poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Nie zabraniałem jej się przytulać. W końcu jeszcze wczoraj byliśmy „parą”. To słowo jakoś za słodko dla mnie brzmi. Kiedyś nigdy nie było go w moim słowniku. A teraz pojawiły się nawet takie jak „kocham cie”, czy „zależy mi na tobie” nawet jeśli ciężko przechodzą mi przez gardło. To wszystko jej zasługa. To jaki stałem się otwarty i opanowany. Za każdym razem kiedy był ze mną ten oto osobnik płci żeńskiej umiałem nad sobą niezwykle panować. To znaczy… tak było do puki coś jej nie zaczęło odwalać. Wiedziałem od zawsze, że nie jest ona taka sama jak reszta tych wszystkich szarych myszek, ale jednocześnie to właśnie między innymi mi się w niej podobało. Mimo mojego wyglądu, groźnej postawy czy ciętego języka, jestem naprawdę bardzo słaby psychicznie przez wydarzenia jakie działy się przed moim trafieniem tutaj. Nie wiem co dokładnie się stało, i też nikt nie chciał mnie o tym uświadomić. Może to i lepiej ? Ale też przez to po pewnym czasie zaczęły przeszkadzać mi jej wahania nastroju. To jak raz potrafi się popłakać i przytulić (i tak mnie przy tym opieprza), a raz dosłownie nie da nawet możliwości wytłumaczenia się, a tu od razu dostaje z liścia. Przez chwilę kiedy się do mnie przykleiła – nie ruszałem się. Nie chciałem . Zaraz potem wstałem i skierowałem się do kuchni. Po co ? Skoro moja lodówka i tak zawsze jest pusta, ponieważ nic innego niż krew nie przechodzi mi przez przełyk.
-Riuki….. powiedziałeś mi tylko, że nie chcesz mnie stracić. Ale o naszym związku nic nie wspomniałeś. – weszła zaraz za mną i kiedy stałem tyłem: złapała mnie za krawędź koszulki. Ehhh nie wiem czemu, ale jakoś wolałem unikać tego tematu, ponieważ bardzo celnie trafiał w moją psychikę. Tak jak zawsze byłem szczery i raczej nie kryłem się nawet z chamskimi rzeczami to teraz ciężko było mi odpowiedzieć. Stałem chwilę tyłem, by po krótkiej przerwie w wypowiedziach pociągnąłem ją do siebie i za momencik przekręciłem dosłownie tak by stała plecami do blatu kuchennego. Oczywiście jest jaka jest i musiałem ją delikatnie podnieść, żeby swobodnie spojrzeć jej w oczy i to jeszcze przy posadzeniu jej na blat musiałem się schylać. Chciałem ją pocałować kiedy tak stałem bez słowa, ale naprawdę nie mogłem. Coś mnie teraz hamowało. Jak zawsze wtedy, gdy mieliśmy posunąć się o „krok dalej”. W końcu przemogłem się jedynie na dotknięcie jej policzka. Załzawione oczy świadczyły o tym, że zaraz się rozpłacze ale w sumie…. Niech popłacze. Teraz kiedy jestem z nią może się wypłakać.
-Ty chyba nie wyobrażasz sobie ile dla mnie znaczysz, głupia. – powiedziałem cicho, ale moja wypowiedzieć mogła zostać źle odebrana przez osobę, która nie znała mojego akcentu. Ani ona, ani ja więcej się nie odezwaliśmy, za to podniosła nieco główkę i zetknęła ze mną nosek.
-No pocałuj mnie wreszcie idioto. Dlaczego tego nie zrobisz, skoro…
-Przepraszam…. – tylko tyle zdołałem odpowiedzieć, ale mimo wszystko nie odsunąłem się-Ja po prostu nie chce cie więcej krzywdzić. Wczoraj już się popisałem, ale nie zrobiłem tego specjalnie. Skoro nie jesteśmy razem, to nie mam prawa cie całować… przytulać, czy choćby dotykać..-spuściłem wzrok i teraz wyglądało to tak jakbym patrzył jej w dekolt. Wcale tak nie było, ale…. Może akurat tak pomyślała ?


( Cinia ?)

Od Natsume - C.D Cathrine

Nie wiem który to już raz jestem budzony w tak brutalny sposób. Za każdym razem słyszę tą samą formułkę ‘’dzisiaj ty oprowadzasz nowych’’. Pewnie, niech mi od razu dadzą kolejną osobę do mojego apartamentu, przecież ja i Heavenly to za mało. Właściwie to która to już osoba którą muszę oswoić do tego miejsca, albo coś wytłumaczyć? Sam już nie wiem, pogubiłem się może po piętnastej osobie. Z drugiej strony jest to troszkę zrozumiałe, innym Sigmą tego nie zlecą ponieważ inni są użyteczni. Nie oszukujmy się, jestem jednym wielkim niewypałem. Gdyby nie to, że dano mi możliwość posiadania dwóch Arcan to z jedną byłbym kimś w rodzaju Omegi. Trochę dziwnie, że ktoś taki jak ja zajmuje się takimi sprawami, ale wolę nie dyskutować z tymi gośćmi. Mam i tak więcej swobody niż inni, w normalnych okolicznościach już dawno zostałbym skuty. Ponieważ za dokładne dwadzieścia minut miałem być w apartamencie nowego Projektu, zacząłem się zbierać. Właśnie zapinałem pasek od spodni kiedy mały kot z wyraźną nadwagą wskoczył na stolik. Przyglądał mi się bystrym i wyraźnie zaciekawionym wzrokiem. Zignorowałem to spojrzenie i dokończyłem ubieranie się.
- Dokąd idziesz Natsume? – zapytał kiedy miałem wychodzić.
Zatrzymałem się nagle i powoli odwróciłem w jego kierunku, nie odpowiedziałem od razu. Przez kilka ciężkich sekund wpatrywałem się w jego kocie oczy. Zupełnie jakbym sądził, że sobie odpuści to pytanie i da mi spokój, jakie to żałosne i naiwne. Ponieważ spieszyło mi się, nie miałem czasu na te durne gierki, westchnąłem przeczesując swoimi palcami blond włosy.
- Do nowego członka ośrodka… idziesz ze mną?
Normalnie sam nie wierzę że go o to zapytałem, kolejna głupia nadzieja, że nie zrobi wstydu. Kot jakby czytając w moich myślach zmrużył oczy i po chwili siedział już na moim ramieniu. Wolałbym iść sam ale nie wypadałoby go teraz zgonić, poklepałem go ku jego niezadowoleniu po łebku i wyszedłem. Niepewnym krokiem zmierzałem w stronę wyznaczonego mi apartamentu, nie za bardzo wiedziałem czego mam się spodziewać. Czy cichutkiej zamkniętej w sobie osóbki z którą ciężko mi będzie się dogadać, zważywszy na to, że ze mną jest podobnie. Czy też może ogromnego buntownika, który całym swoim czarnym serduszkiem nienawidzi tego ośrodka. Nie chciałbym mieć do czynienia z taką osobą, z doświadczenia wiem, że nigdy nie chcą współpracować. Widzą we mnie wroga który przybył tutaj na rozkaz tych, którzy odebrali im wolność. W pewnym sensie jest to prawdą, robię co mi każą można powiedzieć, że to trochę egoistyczne… po prostu nie chcę się wkopać w żaden dołek. Te moje rozmyślania doprowadziły do tego, że nawet nie spostrzegłem się kiedy już zaszedłem pod właściwe drzwi. Stojąc przed nimi czułem jak robi mi się gorąco, kto tam jest? Słyszałem tylko tyle, że osobnik sprawił drobne kłopoty i nieco wpłynął na zarówno stan zdrowotny jak i psychiczny pracownika ośrodka. No ale mówi się trudno, co będzie to będzie uniosłem zaciśniętą pięść i delikatnie zapukałem do drzwi. Cisza, zapukałem po raz drugi, trzeci i kiedy miałem pukać po raz czwarty drzwi się otworzyły. Przede mną stała dosyć niska dziewczyna o długich, sięgających prawie do pasa włosach. Z jej niebieskich oczu nie dało się praktycznie nic wyczytać, mówi się, że oczy to zwierciadło duszy (czy jakoś tak), jednak te oczy były jak zamknięte wrota. Przez chwilę przyglądała mi się zaciekawiona, spodziewała się kogoś innego? Kiedy zobaczyła na moim ramieniu kota, uchyliła nieco szerzej drzwi.
- To ty, miałeś do mnie przyjść? – zapytała robiąc nieco więcej miejsca w przejściu, ale nadal nie uważałem tego za oficjalne zaproszenie do środka.
- Na to wygląda, jestem Natsume Takashi, Sigma… a ty?
- Cathrine Morgan, Gamma… - powiedziała przyglądając mi się kątem oka.
- Czyli rozumiesz jak podzielone są Arcany, prawda? – zapytałem słysząc słowo ‘’Gamma’’.
Jak się okazało, coś tam wiedziała ale nadal miała wiele luk w tej wiedzy. Szybko więc ją uświadomiłem, a raczej tylko upewniłem co to znaczyło. Słuchała uważnie chociaż mógł być to jakiś wyuczony odruch, tak naprawdę mogła mnie mieć za idiotę. Albo naprawdę ją to ciekawiło. Nie wiem i prędko nie będę pewny, nie znam jej więc nie chcę jej osądzać pochopnie.
- Cathrino – powiedziałem zbyt oficjalnie jak na mój wiek, ale co poradzić. Taki już byłem – Mogę wejść do środka? Dziwnie się czuję stojąc tak na korytarzu.
Dziewczyna była z początku zdziwiona moją prośbą, jednak przytaknęła i wpuściła mnie do środka. Rzuciłem przelotne spojrzenie na jej apartament a raczej na to co widziałem z przedpokoju, czyli kawałek salonu. Tak jak każdy apartament tutaj, było ładnie urządzone. Wielkością i rozmieszczeniem się nie różniły, jednak zadziwiające było to, że każdy z tych tysiąca (jak nie więcej) mieszkań było inaczej urządzone. Powiesiłem na wieszaku bluzę, odstawiłem kota na podłogę i ruszyłem w głąb korytarza za dziewczyną.
- To twój kot? – zapytała patrząc na mojego ‘’pupilka’’ przez ramię.
Uśmiechnąłem się delikatnie, chociaż był to bardziej grymas. Wszyscy zawsze biorą go za zwykłego, słodkiego kociaczka. W sumie nic dziwnego, trzymanie zwierząt jest tutaj o dziwo dozwolone – że też nie boją się, że możemy im coś zrobić.
- Szczerze, to nie jest kot – powiedziałem wzruszając ramionami – Może i tak wygląda, ale to moja Arcana. To najzwyczajniejszy duch.
Kotu nie spodobał się komentarz ‘’najzwyczajniejszy’’ więc głośno prychnął odwracając łeb w innym kierunku. Zignorowałem to typowe jak dla mnie zachowanie i usiadłem na kanapie, będąc teraz dokładnie naprzeciwko dziewczyny. Sama rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu, ona sama nie była zbytnio przekonana do tego apartamentu. Co chwilę przyglądała się jakiemuś meblowi, obrazkowi tak jakby to tutaj nie pasowało. Całkiem normalne, każdy odnosił kiedyś takie wrażenie. Aktualnie nawet nie pamiętam jak wyglądało moje stare miejsce zamieszkanie, wiem tylko tyle, że było ponure.
- Trafiłaś tutaj dzisiaj, prawda?
- Tak… z godzinę temu, może troszkę mniej? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Wybacz, że zapytam ale słyszałem, że zrobiłaś małe zamieszanie w laboratorium. – czułem się nieco zmieszany starając się dowiedzieć czegoś od niej na ten temat. To mogło być coś osobistego, coś w co nie musiałem się mieszać a jednak chciałem wiedzieć.
Cath zrobiła dziwną minę, coś na pograniczu złości jak i zaskoczenia, że wiem coś na ten temat. No niestety jestem bardzo dobrze poinformowany w wielu kwestiach. Przez chwilę myślałem, że wybuchnie jednak nagle się uspokoiła. Umie nieźle chyba nad sobą panować…
- Czyli słyszałeś…
-Mało co umyka mojej uwadze.
- Rozumiem… to nic osobistego, po prostu jakbyś zareagował gdyby ni stąd ni z owąd Cię zabrali i przystawiali strzykawki?
Czyli o to poszło w głównej mierze? Myślałem, że coś gorszego… chyba większość osób tutaj przez coś takiego przeszła.
- Wiesz to nie pierwszy raz, kiedy przydzielają mnie do kogoś, żebym tak jakby ‘’powitał i zaznajomił nowicjusza’’ ale pierwszy raz, przysyłają mnie do czyjegoś mieszkania.
Cathrina zaśmiała się cicho, zamykając przy tym oczy. Na ten widok uśmiechnąłem się lekko, jednak przysłoniłem sobie usta dłonią, żeby nie było tego tak widać. Nie lubię kiedy widać po mnie co dokładnie czuję. No ale dosyć durnego gadania, skoro jest nowa i zostałem jej przydzielony to powinienem jej pomóc się odnaleźć. Chociaż może ona tej pomocy nie potrzebowała?
- Powiedz mi, ale tak szczerze… Chcesz w ogóle, żebym tutaj był? Jeśli chcesz to sobie pójdę i nikt się o tym nie dowie. Może sama wolisz się z tym ‘’oswoić’’?

(Cathrine?)

Od Natsume - C.D Mary

Zmarszczyłem czoło na to dosyć złośliwe przezwisko. Jej to najwyraźniej nie przeszkadzało, czuła się świetnie. To już nie moja wina, że po alkoholu robię takie dziwne rzeczy, po prostu tego nie kontroluję. Gdybym rozumował normalnie, nigdy bym jej tego nie zrobił. Dziewczynie chyba zaczynało się nudzić, ponieważ miała wyjść kiedy drogę zagrodził jej kot. Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie w kompletnej ciszy. Dawniej Madara wręcz zabijałby ją wzrokiem, jednak stał się troszkę bardziej łagodny. Najpewniej dlatego, że bawiła go ta cała sytuacja i nie chciał tracić rozrywki, wstrętny koci duch. Gdy Mary zamierzała go wyminąć, zrobił coś dziwnego. Zamienił się w człowieka, a przecież on to tak rzadko robi. Złapał Mary w pół i przerzucił sobie przez ramię, nie obyło się bez wrzasków dziewczyny i jej nagłego ataku furii. Zaczęła równo go okładać, chociaż on był tak naprawdę niewzruszony. Gdyby komuś jeszcze było zbyt mało, wyminęli mnie i zamknęli się w pokoju. Znaczy nie na klucz, mogłem tam w każdej chwili wejść chociaż nie chciałem. On i tak jej nic przecież nie zrobi, co najwyżej ją troszkę postraszy chociaż wątpię, żeby tego małego psychola można było przestraszyć. To chyba niewykonalne. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się ze stoickim spokojem w drzwi, ale to chyba nie miało nawet sensu. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę zimnej wody. Wpierw przyłożyłem ją sobie do skroni, przymykając oczy. Dopiero po tej krótkiej, błogiej chwili odkręciłem butelkę i wziąłem dosyć spory łyk. Spojrzałem ukradkiem na to małe pobojowisko które pozostawiła dziewczyna, porozrzucane gdzie niegdzie galaretki pięknie zdobiły podłogę. A to rzucone byle jak puste opakowanie na blat, niezwykle mnie radowało. Kiedy tylko skończyłem pić, postanowiłem to wszystko posprzątać. Już nawet nie ze względu na mnie, tylko na to, że prędzej czy później Hev tutaj przyjdzie i chyba nie będzie zadowolona z widoku takiego… burdelu. Właśnie kończyłem sprzątać, kiedy przed chwilą wspomniana przeze mnie dziewczyna się pojawiła, posłała mi pytające spojrzenie.
- Mary jest w drugim pokoju z Madarą… tak po prostu – powiedziałem chociaż wcale ją to raczej nie interesowało, była to tylko i wyłącznie moja sprawa ale wolałem powiedzieć to teraz niż jak za kilka minut ona wyleci i zaskoczy dziewczynę.
- To ja sobie pójdę… znowu – powiedziała to takim dziwnym tonem.
Nie zatrzymywałem jej, niech robi co chcę. Ponieważ nie miałem co robić ostatecznie wszedłem do pokoju gdzie był ten obesrany duch i Mary. Takiego widoku to ja się nie spodziewałem. Madara siedział na ziemi pod kocią postacią i zajadał się kolorowym lodem (skąd on go miał? Nie wiem) w dodatku ten różowy ręcznik na jego pleckach wyglądał już przekomicznie. Dziewczyna siedziała obok niego, jedząc dokładnie takiego samego loda. Widząc mnie nagle znieruchomieli, popatrzyli się po sobie i w tym samym momencie znowu zaczęli jeść. Super, teraz postanowili spiskować przeciwko mnie? Że Mary to rozumiem, nienawidzi mnie… ale Madara? Naprawdę pozbawię go kiedyś ogona, w każdej z jego trzech postaci. Uszu tak samo.
- Co wy tutaj wyprawiacie? – zapytałem nieco zmieszany, może to znak żebym im nie przeszkadzał i poszedł się gdzieś utopić?
- A nie widać? – zapytał kot zlizując resztki loda z patyczka.
Posłałem mu mordercze spojrzenie, które zniknęło z chwilą kiedy usłyszałem cichy chichot Mary. Teraz przeniosłem wzrok na nią, jeszcze przez chwilę się chichrała i po chwili umilkła, patrząc w podłogę. Jej to chyba nigdy nie zrozumiem, a szkoda… bo byłoby miło, gdybyśmy doszli do porozumienia.
- No i co tutaj tak stoisz jak kołek, Natsume? Jak już masz tak ślęczeć jak muł to przynajmniej sobie coś zjedz – wymruczał kot
Pokręciłem głową, nie byłem jakoś specjalnie głodny. Ale może Mary była? Chociaż przed chwilą pięknie ogołociła mi lodówkę która i tak już wcześniej była pusta. Tak to jest, jak rzadko się wychodzi z domu i jeszcze rzadziej chodzi się na zakupy. Dlatego w lodówce były same rzeczy o długiej dacie ważności.
- Madara knujesz coś? – warknąłem
- Ja? Skądże, po prostu mi się nudziło wiesz jak to jest. Kiedy przez kilkaset lat siedziałem udając figurkę kotka… odkąd Cię poznałem stało się troszkę ciekawiej, a teraz? Po prostu kino akcji.
Nie podobało mi się to jego podejście, był straszny. Ale pomimo tego faktu czasami był pomocny i udawało mu się zachować powagę. Jednak tylko wtedy, gdy nie był kotem. Pod tą postacią zachowywał się okropnie, mały, rozwydrzony i wiecznie sprawiający kłopoty. Poddaję się, oni mnie kiedyś wykończą. Westchnąłem opierając się o ścianę.


(Mary?)

Od Stefki - C.D Zandera

Gdy Zander udał się do kuchni od razu przeniosłam się do badania pokoju. Zeszłam z kanapy i podeszłam do półki, na której były książki i jakieś teczki. Moją uwagę przykuło małe zdjęcie oparte o figurkę czarnego ptaka. Znajdowały się na niej trzy postacie: dziewczyna i dwóch chłopaków, z czego jeden z nich był młodszy od reszty. Czy ten ze skrzywioną miną to był Zander, a ta reszta to jego przyjaciele albo rodzina? Miałam zamiar dotknąć zdjęcia, gdy usłyszałam jak chłopak woła, że herbata gotowa więc szybko wróciłam na miejsca jak gdyby nic. Zostałam poczęstowana herbatą, praktycznie od razu ją wypiłam bo była przepyszna. Odstawiłam kubek na stolik, natomiast chłopak jeszcze pił swoją herbatę.
- O co ja cię chciałam zapytać hmmm... zaraz sobie przypomnę... O! Już wiem! - zawołałam - Kim była ta dziewczyna z wcześniej? Znajoma? Przyjaciółka? Dziewczyna? - przeniosłam się obok chłopaka i przysunęłam się bliżej niego uśmiechając się
- Brzmisz jakbyś była zazdrosna! To była moja ... - przez chwilę się zawahał - siostra
Jego siostra...zaczęłam to sobie powtarzać w myślach, gdy obróciłam się i zerknęłam z powrotem na półkę na której było to zdjęcie. Jeśli dobrze pamiętam tamta dziewczyna była podobna do tej ze zdjęcia, tyle że chyba była na nim młodsza. To skoro oni są rodzeństwem to ten niski chłopak to ich brat?
- Fajna masz siostrę. Jest ładna, podobna jest do ciebie - uśmiechnęłam się do niego i podniosłam kubek w geście "Chce jeszcze"
Chłopak jedynie westchnął i wziął mój kubek udając się do kuchni. Teraz postanowiłam siedzieć, a nie dalej badać jego pokój. No niestety mój wzrok padł na laptop, który leżał pod stolikiem przede mną. Nowszy model...aż mnie korciło by załączyć go. Opamiętałam się, gdy przed oczami nagle pojawił się kubek. Uniosłam głowę do góry i zerknęłam na chłopaka lekko zaskoczona. Wzięłam od niego kubek i tym razem poczekałam, aż herbata się ostudzi. Nastała niezręczna cisza, ale chyba to mojemu towarzyszowi nie przeszkadzało.
- Masz brata? - spytałam, a Zander spojrzał na mnie zaskoczony i lekko się skrzywił
Czy temat o rodzinie wywoływał mu jakieś złe wspomnienia? Sięgnęłam po herbatę i upiłam mały łyczek dmuchając na nią.
- Wiesz, że nie ładnie myszkować po cudzym pokoju? - prychnął - Na tym zdjęciu na półce to ja z siostrą i bratem. Reachel mogłaś już zobaczyć. Jak ją spotkam przekaże jej, że powiedziałaś że jest ładna. Chwila...skoro ona jest ładna to ja też, bo jest do mnie podobna co? - wyszczerzył się do mnie
- Śnisz - pokazałam mu język i z powrotem wróciłam do picia herbaty - Masz ładne oczy i tyle...
- Możesz powtórzyć? Nie rozumiem twojego mamrotania
- Trudno... - burknęłam i odstawiłam kubek
Zostałam ponownie dźgnięta w bok na co się skuliłam i gdybym nie zdążyła ostawić kubka miałabym mokre ubranie przez rozlanie herbaty. Sięgnęłam po poduszkę, którą miałam za plecami i zamachnęłam się na chłopaka. Nawet się nie spodziewał, że zamierzam go walnąć.
- Cholera...ty mała! - fuknął - Skoro tak temat zszedł na naszą rodzinę może wreszcie ty coś powiesz, bo jak na razie setkami pytań mnie zamęczasz...
- Mama... z którą nie byłam w za dobrych kontaktach dlatego tu jestem. Ojca praktycznie nie widziałam bo ciągle pracuje, więc w opiece nade mną i dwójką mojego rodzeństwa pomagała ciocia. No mam młodszą siostrę o trzy lata i aż o osiem lat brata. Całkiem spora rodzinka co nie? - westchnęłam przeciągając się na kanapie i zamykając jedno oko - Włączysz komputer?
- Eeee...nie? - przesunął mnie bliżej oparcia, ale niestety w czasie tej "przeprowadzki" wywaliłam się na podłogę - Nie pozwalaj sobie za dużo
Zrobiłam smutną minę i rozłożyłam się na podłodze. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam robić zdjęcia na snapa z Zanderem w roli głównej podpisując "Zły człowiek laptopa mi nie chce dać". Wysłałam do wszystkich ludzi jakich miałam na snapie i z powrotem usadowiłam się na kanapie. Rozmowa tak jak wcześniej raz się kleiła raz nie, ale to ja zaczęłam o więcej wypytywać chłopaka. Czasami zachowywał się tak jakby mnie nie zrozumiał i nie odpowiadał na pytanie, pomimo że zapytałam na tyle by zrozumiał. Wyszło na to, że siedziałam u chłopaka prawie, że dwie godziny! To nowy rekord, gdy to nie było mnie w pokoju z powodu zaśnięcia na ławce lub wezwania przez naukowców.
- Dziękuję za gościnę, ale ja się już będę zbierać - podniosłam się z kanapy i obdarowałam chłopaka uśmiechem
- Jak chcesz możesz wpadać czasami...ale by nie męczyć mnie o włączenie komputera
- Miałam właśnie taki zamiar hihi. Jaka szkoda - podeszłam do drzwi i machając zamknęłam za sobą drzwi, od razu skierowałam się w podskokach do swojego pokoju i wywaliłam się na łóżko
Zostawiłam otwarte okno, więc pościel była chłodna i ładnie pachniała wiosną. Leżałam tak z kilka minut miętoląc i za razem wąchając poduszkę gdy usłyszałam dźwięk smsa. Nie musiałam wstawać by od razu wiedzieć kto do mnie napisał. Jedno było pewne...nie mam zamiaru odpisywać za nic w świecie. Ignorując drugi dźwięk wiadomości dalej wałkowałam się po pościeli, gdy ciszę zaprzestało moje burczenie w brzuchu. Skrzywiona podniosłam się...no tak dziś jadłam tylko śniadanie zanim wyszłam z pokoju i piłam herbatę u nowego znajomego. Szybko znalazłam się w kuchni i zaczęłam szperać w szafkach. Jedyne co znalazłam to wszystkie składniki, z których mogłam zrobić babeczki z płatkami czekolady. Takie słodkości wystarczą mi do końca dnia. Od razu zabrałam się do roboty. Jak na jedną osobę, która miała zjeść babeczki zrobiłam ich trochę za dużo, bo aż trzydzieści sztuk. Siedziałam przy piekarniku i wpatrywałam się jak ciasto rośnie, aż zaczęło się rumienić i rozbrzmiał odgłos w piekarniku, że mogę już babeczki wyciągać. Słodki zapach zaczął się roznosić po pokoju. Biorąc dziesięć sztuk przeniosłam się z nimi na sofę i włączyłam telewizor na jakiś program. Jadłam i oglądałam jednocześnie jakieś informację, od czasu do czasu mrużyłam oczy na kilka sekund. Pomimo, że się "wysypiam" wciąż ziewam i zasypiam gdzie popadnie w dzień. Przeciągnęłam się i zmieniłam pozycje na fotelu tak, że siedziałam bokiem i nogi mi zwisały.Trochę mi zajęło zanim sobie przypomniałam, że w kuchni zostało jeszcze dwadzieścia babeczek, których i tak dzisiaj nie zjem bo jestem już napchana. Wzięłam tacę i wyszłam z nimi z pokoju. Jakoś udało mi się rozdać pięć babeczek, bo akurat jak szłam pięć osób zechciało spróbować moich wypieków no i były zadowolone. Próbowałam jednej osobie wcisnąć piętnaście pozostałych, ale podziękowała i szybko się ulotniła. No cóż chyba złożę po raz drugi wizytę Zanderowi i poczęstuje go. Gdy znalazłam się przed jego drzwiami i już miałam pukać drzwi same się otworzyły, a w nich stał nikt inny tylko Zander. Chyba gdzieś wychodził...a może wiedział, że przyjdę?
- Stefka? - spytał zaskoczony, ale już mogłam wiedzieć że nie spodziewał się mnie
- Głodny? - uniosłam tackę z babeczkami do góry

<Zander :v?>

Od Yuriko - C.D Stein`a


Stein miał fajne okulary. Aczkolwiek kiedy je założyłam wszystko zrobiło się dziwnie zamazane i po chwili rozbolała mnie głowa. Szybko zdjęłam te szkiełka i spojrzałam na mężczyznę. Na zmianę mrużył oczy, mrugał nimi i otwierał najszerzej jak się da. Ma aż taki zły wzrok? Najwyraźniej tak ponieważ nawet nie patrzył się na mnie, tylko na drzewa znajdujące się za mną. Powoli i ostrożnie założyłam mu okulary. Kiedy ‘’odzyskał’’ wzrok znowu zamrugał i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się merdając wesoło nóżkami.
- Aż tak źle widzisz? – zapytałam po chwili chociaż i tak znałam odpowiedź.
- Niestety, jestem praktycznie ślepy. Lepiej nie zabieraj mi ich a tym bardziej nie zakładaj bo sobie zniszczysz wzrok – powiedział lekko uśmiechając się.
Przytaknęłam lekko zawstydzona, ponieważ właśnie przed chwilą to zrobiłam. Tego również nie dostrzegł. Ale zostawiając już temat okularów. Całkiem przyjemnie się z nim grało w tą grę. Nigdy nie bawiłam się tak z nikim, więc była dla mnie niezwykle ciekawa i zaskakująca. Chociaż jej zasady były niezwykle proste i po chwili również monotonne. Już w dzieciństwie nie posiadałam żadnych znajomych, tak samo jak i teraz więc wszystkie gry i zabawy były mi obce. Stein był też miły, a może zwyczajnie udawał. Nawet jeśli jest to udawane, to cieszę się, że to robi. Już od dawna nie byłam w stanie wyczuć chociażby minimalnego porozumienia z kimś innym. Chociaż w dalszym ciągu nadal nie jestem normalna, nawet jak dla niego po prostu go toleruję.
- Chcesz się gdzieś przejść? – zapytał po chwili.
Zastanowiłam się nad tym unosząc główkę do góry i mrużąc oczy kiedy tylko spojrzałam na słońce. Odruchowo przysłoniłam je ręką i kiedy spojrzałam na niego, jeszcze przez kilka sekund miałam przed sobą kolorowe plamki.
- Możemy iść – odpowiedziałam kiedy dziwne uczucie zniknęło.
Wstaliśmy i skierowaliśmy się w nieznanym kierunku. Ośrodek był przecież tak ogromny, że trudno było się w czymś tutaj zorientować, nigdy nie byłam zbytnio pewna dokąd idę. Nie przy mojej częstotliwość wychodzącej z apartamentu. A wychodziłam naprawdę baaaaardzo rzadko. Dlatego prawie nikt nie kojarzył zwariowanej, ubranej jak po ucieczce z psychiatryka dziewczynki z ‘’wiankiem’’ na głowie. Spacerowaliśmy po jakichś drużkach, plątaliśmy się pomiędzy budynkami po prostu łaziliśmy bez celu po tym co było pod ogromną, szklaną kopułą. W końcu zatrzymaliśmy się, pod jednym z licznych tutaj sklepów.
- Idę kupić coś do picia, chcesz też coś? – zadał pytanie na które od razu przytaknęłam, strasznie chciało mi się pić – Ok. To poczekaj tutaj.
Oparłam się o słup, przymykając na chwilę oczy. Szybko je otworzyłam, kiedy tylko wyczułam obok siebie czyjąś obecność. Posłałam mordercze spojrzenie dwóm chłopakom, którzy stali obok mnie. Byli dwa, góra trzy lata starsi ode mnie. Powiem szczerze, że zbytnio przystojni to oni nie byli. Jeden wysoki a drugi niski. Chudy i gruby, kompletne przeciwieństwa. A jednak mieli jakiś wyraźny problem do mojej osoby.
- Nie denerwuj się tak, bo Ci żyłka pęknie – zaśmiał się ten grubszy – Sama jesteś czy z tym gościem w pinglach?
Nie odpowiedziałam, nadal wpatrywałam się w nich z morderczym wzrokiem i z zacieśnionym piąstkami. Po mojej posturze nie można było oczekiwać zbyt wiele, ale za chwilę zdrowo im przywalę. Na moje rosnące zdenerwowanie odpowiedzieli głośnym śmiechem.
- Patrz jaki mały morderca! – śmiali się coraz głośniej.
Ich śmiech był okropny. Niczym piski małp w okresie godowym, w dodatku śmiejąc się ukazywali swoje krzywe zęby. Ten widok tak mnie irytował, że po chwili moja malutka piąstka wylądowała na twarzy wyższego chłopaka. Usłyszałam tylko trzask łamanego nosa, chłopak zgiął się z bólu i krzycząc złapał się za nos. Uśmiechnęłam się i szybko podcięłam mu nogi, żeby móc zobaczyć to jak płaszczy się przede mną. Po czole jego kolegi spłynęła strużka potu, przenosił swój zagubiony wzrok to ze mnie to z chłopaka. Z tego na ziemi nie będzie pożytku w dzisiejszej zabawie, zajmę się tym drugim. Złapałam go za ramiona zwalając z nóg, siedząc mu na brzuchu uniosłam go lekko do góry po czym z całej siły walnęłam. Wydobył z siebie dziwny jęk kiedy uderzył głową o asfalt. Bez opamiętania rozpoczęłam uderzać go piąstkami w twarz. Moje dłonie całe były w jego lepkiej, cuchnącej krwi. Pewnie skończyłoby się to tragicznie, gdyby ktoś mnie nagle nie odciągnął. Zaczęłam się szarpać ale mało to dało, ten ktoś był zwyczajnie silniejszy. Bez Arcany nie dam sobie rady… już miałam zgnieść tego kogoś cierniem kiedy zobaczyłam twarz. Stein był wyraźnie wściekły, wściekły na mnie.
- Oszalałaś!? – potrząsnął mną
Dopiero teraz wróciło mi zdrowe myślenie, spojrzałam ukradkiem na chłopaków którym teraz ciężko było się pozbierać. Gdyby nie byli tacy słabi, nie doszłoby do tego. To ich wina, tylko i wyłącznie ich. 

(Stein? Przepraszam średnio u mnie z pomysłem)
Layout by Hope