejscu zbrodni, dziewczyna jakiś czas temu została zamordowana na swoim balkonie, zdążyłem tylko zauważyć jak zamaskowany sprawca wybiega z jej mieszkania. Powiedz, co mam o Tobie myśleć kiedy po kilku minutach pościgu natrafiłem właśnie na Ciebie? Nikogo innego nie było w pobliżu, więc, zapytam jeszcze raz - Co robiłaś obok latarni o tej godzinie? - przybliżyłem się do niej, w takich sytuacjach przestawałem być nieśmiały, moje zachowanie potrafiło podchodzić pod chamskie.
- Widziałeś ją!? - zerwała się łapiąc mnie za koszulkę, Madara warknął jednak nie wykonał żadnego ruchu póki nadal dychałem - Ona chciała mnie zabić! A kiedy uciekła z mojego apartamentu, pobiegłam za nią... były tam te zwłoki... znowu za nią pobiegłam, oparłam się o latarnię, żeby odsapnąć a potem to już wiesz...
''Ona nie kłamie. Czuję jej strach''
Spojrzałem ukradkiem na Madarę który przytaknął jakby na potwierdzenie swoich telepatycznych słów. To wszystko było dziwne. Z tego wynikało, że sprawca musiałby ponownie wrócić na miejsce zbrodni... ale po co? No chyba, że na miejscu znajduje się coś co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na sytuację mordercy. Tylko tyle na to wskazuje. Przecież bez powodu nie powróciłaby tam... w dodatku ze słów białowłosej to kobieta.
- Jak masz na imię? - odsunąłem jej ręce od siebie pytając spokojnie.
- Inoue... Inoue Mitsui... - zrobiła wielkie odstępy, tak jakby zastanawiała się nad tym, nie była pewna. Jednak jedno mogę stwierdzić, było to raczej spowodowane strachem. Po prostu się bała i nie jest to nic dziwnego w takiej sytuacji, przecież prawie została zamordowana. A potem jeszcze to ciało, ciało które nie byłoby w takim stanie gdyby Inoue wcześniej zginęła.
- Inoue... sadzę, że powinnaś o tym wszystkim zapomnieć, wszystkim się zajmę...
- Oszalałeś!? - oburzyła się - Zresztą jak mam niby o tym zapomnieć!? Jestem w to tak samo zamieszana jak i ty!
Co za uparta dziewczyna, jakby nie mogła po prostu zrozumieć, że obowiązkiem Sigm jest sprzątanie takich właśnie bałaganów. Zamiast tego pcha swój blady nosek, w tą niebezpieczną sprawę.
- Co, oczekujesz ode mnie, że pozwolę ci w tym uczestniczyć? - prychnąłem podsuwając się pod ścianę w celu oparcia się o nią. Kiedy dziewczyna przytaknęła, powstrzymałem się od wybuchu, to przecież nie w moim stylu. - A rób co chcesz, tylko potem mnie nie nawiedzaj po tym jak ktoś cię znajdzie z poderżniętym gardłem.
- Taka sytuacja nie będzie miała miejsca... to co, idziemy zawiadomić naukowców o tym całym zdarzeniu?
- Tak by było najprościej, jednak chcę się przyjrzeć temu miejscu, zanim oni wetkną tam swoje paluchy... Z tego wszystkiego wynika, że możemy tam jeszcze spotkać mordercę. Byłaś na miejscu zdarzenia pierwsza, sprawca wybiegł. Po kilku minutach znalazłem się tam też ja, również spotkałem sprawcę. Nie sądzisz, że jest to dziwne? - przekręciłem głowę.
Inoue wszystko to analizowała w swojej główce, ja również widziałem mało logicznych wytłumaczeń w tej sytuacji. Jaki normalny sprawca, wracałby w miejsce mordu, no nikt.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę do apartamentu zamordowanej - zgarnąłem sobie kota na ramię i jeszcze przez chwilę spoglądałem w niebieskie oczy dziewczyny
(Inoue? To co idziemy tam?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)