Ja sama nie wiedziałam co można by jeszcze zrobić, żeby
Heaven przestał być takim nerwowym człowiekiem.
Dwa zupełne przeciwieństwa. Ja byłam spokojna (denerwuje się tylko w
jego towarzystwie), on zaś zupełnie inny wybuchał przy każdej nadarzającej się
okazji. Wiem… że jest to bardzo uczuciowy chłopak, ale wydaje mi się, że sam
sobie ze sobą nie radzi. Takie wrażenie zaczęłam odnosić po tym jak ostatnio
wybuchł. Miał dużo racji w tym co powiedział. Mogłam temu jakoś zapobiec, a
jednak… nie dałam rady. Może jest coś w tym, że kobiety reagują bardzo
emocjonalnie i impulsywnie? Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem… teraz mam o
wiele gorsze zmartwienie. Zostać z nim, czy jednak dać sobie spokój i
pozostawić to wszystko tak jak jest. Uczuć nie da się tak po prostu wyplenić ze
swojego serca, zwłaszcza kiedy po tych wszystkich pięknych chwilach została w
nim wywiercona tak ogromna dziura. Miałam świadomość, że nawet jeśli chciałabym
odejść to jednak ciągle będę go widywać na swojej drodze. Ciągle jakimś cudem
będę odwracała wzrok, żeby na niego spojrzeć. To wszystko bolało by jeszcze
bardziej niż w chwili obecnej.
-Heaven… - powiedziałam w końcu widząc jego posmutniałą
minkę i to jak wlepia po raz kolejny już swój wzrok w podłogę. – Wybaczam ci. –
powiedziałam to zupełnie tak samo jak księżniczka do swojego księcia. Co miałam
mu innego powiedzieć? Stwierdziłam, ze skoro i tak oboje mamy cierpieć nie
ważne jaką decyzje podejmę, to może tak… pocierpimy sobie razem? Chłopak jakby
na chwile wstrzymał powietrze. Takie to było straszne? Boże.. Heaven oddychaj
bo mi się misiaczku udusisz.
-N-Naprawdę!? – zapytał mając teraz takie piękne ogniki w
oczach. Czułam się jakbym przynajmniej uratowała mu życie. Takie to było
szczęście. –Naprawdę jesteś w stanie mi to wszystko wybaczyć, tak po prostu!?
–podszedł do mnie bardzo szybko i chwycił za rączkę. No jak z małym
dzieckiem. Uniosłam lekko kącik ust z
tego wszystkie, mimo wszystko nadal ciężko było mim na niego spojrzeć.
Odwróciłam główkę w zupełnie inną stronę i zachichotałam.
-Musisz mi dać mimo wszystko trochę czasu… twoja słowa
zawsze zostaną w mojej pamięci czy tego chcesz czy nie, dlatego nie naciskaj na
mnie jeżeli przez jakiś czas po prostu nie będę się do ciebie zbliżać.
Wcale nie protestował. Kiwnął posłusznie głową jak taki
piesek. To „wybaczenie” to chyba była jedna z rzeczy, których naprawdę pragnął.
Ja w sumie.. nie miałam tak wygórowanych wymagań. Miałam świadomość tego, że
jeszcze nie raz spotkam się z takimi przykrymi słowami, i jeszcze nie raz
dojdzie do całkowitej rozłąki. Tak już po prostu musiało być. Kolejny raz uśmiechnęłam
się prawie niezauważalnie. Złapałam bardzo delikatnie za materiał koszulki
Heaven’a i zacisnęłam łapki w piąstki. Następnie zrobiłam krok w przód, a na
koniec po prostu przyłożyłam główkę do jego ciepłego torsu. Jestem takim
„wiecznie nie wytulonym stworzeniem”, a nie powiem Heaven (w łóżku taki śmiały)
miał ogromne trudności, żeby mnie przytulić. Nie tyle co się bał czy wstydził.
Po prostu nie wiedział kiedy naprawdę tego potrzebuje.
-Jesteś… taki ciepły. – szepnęłam wyciszając się teraz
totalnie. Musiałam trochę odreagować, a tylko tak w danym momencie mogłam to
zrobić. – Dawno mnie tak nie przytulałeś jak przed chwilą. – nadal nie
odrywając główki od niego delikatnie
uniosłam ją by spojrzeć w jego wiśniowe oczka. Uniósł jedną brew jakby pytając
mnie co mam na myśli – Lubię jak mnie przytulasz. A ty… bardzo rzadko robisz to
z własnej woli. Mimo tego, że raczej mało osób chce mnie mieć za swojego wroga
i nic mi nie grozi to… jednak… czuje się… bezpiecznie? – wypowiedziałam po raz
kolejny bardzo cicho. Nie wiem dlaczego, ale na moich policzkach poczułam
delikatne ciepło towarzyszące pewnie temu zdaniu. Dlaczego? Przecież ja się
bardzo rzadko zawstydzam? Może to ze względu na to, że między nami była taka
napięta atmosfera?
-Poczerwieniałaś.. – parsknął śmiechem widząc to jak próbuję
ukryć twarz w jego objęciach. No co za debil. Następnym razem tez mu wytknę, że
się rumieni. – Hej… Vanilla… spójrz na mnie. – mruknął nieco ciszej chyba tylko
dlatego by mnie nie przestraszyć. Ujął moja twarz w dłonie najdelikatniej jak
było to możliwe i skierował mój wzrok na swoją twarz. – Dziękuję za to, że
jednak mi wybaczyłaś… - wyszczerzył się jakby wygrał z rakiem. Eh. I właśnie za
to kocham tego Łosia. Jest mega durny, ale potrafi wywołać na mojej twarzy
rumieńce, takie jakich nikt inny nie potrafi. Miałam wrażenie, że jednak nie do
końca zachowuje się tak jakby chciał.
Powstrzymywał się tylko dlatego, że siebie winił za to co się wydarzyło.
W sumie to normalne i ja nawet nie zamierzam mu tego wybić z głowy bo nigdy się
nie nauczy. Mimo wszystko ciężko patrzyło mi się na to jak brakuje mu tej mojej
bliskości. Jak stara się, a jednak kiedy ma już coś zrobić, to wszystko legnie
w gruzach i nic mu nie wychodzi. Biedny Heaven. Odsuwając się od niego po kilku
minutach stwierdziłam, że przecież nie mam u niego swojej piżamki. Tak więc
musiałam wykombinować coś innego, mianowicie zwinęłam Heavenowi jedną z
koszulek. Oczywiście nawet nie zapytałam. Zrobiłam to potajemnie kiedy to on
poleciał się kąpać. Brudasek jeden. Majteczek w dalszym ciągu nie miałam.
Stanika z resztą też bo po co…. Heaven nie posiada takich rzeczy w swoim
pokoju, na chyba, że ja o czymś nie wiem? Nie ważne. W każdym razie oparłam się
o parapet i wpatrywałam w gwieździste niebo dopóki ten matołek nie
wyszedł. Zaraz gdy to zrobił obróciłam
się w jego stronę żeby zauważył jak piękny strój mam na sobie.
-Fajna koszulka… ciekawe czyja.
-Twoja. Chciałbyś, żeby była jakiegoś innego mężczyzny….? – uśmiechnęłam
się sama do siebie, bo doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Chłopak
podchodząc bliżej oparł się rękoma bo obu moich stronach o parapet i nachylił
się lekko. Zniżył się do tego stopnia, że właściwie noskiem dotykał mojego
noska, jednak nasze usta nadal miały do siebie ten dystans. Kiedy już praktycznie
się zetknęły ten…. Natychmiast odsunął się ode mnie i odwrócił głowę. Byłam tym
dokładnie tak samo zaskoczona jak tym wcześniejszym jego naskokiem na mnie.
Dlaczego to zrobił? Wytłumaczenie w głowie miałam tylko jedno…
-Ja…. Nadal mam cie nie dotykać prawda? Rozumiem.
Przepraszam.... – westchnęłam spuszczając wzrok i jednocześnie usiadłam sobie
na parapecie.
-Nie… ja po prostu nie chce cie do niczego zmu…..
-Daj spokój. To ja chciałam, żebyś mnie pocałował, a nie ty
w dodatku.. to ty ode mnie…. Uciekłeś. –
zakryłam sobie usta wypowiadając ostatnie słowo. Było mi przykro, no ale czego
miałam się spodziewać. Tak będzie jeszcze przez jakiś czas. Nie mogę od niego
oczekiwać zanadto czułości.
-Vanilla… - znów zdołał wypowiedzieć tylko moje piękne imię,
bo ja zamierzałam wstać i pokazać mu taki piękny wymuszany uśmiech jak jeszcze
nigdy. Same udawanie przed nim – bolało.
-Nie przejmuj się już. I lepiej chodźmy spać bo będziesz
zmęczony… - wyminęłam go szybciutko i wskoczyłam do łóżka. On zrobił to samo w
ogóle nie odklejając wzroku od podłogi. Czy znowu powiedziałam coś nie
tak. Odwróciliśmy się do siebie plecami…
i choć łączyło nas łóżko to jakaś bariera między nami była. Nie wiem dlaczego.
Miałam wrażenie, że ciągle się od siebie oddalamy. W dodatku… kazałam mu spać,
a sama przez swoje myśli nie mogę się nawet uspokoić. Skuliłam się w kłębek
chowając twarz w poduszce z myślą, że może jednak to wszystko się jakoś
naprawi..
( Heaven ?)