czwartek, 6 sierpnia 2015
Od Natsume - C.D Heavenly
Może to trochę dziwne, ale w tym momencie czułem się dziwnie w towarzystwie tej dziewczyny. Wolalem na nią spoglądać jak na kolejną z Sigm, które po jakimś czasie stają mi się obce niż tak jak teraz. Teraz była piękną dziewczyną, niebezpiecznie piękną dziewczyną o cudownych długich włosach i niesamowitych kobiecych kształtach. Zdecydowanie była najładniejsza na tej plaży, co prawda nie było tutaj tak dużo osób jak sezonie. Ale kilka dziewczyn w kostiumach się znalazło, chociaż tylko my mieliśmy chyba w planie tam wejść. Trochę niechętnie zdjąłem swoje ubranie, teraz popylając już w samych kąpielówkach po plaży, podszedłem do niej.
- Nie przeszkadzają ci te włosy? Cały czas mam wrażenie, że się o nie potkniesz i upadniesz...
- Złapałbyś mnie, prawda?
Nie odpowiedziałem, zamiast tego wszedłem do wody po kolana. Woda była zimna, jednak nie było to nic nowego. Ona zawsze taka była, wystarczyło się po prostu przyzwyczaić i po jakimś czasie była znośna. Odwróciłem głowę w kierunku dziewczyny, czekając aż ona też wejdzie. Zamiast wchodzić na "głęboką wodę" przez chwilę brodziła w wodzie po kostki. Chwilę... cały czas się tam kręciła. A podobno miała mnie ogrzać, tymczasem ja stoję tutaj sam i marznę... w sumie to o czym ja myślę. Stuknąłem się w głowę szybko tak, żeby Heavenly tego nie zauważyła.
- Wchodzisz? - zapytałem, woda sięgała mi teraz do pasa, stałem w lekkim rozkroku w wodzie dłońmi nabierając wody i obmywając się nią po klatce piersiowej. Ach to dbanie o serduszko, plaża jest niestrzeżona więc nie potrzebuję szoku termicznego.
- Nie wiem, może za chwilę...
Poczekałem jeszcze minutę, dwie, może trzy a nawet cztery... a przy piątej już nie wytrzymałem. Ruszyłem w jej kierunku i podniosłem ją szybkim, sprawnym ruchem. Musiało to być dla niej zaskoczeniem, że takie kościste coś jest w stanie to zrobić.
- Natsume odstaw mnie! - pisnęła kiedy woda sięgała nam już do szyji.
Mógłbym ją puścić w tym momencie, ale wleciałaby pod wodę. Zamiast tego tylko się uśmiechnąłem.
- Jesteś uparty jak osioł, mówię coś do Ciebie...
Jak osioł, skoro chce to ma. Puściłem ją i od razu wleciała pod wodę, jednak udało jej się wcześniej uczepić mojego ramienia więc ja też poleciałem. Prawie udławiłem się morską wodą z tego zaskoczenia. Kiedy tylko podniosłem się z dna, Heavently już była na poeierzchni i starał się zaczerpnąć powietrza.
- Głupek...
Patrzyłem na nią jak osłupiały i kilkakrotnie zamrugałem oczyma, które teraz mnie piekły. Zacząłem się śmiać, jednak po raz pierwszy odkąd tutaj przebywam, czyli od kilku miesięcy, mój śmiech był szczery. Tak to zawsze był to udawany, wymuszony śmiech. Ten był jednak jak najbardziej prawdziwy, nie mogłem wręcz powstrzymać rozbawienia. Ponieważ śmiałem się tak po raz pierwszy od dawna, po chwili rozbolał mnie brzuch. Heavenly żeby mnie ogarnąć, ochlapała mnie wodą. Natychmiast zamilkłem i posłałem jej zirytowane spojrzenie, które zniknęło z mojej twarzy po kolejnym wodnym pocisku. Przez chwilę toczyliśmy tą zaciętą bitwę. Wreszcie cali przemarznięci wyszliśmy na plażę, było już dosyć późno, lepiej będzie się zbierać. Wysuszyliśmy się, ubraliśmy i kiedy już wszystko było spakowane ruszyliśmy w drogę powrotną. W sumie to było fajnie, chociaż przez to wszystko dzisiaj odpuścimy już sobie spotkanie z Sigmami. Jest już późno a jeszcze muszę jej pokazać pewne miejsce w ośrodku. Przed wejściem do ośrodka zatrzymaliśmy się jeszcze w jakiejś restauracji, żeby zjeść kolację. No niestety obiad też przegapiliśmy.
- Jestem wykończona - westchnęła leniwie kończąc posiłek.
- Nie zapominaj, że idziemy jeszcze w jedno miejsce...
- No to chodźmy szybko.
Przytaknąłem, zostawiłem sowity napiwek a następnie wyszliśmy tym razem już do ośrodka. Dostaliśmy niezłą burę zaraz po przybyciu. Stanowczo za długo byliśmy poza naszą klatką, już mieli nas podobno szukać. Użyłem jakiejś prostej gadki, żeby tylko trochę ochłonęli. I nie poszło wcale tak źle, już po kilku minitach byliśmy wolni, chociaż coś tam gadali, że to ma się nie powtórzyć. Ponieważ się nam troszkę spieszyło, prościutko ruszyliśmy do mojego ulubionego miejsca. Czyli najwyższego miejsca w ośrodku, widok stąd był niesamowity. Zwłaszcza kiedy było ciemno i wszystko wokól mieniło się kolorami świateł.
- Naprawdę piękny widok...
- Jesteś drugą osobą, której to pokazuję.
- Tak? A kto był pierwszą?
- Znajoma Sigma... która odeszła. - powiedziałem dosyć cicho ponieważ nie lubiłem wracać do tego co było.
(Heavenly?)
Od Stefki
Czarne auto jak szybko przyjechało tak szybko odjechało. Nawet nie zdążyłam się z rodziną pożegnać. Przecież zostaje tu prawdopodobnie do końca życia, a czułam się jakbym była na wakacjach. Stałam z walizką i z torbą przepasaną na ramieniu, a w ręce trzymałam coś na styl mapy. Niby wszystko wyjaśnione, ale co tu ukrywać...nic a nic nie rozumiałam z tego skrawka papieru, który mogłabym dać komuś by się podtarł. Mrucząc pod nosem zaczęłam zgniatać "mapę". Przynajmniej zostałam tu podwieziona jak normalny człowiek, a nie spakowana do ciężarówki. Jacyś dwaj starsi mężczyźni wypytywali się rodziców czy aby na pewno nie wykazywałam niebezpiecznych zachowań związanych z tym, że stałam się użytkownikiem Arcany ale mama z prawdą powiedziała, że nie i pozwolili mnie tutaj samemu dowieźć. Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak duży obszar. Ten cały ośrodek wyobrażałam sobie jak psychiatryk czy coś takiego, a tu proszę. Wszystko wygląda na takie bardzo nowoczesne i nowe, chociaż zapewne budowla ma kilka lat i nadal wygląda jak nowa dzięki tym ludziom ubranym na biało. Grzebiąc w kieszeni wyjęłam kartkę na której było moje zdjęcie i wszelkie dane. Jednej rzeczy nie rozumiałam, a właściwie dlaczego przy mojej nazwie było napisane "Projekt". Nie jestem żadnym projektem, tylko żywą istotą która posiadła dziwną umiejętność. Obym nie skończyła jak króliczki, które testują kosmetyki. Coś ta przygoda nie za bardzo mi się widzi. Zrezygnowanie pociągnęłam za sobą walizkę i przeszłam obok czegoś w rodzaju bramki przygranicznej. Teraz to powinnam znaleźć jakąś żywą duszę, bo już dawno jest noc a ja sama się włóczę po uliczkach. Na jednym z budynków był wyświetlony hologram z napisem jaka jest pora roku, godzina i temperatura. Wpatrywałam się w po kolei budynki, które dawały światło i szłam cały czas oświetloną uliczką. Pogłaskałam torbę mówiąc w myślach "Już zaraz was wyjmę". Coraz bardziej przestawało mi się tu podobać, za cicho było. Cały czas prosiłam by kogoś spotkać, a jedynie to wystraszyłam się kota, który przeleciał pod moimi nogami. Wredny sierściuch. Miałam ochotę wywalić mu z buta, ale ten już zniknął w jakiś krzakach, a nie będę za nim łaziła by kopnąć go tylko. Nawet nie ruszyłam dalej gdy usłyszałam jakieś głośne radosne krzyki.
- Wreszcie ludzie! - zawołałam sama do siebie i chwyciłam mocniej walizkę
Przeszłam może dwie uliczki i w tym samym momencie co przystanęłam moja radość całkowicie odfrunęła. Brakowało mi tutaj nawalonych ludzi, którzy podtrzymują się na sobie a i tak zaraz każdy z nich się wywali.
- Diefinko! - rzucił jeden machając do mnie rękami, jednak ja gwałtownie odbiegłam i tyle po mnie było
Ciekawe gdzie podziewali się ci, którzy chcieli mnie do ciężarówki wsadzić. Gdy teraz ich potrzebowała nagle wyparowali i jedynie spotkałam kota oraz grupkę napitych ludzi. Odliczyłam w myślach od trzech do zera gdy rozeszło się głośne wołanie "Wstawaj!". No ktoś zaliczył glebę. Udałam się dalej ciągnąc tobołek i spoglądając na kolejne budynki. Czułam się tu jak w przyszłości. Nie licząc tego, że mieli mnie w dupie i było ciemno, spotkałam pijaków i wystraszyłam się kota zaczynało mi się tu podobać. Może będą mieli jakieś nowe gry?! Przepiękna wizja pojawiła się w mojej głowie jak to mam zapełniony pulpit, zakładki internetowe i półkę różnymi grami. Chyba trafiłam do raju. Ale teraz bardziej od grania chciałam trafić do łóżka i iść spać, a nie włóczyć się w poszukiwaniu kogoś kto mi wskażę drogę lepiej niż ta mapa, z której nic nie rozumiałam, a gdy mi ją dali potakiwałam głową, że wszystko idealnie rozumiem. Może by mi dali przewodnika, gdybym nie rozumiała...ale i tak jakbym chciała spojrzeć na mapę dawno wylądowała w śmietniku na początku mojej wędrówki. Fakt, mogę się cofnąć teleportując się, ale chce już dotrzeć do swojego pokoju. Tym razem skręciłam w jedną z ciemniejszych uliczek, która wyprowadziła mnie na jakieś alejki z drzewami. Wyszłam na teren poza miasta tego ośrodka czy co? Wszystko tak tu ładnie wyglądało i była ładna ławka. Nie czekając długo usiadłam na niej. No trudno, chyba dzisiaj muszę tutaj nocować. Rozłożyłam się na ławce zostawiając koło niej i torbę, i walizkę. Przymknęłam oczy, gdy nagle mignęło mi coś przed oczami. Zignorowałam to coś za pierwszym razem, jednak po kilku minutach podniosłam głowę i wpatrywałam się jak ruchomy obiekt coraz dalej się oddala. Przecierając oczy mogłam stwierdzić, że to człowiek. No dobra, może jakiś miejscowy co mi pomoże. Zeszłam z ławki i chwytając podręczne bagaże zaczęłam biec w kierunku postaci. Zatrzymałam się na bezpieczną odległość od niej.
- JA NIE TUTEJSZA - krzyknęłam podbiegając do jakiejś postaci, nie wiem czy to była dziewczyna czy chłopak bo widziałam tył pleców i było ciemno - ROZUMIESZ CO MÓWIĘ? - zaczęłam machać rękami, a postać się odwróciła
Nadal nie wiedziałam z kim mam do czynienia bo człowiek milczał wpatrując się we mnie spod kaptura. Zrezygnowana, że to jakiś cudzoziemiec wyjęłam z kieszeni kartkę papieru i napisałam to co wcześniej, tyle że "Rozumiesz co mówię" zmieniłam na "Umiesz to przeczytać?". Jakby jeszcze było mało, że się zgubiłam postać zaczęła się śmiać.
- I z czego rżysz - prychnęłam, zdając sobie sprawę że zrobiłam z siebie głupią
<pelerynko niewidko aka czerwony kapturku? :v>
- Wreszcie ludzie! - zawołałam sama do siebie i chwyciłam mocniej walizkę
Przeszłam może dwie uliczki i w tym samym momencie co przystanęłam moja radość całkowicie odfrunęła. Brakowało mi tutaj nawalonych ludzi, którzy podtrzymują się na sobie a i tak zaraz każdy z nich się wywali.
- Diefinko! - rzucił jeden machając do mnie rękami, jednak ja gwałtownie odbiegłam i tyle po mnie było
Ciekawe gdzie podziewali się ci, którzy chcieli mnie do ciężarówki wsadzić. Gdy teraz ich potrzebowała nagle wyparowali i jedynie spotkałam kota oraz grupkę napitych ludzi. Odliczyłam w myślach od trzech do zera gdy rozeszło się głośne wołanie "Wstawaj!". No ktoś zaliczył glebę. Udałam się dalej ciągnąc tobołek i spoglądając na kolejne budynki. Czułam się tu jak w przyszłości. Nie licząc tego, że mieli mnie w dupie i było ciemno, spotkałam pijaków i wystraszyłam się kota zaczynało mi się tu podobać. Może będą mieli jakieś nowe gry?! Przepiękna wizja pojawiła się w mojej głowie jak to mam zapełniony pulpit, zakładki internetowe i półkę różnymi grami. Chyba trafiłam do raju. Ale teraz bardziej od grania chciałam trafić do łóżka i iść spać, a nie włóczyć się w poszukiwaniu kogoś kto mi wskażę drogę lepiej niż ta mapa, z której nic nie rozumiałam, a gdy mi ją dali potakiwałam głową, że wszystko idealnie rozumiem. Może by mi dali przewodnika, gdybym nie rozumiała...ale i tak jakbym chciała spojrzeć na mapę dawno wylądowała w śmietniku na początku mojej wędrówki. Fakt, mogę się cofnąć teleportując się, ale chce już dotrzeć do swojego pokoju. Tym razem skręciłam w jedną z ciemniejszych uliczek, która wyprowadziła mnie na jakieś alejki z drzewami. Wyszłam na teren poza miasta tego ośrodka czy co? Wszystko tak tu ładnie wyglądało i była ładna ławka. Nie czekając długo usiadłam na niej. No trudno, chyba dzisiaj muszę tutaj nocować. Rozłożyłam się na ławce zostawiając koło niej i torbę, i walizkę. Przymknęłam oczy, gdy nagle mignęło mi coś przed oczami. Zignorowałam to coś za pierwszym razem, jednak po kilku minutach podniosłam głowę i wpatrywałam się jak ruchomy obiekt coraz dalej się oddala. Przecierając oczy mogłam stwierdzić, że to człowiek. No dobra, może jakiś miejscowy co mi pomoże. Zeszłam z ławki i chwytając podręczne bagaże zaczęłam biec w kierunku postaci. Zatrzymałam się na bezpieczną odległość od niej.
- JA NIE TUTEJSZA - krzyknęłam podbiegając do jakiejś postaci, nie wiem czy to była dziewczyna czy chłopak bo widziałam tył pleców i było ciemno - ROZUMIESZ CO MÓWIĘ? - zaczęłam machać rękami, a postać się odwróciła
Nadal nie wiedziałam z kim mam do czynienia bo człowiek milczał wpatrując się we mnie spod kaptura. Zrezygnowana, że to jakiś cudzoziemiec wyjęłam z kieszeni kartkę papieru i napisałam to co wcześniej, tyle że "Rozumiesz co mówię" zmieniłam na "Umiesz to przeczytać?". Jakby jeszcze było mało, że się zgubiłam postać zaczęła się śmiać.
- I z czego rżysz - prychnęłam, zdając sobie sprawę że zrobiłam z siebie głupią
<pelerynko niewidko aka czerwony kapturku? :v>
Z dedykacja dla Ani x'D
już kolejny moderator wykazał się znakomitą znajomością Regulaminu jaki istnieje na Rimear, a przecież... to nie do pomyślenia, żeby moderator go nie znał, prawda ? Tak wiec Ania pomyślała, że świetnym pomysłem będzie .... sprawdzić jak rozległa jest wiedza Moderatorów ^^
Jutro (Piątek) o godzinie mniej więcej 14 przepytam panie moderatorki na chacie z Regulaminu. Jeżeli któraś się nie zjawi, odejmę jej od postaci 1000pkt doświadczenia ^^.
Tak wiec jak chcecie się z nich pośmiac to zapraszam jutro o godzinie 14 na chat Rimear ^^
[Na ten czas Regulamin został przepisany do kopi roboczych tak żeby im czasem nie przyszło do głowy, sobie go skopiować do worda]
~Tavv, która popsuła simsy i nie jest w najlepszym humorze.
Od Stein'a - C.D Egostle
Przetarłem
wierzchem dłoni tablicę nagrobka, na którym teraz wyraźnie było widać
zdjęcie młodego mężczyzny, a raczej... chłopaka. Spirit zmarł mając
zaledwie 17 lat... miał przed sobą całe życie, ale jak widać nie dane mu
było żyć. Czy mówię o tym z łatwością? Nie... z każdą myślą o nim mam
ochotę ze sobą skończyć, bo w końcu... osoba, która pozbawiła drugą
osobę życia sama również powinna zostać go pozbawiona, czyż nie tak?
Jednak jakie byłoby jego zdanie? Z pewnością zdzieliłby mnie miotłą lub
rondlem nawet za samą taką myśl. To jedyne trzymało mnie przy życiu...
jego zdanie. Znałem go długo i wiedziałem, że nie pochwalałby takiego
toku myślenia. Poza tym... kto by go wtedy odwiedzał? Gdybym nawet umarł
to i tak byśmy się nie spotkali. Spirit siedział gdzieś tam u góry, a
moje miejsce było na dole... jeśli istniało coś takiego jak to duchowe "
niebo " czy " piekło ". Podobno to my sami tworzymy dla siebie
pośmiertny świat, ale ile w tym prawdy? To wiedział już tylko on:
-Och...
Spirit-senpai. - westchnąłem – Dawno mnie tu nie było... zaniedbałem
cię troszkę. Wybacz mi, proszę. Dzisiaj kogoś przyprowadziłem. To jeden z
moich znajomych. Ma na imię Egoistle. Fajne imię, nie? Słyszałeś kiedyś
podobne? Na pewno... miałeś przecież dużo znajomych. Ktoś tu do ciebie
czasami przychodzi? Mam nadzieję, że tak. Smutno by ci było jakby
najbliżsi o Tobie zapomnieli, ale ja nie zapomnę... nigdy, nawet jak
umrę. - uśmiechnąłem się – Ja się będę już zbierał. Jutro też wpadnę.
Tylko nie bądź zazdrosny o Egoi, bo zazdrość również piękności szkodzi. -
szepnąłem i wstałem od grobu. Odwróciłem się w stronę chłopca, o
którego nieco się martwiłem. Mógł dziwnie zareagować na moje " nietypowe
" zachowanie. Tak, byłem świadom tego, że zachowywałem się dziwnie, ale
wcześniej nie martwiłem się, że będzie to komuś przeszkadzać.
Przychodziłem na cmentarz sam i w późnych porach... kiedy nikogo nie
było. Nieraz zdarzało się, że siedziałem przy grobie do rana i nie wiele
osób wiedziało, że można mnie tu znaleźć. Egoi jako pierwszy i jedyny
widział mnie tutaj w takim stanie... zacząłem żałować, że go tu
zabrałem. Tylko mu ty sprawiłem przykrość. I jeszcze ta nastrojowa
muzyka, która jeszcze bardziej go dobiła. Jego oczy lśniły od łez, a
nadmiar tych łez spływał mu nadmiernie po czerwonych od mrozu
policzkach.
"
Cholera... " - przemknęło mi przez myśl. Jak ja się powinienem
zachować? Kurde... myśl Stein... co ludzie robią w takich sytuacjach?
Skrzywiłem się nie mogąc sobie przypomnieć czegokolwiek. Westchnąłem
prawie niesłyszalnie i zbliżyłem się do Egoi. Ściągnąłem rękawiczki i
przetarłem twarz chłopca ciepłą dłonią. On tylko coraz częściej pociągał
nosem, który był czerwony jak pomidor. Żadne inne rozwiązanie tej
niekomfortowej sytuacji nie przyszło mi do głowy:
-Czemu płaczesz? - spytałem łagodnie wyłączając urządzenie, które nadawało tak smutny nastrój.
-Bo mi przykro. - wyjąkał – Nie wiesz czemu ludzie płaczą? - spytał nieco zdziwiony.
-Tylko
w teorii... ludzkie odczucia i emocje to raczej nie mój konik. -
przyznałem. Chłopak się nieco uspokoił, ale z jego oczu dalej leciały
łzy. Patrzył ze smutkiem na grób:
-Czemu
jesteś smutny? Przecież to nie twoja sprawa, więc nie powinieneś czuć
żalu. - stwierdziłem przyglądając się fotografii na grobowej płycie.
-Rzeczywiście...
nie wiesz za wiele o ludziach. - wyjąkał pociągając nosem – Nie każdy
człowiek cieszy się widząc cierpienie drugiej osoby. - wyszeptał. Prawie
opadła mi szczęka jak to powiedział. No proszę... nie spodziewałem się
usłyszeć takich słów z jego ust. Cierpienie? Hmm... rzecz problematyczna
i trudna, ale dobrze mi znana już od paru lat. Na szczęście w mojej
głowie pozostały te nie liczne dobre wspomnienia z czasów dzieciństwa,
które pozwalały mi przetrwać. Heh... ktoś kiedyś powiedział, że życie to
nie bajka.
-Miał
naturalnie czerwone włosy? - spytał chłopak po dość długiej ciszy.
Spojrzałem na niego kątem oka zauważając jak z rozżaleniem patrzy na
nagrobne zdjęcie Spirita.
-Tak... - odpowiedziałem.
-Ten szalik, który masz na sobie... ma podobny kolor jak jego włosy. - stwierdził Egoi oczekując jakiegoś wyjaśnienia.
-Bo
to był jego szalik. Ten co ty masz... jest mój, a ten, który mam ja...
należał do niego. - odpowiedziałem wtulając twarz w materiał. Dalej
czułem zapach poprzedniego właściciela, a może to było tylko moje
urojenie? Westchnąłem i ruszyłem do drogi powrotnej. Po paru krokach
zatrzymałem się nie słysząc za sobą żadnych odgłosów. Odwróciłem się i
zobaczyłem chłopaka klęczącego przy nagrobku. Zdziwiłem się, że AŻ tak
się tym przejął. Nie znałem go długo, więc możliwe iż nie wyczułem jego
czułych punktów związanych z jego emocjami. Przejechał dłonią po
napisach wyrytych na kamieniu i zaraz potem wstał, otrzepał śnieg z
kolan i mozolnym krokiem ruszył w moją stronę. Coraz gorzej czułem się z
faktem, że aż tak popsułem mu humor. Przecież moje cierpienie nie było
jego sprawą, więc czemu czuł żal? Czemu w jakikolwiek sposób się tym
przejmował skoro nawet nie znał Spirita? I czemu, do jasnej cholery nie
znam odpowiedzi na te wszystkie pytania? No i tu mamy przykład jak plany
przyjemnego spaceru mogą zmienić się drastycznie w scenerię rodem z
telenoweli, ale... kto normalny wybiera cmentarz na miejsce do spacerów?
Tylko ja byłem takim dziwakiem. Chłopak podbiegł do mnie i ruszyliśmy w
drogę powrotną. Nim zdążyłem się zorientować moja dłoń znalazła się w
uścisku Egoi. Splótł nasze palce i zbliżył się do mnie nieco. Jakoś mu
się nie opierałem. Skoro miało go to uspokoić i pozwolić zapomnieć...
niech robi co chce. Z tego spaceru wyciągnąłem dwa wnioski.
Wniosek nr 1: Spacer po cmentarzu to zły pomysł... szczególnie jak kogoś ze sobą bierzesz.
Wniosek
nr 2: Kiedy dwie osoby trzymają się za ręce, jest im o wiele cieplej
niż w rękawiczkach. Przeczy to prawom fizyki, ale zostało udowodnione.
~~~
Droga
powrotna upłynęła nam w ciszy. Nawet Egoi nie śmiał puścić jakiejś
melodii, która mogłaby nieco rozluźnić atmosferę. Miałem tylko nadzieję,
że nie potraktuje tego " spaceru " jak jakiegoś odstraszacza. Mówię...
jestem istnym debilem jeśli chodzi o typowo ludzkie odruchy czy też ich
dziwne odchyły. Jedyne co wiedziałem o ludzkiej rasie to anatomię,
reakcję ciała na różne bodźce i takie tam pierdoły, którymi mógłby
pochwalić się sam Dr House. On chociaż zna się trochę na ludziach i
niekiedy przewiduje ich cele czy też reakcje, a u mnie to był poziom
poniżej zera.
Znów
znaleźliśmy się na terenie Rimear i znowu ta pustka. Na uliczkach, w
parku czy chociażby na balkonach nikogo nie było. Wyparowali wszyscy czy
jak? Może wszystkim się pomylił dzień z nocą? W sumie... teraz to było
mi już wszystko jedno. Chciałem wrócić do domu i po prostu zasnąć...
spać najdłużej jak się da. Otworzyłem drzwi do budynku i skierowałem nas
do windy. Nacisnąłem na odpowiedni numerek i urządzenie zaczęło
wjeżdżać na piętro. Egoi ani trochę nie zwalniał uścisku, ale jakoś mi
to nie przeszkadzało. W końcu znaleźliśmy się na moim piętrze.
Skierowaliśmy się w stronę mojego mieszkania. Już w drodze zacząłem
szukać klucz w prawej kieszeni. Na szczęście kluczy raczej nie gubiłem.
Wyciągnąłem plik szukając odpowiedniego klucza do zamka drzwi. Egoi
dopiero wtedy puścił moją dłoń. Otworzyłem drzwi i już miałem zaprosić
chłopca do środka, ale nikogo na korytarzu nie zauważyłem. Gdzie on...?
Co on...? Jak? Kurde... wyparował. Posmutniałem wzdychając ciężko.
Wszedłem do mieszkania w jeszcze gorszym nastroju. Rozebrałem się szybko
z płaszcza i butów. Szalik oczywiście odłożyłem ostrożnie na
przeznaczone mu miejsce. Bez namysłu wszedłem do sypialni i rzuciłem się
na swoje łóżko zawijając w koc po samą głowę:
-Stein...
ty debilu! - mruknąłem do siebie – Dzieciak będzie miał teraz przez
ciebie traumę do końca życia! Możesz być z siebie dumny. Stein... jesteś
złym człowiekiem. - stwierdziłem -Ych... czemu ja się tym tak
przejmuję? - zapytałem sam siebie po czym podniosłem się do pozycji
siedzącej – Przecież znam go jeden dzień... to nie koniec świata. Jeśli
cię znienawidzi... trudno. - powiedziałem próbując się jakoś ogarnąć.
Takie zachowanie było dla mnie nietypowe. Owszem... byłem nadopiekuńczy w
stosunku to osób, które wydawały mi się w pewnym sensie słabsze, ale
nie przejmowałem się nimi aż tak, żeby się tak dziwnie zachowywać.
Zaczynało mi się udzielać od tych bardziej normalnych. Co mogłem w tej
chwili zrobić? Oczywiście zapalić. Najlepszy antydepresant. Otworzyłem
wszystkie okna z sypialni i paliłem... jednego za drugim. Do wieczora
wypaliłem z dziesięć paczek. Jakoś nie mogłem zdobyć się na robienie
czegoś pożyteczniejszego. Na zewnątrz zrobiło się jeszcze ciemniej.
Wtedy dopiero postanowiłem wstać i coś ze sobą zrobić, ale jedyne co
przyszło mi do głowy to wieczorna toaleta i lulu. Gdzieś tam jeszcze
wepchnąłem sprzątanie i dokładne wietrzenie sypialni. Przed kąpielą
otworzyłem okna i drzwi w każdym pomieszczeniu, by zrobił się przeciąg.
Po wyjściu z łazienki tylko w sypialni pozostał stan wietrzenia.
Zrobiłem porządek w pokoju, bo co jak co, ale w takich warunkach spać
się nie dało. W pomieszczeniu było cholernie zimno, ale jakoś nie
zwróciłem na to większej uwagi. Po niecałych dziesięciu minutach w końcu
znalazłem się w łóżku i zaraz po tym zasnąłem.
Jasne niebo ... praktycznie bezchmurne i zaśnieżony las. Miejsce dobrze mi znane, ale odległe. Byłem w nim i czułem się taki... mały, słaby i trochę... ogłupiały. Mroźny wiatr i świeże zimowe powietrze. No... dosyć realistyczne to wszystko było. Zauważyłem, że czegoś mi brak. A gdzie były moje okulary? Kitel?Gdzie to wszystko się podziało? Złapałem się za głowę, ale nie wyczułem również swojej przeklętej śruby? Z moich ust nagle coś się wymsknęło:-Spirit-sempai? - zapytałem dość dziwnym nieco piskliwym tonem.-Tutaj! - usłyszałem za sobą znajomy mi głos – Weź mój szalik.-Emm... co? - zapytałem trochę nie kojarząc tego wydarzenia z mojej przeszłości.-O! Zobacz... znowu pada śnieg. - zaśmiał się, obejmując mnie od tyłu i całując w policzek. Teraz dopiero sobie przypomniałem kiedy dane wydarzenie miało miejsce... czasy kiedy jeszcze byliśmy w naszym gimnazjum. Poczułem taką wielką radość... to wszystko było takie prawdziwe. Odwróciłem się energicznie za siebie:-Spirit! - nikogo nie zobaczyłem... tylko pustą przestrzeń. Znów byłem sam i chyba już sobą. Okulary, kitel i to wszystko co pojawiło się po jego śmierci... i oczywiście szalik. Nagle w moich uszach rozległ się znajomy głos, ale nie był to głos Spirita:-Franky... Fraaanky... - szeptał nieśmiało, ale później już wszystko prysło jak bańka mydlana.
Coś,
a raczej ktoś szeptał moje imię. Niechętnie otworzyłem oczy, odwróciłem
się w stronę drzwi i o mało nie dostałem zawału. W progu stał
roztrzęsiony Egoi z poduszką w ręce. Po moim ciele przeszedł dreszcz...
no tak, nie zamknąłem okien. Egoi przytulił poduszkę do siebie, pytając:
-Franky...
mogę spać z tobą? - zapytał cichutko. Piżama była na niego troszkę za
duża. Koszulka spadała mu z ramienia odsłaniając część obojczyka, a
nogawki spodni miał podwinięte do kolan. Cały drżał z zimna, a jak
widziałem jego podkrążone oczy nie byłem w stanie mu odmówić.
-Jasne. Co takiego się stało? - zapytałem, wstając i zamykając dokładnie każde okno.
-Miałem koszmar... boję się spać sam. - wymamrotał ze łzami w oczach.
-No
już, już... spokojnie. Wskakuj do łóżka, bo mi zamarzniesz zaraz. -
pospieszyłem go, czochrając jego czuprynę. Egoi rozpromienił się nieco i
zaraz znalazł się razem ze mną w łóżku.
-No to... dobranoc. - mruknąłem na wpół przytomny.
( Egoi? Ktoś kiedyś powiedział, że Egoistle to " NINJA LVL EXPERT " xD No to co, kochanie? Choć do Stein'a w ramiona x3 )
Od Zendera - Do Takako
Obudziłem się w zupełnie innym miejscu i w dodatku z potwornym bólem
głowy. Dotknąłem czoła. Nie przypominam sobie, żebym aż tak
imprezował... No i przecież nie da się mnie upić. Więc jak ja się tu do
diabła znalazłem? Może moja ekipa postanowiła mi zrobić kolejny żart?
Raczej nie. Chłopcy nie byliby zdolni spróbować zrobić mi taki chrzest
po raz kolejny. Nieźle im się wtedy oberwało. Podniosłem się na łokciach
i powoli usiadłem. Na blacie stała szklanka wody i leki przeciwbólowe.
Ktoś o mnie pomyślał? Rozejrzałem się po wnętrzu. Gdzie ja jestem?
Wyjrzałem przez szklaną tafle. Przyglądając się panoramie miasta olśniło
mnie. To ten sam budynek (o ile można to tak nazwać), który często nas
interesował. Często zastanawiałem się, jakie tajemnice skrywa. Jestem
pod kloszem. Dobra, muszę znaleźć kogoś kto wie więcej niż ja. Bo jak na
razie nie widziałem nic. Moim ostatnim wspomnieniem jest jak wzbiłem
się w powietrze i latałem wysoko nad miastem, aby mnie nie zauważono, a
potem tylko ciemność. Film się urywa w najważniejszym momencie.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem wzdłuż korytarza. Nagle zza zakrętu ktoś
wypadł i zabijając mnie z nóg, przewrócił się na mnie. Tylko pomyślałem o
swoich niezawodnych skrzydłach, a wystrzeliły z pleców, nie pozwalając
mi uderzyć głową i plecami o twardą nawierzchnię. Spojrzałem w dół na
swój tors. Leżała tam ciemnowłosa dziewczyna o fioletowych oczach.
Uśmiechnąłem się lekko. Chciała coś powiedzieć, ale zwinnym ruchem,
wstałem z podłogi i wyciągnąłem do niej rękę. Pióra lekko wystawały mi
zza pleców.
- Pierwszy dzień i już ktoś chce mnie zabić.
Stwierdziłem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Jak zawsze z resztą.
(Takako?)
- Pierwszy dzień i już ktoś chce mnie zabić.
Stwierdziłem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Jak zawsze z resztą.
(Takako?)
Od Takako - C.D Conora
Po tej szybkiej walce oraz krótkiej wymianie zdań doszłam do wniosku, że
facet ma niewiele więcej rozumu od skunksa, który mieszka z nim pod
jednym dachem. Potrafi się nieźle bronić przy ataku z zaskoczenia, co
nawet świadczy o nim dobrze, lecz poza tym nie wykazał się zbytnio
inteligencją. Typowy osobnik płci męskiej. Do większości trzeba mówić po
dwa razy jak do człowieka z zespołem aspergera tak, żeby zrozumieli. Na
szczęście miałam bardzo osobliwą naturę i nic nie robiło na mnie
większego wrażenia, a afektywność nie leżała w moim typie. Nic więcej
nie mówiąc spojrzałam obojętnie na wyciągniętą dłoń, po czym odwróciłam
się i niecałe pół sekundy potem stałam na ramie balkonowej. Stojąc tyłem
do mieszkania oglądałam widoki za oknem. Uliczki i aleje przecinały się
nawzajem w kondygnacjach. Okolone drzewami ścieżki, po których gdzie
nie gdzie spacerowały arcany. Ze strony północnej i zachodniej piętrzyły
się stosy budynków w odległości co najmniej stu metrów od siebie, zaś
ze wschodu widniała główna siedziba naukowców, a także centrum całego
Rimear. Uniosłam głowę do góry. Po błękitnym niebie przemieszczało się
leniwie stado chmur w paru miejscach oddzielonych promieniami
słonecznymi. Mimo, iż nie było widać co jest dalej wiedziałam, że za tą
sztuczną osłoną tak realistycznie przypominającą prawdziwe niebo kryje
się szklana osłona. Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła. Nic tu nie było
rzeczywiste, żadnych naturalnych zapachów, rozgrzanej od dotyku słońca
skóry ani.. ludzi. Wszystko co istniało w tym odzwierciedleniu
prawdziwego życia było wykonane za pomocą eksperymentów i nowoczesnej
technologii. Zwodnicza poświata, która dawała nie jednemu choć
najmniejszy promyk nadziei okazała się złudnie fałszywa i niemożliwa do
osiągnięcia. Trudno żyć tu normalnie skoro ma się wrażenie bądź nawet
świadomość, że jest się jak ptak w zbyt ciasnej klatce usiłujący
uporczywie wydostać się na zewnątrz i rozprostować skrzydła. Lecz nawet w
więzieniu, niezależnie jak zanieczyszczonym oraz zatłoczonym,
oczywiście w sensie metaforycznym, można czuć się wolnym. Wszystko
jednak zależy wyłącznie od samego siebie.
Otwierając usta wtoczyłam do płuc świeżego powietrza. Moja klatka piersiowa uniosła się i opadła nieznacznie tak, że w ogóle nie można było dostrzec jej ruchu, zupełnie tak jakby się nie poruszała. Już miałam schodzić na piętro niżej, kiedy usłyszałam za plecami męski głos.
- Długo będziesz tu tak stać? - Zapytał trochę niepewnie nie wiedziawszy czego może się jeszcze po mnie spodziewać. Kurczowo zaciskał swoją dłoń na framudze drzwi jakby bał się, że grunt pod jego stopami w mgnieniu oka się zawali, a sam chłopak runie w dół na stertę gruzu.
Nie odwróciłam się, już dawno wyczułam jego obecność na balkonie. Nie zwracałam jednak uwagi na mężczyznę, gdyż nie byłby w stanie nic mi zrobić.
- Tak długo jak będę chciała i nikt mi tego nie zabroni.- Odparłam tak lodowatym i ostentacyjnym tonem, że czarnowłosym wstrząsnął dreszcz.
- Może przynajmniej wejdziesz do środka? - Zaproponował po krótkiej chwili
Tym razem nie sposób było się nie odkręcić i nie przyszpilić mężczyzny świdrującym, chłodnym, aczkolwiek uważnym spojrzeniem.
Chłopak po niecałej chwili odwrócił napięcie wzrok skupiając swoją uwagę na budynku naprzeciwko, jakby nie było nic bardziej ciekawszego ani intrygującego niżeli metalowy blok.
- Tak tylko pytam. - Wymamrotał coraz bardziej uporczywie wbijając wzrok w obiekt, że na miękkim i niezarysowanym dotąd czole pojawiła się drobna zmarszczka.
Zeskoczyłam z poręczy w jednej sekundzie znajdując się przy ciemnookim.
-W sumie, czemu nie.-odparłam-Może cię jeszcze trochę podręczę.
Następnie przekroczyłam próg mieszkania nie czekając na żadne, kolejne zaproszenie.
<Conor?>
Otwierając usta wtoczyłam do płuc świeżego powietrza. Moja klatka piersiowa uniosła się i opadła nieznacznie tak, że w ogóle nie można było dostrzec jej ruchu, zupełnie tak jakby się nie poruszała. Już miałam schodzić na piętro niżej, kiedy usłyszałam za plecami męski głos.
- Długo będziesz tu tak stać? - Zapytał trochę niepewnie nie wiedziawszy czego może się jeszcze po mnie spodziewać. Kurczowo zaciskał swoją dłoń na framudze drzwi jakby bał się, że grunt pod jego stopami w mgnieniu oka się zawali, a sam chłopak runie w dół na stertę gruzu.
Nie odwróciłam się, już dawno wyczułam jego obecność na balkonie. Nie zwracałam jednak uwagi na mężczyznę, gdyż nie byłby w stanie nic mi zrobić.
- Tak długo jak będę chciała i nikt mi tego nie zabroni.- Odparłam tak lodowatym i ostentacyjnym tonem, że czarnowłosym wstrząsnął dreszcz.
- Może przynajmniej wejdziesz do środka? - Zaproponował po krótkiej chwili
Tym razem nie sposób było się nie odkręcić i nie przyszpilić mężczyzny świdrującym, chłodnym, aczkolwiek uważnym spojrzeniem.
Chłopak po niecałej chwili odwrócił napięcie wzrok skupiając swoją uwagę na budynku naprzeciwko, jakby nie było nic bardziej ciekawszego ani intrygującego niżeli metalowy blok.
- Tak tylko pytam. - Wymamrotał coraz bardziej uporczywie wbijając wzrok w obiekt, że na miękkim i niezarysowanym dotąd czole pojawiła się drobna zmarszczka.
Zeskoczyłam z poręczy w jednej sekundzie znajdując się przy ciemnookim.
-W sumie, czemu nie.-odparłam-Może cię jeszcze trochę podręczę.
Następnie przekroczyłam próg mieszkania nie czekając na żadne, kolejne zaproszenie.
<Conor?>
Od Heavenly - C.D Natsume
Zapoznanie mnie z resztą Sigm na początku brzmiało
obiecująco, ale w sumie… trochę się tego bałam. No tak.. bo przecież czego nie
bała się cichutka Heavenly. Nie. To nie tak, że miała się spotkać z jakimś
potworami, jednak doświadczone Sigmy siedzące w tym fachu mogły by być trochę….
zbyt pewne siebie. Chodzi mi oczywiście co do swoich umiejętności. Dobra tam,
co będzie to będzie i nie zamierzam tego przekładać na żaden inny dzien. Muszę
czym prędzej zapoznać się ze wszystkim co istotne.
Podreptaliśmy dość powolnym tempem w stronę miejsca gdzie
wszystkie Arcanty mogły przećwiczyć swoje umiejętności. Przy okazji Natsu
wytłumaczył mi, że zazwyczaj można tutaj spotkać Naturalnych bo Sigmy
rzadko kiedy się pojedynkują. Nie wiem czy to ze względu na to, że nie chcą
zrobić krzywdy żadnym naturalnym, czy po prostu z czystego lenistwa.
-Nikogo nie ma… - usłyszałam przed sobą i dzięki temu
wyrwałam się na chwilę z dziwnych rozmyśleń. Wyjrzałam zza chłopaka i ….
Faktycznie ! Nikogo tu teraz nie było. – To co ? Pokażesz mi co potrafisz ? Chyba nie boisz się że
przegrasz ?
-Hmm… z twoim Madarą… ciężko będzie. – uśmiechnęłam się,
jednak bez najmniejszego zastanowienia weszłam na „arenę”. Teraz też
przypomniało mi się, że przecież jego najsilniejszy duch sobie gdzieś polazł. Niestety chyba moje przypuszczenia, że nie da
rady go teraz wezwać nie były trafne. Już za moment obok chłopaka pojawił się
ogromny lis. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
-Wielki..- szepnęłam sama do siebie szukając gdzieś w
kieszeni pęku magicznych kluczy.
-Zepsułeś mi zabawę Natsume. W dodatku miałem nadzieje, że
najpierw zabierzesz ją do łóżka i pokażesz kilka sztuczek, a nie będziesz się
mną bawił na Arenie, ale…. No jak sobie życzysz. – ja słysząc ten zgryźliwy
komentarz lisa zaśmiałam się, za to Natsume… nie był zadowolony i cały
zażenowany zakrył na chwilę swoją czerwoną twarz. W chwili kiedy miałam już
otworzyć jeden ze swoich kluczy i zamachnęłam się: jakiś naukowiec do nas
machnął i krzyknął coś w rodzaju : Sigmy złaście z Arceny, bo zaraz coś
zniszczycie. Nie dość, że mamy na głowie
niereformowalne Omicrony to jeszcze was trzeba pilnować..”. Mój towarzysz
słysząc to natychmiast odesłał swojego ducha i westchnął głęboko. Gestem ręki „przywołał” mnie do siebie,
jednocześnie dając znak do tego, ze kończymy nasz „trening”, który się jeszcze
nawet nie zaczął. Trochę zrezygnowani, znów skierowaliśmy się do pokoju
Natsume. Po jakiejś godzinie bezczynnego siedzenia w ciszy, znów wparował, do
nas jakiś naukowiec i o dziwo…. Przyniósł moje rzeczy. Tak, moi rodzice bardzo
się o mnie martwią że najlepiej zapakowali by cały mój pokój. Zaczęłam sobie
przeglądać to co mi moja kochana mamusia zapakowała i w pewnym momencie natrafiłam
na stój kąpielowy.
-Skoro…. Możemy stąd wychodzić to może pójdziemy na plaże ? –
zerknęłam na niego. Jakoś nie specjalnie wyjawiał chęć łażenia gdziekolwiek, Lae
przecież nie będziemy siedzieć cały dzień w domu. Podniosłam się z ziemi i
wystawiłam rękę do chłopaka siedzącego na kanapie. – No chodź ze mną… -
uśmiechnęłam się zachęcająco.
[…]
Już po 15 minutach przebrana w białą sięgając do połowy ud
sukienkę i ze strojem kąpielowym pod nią: byłam gotowa do wyjścia. Niestety
dziewczyna potrzebuje nieco więcej czasu an to by się przygotować. Wyjście z
ośrodka było troszkę utrudnione, ponieważ nie chcieli mnie z niego wypuścić. Na
całe szczęście…. Dobra ściema, pół sukcesu. Drugie pół to trafienie na plaże,
bez zbędnego łażenia.
-Świeżo po zimie, a my idziemy na plaże… to nawet więcej niż
nienormalne..
-Dasz radę. Ja cie rozgrzeje… - wyszczerzyłam ząbki, ale
widząc jego dziwną minę od razu się roześmiałam – Nie bierz tak wszystkiego na
poważnie. – złapałam go za rączkę. Już po jakichś 10 minutach byliśmy na
miejscu. Latałam i kręciłam się jak małe dziecko, przez co moja sukienka
niebezpiecznie falowała i podnosiła się do góry. W końcu ściągnęłam ją z siebie
i stanęłam gołymi stopami na rozległym brzegu morza. Zgarnęłam różowe włosy za
ucho i kontem oka zerknęłam na Natsume, który znowu dziwnie mi się przyglądał.
-No chodź… - pomachałam do niego ręką jednocześnie
poprawiając ramiączko od stanika.
( Natsume ?)
[QS Team 2] Od Haruki - C.D Bonniego
Milczałem przez cały czas leżąc na podłodze. Próbowałem jakoś się podnieść, nawet najmniejszy ruch złamaną ręką sprawiał ból. Krzycząc głośno obelgi kierowane pod adresem Omicrona podniosłem się i skierowałem do ściany. Przez panujący znów kurz trudno było mi zobaczyć gdzie znajduje się moja drużyna. Osunąłem się po ścianie badawczo się przyglądając złamanej ręce. Nagle z kurzu ukazała się Misaki, szybko do mnie podbiegła, przykucnęła koło mnie i palnęła mnie w łeb krzycząc, że oszalałem rzucając się sam na Bonniego.
- Tak właściwie się na niego nie rzuciłem. Gdzie Riuki i Cinia? - spytałem, a dziewczyna pokręciła głową - No to trzeba ich poszukać... - podniosłem się i sięgnąłem po jakąś szmatkę
Jaka szkoda, że nie mam czucia tylko w dłoniach tak to jakby mi złamał rękę nie darłbym się jak oszalały i nie przeszkadzałoby mi uwieranie kości. Byle jak owinąłem rękę i chustkę zawiązałem na drugim ramieniu.
- Oszalałeś! Przecież już jedną rękę masz złamaną, chcesz mieć jeszcze co innego złamane? Skończysz na wózku...
- Chyba zapomniałaś o tym, że Sigmy są wytrzymalsze od was naturalnych więc takie złamanie nic mi nie zrobi. To dla mnie niczym małe zadrapanie
- To czemuś tak krzyczał co? Ej! - popchnąłem ją zdrową ręką i kazałem jej siedzieć cicho by w spokoju odszukać naszych towarzyszy
Pewnie też oto tej kupie żelaza chodziło bo nas rozdzielić. Ale znajdowaliśmy się w niezbyt wielkim pomieszczeniu więc kwestią czasu było się nawzajem odnaleźć. Misaki szła przede mną rozglądając się wokół czy nie napotkamy kolejnego z tych Omicronów. Chwilę później dotarliśmy do naszej parki, która najwyraźniej na nas czekała. Misaki podbiegła szybko do nich, natomiast ja wolno szedłem przyglądając się zniszczeniom. Coraz bardziej nieciekawie się tu robiło. Nasza pani kapitan siedziała na powalonej ścianie trzymając się za szyję, a po chwili przeniosła wzrok na moją rękę.
- Więc mamy dwóch rannych - stwierdził Riuki spoglądając to na mnie to na Cinie
- Ja tam mogę dalej brać udział w tej zabawie - powiedziałem machając zdrową ręką, na co cała trójka spojrzała się na mnie zaskoczona
Nie czekając długo całą drużyną ruszyliśmy śladami naszego celu, który się od nas oddalił. Ale łatwo było go znaleźć bo zostawił ślady swojej obecności w danym miejscu. Znów pilnowałem tyłu oddalony kawałek od grupy rozglądając się na wszystkie strony. Kierowaliśmy się korytarzem, który prowadził na zewnątrz. Szybciej by było jakby udało się od razu jakoś tego królika złapać, na marchewkę lub po prostu mocno walnąć w łeb żeby go ogłuszyć ale ten chciał nam dać gratis atrakcje. Riuki poleciał szybko schodami na górę rozeznać otoczenie, a reszta przystanęła w korytarzu. Szczerze tu było bardzo cicho, żadnych trzęsień ani odgłosów burzącej się budowli. Reszta drużyn złapała już Omicrony i w tym naszego? Nie no, nie mogli by tylko musieli by nam da znać. A może właśnie znów nas tropi? Przekręciłem głowę w prawo i dosłownie w ostatniej chwili skuliłem się przed czymś fioletowym, co przeleciało przez dziurę w ścianie i zrobiło kolejną w naprzeciwko. Kolejna tona kurzu pokryła pomieszczenie, a ja zacząłem krzyczeć że nasz cel właśnie przeleciał mi nad głową.
<Team 2 lub ktoś coś?>
- Tak właściwie się na niego nie rzuciłem. Gdzie Riuki i Cinia? - spytałem, a dziewczyna pokręciła głową - No to trzeba ich poszukać... - podniosłem się i sięgnąłem po jakąś szmatkę
Jaka szkoda, że nie mam czucia tylko w dłoniach tak to jakby mi złamał rękę nie darłbym się jak oszalały i nie przeszkadzałoby mi uwieranie kości. Byle jak owinąłem rękę i chustkę zawiązałem na drugim ramieniu.
- Oszalałeś! Przecież już jedną rękę masz złamaną, chcesz mieć jeszcze co innego złamane? Skończysz na wózku...
- Chyba zapomniałaś o tym, że Sigmy są wytrzymalsze od was naturalnych więc takie złamanie nic mi nie zrobi. To dla mnie niczym małe zadrapanie
- To czemuś tak krzyczał co? Ej! - popchnąłem ją zdrową ręką i kazałem jej siedzieć cicho by w spokoju odszukać naszych towarzyszy
Pewnie też oto tej kupie żelaza chodziło bo nas rozdzielić. Ale znajdowaliśmy się w niezbyt wielkim pomieszczeniu więc kwestią czasu było się nawzajem odnaleźć. Misaki szła przede mną rozglądając się wokół czy nie napotkamy kolejnego z tych Omicronów. Chwilę później dotarliśmy do naszej parki, która najwyraźniej na nas czekała. Misaki podbiegła szybko do nich, natomiast ja wolno szedłem przyglądając się zniszczeniom. Coraz bardziej nieciekawie się tu robiło. Nasza pani kapitan siedziała na powalonej ścianie trzymając się za szyję, a po chwili przeniosła wzrok na moją rękę.
- Więc mamy dwóch rannych - stwierdził Riuki spoglądając to na mnie to na Cinie
- Ja tam mogę dalej brać udział w tej zabawie - powiedziałem machając zdrową ręką, na co cała trójka spojrzała się na mnie zaskoczona
Nie czekając długo całą drużyną ruszyliśmy śladami naszego celu, który się od nas oddalił. Ale łatwo było go znaleźć bo zostawił ślady swojej obecności w danym miejscu. Znów pilnowałem tyłu oddalony kawałek od grupy rozglądając się na wszystkie strony. Kierowaliśmy się korytarzem, który prowadził na zewnątrz. Szybciej by było jakby udało się od razu jakoś tego królika złapać, na marchewkę lub po prostu mocno walnąć w łeb żeby go ogłuszyć ale ten chciał nam dać gratis atrakcje. Riuki poleciał szybko schodami na górę rozeznać otoczenie, a reszta przystanęła w korytarzu. Szczerze tu było bardzo cicho, żadnych trzęsień ani odgłosów burzącej się budowli. Reszta drużyn złapała już Omicrony i w tym naszego? Nie no, nie mogli by tylko musieli by nam da znać. A może właśnie znów nas tropi? Przekręciłem głowę w prawo i dosłownie w ostatniej chwili skuliłem się przed czymś fioletowym, co przeleciało przez dziurę w ścianie i zrobiło kolejną w naprzeciwko. Kolejna tona kurzu pokryła pomieszczenie, a ja zacząłem krzyczeć że nasz cel właśnie przeleciał mi nad głową.
<Team 2 lub ktoś coś?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)