-Kiedyś ci urwę ten język… - prychnąłem puszczając ją. Ta
znów przykleiła się do okna jakby pierwszy raz
w życiu w ogóle widziała śnieg na oczy. Co za durny bachor. Złapałem się
za czoło i wpatrywałem tak chwilę w wiecznie ucieszoną mordkę Cinii. W pokoju
było totalnie ciemno, no bo w końcu noc, a mimo wszystko księżyc jaki świecił
doskonale oświetlał całe wnętrze. –Chcesz wyjść na dwór ? – zapytałem opierając
się jednym ramieniem o ścianę obok dziewczyny. Ta jakby oprzytomniała,
wybudziła się z wiecznego snu i spojrzała na mnie. Te iskierki w jej oczach wyrażały
wszystko. Nie czekając na jej odpowiedź ubrałem na siebie bluzę ( bez koszulki
bo przecież to ja ), założyłem kaptur i otworzyłem drzwi. Grunt to teraz nie
zbudzić całego ośrodka. Chociaż dla niej to może być nie Alda wyczyn, żeby czasem
się nie potknąć o zwykły krawężnik. Dogoniła mnie i w końcu złapała za rączkę, jak
małe dziecko. Chociaż to bardziej ona potrzebuje tutaj opieki. Doszliśmy do
centrum, a ta widząc duże płatki śniegu spadające na jeszcze nie zamarzniętą
fontannę popędziła w tamtym kierunku.
-Nie zabij się sieroto… - westchnąłem krocząc powolnym
krokiem za nią. Przystanąłem dopiero wtedy gdy znalazłem się obok i bacznie
mogłem obserwować to co ona robi. Skakała, latała za każdym większym i
okazalszym kawałkiem śniegu. W końcu tak skacząc wpadła na mnie i omalże nie
przewróciła nas na podłogę. – Mówiłem… uważaj… - zerknąłem na nią poważnie
jednym okiem, mimo wszystko ta wcale się tym nie przejęła i zadzierając główkę
do góry wyszczerzyła białe kiełki.- Po za tym… kto normalny wychodzi w taką
pogodę w samej letniej sukieneczce ? Oszalałaś..
-Nie mów, że się o mnie martwisz..- zmrużyła kilka razy
oczka trzepocząc powiekami, a ja w tym czasie teatralnie przewróciłem
tęczówkami i spojrzałem w stronę ośrodka. – Riuki… no przyznaj się no..
-Ile razy jeszcze będę ci to mówił, aż ci się nie znudzi czy
co ? Jeśli zacznę to mówić tak często jak ty to te wszystkie słowa stracą na
wartości…- wzruszyłem ramionami. Przez chwilę trwaliśmy ciszy. Tak jakby cały
świat wokół nas się nagle zatrzymał. Kilka płatków śniegu spadło mi na nos i
roztapiając się na nim wywołało u mnie kichnięcie. Zakryłem momentalnie lekko
czerwony nos i spojrzałem na Cinię kontem oka. Miała niezły ubaw..
-Jesteś słodki… ale chodź bo mi się jeszcze przeziębisz
chorowitku…. – splotła ze mną paluszki i pociągnęła z powrotem do pokoju. Dotarliśmy
tam w niecałe 10 minut bo Cinia leciała jak oszalała. Motorek w dupie czy jak ?
Nie ważne, nie sprawdzałem, i sprawdzać nie zamierzam. Zatrzasnęła za nami
drzwi i wypuściła chłodne powietrze z ust. – Wyczuliłeś się …. To znaczy …. Zrobiłeś
się bardziej delikatny w stosunku do mnie..
-No… powiedziałaś, że chcesz żebym w jakikolwiek sposób
okazywał ci miłość, no to… się staram… za to ty obiecałaś, że nie będziesz za
każdym razem unosiła się dumom i co….
-Nie zaczynaj tematu… Riu…- nim skończyła tylko prychnąłem i
poszedłem do sypialni – Jesteś zły co ?
-Tak… jestem cholernie zły, bo zwykłe przepraszam już nie
wystarcza kiedy puszczasz słowa na wiatr…
-Nie zaczynaj… proszę cie.. – westchnęła łapiąc się kolejny
raz za głowę. Z moich ust znów wydobył się tylko syk nie zadowolenia. Pospiesznie
ściągnąłem bluzę, wpełzłem pod kołdrę i odwróciłem się do niej tyłem.
-W takim razie dobranoc.. – mruknąłem lekko tym już
przybity. Za każdym razem omijała takich tematów, a potem dziwiła się, że
reaguje tak a nie inaczej. Moje nerwy na początku były bardzo słabe. Przy niej
lekko się poprawiły, ale w dalszym ciągu nie mam cierpliwości, żeby znosić
wszystkie jej kaprysy.
( Cinia ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz