Siedząc sobie tak obok i oglądając całe to zdarzenie
zaczynałem zdawać sobie sprawę, że przebywanie z nimi wszystkimi w jednym
otoczeniu nie będzie wcale takie przyjemne. Po prostu… oni się nie dogadają.
Nasz nowy „szef” lubił mieć wszystkich pod kontrolą, ale żeby tego dokonać
musiał przynajmniej dwóm z nas pokazać gdzie ich miejsce. Miałem tu w pewnym
sensie na myśli Riuki’ego i Heaven’a. Oni nie dadzą sobą dyrygować, ani też nie
będą pracować w grupie dopóki się ich do tego nie zmusi. Tak więc chyba nasz
drogi kapitan zamierzał im to wbić do głowy. Niestety skończyło się już
sielskie życie Arcany i w końcu zacznie się ciężka praca….
Leżałem tak całe 15 minut i obserwowałem jak to Hevciu i
Kicia okładali się po mordach. Jeden miał rozwaloną wargę, jeden skroń. No to
chyba już są kwita czyż nie? A gdzie tam…. Heaven musiał przecież powiedzieć
ostatnie zdanie. Dopiero Riuki jakimś cudownym sposobem go ogarnął i posadził z
powrotem na dupie. Cudotwórca! Jakby nie patrzeć to mimo jego ciężkiego charakteru
– nie pchał się do takich pojedynków.
-Kanoe…. Mianuje cie nasza oficjalną pielęgniarką od nagłych
przypadków. Z tym debilem będę się męczył długi czas dopóki nie dostanie kulki
w łep. Odchyliłem głowę do tyłu by spojrzeć na reakcje dziewczyny. Nie była zbyt ciekawa nie ukrywam. Wręcz była
oburzona, ale chyba nie zamierzała protestować – W każdym razie… - kontynuował jakby
wracając do naszego poprzedniego tematu – I tak musze jakoś wasze umiejętności
sprawdzić. Nie będę się z wami
pojedynkował bo to bez sensu, nasze rangi są zbyt różne, chociaż… jak jakiś się
bardzo uprze. Jak na razie to ten Dziki Pączek zmierzy się z tym o zielonych
włosach… - wskazał na mnie palce. Mało nie spadłem z tej kanapy! JA MU ZARAZ
DAM ZIELONY!
-To jest MIĘTOWY! –zerwałem się jak jakiś powalony pedał
widzący różowe rurki za szkłem wystawowym. – Po za tym…. Ja się nie zgadzam!
Nie będę walczył z Heaven’em, bo to jest bzytki blutal! – ostatnie dwa słowa
powiedziałem z językiem na wierzchu jak taki 5-latek nie do końca zdolny do
porozumiewania się. Wszyscy popatrzyli na mnie jak na kompletnego idiotę. Sory,
ale ja jeszcze jestem normalny i chce mieć wszystkie zęby w tej przystojnej
paszczy. Siwek to trochę za mocny zawodnik jak dla mnie. Tak przynajmniej
myślałem do tej pory. Nie żebym czuł jakiś respekt czy coś, ale po prostu nie
chciałem się pchać między młot, a kowadło.
[…]
Jakieś godzinę wykłócałem się z tą durna blondynką, ale to i
tak na nic! Nie ważne ile bym błagał na kolanach to i tak nic z tego. Czy ja
byłem niegrzeczny? Mamo… przecież ja przez niego zostanę pozbawiony wszelkiej
godności. W przeciągu jakichś 10 kolejnych minut zebraliśmy się i wybyliśmy na
arenę. Wielka. W sumie to oprócz bitw grupowych to jeszcze nigdy wcześniej
tutaj nie byłem. Mój przeciwnik też nie za bardzo wyglądał na zadowolonego z
tego faktu iż musi walczyć właśnie ze mną (ta nasza męska sympatia i tak
dalej).
-Heaven-chan…. Tylko nie w twarz. – skrzywiłem się upinając
swoje wręcz nienaturalnie kolorowe włosy do góry wielką spinką. – Jestem delikatny
jak kwiatuszek, więc tak masz się ze mną obchodzić. – oczywiście mówiłem to z
przesadną słodkością w głosie. Nie zamierzałem pierwszy atakować. Skoro jest
Beta no to niech się wykaże. Ja jedynie stałem i obserwowałem jak dookoła moich
dłoń pojawiają się małe złote pioruny. Jakby ktoś teraz dotknął moich łapek…
Uhh… nie polecam – Azusa Garay :P
( Heaven skarbie? Tylko nie po twarzy.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz