- No to już znasz moją odpowiedź - uśmiechnęłam się starając się nie
dać po sobie poznać, że już praktycznie mdleje ze zmęczenia i jeszcze do
tego ten cholerny ból. Chociaż właściwie w tym momencie był on jedyną
rzeczą dzięki której jeszcze nie odpłynęłam. Zacisnęłam zęby i nie
zważając na łzy bólu, które pojawiły mi się w kącikach oczu kopnęłam
dziewczynę w kolano tak, że aż się zachwiała. To dało mi szansę,
pozbierałam się z ziemi i wykorzystując jej dezorientację kopnęłam
jeszcze raz w brzuch. Dokładnie tam gdzie była ranna. Splunęła krwią, a
ja zaczęłam słaniać się na nogach. Nie umiałam już wytrzymać tego bólu
połączonego z wyczerpaniem przechodzącym ludzkie pojęcie. Przed oczami
pojawiły mi się mroczki i wiedziałam, że jeśli nie odpocznę chociaż
chwilę to stracę przytomność. Przysiadłam, więc na ziemi i zamknęłam
oczy. Mroczki zniknęły, a ja chociaż wciąż wyczerpana do granic
możliwości to miałam w sobie jeszcze więcej determinacji. Otworzyłam
oczy i zobaczyłam moją przeciwniczkę, która właśnie zamachnęła się na
mnie swoim mieczem. Uchyliłam się unikając trafienia, które i tak
obcięło mi kilka dobrych centymetrów włosów. Wstałam, wyjęłam szpadę i
nożyk i zaszarżowałam na dziewczynę. Odsunęła się w lewo unikając mojej
szpady, ale ja wygięłam rękę tak, że nożyk przejechał jej po brzuchu,
może nie raniąc jej zbyt dotkliwie, ale jednak tworząc nacięcie, które
miało potęgować ból z wcześniejszej rany szpadą. Dziewczyna syknęła z
bólu i złapała się za brzuch. Ja stanęłam kawałek dalej i podparłam ręce
na kolanach dysząc ciężko.
(Cinia? Ten sam problem )
sobota, 28 lutego 2015
[Team 2] Od Deak'a - C.D Roxel'a
No nie... Teraz nie będę mógł pomóc Pani Kapitan w razie problemów. Nie
mam zbytnich szans na wygraną jeden na jednego, a więc moja porażka jest
niemal pewna. Uśmiechnąłem się lekko i dokładnie przyjrzałem się
przeciwnikowi. Zrobiłem krok do tyłu i cicho powiedziałem: "Heaven
Stamp: Violent Thunder". Nie udało się, zrobił unik. Nie powinienem stać
zbyt długo w jednym miejscu. Postanowiłem, że zagonię go w miejsce
gdzie będę miał przewagę. Zacząłem biec przed siebie. Chłopak zaczął
podążać za mną. Nie wiedział co planuję, a przynajmniej przez chwilę.
Zniknął mi z widoku. Podbiegł z prawej strony, nie miałem czasu na unik.
Musiałem zablokować cios. Poczułem pieczenie... Czyżby się palił?
Spojrzałem na jego ręce co jakiś czas zapalały się. Czyli ogniem nic nie
zdziałam? Mówi się trudno. Będzie trzeba używać silnych ataków.
Podmuch, który muszę wytworzyć, musi być naprawdę potężny. Jak będę
używał burzy, mogę nieco obniżyć jego wartość ataków, ale o ile? No nic
trzeba się przygotować na parę siniaków, poparzeń i ran. Skoro już do
tego doszło, zacząłem biec w stronę chłopaka. Przygwoździłem go do
ściany poparzonym ramieniem i znów użyłem tego ataku. Ze względu na ból
jaki odczuwałem, efekt nie był dosyć zadowalający. Pewnie poczuł jakby
go prąd z gniazdka kopnął. Wymigiwanie się od treningów daje po sobie
znać, bywa. Nie chciałem walczyć, ale trzeba było. Co teraz mogę zrobić?
Uciec? Nie, ja po prostu pobiegnę w innym kierunku i się schowam...
Uśmiechnąłem się sam do siebie, a chłopak dziwnie na mnie spojrzał.
Cofnąłem się do tyłu, a on rzucił się do ataku. Tym razem i mi się udało
zrobić unik.
-Fire Stamp: Hellfire Ash!-wrzasnąłem.
Na szybko wymyśliłem plan. Nie zaszkodzę mu ogniem, a więc moje ataki muszą się przydać do czegoś innego. Odwrócę jego uwagę, a później zaatakuje czymś innym! Wszystko niby fajnie, ale jeśli mi się nie uda, prawdopodobnie nie będę miał sił uciekać czy w ogóle się bronić. Po chwili powtórzyłem poprzednie słowa. Chwilowo stać mnie na wytworzenie takich dwóch wężów z ognia na raz. Nie chodzi tu o siłę tego ataku, ale o jego kontrolę. Ognisto-włosy zajmował się istotkami i zbliżał się do mnie. Po chwili wypowiedziałem słowa swojego trzeciego ataku; "Combo Stamp: Terrible Lightning of Heaven"! Poczułem się słabo. Dwa węże zniknęły, a strumień ognia z potężnymi błyskawicami ruszyły w stronę przeciwnika. Upadłem na ziemię. Rozejrzałem się, nie słyszałem go, ale to do czasu. Nie był na tyle słaby by po pierwszej próbie padł. Rypnąłem o ziemię głową. Kopnął mnie w łeb czy po prostu tak mocno uderzył ręką.
-Przepraszam, sa. Musiałem odpocząć-uśmiechnąłem się.
Zerwałem się na, w miarę, równe nogi. Przetarłem oko i spojrzałem na niego. Czym mógłbym go zaatakować? Magicznym atakiem? Nie, prędzej sam się wykończę. Muszę po prostu użyć siły fizycznej? Cicho się zaśmiałem pod nosem. Wyciągnąłem nożyk z kieszeni i rzuciłem się na przeciwnika. Nie miałem szans na wygraną, ale mogę go osłabić tak aby kto inny dał sobie z nim radę, no na przykład Momo. Jeśli będę w między czasie odpoczywać, zbiorę siły i wykonam jeden atak. Chyba, że wcześniej polegnę. Próbowałem go zranić nożem, na próżno. Prawe ramię nie było zbytnio sprawne. Wcześniejsze poparzenia spowodowały, że jeśli nią poruszę, zaczyna strasznie boleć. Kiedy zmęczyłem się wymachiwaniem nożem w tę i w tam tą, stanąłem w miejscu i czekałem, aż to on zaatakuje. Na jego łapkach pojawił się ogień. Trzeba teraz uważać... Nie uda mi się. Powinienem się poddać, ale nie... Inni z mojego teamu będą walczyć do końca, to ja nie będę inny! Nagle wpadł mi pewien plan do głowy. Gdy chłopak zmierzał w moją stronę, ja również ruszyłem na niego. Przygotowałem nóż i miałem zamiar dźgnąć go w bok. Byłem już obok niego, ciekaw jestem czy mi się uda.
Roxel? Uda mu się, czy to Twoja postać wyjdzie z tego prawie cało? ^^
-Fire Stamp: Hellfire Ash!-wrzasnąłem.
Na szybko wymyśliłem plan. Nie zaszkodzę mu ogniem, a więc moje ataki muszą się przydać do czegoś innego. Odwrócę jego uwagę, a później zaatakuje czymś innym! Wszystko niby fajnie, ale jeśli mi się nie uda, prawdopodobnie nie będę miał sił uciekać czy w ogóle się bronić. Po chwili powtórzyłem poprzednie słowa. Chwilowo stać mnie na wytworzenie takich dwóch wężów z ognia na raz. Nie chodzi tu o siłę tego ataku, ale o jego kontrolę. Ognisto-włosy zajmował się istotkami i zbliżał się do mnie. Po chwili wypowiedziałem słowa swojego trzeciego ataku; "Combo Stamp: Terrible Lightning of Heaven"! Poczułem się słabo. Dwa węże zniknęły, a strumień ognia z potężnymi błyskawicami ruszyły w stronę przeciwnika. Upadłem na ziemię. Rozejrzałem się, nie słyszałem go, ale to do czasu. Nie był na tyle słaby by po pierwszej próbie padł. Rypnąłem o ziemię głową. Kopnął mnie w łeb czy po prostu tak mocno uderzył ręką.
-Przepraszam, sa. Musiałem odpocząć-uśmiechnąłem się.
Zerwałem się na, w miarę, równe nogi. Przetarłem oko i spojrzałem na niego. Czym mógłbym go zaatakować? Magicznym atakiem? Nie, prędzej sam się wykończę. Muszę po prostu użyć siły fizycznej? Cicho się zaśmiałem pod nosem. Wyciągnąłem nożyk z kieszeni i rzuciłem się na przeciwnika. Nie miałem szans na wygraną, ale mogę go osłabić tak aby kto inny dał sobie z nim radę, no na przykład Momo. Jeśli będę w między czasie odpoczywać, zbiorę siły i wykonam jeden atak. Chyba, że wcześniej polegnę. Próbowałem go zranić nożem, na próżno. Prawe ramię nie było zbytnio sprawne. Wcześniejsze poparzenia spowodowały, że jeśli nią poruszę, zaczyna strasznie boleć. Kiedy zmęczyłem się wymachiwaniem nożem w tę i w tam tą, stanąłem w miejscu i czekałem, aż to on zaatakuje. Na jego łapkach pojawił się ogień. Trzeba teraz uważać... Nie uda mi się. Powinienem się poddać, ale nie... Inni z mojego teamu będą walczyć do końca, to ja nie będę inny! Nagle wpadł mi pewien plan do głowy. Gdy chłopak zmierzał w moją stronę, ja również ruszyłem na niego. Przygotowałem nóż i miałem zamiar dźgnąć go w bok. Byłem już obok niego, ciekaw jestem czy mi się uda.
Roxel? Uda mu się, czy to Twoja postać wyjdzie z tego prawie cało? ^^
[Team 2] Od Mamiko - C.D Riuki'ego
Chłopak powoli odchodził. Już ani razu nie spojrzał za
siebie by przyglądnąć się dziewczynie, która powoli traciła krew. Widać było,
że zabijani przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Dlaczego w tamtej chwili nie
pozwolił na szybką śmierć, czyżby krępowały go obowiązujące zasady? Szatynka
została i tak spisana na straty, więc nikt nie musi przejmować się jej losem.
Białowłosy odszedł mając na twarzy sadystyczny uśmiech. Dzięki temu, że zadał
jej tyle ran został usatysfakcjonowany. Świadkiem całej sytuacji był Shin,
który przyglądał się temu z ukrycia. Momo dawała mu znaki, aby nie zbliżał się
lecz uciekał i dołączył do reszty grupy. Ten jednak postanowił sprzeciwić się
rozkazom. Gdy upewnił się, że przeciwnik zniknął gdzieś na tym polu walki od
razu podbiegł do szatynki. Leżała na brzuchu patrząc w jeden nieruchomy punkt.
Jej twarz była pokryta kurzem wydobytym z wcześniej zawalającego się budynku.
Włosy miała w nieładzie, a niektóre kosmyki były zafarbowane na czerwoną cieczą
wydobywającą się z jej pleców. Całe ciało było pokaleczone co powodowało brak
możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Upadł na kolana i uważnie zaczął
przyglądać się ranom zadanym dziewczynie. Większość z nich nie zaliczała się
nawet do płytkich przecięć samej skóry. Obrażenia zadane przez tego gościa, a
właściwie przez jego sprzymierzeńców dotkliwie uszkodziły organizm kobiety.
-Nic ci nie jest?-po kilku chwilach dotarł do jej uszu
znajomy głos. Starała się obrócić głowę w kierunku osoby wypowiadającej te
słowa. Każdy najmniejszy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból.
-Idź st..ąd-te słowa wypowiedziała próbując złapać trochę
tchu, którego wciąż było jej brak. Chciała stworzyć pozory, aby Shin wykonał
jej rozkaz. W końcu wciąż była jeszcze kapitanem. Z jej ran wciąż ciekły
strumienie barwnej krwi. Poczuła w głowie ukłucie, a następnie po policzkach
pociekły niewielkie stróżki łez. Uderzyła pięścią w ziemie. Mamiko obudziła się
w takim momencie. Używając resztki sił spróbowała wstać. Niestety jej wysiłek
poszedł na marne, gdyż pokaleczone ręce nie były w stanie utrzymać ciężaru
ciała, który na nie w tej chwili działał. Jej twarz, aż wykrzywiła się z bólu przechodzącego
po wszystkim. -Masz się w tej chwili stąd wynosić!-podniosła głos co było
niepodobne do tej tożsamości.
-Muszę ci pomóc-oznajmił po czym ściągnął z siebie sweter i
przycisnął do rany dziewczyny. Syknęła z bólu, przygryzając przy tym dolną
wargę. Nie chciała zwabiać tu kolejnego nieprzyjaciela, który akurat znalazłby
się w korzystnej sytuacji.
-Miałeś być posłuszny…-przerwała-ona będzie wściekła-wymamrotała,
a chłopak spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Ta jednak schowała twarz w
dłoniach.
-Nie mogę zostawić pani Kapitan-cały czas przyciskał ubranie
do najbardziej zagrażającej życiu rany.-Człowieka nigdy nie można opuścić.
-Jeżeli nie uciekniesz w tej chwili, to po tym wszystkim ty
będziesz błagał o pomoc.
Chłopak wzdrygnął się na te słowa swojej dowodzącej. Nie
chciał zostawiać jej w takim stanie, ale jednak coś mówiło do niego, aby wykonał
rozkaz. Odszedł od niej pozostawiając ją samej sobie. Mamiko próbowała się
dostać do najbliżej znajdującego się kamienia. Zaczęła przeciągać swoje ciało
rękoma, którymi ledwo mogła poruszać. Wydostanie się z tego wszystkiego jako
pierwsza. Drugiej tożsamości wydawało się, że jest to dość śmieszna sytuacja.
Kapitan, który odpada jako pierwszy. Co za ironia losu. Podwładny został
porwany, a to ona traci szansę na starcie z innymi. Oparła się o pierwszą,
lepszą część zniszczonego wieżowca. Od samego dotyku zimnej, betonowej ściany
poczuła uporczywe ukłucie wzdłuż pleców. Spojrzała na swoją dłoń, która także
była pokaleczona poprzez ataki tajemniczego mężczyzny. Najchętniej, gdyby mogła
zatłukłaby go jednak Mamiko wolałaby unikać tej osoby szerokim łukiem. Zaczęła
bawić się swoją krwią. Momo przejęła władze nad ciałem. Zsunęła się i teraz
znów wróciła do pozycji leżącej. Kącik ust uniosła do góry.
-Lutkica
Wymamrotała po czym podniosła się z ziemi jakby nigdy nic
się jej nie stało. Przeobraziła się w drewnianą lalkę. Nie chciała marnować
swoich innych dzieł na czas biegania. Zrobiła ją na swoją podobiznę, więc z
daleka nie widać różnicy. Ruszyła w tą samą stronę co białowłosy chłopak. Była
spisana na straty, a więc mogła poświęcić kilka marionetek na walkę z tym
czymś. Próbowała go znaleźć za pomocą urządzenia na dłoni, ale skoro należał do
przeciwnej drużyny był dla niej niczym duch. Pozostało jedynie liczyć na
szczęście, które w ostatnim czasie mało się do niej uśmiecha. Po długim
poszukiwaniu jej wysiłek opłacił się. Zauważyła jak chłopak spacerował sobie
poniszczonym chodnikiem. Jego twarz nie wykazywała żadnego uczucia. Nie
wiedziała dokąd zmierza, więc pozwoliła sobie na chwilę spoglądania na ruchy
wykonywane przez niego. Niedługo po tym zniewoliła go swoimi nićmi, które pomimo
tego iż były niewidoczne jak na cienkie niteczki są bardzo wytrzymałe.
Zaczepiła go z ukrycia niczym swoją nową marionetkę. Obie ręce mężczyzny
zostały przebite w trzech miejscach dłonie, przedramię oraz ramię. Umiejętność
ta nie polegała na zadanie bólu przeciwnikowi lecz unieruchomienie go. Teraz
koleś z opaską na oku stał się jedną z marionetek Momo. Na twarzy dziewczyny
pojawił się szaleńczy uśmiech. Nie wiedziała czy da sobie z nim radę, ale
zawsze warto spróbować. Przed nim zjawiły się dwie lalki, które przyłożyły mu
do szyi po dwa niewielkie sztylety. Dziewczyna wyszła z ukrycia i udała się do
swojej ofiary.
-Przyszłam znów cię trochę powkurwiać
Uśmiechnęła się szeroko. Chłopak był lekko zdziwiony, że
szatynka która niedawno leżała ledwo przytomnie na ziemi teraz znajduje się tuż
przed nim. Jednak w końcu zauważył, że rzecz stojąca przed nim to niby tylko
zwykła marionetka. Nie przypuszczał, że ktoś jeszcze ma Arcane zawiązaną z tak
nieudolną umiejętnością. Jego wyraz twarzy zmienił się w dziwny uśmiech. Zirytowało
to Momo, a więc ta wykonała parę ruchów rękoma, a lalki wcześniej wezwane
pokaleczyły młodego mężczyznę. Rany nie były głębokie. Następnie znów poruszyła
palcami, a chłopak ustawił się w dziwnej pozycji, powtórzyła tą czynność kilka
razy, aby poprawić sobie tym humor. Niestety nie zadziałało. Wróg wydawał się
bardziej być znudzony zachowaniem dziewczyny, ale ta znów machnęła ręką i dwie
lalki zaczęły ciąć nieprzerwanie ciało nieprzyjaciela. Jedna rana stawała się
głębsza od drugiej. Powoli zaczęły wyciekać z nich ciemno czerwona ciecz. Momo
podeszła do niego od tyły i przekręciła jego głowę, pozwalając sobie na
kontynuacje zabawy lalkami.-Spróbuję ci się jakoś wynagrodzić w końcu coś za
coś, prawda?-spojrzał na nią obojętnym wzrokiem, który jednocześnie mówił „zaraz
cię zajebie”. W końcu szatynka nie miała za wiele do stracenia, więc mogła pozwolić
sobie na taką walkę.
<Riuki?>
[Team 2] Od Takumi'ego - C.D Nyar'a [+16]
Tyle cierpienia ile on dał mi przez te parę minut, ja będę mu
zwracał do końca życia. Właśnie teraz uświadomiłem sobie jak nienawidzę tego
dziada. Pieprzony psychol, który by tylko wszystkich zabijał, obcinał jaja i
robił rożne inne sprośne rzeczy. Pewnie jego myśli wykraczały teraz daleko po
za moje wyobrażenia.
A tak z innej beczki… dlaczego moja Arcana mnie zawiodła w
tak kluczowym momencie ? Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale to nie czas na to.
Przecież on cały czas nade mną stał i zastanawiał się co jeszcze by tu ze mną
zrobić. Podniosłem zmęczone spojrzenie na niego. Właściwie to nie wiem czy w
moich błękitnych oczach dało się teraz zauważyć coś więcej niż wielkie cierpienie
i ból. Jeszcze trochę i wykończy mnie samymi tymi torturami. Chociaż nie… muszę przyznać, że obchodził się dość ostrożnie. To chyba nie było wszystko co on
może mi pokazać.
-Takumi… nie wstaniesz już… ? – zapytał nachylając się nade mną.
Podniosłem się do pozycji siedzącej z wielkim trudem i splunąłem
-Pieprz się.. – warknąłem a ten tylko uśmiechnął się i roześmiał
jeszcze głośniej niż wcześniej.
-Nie masz jeszcze dość ? – zapytał wbijając mi kolejny
sztylet w rękę, tym razem w lewą. Krzyknąłem z bólu. Czułem teraz jak prawie
każdy kawałek mojego ciała jest rozrywany. Gdzie tylko nie spojrzałem była
krew. Musiałem jej dużo stracić. Powoli pojawiały mi się mroczki przed oczami,
dlatego tez po chwili zamknąłem je. On chyba już sobie odpuścił bo zaczął
odchodzić. Czyżby moja szansa. Stworzyłem ponownie z czegoś katanę, podniosłem
się, potem nieco doczołgałem do niego i przebiłem mu plecy na wylot. Nie trafiłem
chyba w żadne ważne narządy co ? Hihi jak przykro. Wbiłem ją najpierw bardzo płytko,
tak że tylko ledwie koniuszek ostrza wystawał z jego brzucha. Tym razem to jego
krew pociekła na ziemie. Złapał obiema łapkami z ostrze katany i ścisnął co spowodowało
że jego ręce też zaczęły krwawić.
-Ty skurwielu… - roześmiał się spoglądając na mnie. (był do
mnie tyłem). Zacisnąłem zęby z bólu i jeszcze kilka razy poznałem kataną przy
okazji wyrządzając mu niezłą krzywdę. Z tego wszystkiego łzy zaczęły spływać po
moich policzkach. Z bólu. Wyciągnąłem katanę i rzuciłem ją gdzieś dalej. On
upadł na kolana, ale chyba miał zamiar się jeszcze podnieść. Teraz już zupełnie
opadłem z sił. Uderzyłem jeszcze plecami o ścianę za mną i zamknąłem oczy.
Słyszałem też jakieś głosy. Czyżby Naukowcy musieli nas rozdzielać ? Nie wiem….
(Jak się Nyar podniesie to pisz xD)
[Team 1] Od Nyar'a - C.D Takumi'ego [+16]
Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
Leżał na tej ziemi, tak niewinnie, zakrwawiony. Wyglądał jak
postać z jakiejś mangi, kiedy się podnieci. Taka krewka z noska, z
ust to już gorzej. Nie porównuję do niczego. Czułem taką
ekscytację.. Najchętniej to pozbyłbym się tylko kolejnego
istnienia, no,ale,że jeszcze nie chcę umierać, choć jestem
przygotowany, to po prostu postanowiłem,że dam mu porządny wycisk.
Uśmiechnąłem się niewinnie, a potem złapałem za te jego piękne
niebieskie włosy. Zabrudziłem je trochę paluszkami pokrytymi
czerwoną mazią, ale to trudno się mówi. Zmieniły nieco
kolor na taki fiolecik.. Wyglądał jeszcze piękniej.
-Jak ja bym chciał cię zabić –
westchnąłem teatralnie ciągnąc go nieco do góry za włosy
– Nawet nie masz pojęcia.. Pewnie ty też chciałbyś mnie zabić.
Ale w końcu zęby masz wszystkie co nie?! - wyrwało mi się
głośno, przy okazji uderzyłem nim o podłoże, krawędź budynku,
z którego wcześniej to ja zwisałem.-Mógłbym bardzo chętnie
kurwa cię zepchnąć.. Ale wolę,gdy ktoś krzyczy – powiedziałem
całkiem spokojnie jak na mnie. Przyglądał mi się na wpół
przytomny. Przecież jest taki silny, mistrz. Wpatrywałem się w
jego oczy, ja pewnie miałem w nich szaleństwo.. Szaleństwo w
czystej postaci oraz chęć większego rozlewu krwi, w jego oczach
widziałem strach, ale też wzrastające, z każdą sekundą,
ambicje i próbę walki z przeznaczeniem. Podniosłem go
jeszcze raz,a potem uderzyłem.- Czy mi się wydawało.. Czy coś chrupnęło? - zapytałem kładąc głowę na jego klatce piersiowej, serducho biło jak szalone. Strach jest taki ekscytujący..Za każdym razem, każdy człowiek pokazuje go w inny sposób, w odmienny sposób, ma inne lęki.. Chociaż jedno łączy większość.. Strach przed śmiercią. Na samą myśl o tym uśmiechnąłem się ukazując zęby i odchyliłem się nieco do tyłu. W tym też momencie poczułem but na swoim brzuchu. Automatycznie puściłem niebieskie kłaki wyrywając ich troszkę, odskoczyłem do tyłu na tyle, na ile pozwalało mi moje położenie, zostawiłem Takumi'ego. Obrócił się na bok. Jego twarz wyglądała naprawdę dziwnie.. Splunął krwią połączoną z innymi płynami i uniósł na mnie swoje nienawistne spojrzenie. Otarłem dłonią brzuszek,a potem podniosłem się na równe nogi.
- Nie ładnie jest tak się bawić.. Dasz radę jeszcze walczyć.. Smerfiku? - zapytałem robiąc kilka kroków jego stronę. Nie odezwał się, podparł ręką jakiś mały murek i spróbował się podnieść. Przekręciłem głowę na prawo chcąc zrozumieć jego zachowanie. Cały czas trzymał się za brzuch. Połamałem mu żebra.. Nie mam pojęcia ile.. Ale zadowalało mnie to, choć nie tak bardzo jak zobaczenie go kwiczącego niczym zarzynana świnia. Prawie doczłapał się do jakiejś dziury.. Lecz ja nie pozwoliłem na zejście.
- No przecież jeszcze nie skończyliśmy! Kyoooouuuya!! - jęknąłem ruszając truchcikiem, który wyglądał jakbym co najmniej nie miał po co żyć i był emosem, który chce tylko popełnić samobójstwo. Złapałem kołnierzyk koszulki Takumi'ego,a potem pociągnąłem do siebie. Krew pociekła na podłoże,a chłopak obrócił się do mnie. Dalej patrzył jakby chciał mnie zabić, no na pewno chciał! Przecież tyle mu krzywdy narobiłem! Odwdzięczyłem się tym samym tylko z nieco bardziej niszczącym psychikę skutkiem.
- Połamać ci jeszcze nogę czy rączkę?Możesz sobie wybrać miejsce,w którym chcesz żeby były złamane, daję ci także wybór którą rękę. Znaj moją dobroć – uśmiechnąłem się triumfalnie. Chyba mi się wydawało, ale zobaczyłem łezki w kącikach jego oczu, jakby miał zaraz się rozpłakać niczym małe dziecko.
- A może się jeszcze posikasz ww
gacie jak te małe dzieciaczki? - wyszeptałem mu do ucha,a potem
przesunąłem po nim językiem. Chcę przypomnieć,że jeszcze
stałem do niego tyłem i tylko czasem się odwracał, ale w tamtym
momencie był do mnie tyłem.- Nie – wychrypiał to z takim
ciężarem, zapluł się tą czerwoną substancją. No malutkie
dziecko. Zachichotałem głupkowato. Czy zdarzyło mi się to
pierwszy raz? Nie, bo bardzo lubię się śmiać. Choć najczęściej
robię to w duchu, żeby nikt mnie nie słyszał. Wyciągnąłem
sztylecik i przyłożyłem ostrzem do prawej ręki,a potem do lewej.
- To którą wybierasz? -
zapytałem, nie usłyszałem znowu odpowiedzi, ale to nie miało
znaczenia. Przyłożyłem sztylecik do prawej ręki,a potem naciąłem
skórę. Krew zaczęła ściekać powolnym strumyczkiem po
jego ręce, aż na ziemię. Wydał z siebie kilka dźwięków
cierpienia, a potem upadł na kolana z głową spuszczoną w dół.
- Kurde.. I jak ja takiego klocka
wezmę.. - jęknąłem zrezygnowany – A może by go zostawić? Uuu
to by był lepszy pomysł – tak,tak myślałem głośno. Takumi
sapał ciężko, krew ciekła małym strumyczkiem przez jakąś
minutę lub półtorej, ponieważ potem zaczęły krzepnąć.
(Takumi? Albo ktoś tam coś tam?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)