Powiem szczerze, że już sama obecność dziewczyny wywoływała u mnie
momentalną irytację. Popatrzyłem na nią kątem oka i zauważyłem, jak
zaczyna się głupkowato uśmiechać. Zaczęła mnie świerzbieć ręka, jednak
powstrzymałem się od nagłej chęci przywalenia jej w ten koński łeb.
Wyglądało na to, iż w najbliższym czasie, nie zamierza dać mi spokoju.
Przewróciłem teatralnie oczami i postanowiłem stanąć naprzeciw temu
wybrykowi natury. Wyzywająco spojrzałem jej w oczy i skrzyżowałem ręce
na klatce piersiowej.
- Grabisz sobie, bachorze.
- Z takim niskim wzrostem, to ty możesz, co najwyżej, sobie kota pogonić. - Posłała mi nieodgadnione spojrzenie.
- Tch. Spieprzaj mi z oczu.
Napięcie się odwróciłem i postanowiłem iść dalej swoją drogą. Co prawda,
na początku nie było słychać dźwięków, który zdradzałyby, że wciąż
siedzi mi na ogonie, ale nie musiałem się nawet domyślać, że ten
niedorozwinięty natręt, podąży za mną, niczym obłąkany kundel. No i się
nie myliłem, dziewczyna znów dorównała mi kroku i nie raczyła, ani razu,
spuścić mnie z oczu. To nie jest upór, lecz czysty obłęd. Zatrzymałem
się gwałtownie i nim zdążyła zareagować, kopnąłem ją z niezwykłą
precyzją w klatkę piersiową, posyłając ją tym samym na ścianę budynku,
gdzie opadła bezwładnie na ziemię, uporczywie starając się złapać
powietrze. Byłem żołnierzem przez ponad 15 lat, więc miałem obszerną
wiedzę na temat najczulszych punktów witalnych ludzi. Każdy człowiek
może różni się charakterem, ale nie budową. Wszyscy mamy punkty witalne w
tych samych miejscach, a tak silne uderzenie wprost na mostek, powoduje
nagłe zatrzymanie pracy płuc, które uniemożliwia prawidłowego wciągania
tlenu. Trochę się pomęczy nim jej ciało znów będzie mogło pracować znów
normalnie. Na miarę swoich sił, stanęła na czworaka. Ja podszedłem do
niej spokojnie i ponownym kopniakiem posłałem ją na spotkanie ze szklaną
powłoką. Teraz widziałem ją bardzo dobrze. Przydusiłem ją i z
morderczym spojrzeniem obserwowałem jak próbuje się uwolnić z mojego
żelaznego uścisku. Może byłem niski, ale ona wciąż była zwykłym
babsztylem, której szyja była cienka, więc moja dłoń swobodnie oplotła
się wokół niej, zaciskając się mocno. Byłem także bardzo silny, więc z
łatwością sprawiałem jej niemiłosierny ból. Złapała mnie za nadgarstek,
chcąc się wyrwać, lecz to wszystko było wobec mnie bezużyteczne.
- Dobra, słuchaj mnie teraz, pokrako, gdyż nie lubię się powtarzać -
powiedziałem to z taką pogardą w głosie, że momentalnie zamarła w
bezruchu i tylko na mnie patrzyła. - Jeśli jeszcze raz spróbujesz się za
mną wałęsać, czy tym bardziej mnie dotknąć, wiedz, że nie skończy się
to tylko na zwykłym kopnięciu - W okamgnieniu, jeden z moich sztyletów
znalazł się, dość głęboko wbity, w jej ramieniu. - A zobaczysz rzeczy do
jakich jestem naprawdę zdolny. Byłem żołnierzem. Zabiłem osoby w każdym
wieku, każdej płci, każdej rasy. Ciężarne, wdowy, emeryci, noworodki,
przedszkolaki. Każdy ginął z mojej ręki. Zero litości, zero rozmyśleń,
zero bezbolesnej śmierci. Wszystko to, co ich przeze mnie spotkało, było
czymś, czego żaden z nich nie chciałby przechodzić drugi raz. Mam taki
sposób torturowania oraz zabijania, których skuteczności może
pozazdrościć mi sam Lucyfer. - Podkreślałem każde słowo. Mówiłem to
powoli z dużym naciskiem na mroczny oraz tajemniczy ton mojego głosu. - A
teraz spi****aj, bo trudno będzie komukolwiek zidentyfikować twoje
zwłoki, a raczej to, co z nich zostanie.
W tym momencie cisnąłem ją o ziemię i, jak gdyby nigdy nic, poszedłem w
stronę swojego apartamentu, zostawiając ją tam na pastwę losu.
(Yuriko?)
środa, 20 maja 2015
Od Abla - C.D Izayii
Abel uśmiechnął się lekko.
- Mordowałem? Chyba, choć nie jestem pewien. Robiłem dużo rzeczy. - zaśmiał się, zaglądając w swój kubek, jakby szacując ile herbaty w nim zostało.
- Nie wiedziałem, że można nie być pewnym morderstwa. - prychnął czarnowłosy, nie spuszczając z chłopaka bacznego spojrzenia.
- Och, morderstwo to zdecydowanie zbyt mocne słowo. To była drobna praca dorywcza, nic wielkiego.
- Praca dorywcza, mówisz. Czyli utrzymywałeś się z czegoś innego. - uśmiechnął się gość. Srebrnowłosy oparł się o oparcie krzesła.
- Dokładnie tak. Drobna praca dorywcza, bez większego znaczenia. Dostarczanie zainteresowanym trucizn, ocierało się raczej o hobby. - rzucił beztrosko. Nigdy nie miał problemów z mówieniem o trucicielstwie, i pytany, bez wahania udzielał tej informacji. Izaya uniósł lekko brew.
- Ciekawe zajęcie. - stwierdził upijając łyk z parującego jeszcze kubka. Abel skinął głową nadal nie tracąc uśmiechu.
- To zabawne, większość osób nie lubi być wypytywana. Ani nie chwalą się takimi czynnościami. - powiedział Izaya.
- Dlaczego nie? To tylko błahostka. Po za tym wcale nie czuję się wypytywany. Jeśli nie będę chciał, po prostu ci nie odpowiem. - odpowiedział rozbawiony. Izaya przechylił głowę zaintrygowany.
- Nie bądź taki pewien. - zaśmiał się, poprawiając zsuwający koc z ramion.
- Jak uważasz. - mruknął Lightwood odgarniając srebrne włosy z twarzy. Powoli podniósł się z krzesła. Przeszedł przez kuchnię i odstawił pusty już kubek do zlewu. Oparł się o czysty blat, patrząc na nowego gościa. Izaya upił kolejny łyczek napoju, po czym otulił się szczelniej kocem.
- Zmarźluch z ciebie. - stwierdził srebrnowłosy, otrzymując w odpowiedzi wzruszenie ramionami. - Ale to nie szkodzi. Przynajmniej nie jesteś nudny, jak cała reszta zamkniętych w tym ośrodku. - dodał, po raz kolejny bez problemu znosząc przenikliwe spojrzenie rubinowych oczu.
[ Izaya? ]
- Mordowałem? Chyba, choć nie jestem pewien. Robiłem dużo rzeczy. - zaśmiał się, zaglądając w swój kubek, jakby szacując ile herbaty w nim zostało.
- Nie wiedziałem, że można nie być pewnym morderstwa. - prychnął czarnowłosy, nie spuszczając z chłopaka bacznego spojrzenia.
- Och, morderstwo to zdecydowanie zbyt mocne słowo. To była drobna praca dorywcza, nic wielkiego.
- Praca dorywcza, mówisz. Czyli utrzymywałeś się z czegoś innego. - uśmiechnął się gość. Srebrnowłosy oparł się o oparcie krzesła.
- Dokładnie tak. Drobna praca dorywcza, bez większego znaczenia. Dostarczanie zainteresowanym trucizn, ocierało się raczej o hobby. - rzucił beztrosko. Nigdy nie miał problemów z mówieniem o trucicielstwie, i pytany, bez wahania udzielał tej informacji. Izaya uniósł lekko brew.
- Ciekawe zajęcie. - stwierdził upijając łyk z parującego jeszcze kubka. Abel skinął głową nadal nie tracąc uśmiechu.
- To zabawne, większość osób nie lubi być wypytywana. Ani nie chwalą się takimi czynnościami. - powiedział Izaya.
- Dlaczego nie? To tylko błahostka. Po za tym wcale nie czuję się wypytywany. Jeśli nie będę chciał, po prostu ci nie odpowiem. - odpowiedział rozbawiony. Izaya przechylił głowę zaintrygowany.
- Nie bądź taki pewien. - zaśmiał się, poprawiając zsuwający koc z ramion.
- Jak uważasz. - mruknął Lightwood odgarniając srebrne włosy z twarzy. Powoli podniósł się z krzesła. Przeszedł przez kuchnię i odstawił pusty już kubek do zlewu. Oparł się o czysty blat, patrząc na nowego gościa. Izaya upił kolejny łyczek napoju, po czym otulił się szczelniej kocem.
- Zmarźluch z ciebie. - stwierdził srebrnowłosy, otrzymując w odpowiedzi wzruszenie ramionami. - Ale to nie szkodzi. Przynajmniej nie jesteś nudny, jak cała reszta zamkniętych w tym ośrodku. - dodał, po raz kolejny bez problemu znosząc przenikliwe spojrzenie rubinowych oczu.
[ Izaya? ]
Od Yuriko - C.D Levi'a
Niesamowicie zastanawiało mnie to, czy ten facet nadal byłby taki wygadany z wnętrzościami na wierzchu. Nie dość, że przerwał mi najpewniej najciekawsze zajęcie tego dnia, to jeszcze bezczelnie mnie obraził. Chociaż to drugie raczej mnie rozbawiło, pedant się znalazł. Zostawiłam już tego żałosnego kruka. Odrzuciłam w bok pokrwawiony patyczek i wyprostowałam się, spoglądając na chłopaka z góry. Jaki on jest niski, do tego wygląda tak mizernie. Przez chwilę mu się przygladałam, że swoim głupawym spojrzeniem, wodząc wzrokiem po jego ostrych rysach twarzy. Nie byłam w stanie określić, ile miał lat, jednak na pewno był starszy ode mnie i nawet od mojego braciszka. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, kładąc dłoń na jego głowie. Szybko zostałam odepchnięta i posłane zostało mi spojrzenie pełne obrzydzenia. Zaśmiałam się głośno, wycofując się krok w tył.
- Jesteś taki niziutki... mogłabym Cię zgnieść, jak robaka - dodałam chłodnym głosem z nienormalnym uśmiechem
- Nie rób tego nigdy więcej, o ile nie chcesz się pożegnać ze swoimi brudnymi łapskami.
Prychnęłam zarzucając do tyłu swoimi długimi włosami. Z każdą sekundą, wzrastała we mnie chęć zabicia tego gościa. I to tak brutalnie, jak tylko potrafię. Gdyby nie fakt, że spoglądał na mnie cały czas z tym samym wyrazem twarzy, nie nakręcałabym się. Tak naprawdę, jego chłodne spojrzenie sprawiało, że w pewnym stopniu się go bałam i to bardzo. A mimo tego faktu, pragnęłam go jeszcze bardziej wytrącić z równowagi. Zobaczyć jego krew, powoli opuszczającą jego drobne ciało i plamiącą tą zielonkawą trawę. Ponieważ stałam tak już od dłuższego czasu, z trzęsącymi się rękoma, było to do przewidzenia, że ten osobnik zaraz straci zainteresowanie i sobie pójdzie. Kiedy tylko mnie wyminął, spojrzałam na niego przez ramię. W momencie kiedy zniknął mi już z oczu, spojrzałam jeszcze raz na zranionego ptaka. Nudy. Westchnęłam po czym puściłam się biegiem, starając się odszukać chłopaka. Nie było to takie trudne, najwyraźniej mu się nie spieszyło, bo już po chwili go dogoniłam. Naturalnie, przez jakiś czas utrzymywałam dystans, przyglądając się jego plecą.
- Przestań mnie śledzić, nie wychodzi Ci to, za bardzo śmierdzisz - usłyszałam jego głos z lekką nutą irytacji
Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko zrównałam z nim kroku.
- Mówiłeś o jakiejś lekcji dyscypliny, chętnie posłucham.
- Gówniara. Nie denerwuj mnie i idź do siebie - w dalszym ciągu spoglądał przed siebie
Fakt, że nawet nie raczy na mnie spojrzeć sprawiał, że coś wręcz się we mnie gotowało. Chyba jednak przeliczyłam się myśląc, że przebywanie z nim będzie chociaż w drobnej mierze ciekawe. Myliłam się, był nudny jak flaki z olejem. Złapałam w palce chłodny, metalowy krzyżyk przez chwilę na niego spoglądając ze znużeniem.
- Jesteś nudny jak ten wisior - rzuciłam od niechcenia
- Tak? No to wytłumacz mi, czemu za mną łazisz? - mówiąc to mężczyzna o nieznanym mi imieniu, nagle się zatrzymał.
- Zepsułeś mi zabawę, teraz za to zapłacisz - uśmiechnęłam się szeroko
- Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? Bo mi się wydaje, że tak.
- A ja sądzę zupełnie co innego, no zaciekaw mnie - powiedziałam to takim tonem, jak kilkuletnie dziecko błagające o paczkę cukierków
(Levi?)
- Jesteś taki niziutki... mogłabym Cię zgnieść, jak robaka - dodałam chłodnym głosem z nienormalnym uśmiechem
- Nie rób tego nigdy więcej, o ile nie chcesz się pożegnać ze swoimi brudnymi łapskami.
Prychnęłam zarzucając do tyłu swoimi długimi włosami. Z każdą sekundą, wzrastała we mnie chęć zabicia tego gościa. I to tak brutalnie, jak tylko potrafię. Gdyby nie fakt, że spoglądał na mnie cały czas z tym samym wyrazem twarzy, nie nakręcałabym się. Tak naprawdę, jego chłodne spojrzenie sprawiało, że w pewnym stopniu się go bałam i to bardzo. A mimo tego faktu, pragnęłam go jeszcze bardziej wytrącić z równowagi. Zobaczyć jego krew, powoli opuszczającą jego drobne ciało i plamiącą tą zielonkawą trawę. Ponieważ stałam tak już od dłuższego czasu, z trzęsącymi się rękoma, było to do przewidzenia, że ten osobnik zaraz straci zainteresowanie i sobie pójdzie. Kiedy tylko mnie wyminął, spojrzałam na niego przez ramię. W momencie kiedy zniknął mi już z oczu, spojrzałam jeszcze raz na zranionego ptaka. Nudy. Westchnęłam po czym puściłam się biegiem, starając się odszukać chłopaka. Nie było to takie trudne, najwyraźniej mu się nie spieszyło, bo już po chwili go dogoniłam. Naturalnie, przez jakiś czas utrzymywałam dystans, przyglądając się jego plecą.
- Przestań mnie śledzić, nie wychodzi Ci to, za bardzo śmierdzisz - usłyszałam jego głos z lekką nutą irytacji
Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko zrównałam z nim kroku.
- Mówiłeś o jakiejś lekcji dyscypliny, chętnie posłucham.
- Gówniara. Nie denerwuj mnie i idź do siebie - w dalszym ciągu spoglądał przed siebie
Fakt, że nawet nie raczy na mnie spojrzeć sprawiał, że coś wręcz się we mnie gotowało. Chyba jednak przeliczyłam się myśląc, że przebywanie z nim będzie chociaż w drobnej mierze ciekawe. Myliłam się, był nudny jak flaki z olejem. Złapałam w palce chłodny, metalowy krzyżyk przez chwilę na niego spoglądając ze znużeniem.
- Jesteś nudny jak ten wisior - rzuciłam od niechcenia
- Tak? No to wytłumacz mi, czemu za mną łazisz? - mówiąc to mężczyzna o nieznanym mi imieniu, nagle się zatrzymał.
- Zepsułeś mi zabawę, teraz za to zapłacisz - uśmiechnęłam się szeroko
- Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? Bo mi się wydaje, że tak.
- A ja sądzę zupełnie co innego, no zaciekaw mnie - powiedziałam to takim tonem, jak kilkuletnie dziecko błagające o paczkę cukierków
(Levi?)
