- Hę? W każdej chwili mogę sobie pójść, a Tobie nic do tego. Jak na razie jesteś moją niańką, ale nie potrzebna Ci jest informacja gdzie mieszkam. Może i sam się dowiesz - założyłam nogę na nogę zerkając na niego
No ale mówi, że za karę mam z nim tu siedzieć, bo nie chcę mu powiedzieć gdzie mieszkam, śmieszne. Może jako Sigma ma lepszy kontakt z naukowcami, nie wiem bo ich staram się szerokim łukiem omijać, ale niestety przebywając w ośrodku jest trudno tego dokonać, mogę czasami do jednego podejść i powiedzieć, że ktoś się mnie uczepił...nie poprawka, ja się uczepiłam osoby i teraz ta osoba próbuje więcej informacji o mnie wyciągnąć. Jeszcze by się zakradł do mnie do pokoju, bo mu te duchy by pomogły i co ja bym zrobiła? Jakby nie wykonywał gwałtownych ruchów mogłabym mu zafundować darmową operację plastyczną. Z rozmyślenia nad udekorowaniem twarzy Natsume wyrwał mnie płatek śniegu, który wylądował na moim nosie.
- To czemu nie idziesz? - westchnął spoglądając w niebo, które było za szklaną barierą
- Zaraz idę. A skoro chcesz, żebym za karę tu siedziała to może dodaj jakieś gratisy do tej kary. Może na przykład przywiążesz mnie do siebie? Wtedy bym sobie nie poszła. A tak na serio to się będę już zbierać. Nic mi nie będzie - machnęłam dłutem, które było moim najwierniejszym towarzyszem zaraz po lwie i lalce - No to do zoba...- w momencie gdy wstawałam z kamienia zachwiałam się i skończyło się na tym, że wylądowałam w wodzie wraz z Natsume, biedaczek przewrażliwiony, że się naukowcom nie spodoba, że tu chodzi sam też wylądował w wodzie, tyle że w przeciwieństwie do mnie twarzą
- Wspominałeś coś, że odradziłbyś mi wchodzenia do wody, a sam też w niej wylądowałeś - koryto rzeki specjalnie nie było jakieś głębokie, więc spokojnie sobie w niej siedziałam podpierając się rękoma z tyłu - Jeśli ktoś ma z nas być mokry, to ty. Zobacz jak woda z Ciebie skapuje - zaśmiałam i podniosłam się trzymając za poboczny kamień, po chwili siedziałam obok tego kamienia i wpatrywałam się w chłopaka jak trudzi się z wydostaniem
- Mogłabyś pomoc...- syknął spoglądając na mnie spod mokrych włosów
- Mam za krótkie rączki - podałam mu dłoń i udało mi się jakoś go wyciągnąć - Tak, przepraszam, moja wina. Jestem nieuważna. I tak chyba budynek mieszkalny twój jak i mój sąsiadują ze sobą to jesteśmy na siebie skazani - stałam jak słup, bo z każdą minutą robiło mi się coraz zimniej
Zostałam poklepana po głowie i tym razem to Natsume ruszył pierwszy prosto przed siebie, a ja po chwili doganiając go zrównałam z nim krok i chwyciłam za rękę uśmiechając się szeroko. Gdyby mu moje towarzystwo przeszkadzało powiedział by mi to, prawda? Najwyraźniej nie sprawiałam mu kłopotów, może nie licząc zdenerwowania Madary, który wyładował swoją złość na altance. Szliśmy tak razem przyspieszając kroki, aż dotarliśmy do rozdroża.
- To ja tu skręcam. Odprowadziłbym Cię, ale nie chcesz mi pokazać gdzie mieszkasz i gdybyśmy nie zaliczyli wpadki z rzeką bylibyśmy wcześniej - westchnął, a ja przytaknęłam głową
Krótko się pożegnaliśmy i wtedy od razu popędziłam do swojego mieszkania, zamarznę tu zaraz normalnie. Wpadłam do swojego pokoju pędem i biegiem zrzucając z siebie mokrą sukienkę i resztę ubrania udałam się do łazienki. Lew leżąc na łóżku wpatrywał się we mnie zaskoczony, bo jeszcze nigdy tak nie biegałam po pokoju. O dziwo w pomieszczeniu było ciepło, niby nie grzali ale jutro ze spadkiem temperatury się to wszystko ziemi. Opatulona w ręcznik i turban na włosach z łazienki udałam się od razu wtulając się w miękkie futro zwierzaka. Leżąc tak od razu zasnęłam wymęczona dniem, jakoś wcześniej nudno mi się żyło, a teraz żałowałam że czas tak szybko leci. Ale i jutro jest dzień. Może będzie nawet lepszy...o czym ja marzę. Kichnęłam na dzień dobry i wsunęłam się szybko pod kołdrę owijając się nią. Tylko ja potrafię w zimę spać z mokrymi włosami przy otwartym oknie. Nie ma jak na wstępie przeziębienie. Przez kilka godzin leżałam w łóżku praktycznie nie wychodząc z niego, dmuchając w chusteczki. Jakbym miała tak do końca dnia przesiedzieć i zużywając chusteczki to musiałabym kolejny dzień spędzić na wydostaniu się spod nich. Leżąc tak bez życia wpadłam na genialny pomysł - Odwiedzenie Natsume. Może i go złapało przeziębienie? Na pewno go teraz nie ma a wyjście z budynku na zewnątrz było by złym pomysłem, więc poczekam do wieczora i wtedy wyjdę. Wraz z zachodem słońca nałożyłam na siebie płaszcz i owinęłam się jakimś szalikiem [le Mary mumia] i udałam się w stronę budynku gdzie mieszkają Sigmy. Ich jest mniej, więc szybciej znajdę jego pokój. Ale chyba przy pokojach jest napisane kto tu zamieszkuje, więc czym się martwię. Gdy wyszłam na dwór od razu poczułam chłód powietrza. Przynajmniej mam blisko, więc dosłownie kilka minut minęło zanim znalazłam się w Sigmowej dżungli. Sama nie wiem czego mogę się spodziewać, pierwszy raz idę tam. Uradowana, że wreszcie jestem w budynku, przez te kilka minut znów czułam że zamarzam. Chyba komuś się nudziło i chce nas zdenerwować, więc ustawił temperaturę na jedną z niższych. Pobłądziłam chwile po korytarzu, aż wreszcie dotarłam do pokoju, który należał do Natsume. No na moje cudne szczęście nie zastałam go.
- Na pewno za chwilę przyjdzie - powtórka z rozrywki, jak "jutro będzie dobry dzień...rozpoczęty kichaniem"
Przysiadłam przy ścianie i oparłam się o nią. Może z 10 minut czekałam, ale to sprawiło już że poczułam się senna i przymknęłam oczy. Dopiero jakieś hałasy mnie obudziły i zaciekawiona cóż to nie umie normalnie chodzić podniosłam się i stojąc w miejscu czekałam jak "cosiek" wyjawi się z ciemności. To co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
- Natsume?! - z trudem było mi powstrzymać śmiech widząc chłopaka kołyszącego się na boki i zaliczające spotkania z ścianą. Na mój widok wydał z siebie bełkot i zaczął się do mnie zbliżać przystając przede mną
Tego co zamierzał zrobić nie spodziewałam się. Czyli ja tu z katarem przychodzę czy z mojej winy też się przeziębił a ten pijany wraca z udanej zabawy i mnie jeszcze obmacuje zboczeniec jeden.
- Weź te ręce - syknęłam, jednak nie wywołało to najmniejszego wrażenia na chłopaku
[Natsume? ;3]
poniedziałek, 6 lipca 2015
Od Rene - C.D Azusy
Pokręciłem głową wciąż mając na twarzy naprawdę niesamowity
uśmieszek. Przesunąłem się delikatnie tym samym łapiąc Azusę za dłoń. Wplotłem
palce pomiędzy jego i zrobiłem minę podrywacza.
- Ja mogę cię ogrzać..- wyszeptałem obserwując jak
przechodzą go ciarki od chłodnych paneli – Jutro pójdziemy ulepić bałwana Elzo
– wyszczerzyłem kły. Gdy próbował mnie uderzyć złapałem jego rękę w nadgarstku,
żeby po chwili złożyć na niej delikatny pocałunek – Nie przemęczaj się
księżniczko, bo musisz mi starczyć na dłużej – w ruch poszła druga ręka, ją
także złapałem i przycisnąłem do podłogi – Musisz być grzeczny, żebym mógł cię
wypuścić – zachichotałem, w jednej chwili puściłem jedną z jego rąk a za drugą
pociągnąłem, żeby pomóc mu wstać. Miał minę jakby chciał mnie zabić, cmoknąłem
w jego stronę na przepraszam. Najprawdopodobniej jego rządza mordu wynosiła
najwyższy poziom i to akurat skierowany w moją stronę.
- Nie denerwuj się tak, bo żyłka ci pęknie. Tak na
marginesie to naprawdę słodkie te rumieńce – puściłem mu oczko z uśmiechem.
Naburmuszył się cały, wszystkie jego mięśnie napięły się niesamowicie.
Zlustrowałem go całego – od stóp do głowy, a potem znowu zatrzymując się na
torsie. Przez te kilka chwil miałem czas, żeby przemyśleć to co wcześniej
powiedział. Zmusić? To mi się nawet podoba.. A więc zamiast myśleć, zacząłem
działać. Złapałem go ponownie za rękę poprzedzając to słodkimi słówkami
wyszeptanymi wprost do jego ucha: „Rozumiem, że mam wziąć cię siłą?”, tak
właśnie brzmiały te słówka. Znów te niesamowite ciarki przechodzące przez jego
ciało. Zamknąłem oczy zbliżając usta do jego szyi, przesunąłem po niej językiem
zostawiając mokry ślad. Jego krew pachniała tak niesamowicie. Przygryzłem mu
skórę, jednak nie wgryzłem się na tyle, żeby krew zaczęła ciec. Do moim uszu
doszedł niezidentyfikowany dźwięk wychodzący wprost z ust Azusy. – Czyli jednak
to jest przyjemne, hę? – zapytałem głupkowato trzymając usta nadal przy jego
szyi. Wszystkie te najmniejsze czynniki wpływały na to, że coraz bardziej się
nakręcałem. Przesunąłem go nieco w stronę ściany, żeby następnie oprzeć o nią
Azusę. Przez chwilę przyglądałem się jego oczom z zaciekawieniem, cały czas z
uśmiechem na twarzyczce badałem jego ciało dłonią od czasu do czasu szczypiąc
go gdzie niegdzie. Przy okazji połączyłem nasze usta, na początku trochę
nieśmiało, ale potem zauważyłem, że ustąpił, więc pozwoliłem sobie najśmielsze
ruchy. Obie dłonie przesunąłem na policzki stopniowo przechodząc na tył głowy
wplątując palce we włosy chłopaka. Pogłębiliśmy pocałunek na tyle, że stał się
on istnym tańcem języków. Przesuwałem go w stronę kanapy coraz bardziej
oddalając się od ściany, nie przerywając pocałunków. Poczułem jak delikatnie
zacisnął palce na mojej koszulce przy okazji coraz bardziej zamykając mnie w
uścisku. Wreszcie dotarliśmy do tej jakże wyczekiwanej sofy, Azusa usiadł na
kanapie w rozkroku. Stanąłem mu więc między nogami obdarowując jego blade usta
milionami pocałunków. Jedną dłoń oparłem po jego lewej, a drugą nadal trzymałem
za podbródek. Uśmiechnąłem się zadziornie, gdy wreszcie nadeszła chwila na
pierwszy wdech po tej niesamowitej wymianie śliny. Jego mina nie wyrażała
zbytniego szczęścia. A może on tak po prostu ma?
- Uśmiechnij się – zamruczałem zbliżając wargi do jego ucha,
po chwili pocałowałem je delikatnie i przenosiłem się stopniowo coraz niżej, na
obojczyki, ramiona, klatkę piersiową. Zatrzymał mnie, gdy przygryzłem mu skórę
na brzuchu.
- Niby się nie uśmiecham? – zapytał nieco nieobecnie.
Zauważyłem cień uśmiechu na jego twarzy, ale co to był za lichy uśmieszek? –
Jesteś nawet delikatny jak na tego, który ma wziąć mnie siłą.. – westchnął
udając zwód.
- Jeżeli bym się nie powstrzymywał to dawno miałbyś już
kilkanaście ugryzień i najprawdopodobniej umarłbyś z wycieńczenia – mruknąłem
poważnie wpatrując mu się w oczy – A nie chcę, żebyś umarł – i właśnie wtedy
delikatnie dziabnąłem go w wewnętrzną część uda. Nie piłem krwi, ale zostawiłem
dwa małe ślady po kłach.
- Jesteś naznaczony jak krowa – zachichotałem zbliżając
twarz do jego. Dłoń z policzka przesunąłem na udo uprzednio zahaczając wrażliwe
miejsca. Zacisnąłem palce na jego skórze. Jak na razie trzymał się bardzo
dobrze, wydał z siebie kilka podniecających odgłosów. Coraz bardziej się
rajcowałem. Przesunąłem go, żeby położył się na całej długości kanapy, ja zaś
oparłem się centralnie nad nim, a raczej nad gumką od jego bokserek. Patrzyłem
na nią jak na jakiś skarb, którego muszę pilnować za wszelką cenę. Złapałem za
nią palcami i delikatnie podniosłem, przesunąłem językiem w miejscu gdzie
wcześniej zaciskała się guma. Znów to drżenie całego ciała. Moje spodnie stawały się coraz bardziej
ciasne, chyba wiadomo czemu ( ͡° ͜ʖ ͡°).
Wreszcie ściągnąłem mu te
bokserki odsłaniając to co najbardziej mnie interesowało. Zerknąłem w te niesamowicie
malinowe oczy..Chociaż było ciemno to ja nadal widziałem ich kolor. Po raz
kolejny wpiłem się w jego usta. Błądził rączkami po mojej koszulce, rozporku,
wreszcie pozbył się górnej warstwy ubrań, a potem zajął się dolną, przez cały
czas byliśmy do siebie przyczepieni jak glonojady. Pozbawiał mnie kolejnych
części garderoby trafiając wreszcie na bokserki.
(Azuska?)
Od Ukyo - C.D Artis
Sama zgoda by wystarczyła by mnie rozweselić, ale słowa Artiś... Jeszcze
nigdy nikt nie powiedział, że "picie ze mną nie jest takie złe".
Uśmiechnąłem się szerzej, jak nigdy dotąd. Zmniejszyłem odległość między
mną, a nią, zmniejszyłem i to znacznie. Rękoma objąłem dziewczynę, to
było coś zbliżonego do euforii.
- Is! - Tuliłem Artis. - To takie miłe!
- Uk-kyo, to troszeczkę boli...
- Och, przepraszam. - Nieco rozluźniłem uścisk. Nie miałem zamiaru jeszcze jej puszczać. - Lepszej pańci nie mógłbym znaleźć. Jeśli się postarasz, to może, ale to może jeden raz... Chociaż nie. To już by było trochę za dużo za szklaneczki. Artiś! - Zapomniałem o tym co wcześniej powiedziała i mocniej ją przytuliłem. - Teraz nie możesz mieć nikogo innego. Uznam to wtedy za zdradę i nie byłoby już tam miło.
Złapałem za jej rączkę, którą położyłem sobie na głowie. Uśmiechnąłem się do niej i nieco się odsunąłem.
- Pogłaskaj. W końcu psy się głaszcze.
- No-no dobrze - uśmiechnęła się lekko i pogłaskała mnie po głowie.
Przyciągnęła do siebie swoje rączki i ruszyliśmy dalej. Na początku nie mieliśmy jakiegoś konkretnego celu. Kiedy jednak sobie przypomniałem, że Artis polubiła iceówkę (ba, nawet stwierdziła, że jest naszym "ulubionym niebieskim płynem"), zaproponowałem wyjście do sklepu, a później poszlibyśmy do mnie. Może jak tak jej posmakowała, to powinienem ją nauczyć to robić. Tak to będzie dobry pomysł, a przynajmniej tak myślę. Kupiliśmy trochę cukierków i wyszliśmy ze sklepu.
Otwarłem zamek i pchnąłem drzwi do przody, zapraszając Artis do środka. Ruszyliśmy razem do kuchni, to chyba najlepsze pomieszczenie w moim mieszkanku.
- No więc Artis, nauczę cię robić iceówkę.
Wyłożyłem na blat cukierki, spirytus, garnek i butelkę. Uśmiechnąłem się, oparłem się o jakąś szafkę i zacząłem wydawać polecenia prprzyjaciółce.
- To chyba pies powinien słuchać pani - zaśmiała się.
- Faktycznie, przepraszam.
Podszedłem do Is i pokazywałem co zrobić. Oczywiście to nie było nic trudnego. Nalać wody do garnka, postawić na włączonej kuchence i roztopić cukierki. Gdy tak się stanie, schłodzić powstany syrop i dolać spirytus. Wymieszać i przelać do butelki.
- Dzisiaj napijemy się u mnie, dobrze? Tym razem ty zostaniesz na noc! - Zacząłem się śmiać. Po chwili jednak przestałem i spojrzałem na Artis. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem do siebie. - To będzie nasza druga noc, może tym razem uda się nam trafić do łóżka, albo przynajmniej na kanapę. - Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. - Na razie jednak jest dzień!
Na mojej twarzy z powrotem pojawił się uśmiech. Ruszyłem z nią do salonu. Wygodnie usiedliśmy na kanapie. Zastanawiałem się o czym bym mógł jeszcze pogadać z Artis. Wyciągnąłem ręce do góry i przechyliłem się na bok. Upadłem, a moja głowa wylądowała na kolanach Artiś. Spojrzałem kątem ola na twarz dziewczyny. Po chwili poczułem jak zaczyna mnie głaskać. Jakie to miłe, nie musiałem jej mówić żeby zaczęła to robić. Nie spodziewałem się, że bycie psem może być tak przyjemne. Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że jutro już tak myśleć nie będę.
- Ej, Is... Tak się zastanawiam od niedawna, tak od tej chwili. Czego tak naprawdę chcesz? Czego pragniesz? Co?
- Czego pragnę? Chwilę się zastanowię.
- Oczywiście, głupio by było odpowiadać na to pytanie bez żadnych namysłów. Tym bardziej, że ja to biorę na serio. - Uśmiechnąłem się. - Zanim jednak odpowiesz i zaczniesz nad tym myśleć... Chciałbym czegoś spróbować.
- O co chodzi, Ukyo?
Podniosłem się do siadu. Dłonią odgarnąłem włosy padające mi na oko i zbliżyłem się do Artis. Uśmiechnąłem się lekko do niej. Złapałem za kosmyk jej włosów i najzwyczajniej zacząłem się nim bawić. Zawsze mnie zastanawiało co takiego ciekawego jest w długich włosach. Poza tym moja przyjaciółka nie wydaje się należeć do tych, które by się wściekły za takie coś jak zabawa jej włosami. Wydawać się może, że miałem to na myśli od samego początku, a jednak. Tak naprawdę chciałem zrobić coś innego, ale chyba nie byłem wtedy jeszcze na to zdecydowany całkowicie.
- Miękkie... Takie miłe w dotyku - powiedziałem. - Pewnie musisz mieć z nimi problem, w końcu są bardzo długie. - Przeniosłem rękę z włosów na jej policzek, po chwili dołączyłem drugą. - Czy obraziłabyś się na mnie gdybym kontynuował "to"? - Zaśmiałem się. Przybliżyłem twarz do jej twarzy i czekałem na jej odpowiedź.
Artis?
- Is! - Tuliłem Artis. - To takie miłe!
- Uk-kyo, to troszeczkę boli...
- Och, przepraszam. - Nieco rozluźniłem uścisk. Nie miałem zamiaru jeszcze jej puszczać. - Lepszej pańci nie mógłbym znaleźć. Jeśli się postarasz, to może, ale to może jeden raz... Chociaż nie. To już by było trochę za dużo za szklaneczki. Artiś! - Zapomniałem o tym co wcześniej powiedziała i mocniej ją przytuliłem. - Teraz nie możesz mieć nikogo innego. Uznam to wtedy za zdradę i nie byłoby już tam miło.
Złapałem za jej rączkę, którą położyłem sobie na głowie. Uśmiechnąłem się do niej i nieco się odsunąłem.
- Pogłaskaj. W końcu psy się głaszcze.
- No-no dobrze - uśmiechnęła się lekko i pogłaskała mnie po głowie.
Przyciągnęła do siebie swoje rączki i ruszyliśmy dalej. Na początku nie mieliśmy jakiegoś konkretnego celu. Kiedy jednak sobie przypomniałem, że Artis polubiła iceówkę (ba, nawet stwierdziła, że jest naszym "ulubionym niebieskim płynem"), zaproponowałem wyjście do sklepu, a później poszlibyśmy do mnie. Może jak tak jej posmakowała, to powinienem ją nauczyć to robić. Tak to będzie dobry pomysł, a przynajmniej tak myślę. Kupiliśmy trochę cukierków i wyszliśmy ze sklepu.
Otwarłem zamek i pchnąłem drzwi do przody, zapraszając Artis do środka. Ruszyliśmy razem do kuchni, to chyba najlepsze pomieszczenie w moim mieszkanku.
- No więc Artis, nauczę cię robić iceówkę.
Wyłożyłem na blat cukierki, spirytus, garnek i butelkę. Uśmiechnąłem się, oparłem się o jakąś szafkę i zacząłem wydawać polecenia prprzyjaciółce.
- To chyba pies powinien słuchać pani - zaśmiała się.
- Faktycznie, przepraszam.
Podszedłem do Is i pokazywałem co zrobić. Oczywiście to nie było nic trudnego. Nalać wody do garnka, postawić na włączonej kuchence i roztopić cukierki. Gdy tak się stanie, schłodzić powstany syrop i dolać spirytus. Wymieszać i przelać do butelki.
- Dzisiaj napijemy się u mnie, dobrze? Tym razem ty zostaniesz na noc! - Zacząłem się śmiać. Po chwili jednak przestałem i spojrzałem na Artis. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem do siebie. - To będzie nasza druga noc, może tym razem uda się nam trafić do łóżka, albo przynajmniej na kanapę. - Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. - Na razie jednak jest dzień!
Na mojej twarzy z powrotem pojawił się uśmiech. Ruszyłem z nią do salonu. Wygodnie usiedliśmy na kanapie. Zastanawiałem się o czym bym mógł jeszcze pogadać z Artis. Wyciągnąłem ręce do góry i przechyliłem się na bok. Upadłem, a moja głowa wylądowała na kolanach Artiś. Spojrzałem kątem ola na twarz dziewczyny. Po chwili poczułem jak zaczyna mnie głaskać. Jakie to miłe, nie musiałem jej mówić żeby zaczęła to robić. Nie spodziewałem się, że bycie psem może być tak przyjemne. Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że jutro już tak myśleć nie będę.
- Ej, Is... Tak się zastanawiam od niedawna, tak od tej chwili. Czego tak naprawdę chcesz? Czego pragniesz? Co?
- Czego pragnę? Chwilę się zastanowię.
- Oczywiście, głupio by było odpowiadać na to pytanie bez żadnych namysłów. Tym bardziej, że ja to biorę na serio. - Uśmiechnąłem się. - Zanim jednak odpowiesz i zaczniesz nad tym myśleć... Chciałbym czegoś spróbować.
- O co chodzi, Ukyo?
Podniosłem się do siadu. Dłonią odgarnąłem włosy padające mi na oko i zbliżyłem się do Artis. Uśmiechnąłem się lekko do niej. Złapałem za kosmyk jej włosów i najzwyczajniej zacząłem się nim bawić. Zawsze mnie zastanawiało co takiego ciekawego jest w długich włosach. Poza tym moja przyjaciółka nie wydaje się należeć do tych, które by się wściekły za takie coś jak zabawa jej włosami. Wydawać się może, że miałem to na myśli od samego początku, a jednak. Tak naprawdę chciałem zrobić coś innego, ale chyba nie byłem wtedy jeszcze na to zdecydowany całkowicie.
- Miękkie... Takie miłe w dotyku - powiedziałem. - Pewnie musisz mieć z nimi problem, w końcu są bardzo długie. - Przeniosłem rękę z włosów na jej policzek, po chwili dołączyłem drugą. - Czy obraziłabyś się na mnie gdybym kontynuował "to"? - Zaśmiałem się. Przybliżyłem twarz do jej twarzy i czekałem na jej odpowiedź.
Artis?
Od Ukyo - C.D Nanami
- Nie. Jak już zasnął w twoich rękach to niech już sobie spokojnie śpi.
Rozejrzałem się dookoła. Nie było tak tłoczno jak zazwyczaj. Nie lubią zimy? Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na Nanami. Wyciągnąłem w jej stronę, a dokładniej w stronę kotka, rękę. Zrozumiała, że chce go pogłaskać. Uśmiechnęła się do mnie niemalże niewidocznie i przybliżyła koteczka. Położyłem dłoń na główce zwierzątka i delikatnie pociągnąłem nią po jego futerku.
- Przydałoby się wejść do ciepłego pomieszczenia, w końcu robi się co raz to zimniej. - Cofnąłem do rękę. - Może chciałabyś przyjść do mnie. Zostało mi jeszcze troszeczkę ciasta z wczoraj.
- Miałeś wczoraj gości? - zapytała, po czym mocniej przytuliła do siebie kotka
- Nie - powiedziałem, - mojemu zwierzątku zachciało się czegoś słodkiego, a poza tym chciałem czegoś spróbować. W książce, którą jak mi się wydaje mam od dzieciństwa, znalazłem jakiś przepis, znaczy "on" znalazł.
- Masz zwierzątko? Co to takiego?
- Stoaty? Jest to coś "łasiczkowatego", a dokładniej gronostaj, biały. Chcesz go... poznać? - uśmiechnąłem się do niej lekko. Cicho pod nosem powiedziałem "Mtumiki", z rękawa mojej kurtki wyszedł mały łebek stworzonka. Stoaty rozejrzał się i szybko wszedł po mojej ręce aż na lewy bark. Pogładziłem po główce zwierzaka. Chwilę moment złapałem go tak jak Nanami trzymała kociątko. Przez chwilę się wiercił, aż w końcu się poddał.
- No to chodźmy... Jeszcze zmarzniemy...
Położyłem sobie zwierzaka na głowie i ruszyłem w stronę dziewczyny. W końcu do mojego mieszkanka w tam tą stronę. Obróciła się i idąc równo, zaczęła się kolejna rozmowa. Śmieszyło mnie zachowanie gronostaja. Za każdym razem kiedy Nanami poruszała swoimi uszkami, Stoaty to powtarzał. Kiedy śmiałem się pod nosem, dziewczyna patrzyła na mnie nieco zdezorientowana. Po chwili zorientowałem się co jest powodem zachowania mojego sługi. Jest zazdrosny o koteczka na rękach Nanami. Ma w zwyczaju od razu przeszkadzać nowo poznanej osobie.
- Nanami, Stoaty chce na twoje rączki. Wymieńmy się.
- Co? No dobra...
Przystanęliśmy na chwilę. Małe kociątko poczuło, że jest trzymane przez inną osobę. Rozejrzało się dookoła po czym dalej zasnęło. Czułem jak telepie mi się w rączkach, a więc moim odruchem było mocniejsze przytulenie go do siebie. Mały wredak w końcu pokazał swoją prawdziwą stronę. Nanami nie za bardzo sobie z nim radziła, kiedy ten ciągle zmieniał swój rozmiar lub łaskotał ją ogonkiem w nos. Jestem jednak pewny, że to wkrótce minie. Nie powinna mi mieć tego za złe, że przekazałem jej coś wrednego. Dobrze, że gryzie tylko za rozkazem. Jakby się tak zastanowić to całkiem dawno nie był szczepiony. Poprawiłem kotka, tak utrzymywać go za pomocą jednej ręki. Wolną dłoń położyłem na głowie Nanami.
- Spokojnie. Polubił cię, a więc w końcu sobie odpuści takie dokuczanie.
Zdjąłem dłoń z jej głowy i sięgnąłem do kieszeni po klucze. Niebawem znaleźliśmy się przed drzwiami mojego mieszkanka. Wpuściłem dziewczynę do środka. Wepchnąłem koteczka w ręce Nanami.
- W szafce, w rogu pokoju przy oknie powinny być koce. Jednym czy dwoma zrób posłanko kotkowi, może być nawet na kanapie. Przyjdź zaraz do mnie do kuchni, a dam ci miskę z mlekiem, dobrze?
- Tak.
Stoaty zbiegł szybko po dziewczynie prowadząc Nanami do szafki. Sięgnąłem po miskę i mleko, które postanowiłem nieco podgrzać. Przelałem je do innego naczynia i postawiłem na kuchence. Niebawem do kuchni wparował gronostaj, a za nim dziewczyna. Stoaty wskoczył na blat, a potem na lodówce, na której wygodnie się ułożył. Wyciągnąłem talerze oraz ciasto.
- Przepraszam, uznałem, że lepiej nie będzie dawać mleka od razu z lodówki zmarzluchowi. Zaraz będzie gotowe. Jeśli mógłbym jeszcze o coś prosić, to Nanami zanieś talerzyki oraz ciasto na stół. Oczywiście jeśli możesz.
Przytaknęła głową i powoli wzięła się za to zadanie. Chyba leniwy ze mnie gospodarz, nic na to nie poradzę. Podrapałem się po głowie i spojrzałem na mleko, było już gotowe. Nalałem go do miseczki i zaniosłem do pokoju.
- Przygarniesz go, prawda? - zapytałem.
Nanami?
Rozejrzałem się dookoła. Nie było tak tłoczno jak zazwyczaj. Nie lubią zimy? Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na Nanami. Wyciągnąłem w jej stronę, a dokładniej w stronę kotka, rękę. Zrozumiała, że chce go pogłaskać. Uśmiechnęła się do mnie niemalże niewidocznie i przybliżyła koteczka. Położyłem dłoń na główce zwierzątka i delikatnie pociągnąłem nią po jego futerku.
- Przydałoby się wejść do ciepłego pomieszczenia, w końcu robi się co raz to zimniej. - Cofnąłem do rękę. - Może chciałabyś przyjść do mnie. Zostało mi jeszcze troszeczkę ciasta z wczoraj.
- Miałeś wczoraj gości? - zapytała, po czym mocniej przytuliła do siebie kotka
- Nie - powiedziałem, - mojemu zwierzątku zachciało się czegoś słodkiego, a poza tym chciałem czegoś spróbować. W książce, którą jak mi się wydaje mam od dzieciństwa, znalazłem jakiś przepis, znaczy "on" znalazł.
- Masz zwierzątko? Co to takiego?
- Stoaty? Jest to coś "łasiczkowatego", a dokładniej gronostaj, biały. Chcesz go... poznać? - uśmiechnąłem się do niej lekko. Cicho pod nosem powiedziałem "Mtumiki", z rękawa mojej kurtki wyszedł mały łebek stworzonka. Stoaty rozejrzał się i szybko wszedł po mojej ręce aż na lewy bark. Pogładziłem po główce zwierzaka. Chwilę moment złapałem go tak jak Nanami trzymała kociątko. Przez chwilę się wiercił, aż w końcu się poddał.
- No to chodźmy... Jeszcze zmarzniemy...
Położyłem sobie zwierzaka na głowie i ruszyłem w stronę dziewczyny. W końcu do mojego mieszkanka w tam tą stronę. Obróciła się i idąc równo, zaczęła się kolejna rozmowa. Śmieszyło mnie zachowanie gronostaja. Za każdym razem kiedy Nanami poruszała swoimi uszkami, Stoaty to powtarzał. Kiedy śmiałem się pod nosem, dziewczyna patrzyła na mnie nieco zdezorientowana. Po chwili zorientowałem się co jest powodem zachowania mojego sługi. Jest zazdrosny o koteczka na rękach Nanami. Ma w zwyczaju od razu przeszkadzać nowo poznanej osobie.
- Nanami, Stoaty chce na twoje rączki. Wymieńmy się.
- Co? No dobra...
Przystanęliśmy na chwilę. Małe kociątko poczuło, że jest trzymane przez inną osobę. Rozejrzało się dookoła po czym dalej zasnęło. Czułem jak telepie mi się w rączkach, a więc moim odruchem było mocniejsze przytulenie go do siebie. Mały wredak w końcu pokazał swoją prawdziwą stronę. Nanami nie za bardzo sobie z nim radziła, kiedy ten ciągle zmieniał swój rozmiar lub łaskotał ją ogonkiem w nos. Jestem jednak pewny, że to wkrótce minie. Nie powinna mi mieć tego za złe, że przekazałem jej coś wrednego. Dobrze, że gryzie tylko za rozkazem. Jakby się tak zastanowić to całkiem dawno nie był szczepiony. Poprawiłem kotka, tak utrzymywać go za pomocą jednej ręki. Wolną dłoń położyłem na głowie Nanami.
- Spokojnie. Polubił cię, a więc w końcu sobie odpuści takie dokuczanie.
Zdjąłem dłoń z jej głowy i sięgnąłem do kieszeni po klucze. Niebawem znaleźliśmy się przed drzwiami mojego mieszkanka. Wpuściłem dziewczynę do środka. Wepchnąłem koteczka w ręce Nanami.
- W szafce, w rogu pokoju przy oknie powinny być koce. Jednym czy dwoma zrób posłanko kotkowi, może być nawet na kanapie. Przyjdź zaraz do mnie do kuchni, a dam ci miskę z mlekiem, dobrze?
- Tak.
Stoaty zbiegł szybko po dziewczynie prowadząc Nanami do szafki. Sięgnąłem po miskę i mleko, które postanowiłem nieco podgrzać. Przelałem je do innego naczynia i postawiłem na kuchence. Niebawem do kuchni wparował gronostaj, a za nim dziewczyna. Stoaty wskoczył na blat, a potem na lodówce, na której wygodnie się ułożył. Wyciągnąłem talerze oraz ciasto.
- Przepraszam, uznałem, że lepiej nie będzie dawać mleka od razu z lodówki zmarzluchowi. Zaraz będzie gotowe. Jeśli mógłbym jeszcze o coś prosić, to Nanami zanieś talerzyki oraz ciasto na stół. Oczywiście jeśli możesz.
Przytaknęła głową i powoli wzięła się za to zadanie. Chyba leniwy ze mnie gospodarz, nic na to nie poradzę. Podrapałem się po głowie i spojrzałem na mleko, było już gotowe. Nalałem go do miseczki i zaniosłem do pokoju.
- Przygarniesz go, prawda? - zapytałem.
Nanami?
Od Azusy - C.D Rene
- Coś takiego, że ciągle przychodzisz i jak mną nie rzucasz
po pokoju to gryziesz ? To jest wyraz miłości twoim zdaniem ? – prychnąłem i
mocniej złapałem za koszulkę. Niestety to było chwilowe, ponieważ tyle krwi co
ja dzisiaj straciłem przez tego chłopaka… trzeba by było obrabować Bank Krwi,
żeby mi to zwrócić. Nie miałem już tyle siły w łapkach, co dopiero utrzymać go
przy ziemi. Dopuki się nie wyrywał było w miarę okey… ale gdyby tak zechciał
mnie zrzucić ? Mogło by być wtedy nie ciekawie, tym bardziej, że nie za bardzo
mam jak się bronić. Rene usłyszawszy
mnie uniósł kącik ust i westchnął głęboko. Jakby nad czymś intensywnie myślał. –
Słabo ci idzie. A jak będziesz tak robił dalej…. To bardzo szybko się ze mną
pożegnasz, Siwy.
-Siwy ? – otworzył jedno oczko ze zdumienia, by już za
moment zmienić całkowicie wątek – W takim razie co mam zrobić, żeby cie złamać…
? Mam się zapytać wprost… „Prześpij się ze mną ?”
-To jest rozkaz. Z resztą… ani rozkazem ani prośbą nie zaciągniesz
mnie do łóżka…- wzruszyłem ramionami zamykając na chwilę oczy. No i teraz chyba popełniłem błąd. Na chwilę straciłem
czujność, przez co Rene swobodnie mógł mnie przewrócić i teraz znaleźć się nade
mną.
-Skoro… ani prośbą, ani rozkazem… to może mam cie zmusić, He
? – nachylił się nade mną. Jego uścisk nie był już taki silny, bez opamiętania jak
wcześniej. Zaparłem się rączkami o jego tors i odwróciłem głowę jak najbardziej
w bok, tylko po to żeby nie spotkać się z ciepłymi wargami… DOBRA KONIEC ! Bo
fantazjuje… - Opierasz się, ale tak naprawdę chcesz żebym cie dotykał… prawda ?
- wyszeptał dotykając językiem mojej szyi. Nie wiem czy tym razem chciał mnie
ugryźć, czy co…
-Spadaj… - prychnąłem zaciskając ząbki. Stałem się tak
czerwony jak chyba jeszcze nigdy przy przedstawicielu tej samej płci. Skąd on
może wiedzieć czego ja chce !?
-Może ci przypomnieć jak się napiłeś mój drogi i mruczałeś,
bym nie przestawał…. – zachichotał mi wprost do ucha, bo właśnie teraz spojrzałem
na niego zdziwiony, jednocześnie błagając by nie nawiązywał do tego tematu.
Rene jakby na to tylko czekał. Gdy z powrotem odwróciłem się w jego stronę:
wpił się w moje usta. Tak zachłannie, jakby nie chciał już nigdy się odsuwać.
Na początku opierałem się, ale potem.. to nawet nie było sensu. Rene już nie
zamierzał mnie tak kurczowo trzymać. Jedną rękę oparł teraz obok mojej głowy, a
drugą położył na moim policzku. – Wcale nie pragniesz mojego dotyku… - wystawił
język. Dotknął nim czubka mojego nosa, by za chwilę śmiać się jak jakiś
psychopata.
- Przymknij się. – syknąłem – I łaskawie podnieś mnie z
ziemi, bo nie mam na sobie nic poza bokserkami, i trochę mi zimno.
( Rene ?)
Od Riuki'ego - C.D Cinii
-Kiedyś ci urwę ten język… - prychnąłem puszczając ją. Ta
znów przykleiła się do okna jakby pierwszy raz
w życiu w ogóle widziała śnieg na oczy. Co za durny bachor. Złapałem się
za czoło i wpatrywałem tak chwilę w wiecznie ucieszoną mordkę Cinii. W pokoju
było totalnie ciemno, no bo w końcu noc, a mimo wszystko księżyc jaki świecił
doskonale oświetlał całe wnętrze. –Chcesz wyjść na dwór ? – zapytałem opierając
się jednym ramieniem o ścianę obok dziewczyny. Ta jakby oprzytomniała,
wybudziła się z wiecznego snu i spojrzała na mnie. Te iskierki w jej oczach wyrażały
wszystko. Nie czekając na jej odpowiedź ubrałem na siebie bluzę ( bez koszulki
bo przecież to ja ), założyłem kaptur i otworzyłem drzwi. Grunt to teraz nie
zbudzić całego ośrodka. Chociaż dla niej to może być nie Alda wyczyn, żeby czasem
się nie potknąć o zwykły krawężnik. Dogoniła mnie i w końcu złapała za rączkę, jak
małe dziecko. Chociaż to bardziej ona potrzebuje tutaj opieki. Doszliśmy do
centrum, a ta widząc duże płatki śniegu spadające na jeszcze nie zamarzniętą
fontannę popędziła w tamtym kierunku.
-Nie zabij się sieroto… - westchnąłem krocząc powolnym
krokiem za nią. Przystanąłem dopiero wtedy gdy znalazłem się obok i bacznie
mogłem obserwować to co ona robi. Skakała, latała za każdym większym i
okazalszym kawałkiem śniegu. W końcu tak skacząc wpadła na mnie i omalże nie
przewróciła nas na podłogę. – Mówiłem… uważaj… - zerknąłem na nią poważnie
jednym okiem, mimo wszystko ta wcale się tym nie przejęła i zadzierając główkę
do góry wyszczerzyła białe kiełki.- Po za tym… kto normalny wychodzi w taką
pogodę w samej letniej sukieneczce ? Oszalałaś..
-Nie mów, że się o mnie martwisz..- zmrużyła kilka razy
oczka trzepocząc powiekami, a ja w tym czasie teatralnie przewróciłem
tęczówkami i spojrzałem w stronę ośrodka. – Riuki… no przyznaj się no..
-Ile razy jeszcze będę ci to mówił, aż ci się nie znudzi czy
co ? Jeśli zacznę to mówić tak często jak ty to te wszystkie słowa stracą na
wartości…- wzruszyłem ramionami. Przez chwilę trwaliśmy ciszy. Tak jakby cały
świat wokół nas się nagle zatrzymał. Kilka płatków śniegu spadło mi na nos i
roztapiając się na nim wywołało u mnie kichnięcie. Zakryłem momentalnie lekko
czerwony nos i spojrzałem na Cinię kontem oka. Miała niezły ubaw..
-Jesteś słodki… ale chodź bo mi się jeszcze przeziębisz
chorowitku…. – splotła ze mną paluszki i pociągnęła z powrotem do pokoju. Dotarliśmy
tam w niecałe 10 minut bo Cinia leciała jak oszalała. Motorek w dupie czy jak ?
Nie ważne, nie sprawdzałem, i sprawdzać nie zamierzam. Zatrzasnęła za nami
drzwi i wypuściła chłodne powietrze z ust. – Wyczuliłeś się …. To znaczy …. Zrobiłeś
się bardziej delikatny w stosunku do mnie..
-No… powiedziałaś, że chcesz żebym w jakikolwiek sposób
okazywał ci miłość, no to… się staram… za to ty obiecałaś, że nie będziesz za
każdym razem unosiła się dumom i co….
-Nie zaczynaj tematu… Riu…- nim skończyła tylko prychnąłem i
poszedłem do sypialni – Jesteś zły co ?
-Tak… jestem cholernie zły, bo zwykłe przepraszam już nie
wystarcza kiedy puszczasz słowa na wiatr…
-Nie zaczynaj… proszę cie.. – westchnęła łapiąc się kolejny
raz za głowę. Z moich ust znów wydobył się tylko syk nie zadowolenia. Pospiesznie
ściągnąłem bluzę, wpełzłem pod kołdrę i odwróciłem się do niej tyłem.
-W takim razie dobranoc.. – mruknąłem lekko tym już
przybity. Za każdym razem omijała takich tematów, a potem dziwiła się, że
reaguje tak a nie inaczej. Moje nerwy na początku były bardzo słabe. Przy niej
lekko się poprawiły, ale w dalszym ciągu nie mam cierpliwości, żeby znosić
wszystkie jej kaprysy.
( Cinia ?)
Od Rene - C.D Azusy
Zerknąłem na niego z pogardą, żeby po chwili zacząć się
śmiać. Przez cały czas patrzyłem mu w oczy, nawet na chwilę nie spuściłem
wzroku.
- Krzywdy? – zapytałem z uśmieszkiem odsuwając się od niego
o krok – Myślisz, że to co bym z tobą zrobił byłoby dla ciebie krzywdą? Hah..
Nie rozśmieszaj mnie. To byłaby najprzyjemniejsza rzecz w twoim życiu. –
zmarszczyłem brwi.
- No to pokaż mi tę przyjemność skoro tak to wychwalasz –
zbliżył twarz całkiem blisko mojej, utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy przez
dłuższy czas trwając w ciszy.
- Jakoś straciłem ochotę -
odwróciłem wreszcie głowę – Zbieraj się sam – zrobiłem taki ruch ręką
jakbym miał to co zrobi w kompletnym poważaniu – Ale nie myśl sobie, że nie
będziesz moim dawcą – uśmiechnąłem się zadziornie – To tylko takie kłótnie małżeńskie. Nie
przejmuj się. Hahah, do zobaczenia My Mint Boy – puściłem w jego kierunku całuska
– Zbieraj się, bo szybko robię się głodny – puściłem mu zalotne spojrzenie i
wyszedłem z jego pokoju zamykając za sobą drzwi. Swoją drogą w jego pokoju było
o wiele cieplej niż na korytarzu, a może atmosfera wrzała tam w środku(albo na
korytarzu po prostu nie ma tak idealnego
ogrzewania jak mogłoby się zdawać po tym jakże obiecującym ośrodku. Zadrżałem czując jak zimno przenika przez warstwę
ubrań docierając do ciała. Przez to zimno zebrało mi się na kichnięcie, los
chciał abym akurat mijał Riuki’ego. Obrzucił mnie takim spojrzeniem, jakby
chciał ukatrupić, zjeść, potem zszyć na nowo( tak po zjedzeniu).
- Kichnąłem Riuki – uśmiechnąłem się w jego kierunku – Nic mi
nie powiesz? – zapytałem.
- Nie powiem – odpowiedział jak zwykle chłodno, choć ten
chłód nie mógł równać się z tym na korytarzu.. Ochłodził dodatkowo atmosferę,
ale co poradzę, jak nic nie poradzę? – O już wiem. Uduś się – na jego twarzy
pojawił się cień uśmiechu, oh jakie to było słodkie, gdy ten „cień” zmienił się
w nieco bardziej widoczny uśmieszek.
- Jeju.. Co to za piękna chwila, mój kochany braciszek się
uśmiechnął! I to całkiem prawdziwie! – krzyknąłem jak podniecona nastolatka po
teście ciążowym, który wyszedł pozytywnie. Popatrzył na mnie jak na idiotę, gdy
dodałem do tego jeszcze, że zaraz polecę po aparat i zrobię piękne zdjęcie.
Następnie powieszę je sobie na ścianie, a dodatkową kopię oddam Cini, żeby
miała na pamiątkę albo co tam będzie chciała z tym zrobić ( ͡° ͜ʖ ͡°). (może coś niegrzecznego jak na przykład spalenie?).
Jednak czas, w którym ukochany brat to zrobił nie pozwalał na jakiekolwiek
manewry świadczące przeciwko niemu. Zasmuciło mnie to niesamowicie, ale nic nie
zrobię.
- Uśmiechnij
się jeszcze raz tak ładnie – wyciągnąłem ręce w jego stronę, kierowałem je
prosto na policzki. Chciałem złapać je jak cioteczka, ale nie udało się gdyż
zrobił zwinny unik do tyłu, a ja klasnąłem w dłonie pochylając się do przodu z
figlarnym uśmieszkiem.
-
Jesteś naprawdę okropny, Riuki – mruknąłem łapiąc równowagę.
-
Miałeś sprzeczkę z tym miętowym? – zapytał wprost, nie zwracając zupełnie uwagi
na to co wcześniej powiedziałem ani zrobiłem.
- Nie
twój interes braciszku – westchnąłem próbując uniknąć tego tematu – Idź i
zajmij się misiem bo chyba potrzebuje twojej bliskości. W moje sprawy łaskawie
się nie wtrącaj – chyba po raz pierwszy przybrałem tak poważny ton głosu, gdy
zapytał o Azusę poczułem napływ gorąca w środku i ogólnie zdenerwowanie – No, a
teraz opuszczam cię braciszku – rzuciłem na odchodne, aby wreszcie pójść do
mojego przytulnego ciepłego pokoiku. […] Nareszcie! Dotarłem do mego Edenu,
przywitałem się z gadem wijącym się akurat na drzewku, a potem poszedłem zrobić
sobie coś do zjedzenia.. Zbaczając z tematu (albo i nie) pomyślałem, że mógłbym
znów wpić się w soczystą szyję Azusy. Myśląc o tym poczułem przybierające na
sile pragnienie, no ale chyba nie poszedłbym do niego po tak krótkim czasie? (ja
też mam serce mimo różnorakich wątpliwości i więzów krwi z niejakim Riuki’m)
Zrobiłem jedzonko i wiadomo co się z nim stało. Trafiło do brzuszka :> .
Rozglądając się po pokoju, (nie) myślałem coraz więcej o tym zielonkawym
stworze siedzącym w apartamencie obok. Nie mogłem już wytrzymać, nie dość, że
nudno to jeszcze głód krwi..Postanowiłem coś z tym zrobić, muszę jeść, muszę jeść dużo. Wyszedłem więc przez drzwi,
jak to robią normalni ludzie(chociaż nie zawsze). I skierowałem się do apartamentu
Azusy. Zastając otwarte drzwi wszedłem do środka. Cały pokój ogarniała
ciemność. Podczas penetracji(nocna wena) wnętrza zauważyłem (mimo, że było
ciemno) jak Azusa śpi na kanapie. Podszedłem do niego, a gdy zobaczyłem tę
piękną twarz skrytą w ciemności(ale zauważyłem) przez myśl przeszło mi, że JEST
SŁODKI, tak jak jego krew. Oszczędziłem sobie głębszego rozczulania nad jego
słodyczą. Uklęknąłem obok jego łoża i przesunąłem dłonią po jego policzku.
(Miałem ochotę zrobić mu coś więcej, jednak..bolałby go tyłek) Zlustrowałem
sobie jego nagi tors, oraz bokserki. Odkryte nogi miały stać się moim celem.
Schyliłem się chcąc go ugryźć, w ostatnim momencie poczułem jak ktoś (a
mianowicie Miętek) złapał mnie za koszulkę. Azusa pociągnął mnie w swoją stronę,
a ja będąc fajtłapą straciłem równowagę na czworaka i wylądowałem na podłodze.
Chłopak usiadł na mnie okrakiem i pochylił się do przodu nadal trzymając za
materiał.
- Aż
tak chciałbyś się ze mną przespać? – zamruczał mi do ucha. Zdziwił mnie, no nie
powiem.
-
Myślę, że tak – odpowiedziałem po chwili przemyślenia – Spodobałeś mi się od
początku.. To może zabrzmieć bardzo płytko, ale nie oceniam po wyglądzie, aż
tak bardzo. Coś w tobie jest – uśmiechnąłem się leciutko.
(Azusa?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)