niedziela, 16 sierpnia 2015

Od Rick'a - C.D Vanilli

 Zaskoczyło mnie jej słowa, a jednocześnie sprawiło, że nie wiedziałem, co mam na to odpowiedzieć. Rozluźniałem powoli uściska, aż w końcu puściłem ją. Nie spojrzałem na nią, patrzyłem na czerwoną ścianę nad nią. Pierwszy raz od dawna czułem jakieś głębsze uczucie do drugiej osoby. Moja pewność siebie w jednej chwili zmalała do zera. Wiedziałem, że Vanilla jest na mnie zła, jednak nie winiłem jej za to. Jakby to ująć, sam się w to wkopałem. Zadała dobre pytanie... czemu nie poszedłem z tym do Heaven'a? Bo znałem jego reakcję i wiedziałem, że jest wybuchowy? Bo wiedziałem, że to może się skończyć dla nas na ostrym dyżurze? Bo wiedziałem, że ani ja ani on nie odpuścimy? Bo wiedziałem, że to Vanilla ma ostatnie słowo?
 Zabawa uczuciami, jest jak zabawa włączonym mikserem. Jest nieprzewidywalna i można stracić co nieco. W przypadku miksera były to palce, a w przypadku uczuć, zaufanie do drugiej osoby.
Myśli, pytania na które nie wiedziałem jak mam odpowiedzieć, krążyły mi wirem po głowie. Za dużo myślę... zdecydowanie za dużo. Powinienem działać.
 Spojrzałem na dziewczynę, która roniła łzy.
- Odpowiedz- mruknęła stanowczo.
Jednak nic nie mówiąc, patrzyłem na nią. Jakbym jej nie słyszał, choć było przeciwnie.
- Słyszysz? Odpowiedz!- wytarła łzy. Chyba jeszcze nie widziałem jej w takim stanie. Zwykłe była bardziej opanowana, a teraz doprowadziłem ją do szczytu złości. Nie zdziwiłbym się, gdybym teraz dostał od niej pięścią po twarzy.
Nie upominała się trzeci raz. Po prostu mnie ominęła i mając wszystko gdzieś odeszła. Spojrzałem za nią i otrząsnąłem się błyskawicznie.
- Idiota- skarciłem się w myślach. Przez moje debilne zachowanie może właśnie straciłem jedyną szansę u Vanilly. - Cholera...- szepnąłem i zacisnąłem pięści.
Na co ja czekałem? Poszedłem za nią, już wyszła z baru.
- Vanilla!- krzyknąłem za nią. Zatrzymała się na chwilę. Krótką chwilę. Potem znów robiła powolne kroki przed siebie, ignorując mnie. Nie dziwiłem się jej. Nie zamierzałem się jednak poddać. Podbiegłem do niej, złapałem ją za ramiona, odwróciłem i przytuliłem czule do siebie, jakbym nigdy nie chciał jej puścić.
- Przepraszam- zacząłem.- Nie chcę cię zranić... ale nie sądzisz, że to ty powinnaś za siebie decydować nie on? Nie załatwię tego z nim, bo to jest twoja decyzja nie jego. Nie boję, że mnie zabije, za to co teraz robię. Jeśli nie będziesz chciała mnie już widzieć, zrozumiem- mimo to nadal jej nie puszczałem...

<Vanilla? >

Od Vanilli - C.D Rick'a

W sumie w tańcu z Rick’iem nie było nic takiego niezwykłego, ale boje się, że za samo takie wyjście mogłabym nieźle dostać po głowie od Heaven’a. W sumie to nie chce czuć się jak jego własność, ale musze mieć na uwadze jego chorobliwą zazdrość. Kiedy tylko muzyka skończyła grac znowu usiedliśmy do stołu. Rick strasznie namawiał na to bym z nim wypiła, ale mogło to się skończyć idą mnie tragicznie. W końcu wstałam od stołu i skierowałam się do toalety. Ah te babskie sprawy, no przecież musiałam poprawić swój makijaż, który i tak jest raczej znikomy, ale dodaje uroku. Kiedy wyszłam, Rick’a już tam nie było. Gdzie on znowu wybył. Boże, żebym musiała pilnować jeszcze jego. Podniosłam szklankę z wcześniej nalanym sokiem, ale gdy tylko przystawiłam ja sobie do ust od razu poczułam coś niepokojącego. Zabije tego szmaciarza. Dolał mi czegoś. No właściwie nie czegoś, tylko alkoholu. I to jeszcze w takim stężeniu, że byłam w stanie to od razu poczuć. Mało nie wyszłam z siebie i nie stanęłam obok. Od razu wyszłam stamtąd i kogo zobaczyłam opartego o ścianę. Nikogo innego jak Rick’a. Zabije go..
-Jeśli sądziłeś, ze tak łatwo uda ci się mnie napić, to byłeś w błędzie… - mimo, iż nigdy nie pokazywałam tak swojej złości jak i całej reszty uczuć to teraz wyraźnie było widać moją złość. Za kogo on się uważa. Chłopak z dziwnym uśmieszkiem i tym błyskiem w oku spojrzał na mnie. Jakoś nie wyglądało na to że ma zamiar się tłumaczyć.
-Chyba nie trzeba być Sigmą, żeby wyczuć taką ilość alkoholu, co ? – zachichotał głupkowato podchodząc do mnie.  Nie wiem czemu, ale akurat jego wysokość, była dla mnie dość przytłaczająca. Nawet jeśli lubiłam wysokich mężczyzn.
-Kpisz sobie ze mnie ? To, że jestem Sigmą, nie ma tutaj nic do rze… - nim skończyłam mówić, Rick złapał mnie za nadgarstki 9 co dziwniejsze jedną ręką) i przyszpilił mnie do ściany.
-Nie uważasz, ze czasami za dużo gadasz ? – nachylił się i widząc to, że już zamierzam powiedzieć mu coś nie za bardzo miłego: złączył swoje wargi z moimi. Teraz to z tego zdziwienia nawet nogi się pode mną ugięły. Normalnie by mnie to nie zdziwiło, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że już jestem coś zobowiązana jednemu chłopakowi, więc nie powinnam zachowywać się chamsko.  Nie miałam niestety na tyle siły by wyrwać się z uścisku Rick’a a przyrzekłam sobie kiedyś, że nie będę używała Arcany na osobach, na których w pewnym sensie mi zależy, nawet do obrony własnej. Szarpałam się tylko przez chwilę, a gdy tylko druga ręka chłopaka bardziej przytknęła mnie do ściany przestałam. Nie zamierzałam w żaden sposób odwzajemnić tego pocałunku, ale ciężko było tego dokonać kiedy jego język złączył się z moim. Jedynym ratunkiem w tym przypadku było odwrócenie głowy w inną stronę. Gdy tylko na to wpadłam od razu to zrobiłam i jednocześnie zasłoniłam tym swoja bladą twarz i delikatnie czerwone rumieńce. Dlaczego ja się do cholery rumienię…- Jeszcze na mnie nie krzyczysz ? – zachichotał mi prosto do ucha. Za blisko. Jest zdecydowanie za blisko.
-Zobaczymy co na ten temat powie ci Heaven jak się dowie… - warknęłam lekko zdesperowana. Nie wiedziałam co mam teraz ze sobą zrobić.
-Heaven ? A co on może ? Tak jak szybko się w tobie zakochał, tak bardzo szybko się odkocha jak się dowie, ze cie pocałowałem, a ty mnie nie odepchnęłaś. – poluzował uścisk na moich nadgarstkach, żeby przy obezwładnianiu mnie nie zrobić mi przy tym żadnej krzywdy.  Te słowa tak szybko do mnie dotarły, że nie byłam już w stanie nic innego powiedzieć. Po prostu już wyobraziłam sobie całą złość Heaven’a. Nawet jeśli będę próbowała się jakkolwiek wytłumaczyć, on i tak mi w to nie uwierzy.
-Chcesz mnie odbić Heaven’owi ? –zapytałam cicho nie za bardzo mając już ochotę na jakąkolwiek rozmowę. W odpowiedzi usłyszałam tylko takie ciche „Może”. – Jeśli tak, to dlaczego nie załatwisz tego z nim, a celowo chcesz mnie zranić ? – tym razem nie bałam się już spojrzeć mu w twarz i ze łzami w oczach podniosłam główkę.


( Rick ? :’) )

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Tia… jak zwykle Cinia odleciała bardzo szybko, ale… co tym razem przyszło jej do głowy, żeby wparować mi do łóżka całkiem nago ? Normalnie choćbym ją rozbierał i tak by było ciężko (chociaż ostatnio widzę, że już nie tak ciężko) a ona tak teraz z własnej woli ? Spała jak zabita, a jej spokojny, miarowy oddech uspokajał mnie jeszcze bardziej. Sprawiał, że już praktycznie nic nie było w stanie mnie zdenerwować. Obróciłem się na plecy i spojrzałem pustym wzrokiem w sufit. Dlaczego nie mogłem uwierzyć w jej słowa ? W to, ze mnie nie zostawi ? Może dlatego że kilka osób już tak mówiło ? Miałem tą świadomość, że już kiedyś słyszałem te słowa, ale nie mogłem sobie przypomnieć kto tak powiedział. Rene mimo faktu, że raczej wskoczył by za mną w ogień to raczej nigdy nie zwierzył by mi się do tego faktu. To debil on wszystko odbiera jako żart. Pod tym względem się różniliśmy. Z niewiadomo jakich przyczyn z moich oczu znów popłynęły łzy. Nie miałem w zwyczaju płakać wiec to uczucie było mi kompletnie obce. Tak samo jak do niedawna miłość. Można to było to porównać do rozdzierania wnętrza ciebie na malutkie kawałeczki. Strasznie dołujące uczucie.
-No i czemu ryczysz idioto… - prychnąłem sam do siebie zaciskając zęby i zakrywając sobie ręką oczy. Próbowałem jakoś powstrzymać słoną ciecz, ale nie specjalnie mi to wychodziło na ten moment. O wiele lżej płakało mi się kiedy wiedziałem, że nikt nie patrzy. Nawet jeśli tylko Cinia to widziała to i tak czułem się dziwnie.
- Nie płacz już… - poczułem jak coś opiera się na mojej klatce piersiowej. Nie coś, a raczej małe rączki Cinii. Światło księżyca wpadające przez okno ładnie oświetlało jej twarz, dzięki czemu doskonale wszystko widziałem, tak samo jak i ona. Położyła się na mnie i zerknęła w moje zapłakane oczy z taką… troską ? – Wiem, ze to co powiedziałam było głupie. Nie chciałam żebyś odebrał to w taki sposób, że cie zostawię dla innego czy coś w ten deseń….
Nie mogłem jej nic odpowiedzieć, ponieważ nie byłem w stanie. Na dodatek rozpraszało mnie jej nagie ciało. Ja tez nie miałem koszulki więc jak na mnie leżała to czułem jej dotyk i co nie co, aż za dobrze.  Odwróciłem główkę w inną stronę, bo za chwile na moich policzkach pojawiły się delikatnie różowe rumieńce.
-He ? Co się stało ? – spojrzała na mnie lekko zdziwiona. Ja tylko zerknąłem kontem oka, ale zamiast spojrzeć jej w oczy zerknąłem nieco niżej. Od razu się zorientowała o co chodzi. Zerwała się ze mnie calutka czerwona i chyba postanowiła ubrać na siebie moją koszulkę. Usiadła sobie na łóżku i głośno ziewnęła. No tak, a teraz jeszcze nie będzie spała przeze mnie. – Riuki… dlaczego mi nie wierzysz ? – szepnęła cicho. Wzruszyłem tylko ramionami jakby mi mowę odebrało. W końcu dziewczyna ujęła moją twarz w dłonie i delikatnie wytarła łzy spływające po moim policzku.
-Nie ważne. Idź spać. Nic mi nie będzie.  – nie zważając na to, ze praktycznie ona na mnie siedzi: położyłem się z powrotem.


( Cinia ? Nie krzycz, nie imałam weny :’) )

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Zachichotałam cicho, bo raczej nie miałam w zwyczaju pokazywać wszystkim swojego rozbawienia. Co za głupek.
-Jesteś jak mała dziewczynka, która pierwszy raz ma się rozebrać przed swoim chłopakiem… - oparłam się o blat i zerknęłam na niego. Nie odpowiedział i tylko znowu prychnął głośno. Kocham te jego fochy…. Chyba, że to coś poważnego, ale dzisiaj się chyba na takie nie zapowiada. W końcu zlazłam  krzesełka, podeszłam od przodu do chłopaka i przylgnęłam do jego torsu. Był chyba lekko zdziwiony bo kompletnie się tego nie spodziewał. - … Ale mimo wszystko jesteś tak strasznie słodki, że prawie się rozpływam… - uśmiechnęłam się tym razem zupełnie bez najmniejszego podtekstu. Chyba przestał się w końcu foszyć bo tak jakoś czule na mnie spojrzał, mimo dużych rumieńców.- Zniż się… trochę… - pociągnęłam go za koszulkę i starałam się jak najwyżej dosięgnąć stając na palcach. Mało to dało. Przez chwilę bardzo go bawił fakt, że nie mogę dosięgnąć i celowo stał wyprostowany. – No mendo… - prychnęłam pod nosem – Zaraz co innego ci stanie jeśli nie przestaniesz mi robić na złość, a wtedy to już się będziesz musiał schować, bo nawet ciasne spodnie tego nie ukryją.- zerknęłam mu w zdziwione od mojego podsumowania oczy, ale z drugiej strony widziałam w nich pewien rodzaj kpiny. Że ja niby nie dam rady ? Albo może i tak tego nie zrobi, by sprawdzić, czy jestem do tego zdolna. No dobra no to się przekona. Oparłam obie rączki teraz na jego brzuchu, ale cały czas intensywnie wpatrywałam się w wyraz jego oczu. Czułam jak delikatnie naparł plecami na blat. Hhuhuhu… nie miał się gdzie już cofać. Tak łatwo mi nie ucieknie. Ostatecznie pod wpływem mojego wzroku i tak się zniżył. Chyba chciał uniknąć pewnej rzeczy, chociaż i tak już na to za późno. Schylił się tylko po to by złączyć nasze usta. Na początku był to bardzo nieśmiały pocałunek. Do czasu kiedy rozsunęłam delikatnie pasek i wsunęłam łapkę w jego bokserki. Najpierw wstrzymał oddech chwilowo zaprzestając mnie całować, lecz już po chwili wpił się w moje usta jeszcze zachłanniej. Tego się nie spodziewałam. I tak ja tutaj będę góra. Jeszcze się taki facet nie narodził, który mógłby nade mną zapanować. Tak więc po kilku minutach wyciągnęłam łapk1)ę i z powrotem oparłam ją na brzuszku Heaven’a.
-Nieźle się trzymasz, ale czy na długo ? – zerknęłam na niego wzrokiem, który wyrażał teraz więcej niż słowa. Podniosłam kolanko i bardzo umiejętnie trąciłam nim krocze chłopaka. Czułam jak spina swoje wszystkie mieście tylko dlatego, żeby nie wydać z siebie żadnego niekontrolowanego dźwięku. – Chciałabym usłyszeć jak tak słodko jęczysz…. Ile razy dzisiaj dojdziesz ? – szepnęłam mu na uszko. Ah ten niespokojny, napalony oddech. Pewnie gdyby nie to, ze tutaj jest tyle ludzi mogłabym skończyć na jakimś stole, ale jego nieśmiałość dawała mi w tym momencie ogromną przewagę. Bardzo szybko odskoczyłam od chłopaka i posłałam mu rozbawiony, bezczelny uśmieszek. Zarzuciłam kremowymi włosami oraz sukienką i skierowałam się w jakiś ciemny korytarz. Oczywiście on doskonale wiedział jaki jest ukryty sens naszej wycieczki więc czym prędzej ruszył za mną. Szłam tak powoli, że chyba wolniej się nie dało. Skakałam przy tym od ściany do ściany i śmiałam się z siwka. W pewnym momencie już nie wytrzymał, złapał mnie i przywarł przodem do ściany. Było tam strasznie ciemno, ale przynajmniej nie było żadnych ludzi. On mnie doskonale widział prawda ? Ja już niestety nie tak dobrze. Jedną rękę oparł nad moją głową i pochylił się lekko. Wygięłam plecki w delikatny łuk opierając się przy tym łapkami o ścianę. Niestety w takiej pozycji trzymał mnie Heaven i nie za bardzo mogłam to zmienić.
-Dobrze się bawisz co ? Ja już wychodzę z siebie, a ty dobrze o tym wiesz… Wiesz jak bardzo…
-Cie podniecam ? - dokończyłam za niego bo wtedy też jago druga łapka spoczęła na moim brzuchu. Złapałam za nią kierując ją do swojej twarzyczki. Przysunęłam ją jeszcze bliżej i za momencik przejechałam lepkim, ciepłym językiem po wskazującym palcu Heave’a.- Jak długo jeszcze wytrzymasz, kochanie ? – zmysłowo wyszeptałam po czym wzięłam końcówkę jego palca do ust i delikatnie zassałam.


( Heaven ?)

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Przyznaje, że procenty robiły ze mnie bardzo śmiałego gościa, no ale... bez przesady. Z natury nie byłem zboczeńcem i sądziłem, że nikomu to nie przeszkadza. No ale przy Vanilli to moje życie oraz zachowanie wywracają się do góry nogami: ona chce, żebym robił to co ja myślałem, że ona nigdy by nie chciała żebym zrobił…
Nie wyobrażałem sobie siebie w stroju seksiastego gliniarza z domu publicznego, a co dopiero tanczącego na parkiecie... Wbrew pozorom umiałem tańczyć, ojciec mnie tego nauczył, kiedy byłem jeszcze dzieckiem.  Zawsze chciał, żebym chociaż w jednej rzeczy był dobry zamiast w ciągłym spuszczaniu komuś porządnego manta. Tak właściwie to walka była nieodłącznym elementem mojego życia, dlatego bycie delikatnym przysparzało mi naprawde wielu problemów i wiecznie czyniło nieśmiałym bądź zakłopotanym.
- Cały czas się staram. – powiedziałem pewnie, przybierając pozycję zwiastującą gotowość do tańca.
- No to musisz jeszcze bardziej. – odparła, wystawiając mi język i kreśląc palcem linię na moim policzku.
Jakby na zawołanie, na zakończenie naszej krótkiej konwersacji piosenka skończyła się, a następnie rozbrzmiała kolejna, o wiele wolniejsza i przyjemniejsza dla ucha. Poprowadziłem dziewczynę nieco na prawą stronę klubu, a potem zamknąłem oczy, starając się wyczuć rytm melodii i móc znaleźć do niej odpowiednie kroki. Nikt nie wiedział o mojej małej tajemnicy, dlatego tym bardziej byłem szczęśliwy z tego, że wreszcie być może uda mi się zaimponować Vanilli. Z pewnością była przekonana, że zaraz nadepnę jej na stopę, a ona przez tydzień nie będzie mogła chodzić... tak jednak się nie stało. Umiejętnie prowadziłem ją przez piękne takty muzyki, synchronizując z nią moje własne kroki oraz ruchy. Na początku nic nie mówiła, zdawała się podejrzewać, iż moje niesamowite wyczucie co do tańca to jedynie kwestia przypadku.
- Heaven...? – zapytała, zadzierając nieco główkę do góry – Gdzie się tego nauczyłeś?
- Powiem ci wkrótce. – odparłem krótko, nie przerywając ani na sekunde.
Posłałem Atshushi łagodny uśmiech, a potem przyciągnąłem bardziej do siebie. W tamtej chwili na momencik zapomniałem, że otaczają nas ludzie. Nie potrafiłem się powstrzymać jej urokowi i tego jak zdziwiona była tym co właśnie się wydarzyło. Słyszałem tylko jej cichy oddech, prawie niedosłyszalny wśród głośnej muzyki, ale zdołałem wyraźnie usłyszeć jej głębokie westchnienie. Pogładziłem ją delikatnie po włosach, a ona położyła dłoń na moim torsie, powolutku się ode mnie odsuwając. Dostrzegłem zmieszanie jakie teraz wyrażało wzruszone oblicze Sigmy, odwróciła wzrok w innym kierunku, jakby szukając odpowiednich wyrazów na ułożenie treściwego zdania. Pierwszy raz zaniemówiła na tak długo... Nie dziwiłem się: ja sam na jej miejscu nie spodziewałbym się po sobie czegoś takiego. Gdy muzyka przestała grać, wszyscy zaczeli bić nam brawo: zastanawiałem się jak ci ludzie widzą wszystko będąc w takich ciemnościach (ja się nie liczę). Ich głośne pogwizdywania zupełnie do mnie nie docierały, chciałem po prostu wyjść stąd jak najszybciej. Ale nie mogłem przecież zostawić Vanilli, nawet gdybym chciał opuścić teren klubu ona nie pozwoliłaby mi na to ze względu na niepoczytalność Arcany jaką nosiłem wewnątrz. Westchnąłem tylko na własne myśli nie prowadzące do niczego konretnego co zwróciło uwagę dziewczyny.
- W każdym razie... Przemyślałem sprawę z moją propozycją?
- Nawet nie zaczynaj. W życiu tego nie założę bez względu na wszystko.
- A ja myślę, że wyglądałbyś naprawde pociągająco.
- Nie jestem policjantem. Wciskanie się w ciuszki ze spluwami przy pasie pozostawię innym ludziom.
Dziewczyna już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie rozmyśliła się. „Jeszcze cię w to ubiorę, przekonasz się” – to właśnie wyrażał chytry uśmieszek zdobiący dziecięcą, pozornie niewinną twarzyczkę Vanilli. Byłem uparty i zawsze stawiałem na swoim: no chyba, że owa blond istotka była na skraju wytrzymałości psychicznej i planowała zrobić mi krzywdę – wtedy przystawałem na jej propozycję. Tym razem wyraziła się jasno „Nie musisz się zmuszać, Hejfen” tak więc odetchnąłem z wyraźną ulgą. NA RAZIE nie muszę...
[...]
Nie wiem dokładnie jak wiele czasu już tam spędziliśmy, ale po tylu nieprzespanych nocach odczuwałem potężne zmęczenie. Nie fizyczne, lecz psychiczne – wtedy zazwyczaj plątałem się we własnych wypowiedziach i nie za bardzo wiedziałem co robię czy też mówię. Poza raz tysięczny okrążyłem wzrokiem wielką salę stwierdzając, iż nic się w niej nie zmieniło.
- Vanilla, nudze się... – jęknąłem jak małe dziecko, znudzone zakupami ze swoją mamą – Czy naukowcy naprawde nie mają lepszych zadań dla Sigm niż pilnowanie porządku w jakimś przypadkowym klubie?!
- Wytrzymaj jeszcze trochę. Skoro się nudzisz to idź zatańcz albo siedź tutaj i nie narzekaj. Nie zabrałam cię tutaj dla rozrywki, sam się upierałeś żeby pójść razem ze mną.
Ostatecznie zamknąłem się, krzyżując ręce w obrażonym geście. Pfff... potrzebowałem jakiejkolwiek rozrywki, a bezczynne siedzenie doprowadzało mnie do szaleństwa. Z tego co zauważyłem na zewnątrz już od dawna panował mrok, ale nawet będąc daleko od otwartych na oścież drzwi wejściowych zdołałem ujrzeć mieniące się jasnym blaskiem, gęsto stłoczone na niebie gwiazdy. Wtedy nie wytrzymałem: podniosłem się w krzesła obrotowego, ulokowanego zaraz przy barze i stanąłem naprzeciwko ukochanej. Ta spojrzała na mnie z rozbawieniem: moja skala zniecierpliwienia była o wiele poziomów niższa od jej własnej. Nudziłem się i to sprawiało, że stawałem się drażliwy.
- Mówiłam ci, że mogę wyruszyć poza ośrodek sama.
- Nie opuściłbym cię nawet, gdyby był zmuszony zapuścić tutaj korzenie. W akcie desperacji jestem skłonny chociażby włożyć na siebie te głupie łachmany, w których tak bardzo chciałaś mnie zobaczyć. Może to przynajmniej na trochę pozwoli mi się czymś zająć...
- Nie musisz tego ubierać jeżeli nie chcesz. Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz, Heaven? – westchnęła, zamykając oczy, ale zaraz po tym dodała – I bez tego jesteś wystarczająco pociągający, a kiedy się rozbierzesz to już w ogóle – zachichotała, zakrywając usta dłonią.
Momentalnie moją twarz pokryła intensywna czerwień. Nie mogłem uwierzyć, że powiedziała to przy ludziach. W miejscu publicznym. Dodatkowo ten „komplement” wystarczająco mnie zawstydził, nie wiedziałem czy się cieszyć czy może ukryć się gdzies w kącie mając nadzieję, że nie zauważyła mojego zmieszania (i po co ja się oszukuję, ta dziewczyna ma wzrok sokoła). Już po chwili usłyszałem jej cichy, tłumiony śmiech.
- Nie nabijaj się ze mnie... – burknąłem, próbując udawać obrażonego, ale przecież nie mogłem być zły o coś takiego, tym bardziej że powiedziała coś co jak najbardziej mi schlebiało.
Ehhh... i spróbuj tutaj zrozumieć kobiety...

<Vanilla?>

Od Rene - C.D Azusy

- Powiem ci, że leżysz w bardzo dogodnej dla mnie pozycji - mruknąłem z uśmiechem. Usłyszałem ponowne prychnięcie. Nie odwrócił się do mnie ani na chwilę, tylko wgapiał się w tą pustą przestrzeń przed sobą. Podniósł nogi do góry, a rękami podparł brodę. Potem przekręcił się na plecy i zaczął patrzeć w sufit. Widocznie bardzo mu się nudziło. Zbliżyłem dłoń do ust mając w zamiarze ukrycie mojego uśmiechu.
- Widzę, że straaasznie ci się nudzi - powiedziałem będąc już całkiem blisko jego twarzy - Proponuję wyjście na spacer..Mamy naprawdę piękną noc - dodałem wpatrując się w widok za oknem z błogim uśmiechem. Poczułem jego wzrok na sobie, krzyczał do mnie "Ty sobie żartujesz?". Pokręciłem wtedy głową z powagą godną prezydenta. Złapałem go delikatnie za rękę, a wtedy moje oczy zabłysły w świetle księżyca dodając tej chwili na romantyczności.
- Chodźmy - uśmiechnąłem się zniewalająco i pociągnąłem go delikatnie za rękę tym samym zachęcając go do wyjścia. Po wielu próbach wstał z łóżka, cały czas trzymając go za rękę. Wyrwał się, a gdy popatrzyłem na niego przez ramię wskazał na buty. Pozwoliłem mu, żeby je założył, bo bo tak bez butów? No jak on to sobie wyobrażał? Gdy był już ubrany wyszliśmy z jego apartamentu. Zamknął za sobą drzwi, przeszliśmy przez korytarze uważając na każdy nasz ruch. Czułem już powiew wiatru na mojej twarzy. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do wyjścia. Zamknąłem oczy, uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem głęboki oddech.
- Noc jest naprawdę piękna - szepnąłem otwierając oczy, wzrok skierowałem od razu na księżyc. Z transu obudził mnie Azusa, gdy dotknął mojego ramienia.
- Po co chciałeś wyjść? - zapytał zwykłym - choć mogłoby się wydawać, że jest trochę zniecierpliwiony - tonem stając bardziej obok mnie. Westchnąłem tylko, żeby potem ruszyć się z miejsca. Zostawiłem go trochę w tyle. Dzieciaczek musiał napatrzeć się oczywiście na księżyc i zachwycać się jego pięknym światłem. Tak właściwie noc nie wyglądała jak noc, było naprawdę jasno. Odwróciłem się z uśmieszkiem przyglądając się Azusie.
- Zamierzasz tam teraz tak stać, Mint Boy? - zapytałem czerpiąc z tego jak największą satysfakcję - Chodźmy dalej. - zaśmiałem się. Zachęciłem go ruchem dłoni, przez cały czas uśmiechałem się w sposób bardzo delikatny, ale szarmancki. Stał przez chwilę w miejscu zupełnie tak jakby się zastanawiał czy dalej podążać za mną, czy iść do spokojnego mieszkanka. I chyba wybrał tę drugą opcję, bo odwrócił się na pięcie i ruszył jak błyskawica w kierunku budynku, z którego przed chwilą udało mi się go wyciągnąć. Przecież było tak pięknie! No kurde! Pobiegłem za nim wyciągając rękę w kierunku jego ramienia. Złapałem za nie, a potem pociągnąłem do siebie. Całe szczęście,że wszyscy spali - a przynajmniej tak mi się wydawało - i nie widzieli co dzieje się na zewnątrz. Objąłem go ramionami i zbliżyłem twarz do jego policzka z delikatnym uśmiechem.
- Nigdzie nie uciekniesz Azusa - mruknąłem mu rozbawionym tonem. Zaczął ruszać ramionami chcąc się wyrwać jak najszybciej z moich objęć. Odwrócił się do mnie, gdy już to zrobił zauważyłem jak jego ręka zbliża się bardzo szybko w kierunku mojego policzka. Złapałem ją w ostatnim momencie za nadgarstek.
- Musisz cały czas się uśmiechać? - zapytał już spokojniej widząc moje opanowanie - Jesteś jakiś nienormalny, Rene?
- Być może jestem, lecz żaden lekarz, który mnie badał tego nie stwierdził - odpowiedziałem szybko. Przewrócił oczami oraz założył ręce na piersi odwracając głowę w inną stronę. No po prostu jak obrażona baba! (Foszasta xDD)
- Zachowaj powagę chociaż przez chwilę. - mruknął nadal nie patrząc w moim kierunku. Przekręciłem głowę na lewo, jak pies nierozumiejący komendy właściciela.
- Właśnie teraz jestem poważny Azusa. Może jestem trochę nienormaln-
- NIE TROCHĘ - wciął mi się w pół zdania. Uśmiechnąłem się szeroko na jego uwagę. No dobra nie byłem "trochę" nienormalny.
- No dobra, dobra - pomachałem przed nim ręką z uśmieszkiem - Nie jestem trochę nienormalny tylko bardzo, pasuje? Uwielbiam się uśmiechać, myślę zawsze pozytywnie i nie lubię łapać dołków więc zazwyczaj staram się wszystko wyjaśniać. A także..Uśmiech jest zaraźliwy więc jestem potencjalnym nosicielem - zachichotałem. Doprawdy patrzył na mnie z szokiem, a ja się chichrałem. Uwielbiam swój humor..Zawsze i wszędzie, hah.
- To teraz pójdziemy na ten spacer? Zaraz skończy nam się noc - wskazałem palcem na pusty chodnik za mną.
(Azusa?)
Layout by Hope