Rany, czy ja powinienem być homo? Może wtedy udałoby się uniknąć takich sytuacji. Znikąd Akira po kąpieli, znikąd Inoue odziana w jakieś szpitalne szaty... To był obłęd. Nie, to się nie działo, nic się nie wydarzyło, każdy jest szczęśliwy. A mimo to, Inoue po cichu szlochała odwrócona do nas tyłem. Wielu jednak cieszyłoby się, gdyby do ich apartamentu wkroczyły dwie urodziwe dziewoje. Z tym, że one się raczej nie lubiły, z mojego punktu widzenia. Czyli o trójkąciku mogę pomarzyć. Nie miałem żadnego pomysłu, by rozluźnić atmosferę. Miałem przed sobą dwa różne charaktery... Hmmm. Akira zapomniała nadmienić w swojej wypowiedzi, że to ona sama do mnie przyszła, ja się biedny do tego nie przyczyniłem. Narastająca cisza została przerwana przez wyjący czajnik, który w chwili obecnej normalnie ratował mój zad. Przypomniałem sobie o groźbie Akiry; gdy tylko ją zepchnę, zginę śmiercią tragiczną. Raz kozie śmierć.
- Herbaty? - posłałem dziewczynom krzywy uśmiech i zwinnie udało mi się zejść z kanapy, lekko przesuwając przy tym Akirę. No teraz już po mnie.
- Zginiesz... - szepnęła Akira. Widziałem w jej oczętach wredny przebłysk, odpowiedziałem zaś delikatnym uśmiechem.
Jak poparzony wbiegłem do kuchni i zaraz wróciłem z tacką, na której stały trzy różnokolorowe kubki. Mam nadzieję, że następnego, NIEZAPOWIEDZIANEGO gościa mieć nie będę. Odetchnąłem z ulgą i położyłem gorącą porcelanę na stoliku, po czym zasiadłem wygodnie na fotelu. Inoue już zdążyła usiąść, choć wiedziałem, że wszyscy czuliśmy się niezręcznie. Nie byłem na tyle niemiły, więc nie wygoniłem nikogo z mojego jakże gościnnego pokoju.
- To co WAS do mnie sprowadza? - spojrzałem to na jedną dziewczynę, to na drugą. - Mam się jeszcze kogoś spodziewać?
- Ja chciałam się tylko dowiedzieć o wynikach BG... - wyszeptała Inoue, zatracając się w mieszaniu ciepłej cieczy malutką łyżeczką. Wydawała się być tym zafascynowana.
- I nie mogłaś z tym zaczekać do momentu, w którym się ubierzesz... Masz szczęście, że nie pizgam krwią z nosa - zamknąłem oczy w celu odpoczynku. - Team pierwszy wygrał - wziąłem łyk herbaty, którą wyplułem, bo była niesłodzona. Normalnie master szefa powinienem wygrać. Pierwszy raz czekałem na ten moment, kiedy wyjdę z własnego apartamentu. Czułem napiętą atmosferę.
- A ja chciałam cię odwiedzić... - Akira spojrzała na mnie swym hipnotyzującym spojrzeniem.
- Dobra, no to ja niedługo będę kłaść się spać, także... - zacząłem nerwowo podkopywać moje piękne gazety głębiej pod fotel. Chyba nic nie zauważyły.
- Grimmjow... - wtrąciła się Inoue. - Jest dopiero dziewiętnasta.
- Słuszna uwaga. No to może... - zamyśliłem się. - Wybieracie się na ten jakiś bal? - założyłem nogę na nogę. Jestem mistrzem spontanu... Trochę denerwowałem się przy rozmowie z nimi, bo widziałem jak wymieniały się prowokującymi spojrzeniami. Chwila ciszy, i Akira wstała z kanapy. Na jej twarzy można było dostrzec poirytowanie. Szybko dążyła do wyjścia, a ja w jednym momencie pobiegłem za nią. Nie chciałbym teraz znać perspektywy Inoue, no ale cóż. Gdy fioletowo włosa chwyciła już klamki, złapałem ją nerwowo za nadgarstek. Ona spojrzała na mnie widocznie zdziwiona moim zachowaniem. Gdy tylko patrzyłem głęboko w jej oczy, zaciskałem rękę mocniej.
- Nie wychodź - powiedziałem. Moja twarz była poważna. - Słuchaj... - zaciągnąłem ją na zaplecze.
- Co chcesz? - chciała się wyrwać.
- Chcę, żebyś to ty poszła ze mną na bal. Zgodzisz się? - podniosłem brew, posyłając jej miły uśmiech.
< Kobitki? >
wtorek, 23 czerwca 2015
Od Artis - C.D Ukyo
-N..nic się nie stało- powiedziałam cichutko, czując, iż rumieńce na mojej twarzy potęgują swą widoczność i delikatne zaróżowienie zaraz zmieni się w szkarłatną plamę.
Ukyo zaśmiał się.
-Jesteś pierwszym chłopakiem z którym jestem tak blisko..i przy którym czuję się dobrze...-powiedziałam cichutko
To wyznanie niestety tylko bardziej mnie zakłopotało i z pewnością w tym momencie wyglądałam na w pełni dojrzałego pomidorka.
-Nooo więc..? Co robimy z pokutą za szklaneczki?-zagadnął
Wizja chłopaka w biegającego w sukience po moim mieszkaniu wydawała się aż na zbyt kusząca. Oczyma wyobraźni widziałam miniaturkę diabełka po lewej stronie, szepczącego bym odważyła się na taki krok, z drugiej zaś- oczywiście prawej- strony biały aniołek ze stoickim spokojem tłumaczył mi, iż tak nie wolno, że co ja sobie wyobrażam.. Machnięciem ręki odgoniłam te myśli, niby natrętne muchy.
-No właśnie..w tej kwestii to czy będziesz biegał w sukience to zobaczymy. Jak będziesz dokładny to ci tego zaoszczędzę...Na początek jednak dostaniesz fartuszek z falbankami- Aniołek z mej myśli chyba właśnie został znokautowany, ale nikt nie mówił, że diabełek odpuści
Chłopak pokiwał głową, na jego twarzy nie malowało się zaniepokojenie. Zastanawiałam się gdzie jego męska duma, która nie pozwoliłaby na takie poniżenie..Widocznie sam uznawał to bardziej za zabawę..a może robił dobrą minę do złej gry? To w tym momencie było mało ważne .
-A co do czasu pracy...To tydzień, ale, że nie mam dziś dnia dobroci dla zwierząt, bo sam kac morderca nie ma serca to za każde przewinienie będę ci dokładała coś jeszcze..pomyśl o tym jak o gratisie.
Słowa same nawijały mi się na język i mówiłam to wszystko tak swobodnie mając nadal ręce na jego torsie i solidnego buraczka na mordce.
-No więc Ukyo..Od jutra zaczynamy?
(Ukyo?)
Ukyo zaśmiał się.
-Jesteś pierwszym chłopakiem z którym jestem tak blisko..i przy którym czuję się dobrze...-powiedziałam cichutko
To wyznanie niestety tylko bardziej mnie zakłopotało i z pewnością w tym momencie wyglądałam na w pełni dojrzałego pomidorka.
-Nooo więc..? Co robimy z pokutą za szklaneczki?-zagadnął
Wizja chłopaka w biegającego w sukience po moim mieszkaniu wydawała się aż na zbyt kusząca. Oczyma wyobraźni widziałam miniaturkę diabełka po lewej stronie, szepczącego bym odważyła się na taki krok, z drugiej zaś- oczywiście prawej- strony biały aniołek ze stoickim spokojem tłumaczył mi, iż tak nie wolno, że co ja sobie wyobrażam.. Machnięciem ręki odgoniłam te myśli, niby natrętne muchy.
-No właśnie..w tej kwestii to czy będziesz biegał w sukience to zobaczymy. Jak będziesz dokładny to ci tego zaoszczędzę...Na początek jednak dostaniesz fartuszek z falbankami- Aniołek z mej myśli chyba właśnie został znokautowany, ale nikt nie mówił, że diabełek odpuści
Chłopak pokiwał głową, na jego twarzy nie malowało się zaniepokojenie. Zastanawiałam się gdzie jego męska duma, która nie pozwoliłaby na takie poniżenie..Widocznie sam uznawał to bardziej za zabawę..a może robił dobrą minę do złej gry? To w tym momencie było mało ważne .
-A co do czasu pracy...To tydzień, ale, że nie mam dziś dnia dobroci dla zwierząt, bo sam kac morderca nie ma serca to za każde przewinienie będę ci dokładała coś jeszcze..pomyśl o tym jak o gratisie.
Słowa same nawijały mi się na język i mówiłam to wszystko tak swobodnie mając nadal ręce na jego torsie i solidnego buraczka na mordce.
-No więc Ukyo..Od jutra zaczynamy?
(Ukyo?)
Od Riuki'ego - C.D Cinii
Patrzyłem na jej coraz bardziej promienną twarz. Boże… ona
tak na serio ? Parsknąłem śmiechem i pstryknąłem ją w czółko po raz enty.
-Żartowałem. Nie nadaje się na takie okazje. Sory Cinia to
ty źle wybrałaś. – prychnąłem siadając i tym samym zrzucając ją na swoje
kolana.
-No co !? Chyba sobie jaja ze mnie robisz pijawko durna ! –
zbulwersowała się, ale tym razem nawet nie śmiała podnieść na mnie ręki. I bardzo dobrze. Może się przez to oduczy.
-Ani tańczyć nie umiem, ani alkoholu nie pije. Dla mnie to
będzie tylko i wyłącznie męczarnia, a tego chyba nie chcesz co ?
-Jak to alkoholu nie pijesz ?
-Mój organizm nie przyswaja jedzenia no nie ? I alkoholu też
nie. – wzruszyłem ramionami.
-Na serio ? Czy ja jeszcze czegoś o tobie nie wiem.
-Wszystkiego, rzec można. Bardzo dużo rzeczy ci umyka
głupku. – wzruszyłem ramionami i zerknąłem na nią z pod białej czuprynki. Kiedy
dłużej się jej przyglądałem ta znowu zarumieniła się i odwróciła główkę. Heh
słodkie. – Onieśmielam cie ? – zbliżyłem się nieco i skorzystałem z okazji że
odwróciła się w inną stronę. Dotknąłem ustami szyi Cinii i zrobiłem tam małą,
nieznośną malinkę.
-Riuki.. baranie… co robisz… - speszyła się jeszcze
bardziej, a ja roześmiałem się
-Teraz wszyscy będą wiedzieć, że należysz do mnie. –
uśmiechnąłem się i położyłem łapki nisko na jej plecach.
-Pff.. czy gdyby jakiś inny by ci mnie zabrał to… walczyłbyś
o mnie ?
-Nie. – odpowiedziałem szybko a ta zrobiła zrezygnowaną minę
– On zginąłby już na starcie… - zachichotałem znów się kładąc i spoglądając w
sufit. Dziewczyna nachyliła się lekko i za momencik ściągnęła mi tą stalową,
masywną opaskę. – Lubisz na nie patrzeć ? Co ty w ogóle we mnie widzisz ? Bo
tak szczerze to nie wiem co można lubić w „pijawce”, która wszystkich krzywdzi.
(Cinia ?)
Od Mary - C.D Natsume
- Tajemnica - uśmiechnęłam i odwróciłam się w stronę lisa, który znów przysiadł na ziemi tym samym powodując lekkie trzęsienie. Powoli kołysząc się z rękami za plecami zbliżałam się do Madary, ten cały czas bacznie mi się przyglądał gotowy mnie znów odrzucić ogonem, jeśli bym miała zamiar znów go urazić - Kici kici lisku - stałam tuż przed nim wpatrując się w jego oczęta i uniosłam rękę, a ten opuścił na wysokość mojej dłoni pysk tak, że mogłam go pogłaskać . Nie wiem czy sam z siebie pozwolił mi się dotknąć czy może Natsume nakazał mu nie odgryźć mi ręki, ale muszę przyznać ma mięciutkie futro, jednak nie może równać się z moim chowańcem. Na pysku lisa pojawił się grymas, a jednak z własnej woli nie dał się miziać. Podniósł się gwałtownie z ziemi i po chwili podniósł mnie za sukienkę i odbiegł trzymając materiał w pysku.
- Zostaw mnie ty wredny pchlarzu! - zaczęłam uderzać rękami w jego pysk, jednak ten zaczął kręcić głową, a ja czułam się jakbym była na jakiejś karuzeli
Przez chwilę jeszcze byłam niesiona, aż stworzenie raczyło mnie odłożyć na gałąź drzewa i prychając dumnie zamachnął się ogonem i przysiadł na ziemi wpatrując się we mnie szczerząc kły. Nie chciałam jeszcze umierać albo zaliczyć jakiegoś złamania karku czy czegoś innego, więc od razu przyległam do gałęzi obejmując ją rekami i nogami posyłając lisowi mordercze stworzenie. Jak nadarzy się okazja wyłupie mu te oczka i wstawię na ich miejsce szklane kulki. Zaczęłam różne wyzwiska kierować do jego osoby, a ten chyba uodpornił się i ignorował spoglądając na latające motylki [jest jesień, fuck logic] przed jego pyskiem. Nawet gdybym wezwała chowańców nie dali rady by mnie zdjąć, tylko ta wredota da radę.
- Madara. Weź, nie znasz się na żartach? - zaśmiałam się spoglądając w dół, co było błędem bo w tym samym momencie osunęła mi się stopa z gałęzi i jedną nogą wisiałam w powietrzu - Dobry lisek czy tam kotek. Może zaprzyjaźnimy się jeszcze raz? - mówiłam do ścinany normalnie, pchlarz odwrócił się do mnie tyłem - A wiesz co, goń się! Dam sobie sama radę - oj, nie byłabym tego taka pewna
Powoli zaczęłam kierować się pnia i ostrożnie stąpać po gałęziach w dół modląc się w duchu, abym nie spadła. Jeszcze tylko kilka gałęzi, jeszcze trochę...trzask łamanej gałęzi odbijał się echem od innych drzew, a ja zaczęłam spadać w dół lądując w krzakach. Gdy wstawałam z krzaków dostrzegłam wystającą dłoń w moim kierunku, za którą bez namysłu pociągnęłam tym samym sprawiając, że właściciel lisa wylądował na mnie. Dobita przez ciężar zaczęłam odliczać od dziesięciu do zera żeby ich obojga zaraz nie rozerwać. Natsume szybko podniósł się na równe nogi i pomógł mi wstać, tym razem bez zaliczenia krzaków [if you know what i mean( ͡° ͜ʖ ͡°)]. Złączyłam palce i przeciągnęłam się, a po chwili dało się usłyszeć strzyknięcie kości. Chłopak podszedł do lisa zaczynając prawić mu kazania.
- Oj przestań! Madara tylko chciał się pobawić hehe - zaczęłam się śmiać jeżdżąc dłutem po futrze lisa
~ ~ ~ ~
Przez jakiś czas nie widziałam Natsume ani krzywej mordeczki Madary, bo uczestniczyłam w Grupowych Bitwach. Nie specjalnie mnie to kręciło uczestnictwo w grupie i bez kaleczenia przeciwnika, ale zasady to zasady. Uradowana, że zyskałam połowę wolności z powrotem przechadzałam się po alejce, jak to miałam w zwyczaju robić rano. Nie musiałam długo szukać mojego przyjaciela, bo ten stał na mojej drodze odwrócony do mnie tyłem. A jednak nadal pilnuje porządku, taki strażnik teksasu hihi. Powoli zaczęłam kroczyć w jego stronę kołysząc się, trzymając ręce za plecami znajdowałam się bliżej chłopaka. Nie dostrzegłam nigdzie Madary, jak dla mnie to najlepsze co mogło się zdarzyć. Gdy Nastume miał się odwrócić wyprzedziłam go i zarzuciłam mu się na szyje przyciskając policzek do jego policzka.
- Gdzie zgubiłeś kotka? - spytałam podnosząc na niego wzrok, ale nie musząc długo czekać stwierdziłam że się teraz od niego niczego nie dowiem bo chyba go za bardzo zaskoczyłam - Strażnik teksasu powinien być bardziej czujny, nie pozwolić się zaskoczyć...hm? - zerknęłam na dół, bo COŚ zaczęło gryźć moje podkolanówki - Znalazła się zguba... - wymruczawszy to zamachnęłam się i po chwili kot pod postacią kulki poleciał do przodu i zarył pyszczkiem o ziemię
Zostawiłam chłopaka w spokoju, żeby mógł zacząć normalnie oddychać i podeszłam do kotka.
- Biedne stworzonko - kucnęłam przed nim i już miałam dotknąć go gdy ten zamachnął się na mnie łapą z wysuniętymi pazurami
- Nie wtrącaj się! - syknął kot stykając się łbem z łbem lwa
Wpatrywałam się rozbawiona w to zajście, gdy poczułam dłoń na ramieniu.
- Nigdy nie będzie między wami spokoju - westchnął zrezygnowanie Natsume przykucając przy mnie
- Przecież tak jest zabawniej - szturchnęłam go tym samym sprawiając, że stracił równowagę i wywalił się na trawę
<Natsume?>
- Zostaw mnie ty wredny pchlarzu! - zaczęłam uderzać rękami w jego pysk, jednak ten zaczął kręcić głową, a ja czułam się jakbym była na jakiejś karuzeli
Przez chwilę jeszcze byłam niesiona, aż stworzenie raczyło mnie odłożyć na gałąź drzewa i prychając dumnie zamachnął się ogonem i przysiadł na ziemi wpatrując się we mnie szczerząc kły. Nie chciałam jeszcze umierać albo zaliczyć jakiegoś złamania karku czy czegoś innego, więc od razu przyległam do gałęzi obejmując ją rekami i nogami posyłając lisowi mordercze stworzenie. Jak nadarzy się okazja wyłupie mu te oczka i wstawię na ich miejsce szklane kulki. Zaczęłam różne wyzwiska kierować do jego osoby, a ten chyba uodpornił się i ignorował spoglądając na latające motylki [jest jesień, fuck logic] przed jego pyskiem. Nawet gdybym wezwała chowańców nie dali rady by mnie zdjąć, tylko ta wredota da radę.
