niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Cinii - C.D Riuki`ego

Może… Wzdrygnęłam się lekko, jednak nie był to odruch spowodowany jakimś obrzydzeniem, powiedziałabym prędzej, że z rozkoszy. Nie spodziewałam się, że Riuki może być aż takim zboczeńcem, trzymał tak moją dłoń w nadgarstku i nie zamierzał puścić. Aż tak bardzo chce mi zrobić na złość? Nadal drażniąc mój wrażliwy sutek, przez chwilę jeszcze przygryzał płatek mojego ucha po czym przeniósł się na moją szyję, robiąc tam malinkę.
- Przestań… - powiedziałam cicho czując jak moje policzki płoną
- Przecież wiem, że tego chcesz – zaśmiał się
- Nie nakręcaj mnie, bo nie poprzestanę tylko na tym – oparłam się na nim jeszcze bardziej, może nawet za bardzo…
Tutaj, potrzebna jest tylko jedna, drobna chwila, żeby móc wpaść pod wodę. I tak było również teraz. Ja, jak to ja musiałam okazać się największą ciapą świata i poślizgnąć się w wannie *jak? Nie pytaj nawet* i ‘’zatopić’’ zarówno siebie jak i Riuki`ego. Nie minęły nawet trzy sekundy, kiedy wynurzyłam się z wody łapczywie nabierając powietrza i tak chyba chłopak szybciej się odratował, ponieważ zrezygnowany kręcił już głową.
- Patrz ty z czego żyjesz Cinia…
Odwróciłam się w jego stronę, kuląc się tak, że piana dosięgała mi do połowy szyi. Przez chwilę spoglądałam w jego oczy w dalszym ciągu lekko onieśmielona, jednak kiedy mu się przyglądałam, zaczynałam jakby nabierać pewności siebie. Już po chwili troszkę się wyprostowałam, ale tylko tak troszkę. Następnie przysunęłam się do niego na tyle, że udem musnęłam jego nogę. Podniosłam się troszkę tak, żeby ustami móc dosięgnąć do jego ust i złączyć je w namiętnym pocałunku. Riuki odwzajemnił pocałunek, łapiąc mnie za piersi. Cicho pisnęłam co najwyraźniej rozbawiło chłopaka , ponieważ usłyszałam cichy chichot. Kiedy zaczynało się robić wręcz za przyjemnie, odsunęłam się szybko znowu wpadając pod pianę.
- Możemy tego nie robić w wannie?
- Niby czego – przekrzywił łepetynkę
Przewróciłam oczyma po czym jak gdyby nigdy nic, zaczęłam się myć. Miałam mniej więcej taki wyraz twarzy, jakbym miała zaraz się zapytać chłopaka, czy mam mu wyszorować plecki. No, jeszcze czego… Kiedy już skończyłam i chciałam wyjść, nagle mnie oświeciło…
- Nie wyjdę pierwsza… - oparłam się plecami o chłodną wannę, na widok powoli znikającej piany zmarszczyłam czoło – no już, wychodź…
- A co jeśli ci powiem, że mi się nie chce? Co wtedy zrobisz?
- Utopię Cię – pokazałam mu język
- Nie zrobiłabyś tego – westchnął i przymknął oczy
Skąd u niego nagle ta pewność, chociaż w sumie racja… i nie, nie chodzi mi tutaj o to, że go kocham czy coś. Po prostu nie byłabym go w stanie powalić, nie zatapiając przy tym siebie – jak ostatnio. Posiedzieliśmy tak jeszcze z dziesięć minut, a właściwie to siedzielibyśmy jeszcze dłużej gdyby nie fakt, że pan Riuki nie zamierzał sobie w dalszym ciągu wyjść pierwszy. Już nawet nie widziałam różnic czy wyjdę jako druga, czy też nie… piana i tak zniknęła co było stosunkowo krępujące. Właściwie, to czemu ja się jego tak wstydzę? Wyszłam z wanny a zaraz za mną chłopak, nie, nie odwrócę się. Wzięłam do rąk jeden z kilku suchych ręczników i zaczęłam się wycierać. Po chwili poczułam dłonie Riuki`ego na swoich ramionach oraz jak jedną z dłoni, bierze kilka kosmyków moich włosów i wdycha mój zapach. Spojrzałam na niego kątem oka i posłałam delikatny uśmiech.

(Riuki?)

Od Rushi'ego - C.D Reiko

To był nudny dzień więc nic dziwnego, że w końcu wybrałem się na dwór, nawet jak w pokoju miałem ciszę i spokój. Mogło być tak pięknie jednak kiedyś trzeba się ruszyć. Padło na park. Oczywiście wszystkie ławki były zajęte jak to w popołudnie. Tylko jedna była wolna.. znaczy prawie wolna. Siedziała na niej dziewczyna. Przysiadłem się obok, nie zwracając na niej zbyt wielkiej uwagi. Powiedziałem tylko cicho "cześć" bo tego jednak wymagała kultura. Wlepiłem wzrok w gołębie, karmione przez jakiegoś starca. Słysząc, że dziewczyna mi odpowiedziała, uniosłem jedną brew ku górze w zdziwieniu jednak zaraz wróciłem do swojego starego wyrazu twarzy. Przez chwile wpatrywałem się w ptaki, kiedy pośród nich zaczął panoszyć się mały wróbel. Nie mógł dorwać żadnego kawałka chleba. Zaćwierkałem cicho i wystawiłem rękę, a ptaszyna usiadła mi na palcu. Stara sztuczka. Podniosłem z ziemi kawałek chleba i podałem zwierzęciu, które z wdzięcznością wzięło je w dziób i odleciało do swojego gniazda. Podążyłem za nim wzrokiem i zaraz znowu wlepiłem go w ziemię.
-Więc... czemu się tak na mnie patrzysz? - spytałem czując na sobie wzrok dziewczyny. Wydawała się jakby podobna do mnie. Tak samo cicha. Ceniłem tą ceche w ludziach. Ci gadatliwi są denerwujący. Szczególnie, jeśli nie mają nic ciekawego do powiedzenia.
-A przeszkadza Ci to? - usłyszałem w odpowiedzi
-Niezbyt - obróciłem się do niej i teraz dopiero mogłem się jej dokładnie przyjrzeć.
Dziewczyna była ładną brunetką o ciekawej barwie oczu. Westchnąłem cicho i wyprosrowałem się, opierając się wygodniej - Rushi - przedstawiłem się, żeby nie było, że jestem odludkiem społecznym
-Reiko - kiwnęła głową jakby nabierając pewności swoich czynów. Nieśmiałe dziewczę najwidoczniej
-Mogę na Ciebie mówić Rei? Łatwiej zapamiętać. Nie mam pamięci do imion ludzi - powiedziałem zgodnie z prawdą jednak ona chyba nie miała nic przeciwko temu bo kiwnęła głową - Dzięki. Czemu park?
-Słucham..?
-W sensie czemu akurat siedzisz w parku. To nudne miejsce. Zresztą jak całe miasto - co prawda to prawda. Nie było w naszym obrębie w sumie nic ciekawego.

(Reiko)

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Poniosło ją ? Zdenerwowała się na mnie ? No dobra a jak ja bym miał liczyć ile razy JA się na nią denerwowałem ? Chyba nie dałbym razy zliczyć, a mimo wszystko zawsze to i tak wychodziło, że wszystko moja wina.
-No i czego tak stoisz nade mną palancie… - warknęła składając rączki na piersi i odwracając główkę całkowicie w inna stronę. Och teraz nie będzie chciała na mnie spojrzeć. Niech jeszcze bardziej na mnie naskakuje to za chwilę zostanie tutaj sama. – Riuki… mógłbyś tak nade mną nie stać ? –prychnęła znów i tym razem już podniosła łepek, by spojrzeć mi w oczy. Przez dłuższa chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, aż w końcu Cini nieco zlazł ten podły wyraz twarzy. Zawsze tak było. I to niby ja najpierw robię potem myślę ? Zapanować nad tym rozwydrzonym dzieckiem mogli chyba tylko naukowcy.
-Wiesz co…. – odsunąłem się od kanapy. Za chwilę spotkałem się z jej zdziwionym spojrzeniem. – Jak przestaniesz być chamska to przyjdź. – prychnąłem kierując się do drzwi.
-Czekaj… ej.. – zerwała się i złapała mnie za rękę tuż przed samymi drzwiami. – Nie idź.
-I co chcesz dostać ode mnie z liścia, jak to ty mnie potraktowałaś, kiedy chciałem cie zatrzymać ? Dlaczego mam zostać i cie posłuchać, skoro ty nigdy nawet nie próbujesz dopuścić do siebie moich słów.
Spojrzałem na nią przez ramie kontem oka. Miała spuszczony wzrok w podłogę. I bardzo dobrze, że to w końcu do niej dotarło. Wyrwałem dłoń z jej uścisku i natychmiast stamtąd wyszedłem. No nie nudziło mi się. To się szlajałem tu to tam, za każdym razem spotykając inną znajomą osobę. Dopiero pod wieczór wróciłem do siebie. No dobra to już była praktycznie noc, godzina 23. Rzuciłem opaskę gdzieś na bok i od razu wskoczyłem do wanny. Ah nareszcie sobie trochę odpocznę… (albo i nie ?). Woda się praktycznie wylewała, a w łazience unosiła się biała para. Oparłem głowę o brzeg wanny i już miałem zamknąć oczka, gdy przez drzwi usłyszałem nagle ciche „Riuki”. No przecież to nikt inny…. A właśnie Cinia. Ehh chyba nie powinienem być już dla niej taki szorstki… chociaż…
-Po co przyszłaś ? – mruknąłem, ale nie usłyszałem na to odpowiedzi. – Wejdź..
-Co !? Oszalałeś… ty…
-Nagle zaczęłaś się wstydzić ? – zapytałem za nim zdążyła dokończyć. Przecież jeszcze ostatnio sama chciała mnie rozebrać, czyż nie ? Nie musiałem długo czekać, a dziewczyna wlazła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Odganiała jeszcze od siebie parę wodną tak żeby mnie dojrzeć.  Taki skruszony baranek, czyżby przyszła mnie przeprosić. Usiadła sobie obok wanny nadal zakrywając twarzyczkę grzywką i złapała mnie za dłoń.
-Riuki…
-Eh…. Nie poruszaj już tego teamtu. – westchnąłem i szybko wyślizgnąłem się jej ponownie tylko po to by złapać ją za raz za nadgarstek i przyciągnąć do siebie. Zrobiłem to tak szybko, że nawet nie zdążyła zareagować. Wychyliłem się trochę z wanny i za raz delikatnie pocałowałem ją w usta. Nie zdążyła zamknąć oczu, hi hi jakie to słodkie. Z tego wszystkiego ja tez je lekko otworzyłem. Odsunąłem się dopiero za chwilę a ta dostała takich rumieńców, że bałem się, że zaraz mi stąd ucieknie i więcej na mnie nie spojrzy. – Rozbierz się.. – mruknąłem będąc nadal blisko..
-Oszalałeś.. zboczeńcu.. – skuliła się lekko a ja uśmiechnąłem się widząc to.
- No chodź do mnie… - tym razem nachyliłem się by skubnąć jej ucho. Po wielu negocjacjach dziewczyna i tak kazała mi się odwrócić, tylko po to by mogła się rozebrać i wejść do mnie. Piana była tak wysoka że i tak nic nie widziałem ehh :C…….. w sumie to ona tez nic xD. Odwróciła się do mnie tyłem, jejku co za kobieta.
-Wstydzisz się mnie ? – zapytałem przysuwając ja do siebie i lekko obejmując od tyłu. Miała takie urocze rumieńce, jak chyba jeszcze nigdy.  Nie zamierza teraz ze mną rozmawiać ? To może ją zmuszę ? Rączką z jej brzuszka przejechałem nieco wyżej i dzięki temu dotarłem do jej jakże okazałych piersi.  Za nim zdążyła cokolwiek zrobić dwoma palcami ścisnąłem delikatnie jej prawy sutek. Cinia przygryzła teraz swoją dolną wargę żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Wtedy tez poczułem, że jej rączka wędruje do tyłu i to coraz niżej po moim brzuchu.  Heh nie ma tak łatwo. Druga ręką, która jej nie torturowałem za chwilę złapałem za tą jej zbłądzoną rączkę, za nim zdążyła zrobić to co chciała.
-Chciałabyś…. Prawda ? – szepnąłem znów przygryzając płatek jej ucha.


( Cinia ?)

Od Cinii - C.D Riuki`ego

Po co ja schodziłam z tej areny, mam za dużo pokładów niezużytej energii. Odsunęłam się od chłopaka, który najchętniej to by mnie teraz chyba zabił. Wróciłam do swojego planu, czyli w ‘’ciszy i spokoju’’ opuścić to pomieszczenie. Wstałam po czym w miarę jak najszybciej wyszłam z mieszkania, mając jak na razie wszystkiego dość. A co on niby może wiedzieć o tym wszystkim… W sumie czemu ja wyszłam? Ostatecznie to było moje mieszkanie, on sobie powinien pójść, zresztą mało istotne, mam to w nosie. Lekko chwiejąc się, zaczęłam wspinać się po schodach na najwyższe piętro, czyli bodajże piętnaste? No troszkę się nachodziłam, tym bardziej, że wszystko mnie bolało i najchętniej to bym sobie usiadła. Kiedy udało mi się już wreszcie dostać na najwyższe piętro, otworzyłam dosyć ciężkie, metalowe drzwi prowadzące na dach. Aż dziwne, że je nie zamykali. Przecież któryś z projektów mógłby mieć jakiś dziwny pomysł i co w tedy? Oparłam się o dosyć niską barierkę, spoglądając w dół, strasznie tutaj wysoko, ale za to ładnie. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym usiadłam na ziemi, spuszczając nogi w dół i zaczynając nimi wymachiwać. Mogę tutaj siedzieć tylko ze względu na to, że jest tutaj spokojnie. Tak jakbym przeniosła się do zupełnie innego świata, porzuciła to wszystko raz na zawszę. Ale w sumie po co to robić? Czy życie nie jest nieustanną grą, która cały czas wystawia nas na różne próby, które czasem wygrywamy, a czasem dzięki przegranej musimy cofać się dwa kroki do tyłu. Pod tym względem, chyba wszyscy jesteśmy dziećmi. No dobrze, chyba już ochłonęłam. Właściwie to nie wiem, czemu tak się zbulwersowałam, ostatnio coraz częściej to robię. Chociaż z drugiej strony, ja lubię się wkurzać i być wredna dla każdego. Tylko dla niego jestem jakimś wyjątkiem… chcieć lub nie chcieć, chyba mu zaufałam i pokazuję nawet niespecjalnie, swoją prawdziwą stronę. Biedną, co chwilę płaczącą Cinię która najchętniej zaszyłaby się w czyimś cieniu i nie wychodziła poza jego granice. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o jeden  z prętów barierki, przymykając oczy. Posiedziałam tak sobie jeszcze godzinę, lub mniej na dachu, w każdym bądź razie, dopóki słońce nie zaszło. Po tym czasie, postanowiłam wreszcie się zebrać, ponieważ zaczynało się robić chłodno. Teraz znowu złazić po tych schodach, chociaż w prawdzie schodzi się łatwiej, co nie zmienia faktu, że to i tak dużo do przejścia… Ostatnie schodki pokonując już z prędkością żółwia, w końcu znalazłam się przed swoim apartamentem, zastanawiając się, czy Riuki jeszcze tam jest. Śmiem w to wątpić, chociaż nigdy nie wiadomo. Otworzyłam drzwi, po czym wchodząc do środka prawie się wywaliłam na krzywo ustawionej wycieraczce. Czyżbym była aż tak wkurzona wychodząc, że zrobiłam rozpierduchę w przedpokoju? A w sumie, fakt, było tak… prawie już o tym zapomniałam, chyba coś jest ze mną dzisiaj nie tak i to zdecydowanie. Zdjęłam buty i kopnęłam je gdzieś w kąt korytarza, nie za bardzo przejmując się tym, czy będę miała bałagan, czy też nie. Wchodząc do salonu, poniekąd połączonym z kuchnią, byłam w stu procentach przekonana, że jestem sama. Tak więc pierwsze co zrobiłam to wyłożyłam się na kanapę, przykrywając prawie po same uszy kocykiem.
- Ojej, jednak zachciało Ci się wrócić? – usłyszałam czyjś głos obok siebie, oraz poczułam jak oparcie kanapy lekko się odgina.
Krzyknęłam przerażona, odkopując się spod kocu i lądując z hukiem na podłodze. Widząc lekko poirytowaną minę Riuki`ego, lekko się zarumieniłam, naturalnie z zawstydzenia… żeby nie było. Właściwie to co on tutaj robił? Powinien już sobie pójść i dać mi spokój, czy nie było to jasne? A z jednej strony cieszyłam się, że tutaj siedzi, tak jakoś. Zaczynam się powoli sama siebie nie rozumieć, zupełnie jakbym miała jakieś rozdwojenie jaźni, albo nawet roztrojenie! *jest takie określenie?*
- Dlaczego miałabym niby nie wracać? – westchnęłam zbierając się z podłogi – Poza tym co ty tutaj robisz?
- Mogę sobie iść, jeśli masz odstawiać kolejny teatrzyk – burknął
- Nie odstawiam teatrzyków – prychnęłam – Po prostu trochę mnie poniosło… no i mnie zdenerwowałeś!
- Przestań się wydzierać, łeb mnie już boli od twoich wrzasków…
- No dobrze, już dobrze - uniosłam ręce niczym w jakimś geście obronnym i ponownie usiadłam na kanapie, może tym razem z niej przynajmniej nie zlecę, no byłoby mi miło...

(Riuki? Eeee brak weny ^^)

Od Stein`a

Był późny wieczór gdzieś koło godziny drugiej. Siedziałem w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła był ekran mojego komputera. Na biurku i na stole obok, znajdowały się sterty notatek i wieże książek powypychanych kolorowymi karteczkami ( tak zaznaczam strony, które są mi niezbędne ). Echem po pustym domu roznosił się stukot klawiatury. Właśnie wypełniałem formularz nowo poznanej Arcany. Siedziałem przy tym już od rana bez chwili wytchnienia i wcale a wcale nie czułem się dobrze. I tak miałem to przynieść dopiero na pojutrze, więc resztę postanowiłem dokończyć następnego dnia. Zapisałem plik, włączyłem zabezpieczanie i wyłączenie systemu wyrzucając niedopałek papierosa do popielniczki. Wstałem i przeciągnąłem się ziewając przy tym. " I tak dużo zrobiłem... " - pomyślałem. Zabrałem ostatnie pocky z opakowania i skierowałem się do wyjścia kiedy nagle po domu rozniósł się echem dzwonek do drzwi. Bardzo się zdziwiłem. Rzadko kto mnie odwiedzał, więc było to nie mniej dziwne. Powoli ruszyłem w stronę korytarza chrupiąc po drodze paluszka. Światła wraz z moimi krokami zapalały się nikle tylko po to by oświetlić mi drogę. Stanąłem na środku korytarza prowadzącego do drzwi i pstryknąłem palcem. Drzwi ze skrzypem otworzyły się na oścież. Zobaczyłem w nich dwójkę moich najlepszych kolegów z pracy ( najlepiej się z nimi dogadywałem nic poza tym :/ ). Ich miny zdradzały, że nie mają dla mnie dobrych wieści:
-Witam. Co was sprowadza do tego przez wszystkich zapomnianego domu na samym krańcu świata? - zapytałem recytując prawie jak Shakespeare.
-Emm... chcieliśmy zobaczyć... ten no... projekt! Tak, właśnie... projekt. Dowiedziałeś się czegoś więcej o naszej nowej Arcanie? - zapytał Brian. Był to trzydziestoletni, wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna o krótkich czarnych włosach i lśniących, drobnych również ciemnych oczach. Pełnił stanowisko alchemika i to jego zadaniem było tworzenie lekarstw dla dzieciaków z naszej placówki. Z nim pracowałem najczęściej bowiem to ja musiałem mu tłumaczyć wszystko o nowo odkrytych Arcanach. Nie łączyła nas żadna więź poza wzajemnym szacunkiem i wspólną pracą. Drugim gościem był zaś młodszy o 10 lat od Brian'a – Zack. Energiczny i zawsze optymistyczny chłopak był u mnie na praktykach i z nim spędzałem praktycznie cały dzień w placówce. Jego włosy były do ramion i koloru blond zaś oczy miały taką samą barwę jak moje. Po stażu miał zostać chirurgiem. I on dzisiaj miał skupioną minę. " Czyżby odkryli moją tajemnicę? " - pomyślałem. Stwierdziłem, że to mało prawdopodobne, ale i tak wolałem trzymać się na baczności. Odpowiedziałem:
-Jasne! Nie skończyłem jeszcze, ale wieeele się dowiedziałem. Chodźcie do mojego gabinetu. - odwróciłem się do nich tyłem i ruszyłem mozolnie w stronę pokoju. Pewnie weszli za mną a razem z ich krokami lampy zaczęły jaśnieć. Niebawem cały dom świecił bardzo jasnym światłem. Brian i Zack szli krok w krok za mną. Rzuciłem zza ramienia:
-Mogliście przyjść wcześniej. Przed chwilą wyłączyłem komputer a tak to byście mieli spokój. - pchnąłem nogą drzwi. Również i to pomieszczenia było teraz dobrze oświetlone. Ja podszedłem do komputera, włączyłem go i z impetem siadłem na krześle. Chciałem już iść spać, ale oni musieli akurat TERAZ się przypelętać... moje kochane szczęście. Zaczęli przeglądać moje notatki siadając na sofie przy stoliku. Komputer włączył się bez większych problemów ( zresztą jak zawsze ), włączyłem skan źrenicy, ściągnąłem okulary i czekałem aż laser zmodyfikuje moje oko. Weryfikacja przebiegła pomyślnie, więc bez większych ceregieli odpaliłem ostatnio używany plik:
-Chłopaki... - odwróciłem się do nich i zobaczyłem, że czymś bardzo się denerwują. Byłem pewny, że przyszli mi powiedzieć właśnie to:
-Po co tak naprawdę przyszliście? - zapytałem łagodnie. Zack westchnął ciężko i zaczął:
-Bo widzi pan... szef uważa, że pan... no wie pan... że... no... - zaczął się jąkać, ale wkrótce przerwał mu Brian:
-Szef odkrył, że pan również ma kontrakt z Arcaną. - odpowiedział stanowczo wpatrując się w ziemię. Tak jak myślałem... wydało się. Westchnąłem ciężko:
-I co?
-I... mamy pana przetransportować do bazy i przypisać do reszty projektów. - wydukał Zack.
-Słucham? - Ja?! Projektem?! Chyba ich po*upcyło?
-Ale to nie tak! Szef nie chce zrobić z pana projektu badawczego. Pan tylko będzie przebywał na terenie przeznaczonym dla obiektów badanych. - odpowiedział szybko Zack. Patrzyłem na nich spode łba myśląc sobie " To wcale nie głupi pomysł... ".
Odwróciłem się w stronę ekranu i założyłem okulary mówiąc:
-Chyba nie mam... innego wyboru. - wstałem niechętnie.

-Chcę się dowiedzieć wszystkiego. Jakie będę miał prawa jako " wyjątkowy " obiekt badań i jak to wszystko będzie się odbywać. - wyłożyłem karty na stół. Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zdziwieniem... chyba im nieco ulżyło.
-Będziesz normalnie pracował tak jak kiedyś tylko, że potajemnie. Nie będziesz mógł nikomu powiedzieć, że dla nas pracujesz. - odpowiedział już spokojnie Brian.
-Poza tym będzie pan bliżej tych dzieciaków. Może pan odkryć jeszcze wieeele ciekawych rzeczy. Te rozkapryszone dzieciuchy wcale nie chcą z nami gadać, kurde! Jedyne co możemy robić to badania... to moim zdaniem za mało. - stwierdził Zack. Patrzyłem na nich przez chwilę i... wybuchłem śmiechem. Nie no, beka.
-Wy myślicie, że ja mogę dotrzeć do tych smarkaczy od środka? Hahahaha... dobre sobie. Wybaczcie, ale nie mam zamiaru się z nikim zaprzyjaźniać... sorki memorki. - kategorycznie odmówiłem.
-A kto karze ci się zaprzyjaźniać. Tylko oni mają myśleć, że jesteś dla nich podporą... to wszystko. Będą się tobie żalić i zwierzać a ty będziesz ich tylko wysłuchiwał i o wszystkim nam później mówił. - powiedział spokojnie, ale ja wcale nie byłem spokojny. Miałem ochotę dać mu w twarz.
-Co wy sobie w ogóle wyobrażacie?! Myślicie, że będę się z kimś " zaprzyjaźniał " tylko po to by później wam o nim donosić? Jesteście żałośni. Nie spodziewałem się tego po was. Jak już mam się z kimś przyjaźnić to albo na dobre i złe albo WCALE. - powiedziałem starając się opanować złość. Nic nie miałem do tych dzieciaków i nie miałem zamiaru obrabiać im dupy za ich plecami. Nie jestem takim typem człowieka. Mężczyźni wpatrywali się we mnie ze strachem w oczach i w sumie... bardzo dobrze. Pokiwałem przecząco głową i westchnąłem:
-Ehh... co z moimi rzeczami? Ktoś po nie przyjdzie czy coś...
-Szef powiedział, żeby ci zabrać komputer i parę osobistych rzeczy. W twoim pokoju masz książki z naszej biblioteki i wszystko czego ci do życia potrzeba.
-No, a jak pan będzie czegoś z tąd potrzebował to wystarczy, że da mi pan cynk a ja panu przyniosę. - zaoferował swoją pomoc Zack. Przestało mi się to różowo widzieć. Wolałem siedzieć w zaciszu własnego domu niżeli z grupą dzieciaków na jakiś apartamentach. No, ale co mogłem poradzić. Nie będę się przecież z nimi bił. Miałem jeszcze tylko jedną wątpliwość:
-A będę mógł wychodzić z tego " więzienia "? - spojrzeli po sobie wzruszając ramionami.
-Pewnie tak... szef bardzo cię ceni, więc... prawdopodobnie. - odpowiedział Brian.
-To po co mnie tam w ogóle zamykacie. Nie mogę sobie być Arcaną tutaj... w swoim własnym, ciemnym, spokojnym domku? - westchnąłem – Przecież to nie ma sensu, żeby mnie tam zamykać.
-Będziesz miał możliwość obserwacji naszych projektów dzięki czemu będziesz mógł ustalić charakterystyczne zachowania Arcan. Poza tym nie zawsze będziesz mógł wychodzić. Jeśli twoja Arcana zacznie się rozwijać nie będziemy cię już wypuszczać. Poza tym... jakby ci tu jednak odwaliło i zechciałbyś sprowadzić na ziemię apokalipsę to w ośrodku jakoś cię ogarniemy a tak to jak będziesz w domu możesz komuś zrobić krzywdę. - Brian miał rację. Mimo to nie zbyt byłem do tego przekonany no ale zawsze można było jakoś uciec do innego kraju, nie? Wzruszyłem ramionami i podszedłem do komputera. Wymusiłem zamknięcie systemu i wyłączyłem komputer z zasilania. Wszystkie kable odłączyłem i zapakowałem do kartonowego pudła, w którym jeszcze wczoraj były książki z biblioteki. Wepchnąłem Zack'owi karton w ręce a Brian'owi wskazałem kciukiem komputer i ekran.
-Ty se chyba jaja robisz?! - wykrzyczał załamany – Wiesz ile to waży?
-Emm... tak. Wszystko waży łącznie 10 kilo, a co? Ktoś musi nieść krzesło. - odpowiedziałem spokojnie ciągnąc za sobą w stronę wyjścia moje kochane krzesełko. Poczekałem na nich na korytarzu, ale chyba byli w innym ustawieniu. Brian niósł kompa i karton a Zack ekran. Niech se robią co chcą. Przepuściłem ich przodem. Usiadłem okrakiem na swoim krześle no i ruszyłem za nimi. Już przekroczyli próg domu i ja również zamierzałem... JEBUT! Brian i Zack odwrócili się powoli i spojrzeli na mnie załamani:
-STEIN DEBILU!
-Nic mi nie jest... ja tylko grawitację sprawdzam. Jest silna... moja twarz przykleiła się do podłoża. - próbowałem wstać. Po chwili już stałem na nogach i otrzepywałem się z prochu.
-Zejdź normalnie po schodach... błagam. - powiedział błagalnym głosem Brian.
-No dobra, dobra... jak sobie chcecie. - zszedłem po schodach taszcząc za sobą krzesło, ale jak już byłem na płaszczyźnie znów stało się moim pojazdem. Dwójka mężczyzn szła za mną w stronę bazy. Nieraz dało się słyszeć ich ciężkie westchnienia. Nie żeby mi to sprawiało przyjemność, ale lepsze to niż taszczenie tego samemu. Wyślę jutro Zack'a żeby przyniósł mi resztę rzeczy. Nie miałem zamiaru tego dzisiaj taszczyć. Po kilku minutach znaleźliśmy się przed wielką przeźroczystą kopułą. Zack położył na niej dłoń. Był to swego rodzaju skaner. Cała kopuła nie był jedną całością tylko była złożona z kafelek wielkości drzwi. Kiedy dłoń została rozpoznana jeden z tych kafelków po prostu się odsuwał i można było bez problemu wejść, ale z wyjściem było gorzej. Pewnie weszliśmy na teren obiektu. Niebawem byliśmy już przy drzwiach. Zack wpisał kod i drzwi zaraz się otwarły. W budynku panowała ciemność i mroczna cisza. Nic dziwnego... wszyscy już dawno spali. Zack wskazał palcem na windę. Bez słowa weszliśmy do windy. Kliknąłem na piętro 12 gdzie obecnie trzymaliśmy większość projektów. Prawdopodobnie i dla mnie jest tam teraz miejsce. W milczeniu czekaliśmy aż winda dowiezie nas na miejsce. Po chwili byliśmy już na 12 piętrze. Drzwi się otworzyły i wyszliśmy z windy. Po korytarzu rozniósł się hałas nadjeżdżającego mnie:
-Gdzie mój apartament? - zapytałem od niechcenia.
-Ten, w którym są uchylone drzwi. - odpowiedział cicho Zack. Przemierzałem cieśninę korytarzową na swoim krześle ( HEJ HO! ) kiedy zauważyłem uchylone drzwi. Bez zastanowienia pchnąłem je nogą chcąc wjechać i... JEBUT!
-Nieee... to już przegięcie... - wyjęczał Brian.
-Grawitacja nadal działa i... nic mi nie jest. - mruknąłem podnosząc się z ziemi. - apartament rzeczywiście był pusty. Postawiłem swoje krzesełko i zapaliłem światło. Nic szczególnego. Kuchnia połączona z salonem, sypialnia i łazienka. " Wolę swój domek... " - pomyślałem. Brian i Zack weszli za mną i położyli bagaże pod ścianą. Odwróciłem się do nich:
-Zack... skorzystam z twojej oferty. - wyciągnąłem klucze z kieszeni i rzuciłem je chłopakowi – Jutro skocz do mojego domu. Zaraz dam ci listę tego co masz mi przynieść. - podjechałem do stolika, wyciągnąłem ze swojej kieszeni notes i długopis zapisując listę niezbędnych mi rzeczy – Tu jest wszystko. Przynieś mi to na jutro. - podałem mu kartkę. Wziął ją do ręki, przeczytał i skinął głową. Brian opierał się o ścianę i patrzył w okno.
-Dajcie mi cynk jakby szefuńcio chciał się ze mną spotkać. - wspomniałem.
-Spoko. - odpowiedział z uśmiechem Zack – My już będziemy się zbierać. Na jutrzejsze popołudnie wszystko panu przyniosę.
-Tylko nic nie nabrój Stein. - przestrzegł Brian. Ja tylko się uśmiechnąłem:
-Jasne, jasne... - uśmiechnęli się na odchodnym i wyszli. Nie wiem co ich tak cieszyło. Będę tu teraz siedział jak jakiś projekt. Jakieś dzieciaki będą mnie nawiedzać i będę miał ochotę na sekcje. Westchnąłem i wyszedłem na korytarz... musiałem sobie zapalić. Otworzyłem okno i powiem szczerze, że widoczek był niezły. Niebo rozgwieżdżone, powietrze aromatyczne... żyć nie umierać, ale i tak sto razy wolałem swój domek. Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i zapalniczkę. Odpaliłem, nabrałem dymu do ust i wypuściłem. Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. " Nie no... to chyba jakiś żart? " - pomyślałem wzdychając " Nie można nawet spokojnie papierosa wypalić, cholera jasna! "

( Ktoś odważny? )

Od Morgiany

Każdy dzień trwa tak samo. Rano śniadanie, potem nieco sprzątania w pokoju. Układanie domków z kart, wyglądanie przez okna, obiad i tak dalej, i tak dalej... Nie wiem ile tu już jestem. Nie liczę czasu. Jedyne co wiem to to, że nie jestem tu sama. Codziennie słyszę głosy na korytarzu lub zza ścian. Ale nie wychodzę. Nie chcę. Może nawet bym wyszła, ale po co? 
Znów siedziałam przy stoliku z ołówkiem w ręku, zastanawiając się co naszkicować. Powoli kończyły mi się pomysły. No i karki. Było ich tylko kilkanaście w szufladzie, wraz z dwoma ołówkami i gumką do ścierania. Podeszłam do okna i otworzyłam je, chcąc wpuścić nieco powietrza. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce, i wpatrzona w kartkę, siedziałam w bezruchu. Po kilku minutach usłyszałam delikatnie stukanie. Po parapecie skakał niewielki ptak. Nie wiem nawet co to za gatunek. Obserwowałam go, jak ten coraz bardziej się do mnie zbliża. Nim się obejrzałam, stał tuż przedemną. Poruszyłam ręką, ale ptak nie wystraszył się. Zaczęłam go więc rysować. Kreska za kreską, powstawało coś, co przypominało stworzenie. 
- Nawet nie jest źle... - mruknęłam do siebie, i sięgnęłam po kawałek herbatnika, po czym położyłam go na stoliku. Ptak zaczął go jeść, a ja dalej go obserwowałam. I pewnie siedziałabym tak długo, gdyby gwałtowny podmuch wiatru nie otworzył drzwi. Przez przeciąg, kartki podleciały do góry i wyleciały z mojego pokoju. Pobiegłam za nimi, doganiając je w końcu i zaczęłam zbierać je z ziemi. Gdy się podniosłam, przedemną stała obca mi osoba i uważnie mi się przyglądała.
Kim jesteś?

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Nie miałem pojęcia na czym skupić wzrok, dlatego bez przerwy przenosiłem go na Vanillę bądź sufit. Po pewnym czasie zapytała się o przyczynę. Zdobyłem się na lekki uśmiech, widząc jej oklapnięte, puchate uszko.
- Ciesze się, że jesteś przy mnie. - wyznałem w końcu, w dalszym ciągu nie przestając patrzeć na dziecinną buźkę swojej towarzyszki.
W odpowiedzi jedynie zachichotała cicho pod nosem. No tak... w sumie sam ją tutaj zaciągnąłem, ale przecież w każdej chwili mogła sobie pójść i mnie tak zostawić. A jednak nie poszła, tylko cierpliwie opatrzyła każdą moją ranę (Vanilla pielęgniarka ;p). Po chwili podniosłem się lekko z łóżka, wpatrując się straszliwie trzęsące się ręce. Byłem wykończony... to cud, że wciąż jeszcze byłem przytomny, że w ogóle byłem w stanie się podnieść. Dźwignąłem się na nogi, chwiejąc się i wolnym krokiem podszedłem do dziewczyny. Spojrzała na mnie pytająco: może i jestem głuchy oraz nie potrafię słuchać dobrych rad na temat tego, abym teraz leżał i wracał do zdrowia. Żaden facet nie cierpi okazywać słabości: a już zwłaszcza przed kimś tak silnym jak Sigma. W milczeniu klęknąłem przed nią i objąłem ją w pasie. Spojrzałem w jej błękitne tęczówki, wzdychając cicho.
- Głupi jesteś. - powiedziała, zamykając na chwilę oczy, jednocześnie gładząc mnie po włosach. - Nie powinieneś się teraz w ogóle ruszać. Poza tym... nie wiem co by się stało gdyby Haruka zapragnął się zemścić.
Nie odpowiedziałem. Bałem się, żeby nie palnąć czegoś głupiego, jak to miałem w zwyczaju. Zamiast tego przybliżyłem się do niej i delikatnie ucałowałem. Zrobiłem to zadziwiająco nieśmiale... jak przedszkolak całujący swoją koleżankę z grupy. Myślałem, iż znowu skrytykuje moje postępowanie, jednak i tym razem się pomyliłem. Vanilla w sekundzie zalała się okazałym rumieńcem, nadającym jej ślicznej buźce niepowtarzalnego uroku. Odwróciła głowę w prawo, kuląc puchate uszka jeszcze bardziej. Praktycznie przylegały do głowy.
- Wiem o tym. - odparłem po dłuższej chwili.
Chciałem się podnieść, ale nie miałem na to siły. Dopiąłem swego: udowodniłem, że jestem silny, ale jakim kosztem... Wtedy chyba pierwszy raz poczułem coś zbliżonego do bólu. Ciało odmawiało posłuszeństwa, mimo to jakimś cudem nie zaryłem (jeszcze) głową o podłogę.
- Vanilla... - zwróciłem się do dziewczyny w dalszym ciągu unikającej mojego wzroku. - Chciałbym Ci coś powiedzieć...
- Nie musisz. - odparła szybko, wreszcie decydując się ponownie na mnie spojrzeć.
Albo to ja byłem przewidywalny, albo ona źle domyślała się o co może mi chodzić. Wiedziałem, że jedyne co mogę teraz zrobić to postarać się wstać i odrobinę odpocząć. Po moich plecach przeszedł bardzo nieprzyjemny dreszcz, miałem mroczki przed oczami. Dopiero teraz cała złość zaczęła opuszczać mój umysł, ogarniało mnie zmęczenie i senność. Dziewczyna widząc to pomogła mi się podnieść, po chwili wróciłem do punktu wyjścia: znów leżałem na łóżku wpatrując się w swoją ukochaną.
- Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, będę w pobliżu. - posłała mi ciepły uśmiech, a później podążyła do kuchni.
Starałem się doczekać do jej powrotu, ale już krótki czas później zasnąłem niemal błyskawicznie.

<Vanilla?>
Layout by Hope