- Madara. Weź, nie znasz się na żartach? - zaśmiałam się spoglądając w dół, co było błędem bo w tym samym momencie osunęła mi się stopa z gałęzi i jedną nogą wisiałam w powietrzu - Dobry lisek czy tam kotek. Może zaprzyjaźnimy się jeszcze raz? - mówiłam do ścinany normalnie, pchlarz odwrócił się do mnie tyłem - A wiesz co, goń się! Dam sobie sama radę - oj, nie byłabym tego taka pewna
Powoli zaczęłam kierować się pnia i ostrożnie stąpać po gałęziach w dół modląc się w duchu, abym nie spadła. Jeszcze tylko kilka gałęzi, jeszcze trochę...trzask łamanej gałęzi odbijał się echem od innych drzew, a ja zaczęłam spadać w dół lądując w krzakach. Gdy wstawałam z krzaków dostrzegłam wystającą dłoń w moim kierunku, za którą bez namysłu pociągnęłam tym samym sprawiając, że właściciel lisa wylądował na mnie. Dobita przez ciężar zaczęłam odliczać od dziesięciu do zera żeby ich obojga zaraz nie rozerwać. Natsume szybko podniósł się na równe nogi i pomógł mi wstać, tym razem bez zaliczenia krzaków [if you know what i mean( ͡° ͜ʖ ͡°)]. Złączyłam palce i przeciągnęłam się, a po chwili dało się usłyszeć strzyknięcie kości. Chłopak podszedł do lisa zaczynając prawić mu kazania.
- Oj przestań! Madara tylko chciał się pobawić hehe - zaczęłam się śmiać jeżdżąc dłutem po futrze lisa
~ ~ ~ ~
Przez jakiś czas nie widziałam Natsume ani krzywej mordeczki Madary, bo uczestniczyłam w Grupowych Bitwach. Nie specjalnie mnie to kręciło uczestnictwo w grupie i bez kaleczenia przeciwnika, ale zasady to zasady. Uradowana, że zyskałam połowę wolności z powrotem przechadzałam się po alejce, jak to miałam w zwyczaju robić rano. Nie musiałam długo szukać mojego przyjaciela, bo ten stał na mojej drodze odwrócony do mnie tyłem. A jednak nadal pilnuje porządku, taki strażnik teksasu hihi. Powoli zaczęłam kroczyć w jego stronę kołysząc się, trzymając ręce za plecami znajdowałam się bliżej chłopaka. Nie dostrzegłam nigdzie Madary, jak dla mnie to najlepsze co mogło się zdarzyć. Gdy Nastume miał się odwrócić wyprzedziłam go i zarzuciłam mu się na szyje przyciskając policzek do jego policzka.
- Gdzie zgubiłeś kotka? - spytałam podnosząc na niego wzrok, ale nie musząc długo czekać stwierdziłam że się teraz od niego niczego nie dowiem bo chyba go za bardzo zaskoczyłam - Strażnik teksasu powinien być bardziej czujny, nie pozwolić się zaskoczyć...hm? - zerknęłam na dół, bo COŚ zaczęło gryźć moje podkolanówki - Znalazła się zguba... - wymruczawszy to zamachnęłam się i po chwili kot pod postacią kulki poleciał do przodu i zarył pyszczkiem o ziemię
Zostawiłam chłopaka w spokoju, żeby mógł zacząć normalnie oddychać i podeszłam do kotka.
- Biedne stworzonko - kucnęłam przed nim i już miałam dotknąć go gdy ten zamachnął się na mnie łapą z wysuniętymi pazurami
- Nie wtrącaj się! - syknął kot stykając się łbem z łbem lwa
Wpatrywałam się rozbawiona w to zajście, gdy poczułam dłoń na ramieniu.
- Nigdy nie będzie między wami spokoju - westchnął zrezygnowanie Natsume przykucając przy mnie
- Przecież tak jest zabawniej - szturchnęłam go tym samym sprawiając, że stracił równowagę i wywalił się na trawę
<Natsume?>
Od Inoue - C.D Akiry
Jak dziwnie. Tak cicho... i spokojnie. Inoue otworzyła oczy i natychmiast tego pożałowała. Jasne promyki słoneczne oślepiły ją do tego stopnia, że aż musiała się odwrócić. Tego też pożałowała. Połamane żebra dały o sobie znać... Dziewczynę zdziwił fakt, że kości zdążyły się już zrosnąć i ból w porównaniu z tym podczas Bitwy Grupowej był jak małe, nic nieznaczące skaleczenie. Mimo tego białowłosa skrzywiła się i jęknęła cichutko. Odrzuciła ciepłą kołdrę i z trudem usiadła na brzegu łóżka. Zakręciło jej się w głowie, ale postarała się to zignorować. Znajdowała się w niewielkiej sali szpitalnej. Obok widniało kilka innych posłań, wyglądających na świeżo co opuszczone. W pokoju nie było nikogo, no, nie licząc upierdliwej muchy. Inoue podeszła do małego lusterka. Widząc swoje odbicie, aż zaparło jej wdech w piersiach. Nie licząc podkrążonych oczu i smutnego wyrazu twarzy, nie nosiła żadnych śladów po odbytych pojedynkach. Dotknęła gardła, na którym przecież powinien być wielki siniec i opuchlizna... ale ich nie było. Przetarła zmęczone powieki i obmyła je zimną, orzeźwiającą wodą. Gdy przyjrzała się sobie bliżej, z nieukrywaną niechęcią stwierdziła, że ma na sobie jedynie cienką, szpitalną koszulę (znowu!). Oh, jak ona nienawidziła tych folio podobnych ubrań... Chłód dawał jej się we znaki, więc postanowiła opuścić tę zimnicę. Gdzie jak gdzie, ale w części szpitalnej chyba nikt nie dbał o ciepłe warunki... Falka nie mogła znaleźć żadnych butów, więc boso wyszła na korytarz. Jasne światło ledowych żarówek mocno ją irytowało i przyprawiało o ból głowy. Ciekawe co naukowcy zrobili, że w tak krótkim czasie odzyskała zdrowie... Wzdrygnęła się, myśląc o tych tajemniczych postaciach. Nigdy wcześniej nie była po tej stronie budynku, więc żeby zorientować się, gdzie w tej chwili przebywa, musiała skorzystać z niewielkiego planu budynku, zawieszonego na ścianie. Zastanawiała się, gdzie powinna pójść. Właściwie miała wielką ochotę wrócić do swojego apartamentu, co było dość dziwne, w końcu zazwyczaj unikała go jak ognia... Chciała również dowiedzieć się, który team wygrał 3 BG. Ciekawość zwyciężyła. Podreptała w stronę mieszkania Grimmjow'a (tak się składa, że było najbliżej). Cichutko zapukała i wślizgnęła się do środka. Niemalże zemdlała (ha, niemalże!), widząc Grimmjow'a miziającego się w najlepsze z Akirą. Poczuła, że narusza ich prywatność, więc zakryła swoimi drobnymi dłońmi oczy i odwróciła się do pary tyłem. Nie chciała przyznać, że tak naprawdę próbowała również powstrzymać łzy, cisnące się pod jej powieki.
- Przepraszam... Nie chciała przeszkadzać... - wyszeptała, czując, jak narasta w niej dziwne uczucie pustki i osamotnienia.
Inoue wcale nie słuchała dziewczyny. Targała nią nagła potrzeba zamknięcia się w czterech ścianach zimnego apartamentu i wypłakania się w poduszkę. To zawsze pomaga... Przynajmniej do czasu, nim świeżo zabliźniona rana znowu się otworzy... Białowłosa przełknę nerwowo ślinę. Głupia i naiwna. Czemu ryczysz? Sama to sobie zrobiłaś, sama się zraniłaś! Nie powinno jej tam być...
<Grimmjow? Akira?>
- Przepraszam... Nie chciała przeszkadzać... - wyszeptała, czując, jak narasta w niej dziwne uczucie pustki i osamotnienia.
Inoue wcale nie słuchała dziewczyny. Targała nią nagła potrzeba zamknięcia się w czterech ścianach zimnego apartamentu i wypłakania się w poduszkę. To zawsze pomaga... Przynajmniej do czasu, nim świeżo zabliźniona rana znowu się otworzy... Białowłosa przełknę nerwowo ślinę. Głupia i naiwna. Czemu ryczysz? Sama to sobie zrobiłaś, sama się zraniłaś! Nie powinno jej tam być...
<Grimmjow? Akira?>
Od Vanilli - C.D Heaven'a
Hmm to już kolejna propozycja, ale niby… teraz.. dlaczego
miałabym nie odmówić ? Skoro już mu się przyznałam do tego, że mi na nim zależy
to w sumie… czemu nie ? Jednak mój charakter nie pozwolił w tym momencie na
jednoznaczną odpowiedz. Wolałam jeszcze po obserwować jego rosnącą z każdym
krokiem złość.
-Hmmm… No nie wiem, nie wiem….- zachichotałam głupkowato
nadal trwając w objęciach silnego chłopaka.- A skąd wiesz, że nie idę z kimś
innym..
-No przecież powiedziałaś, że… - już zaczął, ale ja go
uciszyłam.
-To, ze cie kocham i teraz jesteś moim kochanym oczkiem w
głowie, nie znaczy że nie mogę pójść z kimś innym prawda.
-Vanilla !
-Nie podnoś na mnie głosu… - westchnęłam, a on jakby
natychmiast się opamiętał i jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej łagodny.
Niby sama mówiłam, żeby nie psuł tej pięknej chwili, a co ja teraz robię ?-
Jaja sobie robię głupku, oczywiście że z tobą pójdę.. – westchnęłam trochę
zrezygnowana i odsunęłam się od innego. Mimo wszystko gdy tylko chciałam odejść
dalej niż na 2 metry on złapał mnie za rękę i nie zamierzał puścić.
-Coś powiedziałem nie tak.. ? Znowu… - mruknął przygaszony i
podszedł do mnie.
-Nic nie powiedziałeś takiego. Chodzi o to co mógłbyś
powiedzieć. Zawsze powstrzymujesz się przed czymś co mógłbyś mi powiedzieć, ale
się boisz. A jeśli ty tego nie robisz, to … ja to robię i tak w kółko.
Zastanawiam się ile rzeczy chciałbyś mi wygarnąć, ale nie robisz tego ze
względu na to, że nie chcesz mnie stracić.
-Ale…. Czekaj ! To nie tak…Vani…
-Daj mi skończyć… - westchnęłam. Za momencik i tak od niego
odeszłam i położyłam się na kanapie. Heaven podszedł i usiadł na podłodze zaraz
obok mnie.-Czasami mam wrażenie że chciałbyś mnie nawyzywać, powiedzieć to co w
tobie siedzi… w tedy … jak cie uderzyłam, myślałam nawet że nie miałbyś nic
przeciwko żeby mi oddać..
-Oszalałaś ?! Nigdy bym ci nic nie zrobił… nigdy bym nie
chciał. A gdyby ktoś cie dotknął to … - mówił tak szybko że nie nadążał
powietrza nabrać w usta. Tak więc wstała i ujęłam jego twarz w dłonie.
-Jesteś takim dużym dzieckiem.
-Oh boże… nie denerwuj mnie z tym nawet..! –odsunął się
jakbym poparzyła go samym dotykiem. Znowu się zdenerwował. Co bym nie
powiedziała on cały czas jest na mnie zdenerwowany.
-Ja ciebie ciągle denerwuje… - westchnęłam lekko tym
zawiedziona. Odwróciłam głowę żeby już na niego nie patrzeć. Położyłam się z
powrotem i zakryłam oczy ręką. Usłyszałam tylko głośne westchnięcie. Czemu to
aż tak bardzo mnie zabolało. – Może lepiej będzie jak pójdziesz z inną
dziewczyną na bal
-Co… ja nie..
-No spokojnie. To nie przez ciebie. Po prostu uważam, że jak
pójdziesz z kimś innym to nie będziesz się tyle denerwował. Oszczędzisz sobie
nerwów i złego humoru. – wzruszyłam ramionami i wstałam. Miałam zamiar iść do
łóżka, ale przed samymi drzwiami Heaven zastąpił mi drogę.
-Vanilla… ja nie chce iść z inną dziewczyną. Nie dosłownie o
to mi chodziło.. – zamiast dać mu skończyć ten jakże żałosny kolejny dialog po
prostu podeszłam i wtuliłam się w jego tors. Znowu chciał mnie pewnie
przeprosić za coś czego nie zrobił. Tym razem ja jak takie małe dziecko rozpłakałam
się. Pierwszy raz tak mocno przy nim. Kiedyś po prostu widział moje łzy, teraz…
usłyszał jak cicho szlocham.
-Nie okłamuj mnie przynajmniej, ok ? Jeśli coś ci we mnie
nie pasuje to mi to powiedz, a nie ukrywasz to i przez to cierpisz. Nie chce na
to patrzeć. Nie czuje się przez ciebie kochana kiedy ciągle na mnie krzyczysz,
denerwujesz się.
-Nie krzyczę wcale tak dużo... po prostu, czasami nie rozumiem twoich żartów, mam wrażenie jakbyś robiła to celowo. Celowo chciała mnie wkurzyć. Cały czas sprawdzasz mnie, chcesz bym udowadniał ci swą miłość, ale ty sama zachowujesz się tak jakbyś była totalnie obojętna. To nie tak, że coś mi w tobie nie pasuje, tylko po prostu... strasznie mnie tym prowokujesz. - uniósł lekko ręce i objął mnie delikatnie. Czułam się tak jakby już nigdy nie chciał mnie puścić. Taka.... bezpieczna ?
-Zależy mi na tobie... -uspokoiłam nieco płacz by móc cokolwiek powiedzieć - Zależało mi już... dawno, ale staram ci się jakoś pomóc z Arcaną. Po za tym... przez ostatnie kilka dni to ty mi pokazujesz jak bardzo jestem ci obojętna. Martwię się o ciebie a ty mnie odpychasz, myśląc że chce cie zdenerwować, sprowokować.. czy też że robię to specjalnie.
-No, ale... nie sprawdzaj mnie tak... - westchnął w końcu już jakby uspokajając swe emocje.Dotknął mojego policzka dłonią i nieco uniósł moją główkę by zetrzeć słone łzy.
-W takim razie.. wygląda na to że denerwuje cie ja cała... bo to jak się zachowuje... to jest mój charakter. Jeśli go nie akceptujesz.....to może faktycznie nie mam czego u ciebie szukać... ? - wypowiadając te słowa odsunęłam się od chłopaka i tylko złapałam go lekko za rączkę. Skuliłam swoje puchate uszka i spojrzałam w ziemie. To bolało. To, że nie potrafię się z nim dogadać i to, iż potrafię go tylko denerwować.
- Gdybym go nie akceptował, nie było by mnie tutaj. Chciałbym, żeby układało się między nami chociaż odrobinę lepiej, ale każda rozmowa kończy się awanturą lub kłótnią, w której ja odchodzę obrażony i zły, a ty smutna. Nie chcę żeby tak było. Po prostu nie rozumiem dlaczego mnie tak prowokujesz skoro wiesz, że to tylko wszystko pogarsza.-Zależy mi na tobie... -uspokoiłam nieco płacz by móc cokolwiek powiedzieć - Zależało mi już... dawno, ale staram ci się jakoś pomóc z Arcaną. Po za tym... przez ostatnie kilka dni to ty mi pokazujesz jak bardzo jestem ci obojętna. Martwię się o ciebie a ty mnie odpychasz, myśląc że chce cie zdenerwować, sprowokować.. czy też że robię to specjalnie.
-No, ale... nie sprawdzaj mnie tak... - westchnął w końcu już jakby uspokajając swe emocje.Dotknął mojego policzka dłonią i nieco uniósł moją główkę by zetrzeć słone łzy.
-W takim razie.. wygląda na to że denerwuje cie ja cała... bo to jak się zachowuje... to jest mój charakter. Jeśli go nie akceptujesz.....to może faktycznie nie mam czego u ciebie szukać... ? - wypowiadając te słowa odsunęłam się od chłopaka i tylko złapałam go lekko za rączkę. Skuliłam swoje puchate uszka i spojrzałam w ziemie. To bolało. To, że nie potrafię się z nim dogadać i to, iż potrafię go tylko denerwować.
-Nie prowokuje cie !-krzyknęłam nie mogąc już dłużej tego wytrzymać - Ja po prostu nie umiem inaczej... nie wiem jak mam się zachowywać żebyś przestał być na mnie zły, żebyś przestał się denerwować ! - upadłam na kolana i zakryłam łapkami zapłakane oczy. Łzy po prostu spływały mi potokami. Pierwszy raz tak chyba przez kogoś płakałam. - Powiedz i co mam zrobić żeby było dobrze... - poszłam na ugodę i odwróciłam głowę w inną stronę praktycznie dławiąc się już łzami. Niebieskie zaszklone oczy musiały wyglądać pięknie.. no nie ? - Ale dlaczego... dlaczego nawet jak płacze to patrzysz na mnie tak chłodno, bez żadnych uczuć. Dlaczego ja mam się starać, a ty masz gdzieś moje łzy... i gdyby nie to że sama do ciebie podeszłam nawet byś mnie nie przytulił...
(Heaven ?)
Od Bishie - C.D Natsume
- Tak oraz dziękuję, Natsume.
- To ja powinienem Ci dziękować za mile spędzony czas.
- Jesteś skromny i doceniam to.
- Hehe... Tak to już bywa. - Zaśmiał się melodyjnym głosem.
- Gdzie się jutro spotykamy? - spytałam.
- Przyjdę do Ciebie.
- No dobrze, to dobranoc.
- ...Dobranoc. - Ale mimo wszystko się nie ruszył.
- Co się stało?
- ...N-Nic takiego, tylko że...
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam, jak na jego twarzy pojawiają się delikatne rumieńce. Pokiwałam przecząco głową, ale podeszłam do niego, delikatnie chwytając za jego kołnierz i przyciągając do siebie. Pocałowałam go w policzek i puściłam. Poszłam w stronę klatki budynku, w którym mieszkam i zerknęłam na niego przez ramię. Teraz był naprawdę czerwony, niczym burak. Posłałam mu spokojny uśmiech, mówiąc po raz ostatni: "Dobranoc" i weszłam do środka. Pierwsze co zrobiłam, to weszłam do łazienki i naszykowałam sobie gorącą kąpiel. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Po kilku minutach wyszłam, wypuściłam wodę i przebrałam się w pidżamę. Trochę jeszcze nad wszystkim myślałam, ale postanowiłam iść od razu spać. Położyłam się i nim się spostrzegłam, pogrążono mnie w Objęciach Morfeusza.
(Natsume? Wybacz, że takie krótki, ale musiałam się spieszyć).
- To ja powinienem Ci dziękować za mile spędzony czas.
- Jesteś skromny i doceniam to.
- Hehe... Tak to już bywa. - Zaśmiał się melodyjnym głosem.
- Gdzie się jutro spotykamy? - spytałam.
- Przyjdę do Ciebie.
- No dobrze, to dobranoc.
- ...Dobranoc. - Ale mimo wszystko się nie ruszył.
- Co się stało?
- ...N-Nic takiego, tylko że...
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam, jak na jego twarzy pojawiają się delikatne rumieńce. Pokiwałam przecząco głową, ale podeszłam do niego, delikatnie chwytając za jego kołnierz i przyciągając do siebie. Pocałowałam go w policzek i puściłam. Poszłam w stronę klatki budynku, w którym mieszkam i zerknęłam na niego przez ramię. Teraz był naprawdę czerwony, niczym burak. Posłałam mu spokojny uśmiech, mówiąc po raz ostatni: "Dobranoc" i weszłam do środka. Pierwsze co zrobiłam, to weszłam do łazienki i naszykowałam sobie gorącą kąpiel. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Po kilku minutach wyszłam, wypuściłam wodę i przebrałam się w pidżamę. Trochę jeszcze nad wszystkim myślałam, ale postanowiłam iść od razu spać. Położyłam się i nim się spostrzegłam, pogrążono mnie w Objęciach Morfeusza.
(Natsume? Wybacz, że takie krótki, ale musiałam się spieszyć).
Od Heaven'a - C.D Vanilli
Dosłownie mnie zamurowało, odebrało mowę i wszystko inne co w jakikolwiek sposób wyrażało największe zdziwienie. Byłem pewny, że wyskoczy mi z jakimś imieniem gościa, którego nawet nie znam. A tu się okazało, że to jednak ja (gratulacje skarbie, ty to jednak jesteś wielkim odkrywcą...)
Miałem ochotę skakać z radości tu i teraz, na tych panelach wyścielających podłogę i wyśpiewać niebiosom swoją nieopisaną radość. Jednak powstrzymałem się przed zrobieniem z siebie jeszcze większego idioty niż aktualnie byłem i za jakiego właśnie Vanilla mnie miała w chwili obecnej. Zamiast tego ograniczyłem się jedynie do mocnego uścisku.
- Ja też cię kocham, Vanilla. – odparłem, a potem odsunąłem się od niej na chwilę, aby móc spojrzeć w jej błękitne oczy. – I to bardzo. Na początku naprawde myślałem, że... – chciałem coś dodać, czego z pewnością żałowałbym do końca życia, ale dziewczyna w porę zatkała mi usta dłonią.
- Nie psuj tej pięknej chwili. – odparła Vanilla, już dostatecznie przygotowana do tego, aby się ewentualnie na mnie zezłościć.
Oczywiście, że nie miałem jej za jakąś łatwą laskę, wręcz przeciwnie. Ale podejrzenia, że złoszczenie się na mnie przynosi jej wiele zabawy oraz rozrywki nigdy tak naprawde mnie nie odpuszczały. Bez przerwy też stroiła sobie głupie żarty, ponieważ mój bulwers (podobno) czynił mnie słodkim chłopcem. Pfff... też coś. Gdybym ja chciał to zrobić to prędzej dostałbym po pysku... Odkleiłem jej drobną rączkę od swojej twarzy, następnie rzucając szybkie spojrzenie w stronę okna. Niebo stopniowo zaczęły przykrywać coraz to ciemniejsze chmury, a co za tym idzie i w pokoju przedmioty zaczęły rzucać podłużne cienie na mahoniowe panele. Wzdychnąłem głośno, a przyjemne słowa wypowiedziane przez Sigme miło rozgrzewały moje ciało od środka. Słysząc je we własnym umyśle poczułem, że... już nie jestem sam. Że jednak jest ktoś komu na mnie zależy.
- O czym tak myślisz? – zapytała, gdy przez dłuższą chwilę mój wzrok zastygł bezpamiętnie na jej drobnej sylwetce.
- O tym jakim jestem szczęściarzem. – odgarnąłem grzywkę z jej czoła i pocałowałem je – A także o tym jak głupio się teraz czuję za swoje (bez)podstawne oskarżenia.
- I tak wiem, że myślałeś o Haruce. Głupiutki jesteś. Nic mnie z nim nie łączy, to tylko członek mojej drużyny, więc muszę utrzymywać z nim jakąś znajomość.
Tak, ta zazdrość od czasów imprezy (raczej jednej wielkiej porażki i gejowskiej kąpieli) wciąż we mnie tkwiła i co do tego nigdy się nie myliła. Sam byłem ciekawy kiedy wreszcie te poniżające wspomnienia opuszczą czeluści dziecięcej pamięci dorosłego już nastolatka. Jeszcze trochę i osiwieję z nerwów, jeżeli to w ogóle możliwe w moim przypadku.
- Poza tym... – kontynuowała - kiedy jesteś zły, gdy wymiawam imię jakiegokolwiek innego przedstawiciela płci męskiej niż twoje, to znaczy, że wciąż ci na mnie zależy. A kto wie czy wtedy nawet nie bardziej? – zmrużyła niebiezpiecznie oczy, ukazując tym samym swoją wyższość.
Trzeba przyznać, ta dziewczyna miała charakter i olbrzymi tupet. Ja, rzecz jasna, nie potrafiłem mu się przeciwstawić, więc automatycznie się denerwowałem przez nawet jeden głupi, rzucony w żarcie wyraz.
- To nie jest śmieszne... – fuknąłem, splatając ręce na piersi – Skąd mam wiedzieć w jakim momencie żartujesz, kiedy ja zwyczajnie nie mam pojęcia kiedy nie mówisz poważnie?
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć. – w odpowiedzi poczochrała moje srebrne włosy - Zrozumiesz wszystko w swoim czasie. – po tym dźwignęła się z łóżka i poprawiła morze pięknych, blond rozpuszczonych włosów, sięgających prawie że do podłogi.
Wielkie dzięki za wskazówkę... tylko co to „w swoim czasie” miało właściwie oznaczać? Wkrótce, za niedługo, w najbliższej przyszłości (jeżeli dożyję tych właśnie dni).
Jasne, czemu nie? Dla ciebie wszystko, Vanilla... Mogę czekać nawet do usranej śmierci, mogę przeczekać życie, mogę spełnić wszystko o co tylko poprosisz... ale wzamian chciałbym poznać choć odrobinę tego Zła, które w tobie siedzi. Tak, byłem cholernie niecierpliwym dupkiem, najlepiej wyciągnąłbym od niej trapiące mnie myśli tu i teraz, ale... muszę chronić twarz. Choćby najmniejszy krzyk w tymże momencie mógł skończyć się walnięciem w pysk. A kiedy ona uderzała, czułem prawdziwy ból.
[...]
Moje źrenice niesamowicie się rozszerzyły w momencie opuszczenia przez dziewczynę aktualnego miejsca bycia. Kroczyła po ciemnych panelach niczym prawdziwa świetlna księżniczka, a oślepiające piękno bijące od jej delikatnej, niewinnej twarzyczki oraz zgrabnie poruszającego się ciała pobudzało każdy zmysł z osobna. Przełknąłem głośno ślinę, wciąż nie mogłem się nasycić jej widokiem, chociaż wpatrywałem się w nią niemal bez przerwy, nawet nie mrugałem. Nie chciałem, aby cokolwiek umknęło mej mistrzowsko skupionej uwadze.
Wtedy też przypomniałem sobie o potwornej ciszy ogarniającej coraz bardziej skąpane w cieniu pomieszczenie. Podbiegłem do jednego z wolno stających głośników znajdujących się przy telewizorze i przy użyciu zadziwiającej techniki wyszukiwania znalazłem piosenkę odpowiednią co do swoich zamiarów. Uśmiechnąłem się do siebie z chwilą, kiedy ciepła, niezwykle ujmująca melodia o łagodnym nurcie wypełniła atmosferę pokoju. Tak jak przypuszczałem, Vanilla pojawiła się w drzwiach sekundę później. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, a później podszedłem nieco bliżej i wystawiłem rękę w kierunku Sigmy, przy okazji lekko się kłaniając.
- Może zatańczymy? – spytałem łagodnym, zachęcającym głosem co sprawiło, że Atshushi odwzajemniła uśmiech oraz podała mi rękę, jednocześnie zgadzając się.
Skłamałbym mówiąc, że potrafiłem tańczyć świetnie, jednak kiedyś ojciec pokazywał mi jak to robić. Mimo braku doświadczenia czułem się pewny tego co robię. Ani razu nie nadepnąłem jej na nogę (świetnie, oby tak dalej Heaven) szło mi bardzo dobrze, aż sam nie spodziewałem się, że taki ze mnie tancerz. Moje ruchy były spokojne i powolne, dostosowane do rytmu autentycznej serenady dla dwóch serc.
- Vanilla... – mruknąłem, kiedy tylko oparła głowę na moim ramieniu – Zaniedługo odbywa się bal, dlatego sobie pomyślałem czy... Chciałabyś pójść na niego razem ze mną?
<Vanilla?>
Miałem ochotę skakać z radości tu i teraz, na tych panelach wyścielających podłogę i wyśpiewać niebiosom swoją nieopisaną radość. Jednak powstrzymałem się przed zrobieniem z siebie jeszcze większego idioty niż aktualnie byłem i za jakiego właśnie Vanilla mnie miała w chwili obecnej. Zamiast tego ograniczyłem się jedynie do mocnego uścisku.
- Ja też cię kocham, Vanilla. – odparłem, a potem odsunąłem się od niej na chwilę, aby móc spojrzeć w jej błękitne oczy. – I to bardzo. Na początku naprawde myślałem, że... – chciałem coś dodać, czego z pewnością żałowałbym do końca życia, ale dziewczyna w porę zatkała mi usta dłonią.
- Nie psuj tej pięknej chwili. – odparła Vanilla, już dostatecznie przygotowana do tego, aby się ewentualnie na mnie zezłościć.
Oczywiście, że nie miałem jej za jakąś łatwą laskę, wręcz przeciwnie. Ale podejrzenia, że złoszczenie się na mnie przynosi jej wiele zabawy oraz rozrywki nigdy tak naprawde mnie nie odpuszczały. Bez przerwy też stroiła sobie głupie żarty, ponieważ mój bulwers (podobno) czynił mnie słodkim chłopcem. Pfff... też coś. Gdybym ja chciał to zrobić to prędzej dostałbym po pysku... Odkleiłem jej drobną rączkę od swojej twarzy, następnie rzucając szybkie spojrzenie w stronę okna. Niebo stopniowo zaczęły przykrywać coraz to ciemniejsze chmury, a co za tym idzie i w pokoju przedmioty zaczęły rzucać podłużne cienie na mahoniowe panele. Wzdychnąłem głośno, a przyjemne słowa wypowiedziane przez Sigme miło rozgrzewały moje ciało od środka. Słysząc je we własnym umyśle poczułem, że... już nie jestem sam. Że jednak jest ktoś komu na mnie zależy.
- O czym tak myślisz? – zapytała, gdy przez dłuższą chwilę mój wzrok zastygł bezpamiętnie na jej drobnej sylwetce.
- O tym jakim jestem szczęściarzem. – odgarnąłem grzywkę z jej czoła i pocałowałem je – A także o tym jak głupio się teraz czuję za swoje (bez)podstawne oskarżenia.
- I tak wiem, że myślałeś o Haruce. Głupiutki jesteś. Nic mnie z nim nie łączy, to tylko członek mojej drużyny, więc muszę utrzymywać z nim jakąś znajomość.
Tak, ta zazdrość od czasów imprezy (raczej jednej wielkiej porażki i gejowskiej kąpieli) wciąż we mnie tkwiła i co do tego nigdy się nie myliła. Sam byłem ciekawy kiedy wreszcie te poniżające wspomnienia opuszczą czeluści dziecięcej pamięci dorosłego już nastolatka. Jeszcze trochę i osiwieję z nerwów, jeżeli to w ogóle możliwe w moim przypadku.
- Poza tym... – kontynuowała - kiedy jesteś zły, gdy wymiawam imię jakiegokolwiek innego przedstawiciela płci męskiej niż twoje, to znaczy, że wciąż ci na mnie zależy. A kto wie czy wtedy nawet nie bardziej? – zmrużyła niebiezpiecznie oczy, ukazując tym samym swoją wyższość.
Trzeba przyznać, ta dziewczyna miała charakter i olbrzymi tupet. Ja, rzecz jasna, nie potrafiłem mu się przeciwstawić, więc automatycznie się denerwowałem przez nawet jeden głupi, rzucony w żarcie wyraz.
- To nie jest śmieszne... – fuknąłem, splatając ręce na piersi – Skąd mam wiedzieć w jakim momencie żartujesz, kiedy ja zwyczajnie nie mam pojęcia kiedy nie mówisz poważnie?
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć. – w odpowiedzi poczochrała moje srebrne włosy - Zrozumiesz wszystko w swoim czasie. – po tym dźwignęła się z łóżka i poprawiła morze pięknych, blond rozpuszczonych włosów, sięgających prawie że do podłogi.
Wielkie dzięki za wskazówkę... tylko co to „w swoim czasie” miało właściwie oznaczać? Wkrótce, za niedługo, w najbliższej przyszłości (jeżeli dożyję tych właśnie dni).
Jasne, czemu nie? Dla ciebie wszystko, Vanilla... Mogę czekać nawet do usranej śmierci, mogę przeczekać życie, mogę spełnić wszystko o co tylko poprosisz... ale wzamian chciałbym poznać choć odrobinę tego Zła, które w tobie siedzi. Tak, byłem cholernie niecierpliwym dupkiem, najlepiej wyciągnąłbym od niej trapiące mnie myśli tu i teraz, ale... muszę chronić twarz. Choćby najmniejszy krzyk w tymże momencie mógł skończyć się walnięciem w pysk. A kiedy ona uderzała, czułem prawdziwy ból.
[...]
Moje źrenice niesamowicie się rozszerzyły w momencie opuszczenia przez dziewczynę aktualnego miejsca bycia. Kroczyła po ciemnych panelach niczym prawdziwa świetlna księżniczka, a oślepiające piękno bijące od jej delikatnej, niewinnej twarzyczki oraz zgrabnie poruszającego się ciała pobudzało każdy zmysł z osobna. Przełknąłem głośno ślinę, wciąż nie mogłem się nasycić jej widokiem, chociaż wpatrywałem się w nią niemal bez przerwy, nawet nie mrugałem. Nie chciałem, aby cokolwiek umknęło mej mistrzowsko skupionej uwadze.
Wtedy też przypomniałem sobie o potwornej ciszy ogarniającej coraz bardziej skąpane w cieniu pomieszczenie. Podbiegłem do jednego z wolno stających głośników znajdujących się przy telewizorze i przy użyciu zadziwiającej techniki wyszukiwania znalazłem piosenkę odpowiednią co do swoich zamiarów. Uśmiechnąłem się do siebie z chwilą, kiedy ciepła, niezwykle ujmująca melodia o łagodnym nurcie wypełniła atmosferę pokoju. Tak jak przypuszczałem, Vanilla pojawiła się w drzwiach sekundę później. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, a później podszedłem nieco bliżej i wystawiłem rękę w kierunku Sigmy, przy okazji lekko się kłaniając.
- Może zatańczymy? – spytałem łagodnym, zachęcającym głosem co sprawiło, że Atshushi odwzajemniła uśmiech oraz podała mi rękę, jednocześnie zgadzając się.
Skłamałbym mówiąc, że potrafiłem tańczyć świetnie, jednak kiedyś ojciec pokazywał mi jak to robić. Mimo braku doświadczenia czułem się pewny tego co robię. Ani razu nie nadepnąłem jej na nogę (świetnie, oby tak dalej Heaven) szło mi bardzo dobrze, aż sam nie spodziewałem się, że taki ze mnie tancerz. Moje ruchy były spokojne i powolne, dostosowane do rytmu autentycznej serenady dla dwóch serc.
- Vanilla... – mruknąłem, kiedy tylko oparła głowę na moim ramieniu – Zaniedługo odbywa się bal, dlatego sobie pomyślałem czy... Chciałabyś pójść na niego razem ze mną?
<Vanilla?>
Od Akiry - C.D Grimmjow'a
Od razu po
ty jak zakończyło się BG skierowałam się do swojego apartamentu. W sumie to
chyba było jedno z najluźniejszych. Nie musiałam się fajtować z Heaven’em. O
tyle dobrze. Bo pewnie teraz nie było by tak ciekawie. Jego umiejętności się
dość dużo podniosły. Westchnęłam zmęczona i zamknęłam za sobą drzwi. Kurcze
teraz chciałabym najbardziej położyć się i spać. Chociaż nie.. lepszym pomysłem
będzie zatruwanie życia Grimmjow’owi. To dodało mi nieco więcej siły na tyle by
wykąpać się, przebrać i wyparować do pokoju niebieskiego chłopaczka. Nie
pukając weszłam sobie do domku. Zatrzasnęłam drzwi i pierwsze co zobaczyłam to
zszokowany chłopak. Stał sobie na środku i chyba chciał coś powiedzieć, ale za
nim to zrobił, podeszłam i oparłam się o jego klatkę piersiową, jednocześnie
zamykając oczy.
-Akira…? –
zerknął na mnie i podtrzymał mnie tak bym nie upadła na podłogę. Nie miałam
kompletnie mocy, żeby trzymać się na własnych nogach.
-Jestem
zmęczona… - westchnęłam cicho i popchnęłam go na kanapę, która stała zaraz za
nim. Usiadłam mu na kolanach i wcale nie zamierzałam z nich złazić. Nie dość że
był taki cieplutki to jeszcze wygodny. Dłońmi złapałam lekko za materiał jego
koszulki a potem wtuliłam się w jego tors. Jakoś specjalnie nie protestował, a
z jego ust wyszedł tylko cichy chichot. Może jednak nie zależy mu tylko na moim
ciele ? Ciul wie… nie interesuje mnie to w danym momencie.
-Masz mokre
włosy… od czego ?
-Kąpałam
się.. – westchnęłam i od razu po tym ziewnęłam przeciągle.
-Ooo…. Jak mogłaś.
Nie zawołałaś mnie.
-Oczywiście
! Będę się darła z piętra niżej : Grimmjow chodź bo idę się k…. – i za nim
dokończyłam , chłopak chyba już nie wytrzymał mojego biadolenia od rzeczy i
pocałował mnie. Tym czasem gdy trwaliśmy w bardzo namiętnym pocałunku ktoś
wszedł do niego do apartamentu. Wszedł i chyba nie zamierzał zagłębiać się
dalej jak nas zobaczył. Przez to wszystko Grimmjow odsunął się ode mnie i
zerknął w stronę drzwi. Nie wykazywałam zadowolenia z tego względu no ale ok.
-Przepraszam
! Nie chciałam wam przeszkadzać ! – powiedziała dziewczyna zasłaniając sobie
oczy. Jak takie malutkie dziecko widzące całujących się rodziców.
-Nie
przeszkadzasz… - westchnęłam zrezygnowana – Ja miałam iść spać, a temu łosiowi
tylko jedno w głowie. – prychnęłam jak to zawsze ja i znów przymknęłam oczy
wtulając się w chłopaka. –Nawet jeśli chciałbyś mnie teraz zrzucić to nie
próbuj tego robić, bo zginiesz śmiercią tragiczną.. – mruknęłam
( Grimm,
Inoue ?)
Od Vanilli - C.D Dante
Spojrzałam
na tego chłopaka jak na kompletnego półgłówka. Robi sobie co chce, mówi co
chce, a potem nadużywa słów, których nie powinien. Eh… widzę że jednak
większość Naturalnych Arcan to osoby, które trzeba ułożyć jak francuskie
pieski. Jakbym się nim zajęła to by chodził jak włoski zegarek.
-Pfff..
żartujesz chyba. Za wysokie progi na twoje krótkie nogi, kuzko. – mruknąłem już
niewzruszona totalnie jego wcześniejsza postawą. Odwróciłam się do niego tyłem
i ruszyłam powolnym krokiem w swoją stronę. Jakby tak na niego nie spojrzeć to
był całkiem przystojny…(Jakby mnie teraz Heaven usłyszał, to by mnie
poćwiartował, zakopał, odkopał a potem jeszcze raz poćwiartował).
-Czy to ze
względu na twoją wysoką pozycje ? Jesteś tak samo płytka jak reszta Sigm ? –
wykrzyczał za mną, ale ani mu się śniło, żeby się za mną ruszyć. Momentalnie stanęłam w miejscu. Zerknęłam na
siwka przez ramię i uniosłam kącik ust. Ten tajemniczy uśmiech musiał coś
oznaczać.
-Czy
kiedykolwiek miałeś kontakt z Sigmą ? –zapytałam wracając się i tym razem
patrząc na niego tak jakbym normalnie chciała go zabić. Ah. Kiedy Vanilla jest
zła-zabija wzrokiem.
-Nie. –
odpowiedział bardzo krotko i zwięźle po czym wzruszył ramionami jak gdyby nigdy
nic.
-Tak więc
nie oceniaj nas po tym jakie mamy umiejętności. Bo nie wszyscy unoszą się
chwałą. Jednak że my znamy swoje miejsce, które jest wysoko ponad wami… Naturalnymi
Arcanami. Dlaczego niby więc mamy się tym nie chwalić ? Może po prostu jesteś
zazdrosny, że dziewczyna stojąca przed tobą mogłaby cie powalić jednym palcem,
Demonie ? – złapałam go za kołnierzyk koszulki i ściągnęłam do parteru (co jak
co, ale byłam od niego niższa). Zerknął w moje niebieskie tęczówki i jakby nachwalę
się w nie zapatrzył. Teraz nie były tak spokojne i bez uczuć jak zawsze. Można
w nich było dostrzec jak bardzo pałam złością do ludzi, którzy mają o nas takie
„obszerne” mniemanie. Odetchnęłam cicho i puściłam Dante.
-Zazdrosny…
-Milcz. I na
przyszły raz wymyśl lepszy sposób zapraszania kobiety na bal, jeśli choć trochę
zależy ci na tym by z tobą poszła. Właściwie niby … podaj mi jeden argument
dlaczego to ty miałbyś być moim parterem ?
(Dante ?)
Od Dante - Do Vanilli
- Wracaj tu, demonie jeden! - Słyszę za sobą sfrustrowany głos Mike'a.
- Po moim trupie. - Wyskakuję z laboratorium.
Spedalony naukowiec goni mnie po całym centrum badawczym. No nie kurna, takiej satysfakcji to ja mu nie dam. Na moich ustach pojawia się kpiarski uśmieszek, a sam przybieram prawdziwą formę. Odwracam się w stronę kolesia w białym fartuchu i posyłam mu mordercze spojrzenie. Trzęsie się i bezwładnie osuwa na ziemię pod naporem mojego wzroku. Śmieję się demonicznym głosem, które zdaje się być nieco zdeformowany.
- O-Okej! Wygrałeś! Poddaję się!
- Tego właśnie chciałem, a teraz... - Spoważniałem. - Daj mi cholerny spokój. - Warczę ostrzegawczo.
- T-Tak jest! - Zasalutował i uciekł.
Wróciłem do swojej ludzkiej formy.
- Co za śmieć. - Mruczę pod nosem.
Słyszę jak ktoś klaszcze w ręce, odwracam się i widzę dziewczynę o kremowych włosach. Przyjrzałem się jej uważniej, dość szybko ją rozpoznając. To ona przecież przewodzi wszystkim Sigmom w Rimear. Vanilla Atshushi we własnej osobie. W sumie kiedyś chciałem pogadać, z którąkolwiek z Sigm, ale uznałem to za bezcelowe, gdyż ich Ego mnie zniechęcało, ale ona była inna. Uśmiechnąłem się i zaraz znałem się naprzeciw niej.
- Obserwowałaś całą sytuację?
- Przyszłam zobaczyć tylko, co się wyprawia, gdy tylko zobaczyłam, jak ludzie zaczęli patrzeć na Ciebie, jak na debila jakiegoś. - Wskazała głową w kierunku rówieśników.
Rozejrzałem się i wystarczyło mojej jedno niebezpieczne spojrzenie, by dać im do zrozumienia to, że nie mam na nich czasu. Coś jednak udało mi się nabyć od tego kapryśnego kurdupla 'aka' Kaprala.
- Huh. Faktycznie się Ciebie boją.
- W końcu jestem ostatnim pół-demonem pod słońcem. To najrozsądniejsze, co mogą zrobić, czyż nie.
- W sumie tak, ale i Ty również nie powinieneś rzucać się w oczy. - Krzyżuje ręce na piersi.
- Powtarzasz się jak inni. - Czochram ją po włosach. - Wybacz mała, ale jestem zajęty.
Nonszalancko przechodzę obok niej, lecz nagle czuję jej drobne dłonie łapią mnie za rękę. Patrzę na nią przez ramię i posyłam kolejny kpiarski uśmiech.
- Coś jeszcze, księżniczko?
- Mnie się nie ignoruje. - Mówi, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
- No to masz problem... dziewczynko~
I w tym momencie czuję, jak jej pięść styka się z moim torsem. Dosyć intensywne ból przeszywa moje ciało, ale nie zginam się. To dosyć amatorskie uderzenie.
- To było tylko ostrzeżenie. Poczekaj, aż oberwiesz z całej siły. - Jest naprawdę zła.
- No dobrze, już dobrze. - Wzdycham, ale posyłam jej spokojny uśmiech. - Przepraszam, może być?
- Nie. - Jest zbulwersowana.
- No to w ramach przeprosin zapraszam Cię na bal.
- Żartujesz sobie? Nawet nie znam Twojego imienia.
- Dante, droga Vanillio. A teraz... czy pójdziesz ze mną na bal?
(Vanillia?)
- Po moim trupie. - Wyskakuję z laboratorium.
Spedalony naukowiec goni mnie po całym centrum badawczym. No nie kurna, takiej satysfakcji to ja mu nie dam. Na moich ustach pojawia się kpiarski uśmieszek, a sam przybieram prawdziwą formę. Odwracam się w stronę kolesia w białym fartuchu i posyłam mu mordercze spojrzenie. Trzęsie się i bezwładnie osuwa na ziemię pod naporem mojego wzroku. Śmieję się demonicznym głosem, które zdaje się być nieco zdeformowany.
- O-Okej! Wygrałeś! Poddaję się!
- Tego właśnie chciałem, a teraz... - Spoważniałem. - Daj mi cholerny spokój. - Warczę ostrzegawczo.
- T-Tak jest! - Zasalutował i uciekł.
Wróciłem do swojej ludzkiej formy.
- Co za śmieć. - Mruczę pod nosem.
Słyszę jak ktoś klaszcze w ręce, odwracam się i widzę dziewczynę o kremowych włosach. Przyjrzałem się jej uważniej, dość szybko ją rozpoznając. To ona przecież przewodzi wszystkim Sigmom w Rimear. Vanilla Atshushi we własnej osobie. W sumie kiedyś chciałem pogadać, z którąkolwiek z Sigm, ale uznałem to za bezcelowe, gdyż ich Ego mnie zniechęcało, ale ona była inna. Uśmiechnąłem się i zaraz znałem się naprzeciw niej.
- Obserwowałaś całą sytuację?
- Przyszłam zobaczyć tylko, co się wyprawia, gdy tylko zobaczyłam, jak ludzie zaczęli patrzeć na Ciebie, jak na debila jakiegoś. - Wskazała głową w kierunku rówieśników.
Rozejrzałem się i wystarczyło mojej jedno niebezpieczne spojrzenie, by dać im do zrozumienia to, że nie mam na nich czasu. Coś jednak udało mi się nabyć od tego kapryśnego kurdupla 'aka' Kaprala.
- Huh. Faktycznie się Ciebie boją.
- W końcu jestem ostatnim pół-demonem pod słońcem. To najrozsądniejsze, co mogą zrobić, czyż nie.
- W sumie tak, ale i Ty również nie powinieneś rzucać się w oczy. - Krzyżuje ręce na piersi.
- Powtarzasz się jak inni. - Czochram ją po włosach. - Wybacz mała, ale jestem zajęty.
Nonszalancko przechodzę obok niej, lecz nagle czuję jej drobne dłonie łapią mnie za rękę. Patrzę na nią przez ramię i posyłam kolejny kpiarski uśmiech.
- Coś jeszcze, księżniczko?
- Mnie się nie ignoruje. - Mówi, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
- No to masz problem... dziewczynko~
I w tym momencie czuję, jak jej pięść styka się z moim torsem. Dosyć intensywne ból przeszywa moje ciało, ale nie zginam się. To dosyć amatorskie uderzenie.
- To było tylko ostrzeżenie. Poczekaj, aż oberwiesz z całej siły. - Jest naprawdę zła.
- No dobrze, już dobrze. - Wzdycham, ale posyłam jej spokojny uśmiech. - Przepraszam, może być?
- Nie. - Jest zbulwersowana.
- No to w ramach przeprosin zapraszam Cię na bal.
- Żartujesz sobie? Nawet nie znam Twojego imienia.
- Dante, droga Vanillio. A teraz... czy pójdziesz ze mną na bal?
(Vanillia?)
Od Misaki
Kolejny dzień... Promienie słońca próbowały uparcie wedrzeć się do
mojego apartamentu, ale uniemożliwiały to zasłony na oknach. I dobrze -
chciałam jeszcze chwilę pospać, w sumie nigdzie mi się dziś nie spieszy.
Zegar wskazywał godzinę ósmą, ale dla mnie zawsze było o tą
przynajmniej godzinę spania za mało, więc znowu wygodnie się ułożyłam i
zasnęłam, ale gdy już zapadałam w sen, zadzwonił telefon - znowu
telemarketerzy dawali mi się we znaki. Nie odebrałam, tylko odrzuciłam
połączenie i wyjęłam odpowiedni kabel, po czym zostawiłam karteczkę z
napisem: "Telefon odłączony", aby nie zapomnieć, że muszę ponownie
tamten kabel włożyć. Ponownie wygodnie się ułożyłam na łóżku, przykryłam
się kołdrą i zasnęłam.
Wstałam około godziny 11, czułam się już wyspana. Wstałam z łóżka, po czym zaścieliłam je i ubrałam się w codzienne ubrania. Odsłoniłam następnie okna i zjadłam śniadanie, które nie było zbyt duże. Przejrzałam po tym swoje rysunki, które następnie posortowałam datą i schowałam. Wreszcie podłączyłam telefon, po czym coś wymyśliłam. A może by tak własny zrobić? W sumie dobry pomysł i jakieś zajęcie.
Zaczęłam wymyślać wygląd tego urządzenia. Mogłoby to w sumie wyglądać jak komputer, czemu nie. Byłoby to na pewno mniejsze, ale mogłoby być podobne do komputera. Narysowałam to, po czym zaczęłam szukać części do tego. Miałam póki co monitor, klawiaturę numeryczną z jakiegoś telefonu, a także dysk twardy, zasilacz i masę innych układów elektronicznych potrzebnych do działania komputera. Brakowało oczywiście wielu innych rzeczy, na przykład słuchawki, modemu i tym podobnych rzeczy. Zaczęłam to składać w całość z zachowaniem miejsca dla brakujących elementów. Wyglądało to póki co jak sterta elektroniki poprzypinanej do siebie kablami, więc ułożyłam to ładnie, ale tak, aby nie zajmowało dużo miejsca i aby dało się łatwo przenieść.
Zajęło to sporo czasu... Było już popołudnie, więc poszłam kupić brakujące elementy. Przede mną poza tym jeszcze programowanie... Ale mam co robić i się cieszę. Gdy wracałam, niosłam ze sobą chyba ze dwie reklamówki z ogromną ilością wszelakich rzeczy z elektroniką związanych, ale w momencie, gdy chciałam wejść do budynku, ktoś do mnie podszedł.
<Kto się nią zainteresuje?>
Wstałam około godziny 11, czułam się już wyspana. Wstałam z łóżka, po czym zaścieliłam je i ubrałam się w codzienne ubrania. Odsłoniłam następnie okna i zjadłam śniadanie, które nie było zbyt duże. Przejrzałam po tym swoje rysunki, które następnie posortowałam datą i schowałam. Wreszcie podłączyłam telefon, po czym coś wymyśliłam. A może by tak własny zrobić? W sumie dobry pomysł i jakieś zajęcie.
Zaczęłam wymyślać wygląd tego urządzenia. Mogłoby to w sumie wyglądać jak komputer, czemu nie. Byłoby to na pewno mniejsze, ale mogłoby być podobne do komputera. Narysowałam to, po czym zaczęłam szukać części do tego. Miałam póki co monitor, klawiaturę numeryczną z jakiegoś telefonu, a także dysk twardy, zasilacz i masę innych układów elektronicznych potrzebnych do działania komputera. Brakowało oczywiście wielu innych rzeczy, na przykład słuchawki, modemu i tym podobnych rzeczy. Zaczęłam to składać w całość z zachowaniem miejsca dla brakujących elementów. Wyglądało to póki co jak sterta elektroniki poprzypinanej do siebie kablami, więc ułożyłam to ładnie, ale tak, aby nie zajmowało dużo miejsca i aby dało się łatwo przenieść.
Zajęło to sporo czasu... Było już popołudnie, więc poszłam kupić brakujące elementy. Przede mną poza tym jeszcze programowanie... Ale mam co robić i się cieszę. Gdy wracałam, niosłam ze sobą chyba ze dwie reklamówki z ogromną ilością wszelakich rzeczy z elektroniką związanych, ale w momencie, gdy chciałam wejść do budynku, ktoś do mnie podszedł.
<Kto się nią zainteresuje?>
Od Nanami
Dzisiaj wcześnie wstałam, choć nie miałam co robić. Wyszłam powoli ze
swojego pudełka, ubrałam się i wypiłam swoje ulubione mleko. Potem
zajrzałam do swojej pracowni, aby pomyśleć, co robić. W sumie wszystko
leżało spokojnie przebadane, więc wzięłam próbki krwi, które już leżały
trochę czasu, a następnie wymieszałam z niewielką ilością wody z cukrem i
podlałam nią roślinę rosnącą w pokoju dziennym. Już miała kwiaty we
wszystkich odcieniach koloru czerwonego - od jasnoróżowego, do krwawo
czerwonego ze wszystkimi odcieniami pomiędzy tymi dwoma kolorami -
wyglądało to według mnie bardzo ładnie. Następnie zużyte probówki
wyrzuciłam i wyciągnęłam kilka nowych, jeszcze zapakowanych, aby czekały
na użycie. Umyłam ręce, po czym wyciągnęłam jakąś książkę celem jej
przeczytania. Miała ogromną ilość stron, ale czytało się ją przyjemnie.
Godzinę później przeczytałam dopiero 100 stron tego dzieła, ale nie
zmieniało to faktu, że mi się podobało. To była jedna z tych książek,
które mogłabym przeczytać w ciągu jednego dnia, gdybym oczywiście mogła.
W tej chwili myślałam, co mogłabym zrobić. W sumie najważniejsze rzeczy już zrobione, apartament nie wymagał sprzątania ani napraw, przy próbkach praktycznie nie było co robić... A może by tak... albo lepiej nie... Chociaż z drugiej strony... Nie, niezbyt dobry pomysł.
Cały czas o tym myślałam i wymyślić nie mogłam czym zająć się w tym czasie, jak wszystko zostało zrobione. W sumie mogłabym czytać dalej… ale nie jest to aż taki zły pomysł… Sięgnęłam po książkę, kiedy ktoś otworzył drzwi. Odłożyłam ją, po czym zajrzałam, kto to był.
<Ktoś odpisze?>
W tej chwili myślałam, co mogłabym zrobić. W sumie najważniejsze rzeczy już zrobione, apartament nie wymagał sprzątania ani napraw, przy próbkach praktycznie nie było co robić... A może by tak... albo lepiej nie... Chociaż z drugiej strony... Nie, niezbyt dobry pomysł.
Cały czas o tym myślałam i wymyślić nie mogłam czym zająć się w tym czasie, jak wszystko zostało zrobione. W sumie mogłabym czytać dalej… ale nie jest to aż taki zły pomysł… Sięgnęłam po książkę, kiedy ktoś otworzył drzwi. Odłożyłam ją, po czym zajrzałam, kto to był.
<Ktoś odpisze?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)