Od Izayii - C.D Abla
Przechylił głowę odrobinę w prawo, owijając się kocem jak najciaśniej
się dało. Oddalił gorący kubek od odrobinę cieplejszego policzka i upił
łyk. Mruknął cicho z aprobatą, czując jak niesłodzona herbata przyjemnie
parzy mu gardło. Taka mała rzecz, a cieszy.
- Mam – odparł po chwili milczenia. – Młodsze o trzy lata bliźniaczki.
- Tęsknisz za nimi? – padło następne pytanie.
Miodowe tęczówki dzielnie odwzajemniały spojrzenia Izayii. Pomiędzy brwiami bruneta pojawiła się zmarszczka. Ten chłopak naprawdę go zainteresował. Takiej osoby już dawno nie spotkał. Chociaż jego zdaniem Abel mógłby być trochę bardziej… emocjonalny. Zimne spojrzenie, bezbarwny ton głosu… Orihara zawsze największą radość miał z głębokich emocji, które osobiście wywoływał lub w jakiejś części się przyczyniał. Wprost uwielbiał siać spustoszenie w umysłach jego kochanych ludzi. Doprowadzać do skraju wytrzymałości.
- Powiedzmy, że tak – odparł, zastanawiając się przez chwilę. To co czuł można raczej zaliczyć do sentymentu. Kururi i Mairu traktował jak przyjaciółki, gdyby coś im się stało może i odczuwałby smutek.
Głośny grzmot wyrwał go z zamyślenia. Odruchowo spojrzał w stronę okna. Leniwie odgarnął czarny kosmyk, który opadł na oczy. Deszcz nadal padał i jak na razie nie zamierzał przestawać.
- Wracając do wcześniej rozpoczętego tematu – powiedział, uśmiechając się wesoło. – Nie odpowiedziałeś na pytanie. Co takiego robiłeś przed pojawieniem się w Ośrodku?
- Odpowiedziałem – odparł srebrnowłosy, popijając wystygającą herbatę. – To tajemnica.
- Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje – prychnął Izaya, odkładając kubek i odrobinę nachylając się nad stołem. Zagryzł wargę i przeszył Abla spojrzeniem. –Mordowałeś? Możesz śmiało mówić, im straszniej tym lepiej. Hmm… A może po prostu siedziałeś w domu i nic nie robiłeś? – zastanawiał się na głos. W Rimear Center zapewne znajdowały się najróżniejsze osoby. Od szarych myszek cieszących się samotnością po bezwzględnych psychopatów, którzy byli zdolni do wszystkiego. Izaya z pewnością zaliczał się do tej drugiej grupy.
[ Abel? ]
- Mam – odparł po chwili milczenia. – Młodsze o trzy lata bliźniaczki.
- Tęsknisz za nimi? – padło następne pytanie.
Miodowe tęczówki dzielnie odwzajemniały spojrzenia Izayii. Pomiędzy brwiami bruneta pojawiła się zmarszczka. Ten chłopak naprawdę go zainteresował. Takiej osoby już dawno nie spotkał. Chociaż jego zdaniem Abel mógłby być trochę bardziej… emocjonalny. Zimne spojrzenie, bezbarwny ton głosu… Orihara zawsze największą radość miał z głębokich emocji, które osobiście wywoływał lub w jakiejś części się przyczyniał. Wprost uwielbiał siać spustoszenie w umysłach jego kochanych ludzi. Doprowadzać do skraju wytrzymałości.
- Powiedzmy, że tak – odparł, zastanawiając się przez chwilę. To co czuł można raczej zaliczyć do sentymentu. Kururi i Mairu traktował jak przyjaciółki, gdyby coś im się stało może i odczuwałby smutek.
Głośny grzmot wyrwał go z zamyślenia. Odruchowo spojrzał w stronę okna. Leniwie odgarnął czarny kosmyk, który opadł na oczy. Deszcz nadal padał i jak na razie nie zamierzał przestawać.
- Wracając do wcześniej rozpoczętego tematu – powiedział, uśmiechając się wesoło. – Nie odpowiedziałeś na pytanie. Co takiego robiłeś przed pojawieniem się w Ośrodku?
- Odpowiedziałem – odparł srebrnowłosy, popijając wystygającą herbatę. – To tajemnica.
- Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje – prychnął Izaya, odkładając kubek i odrobinę nachylając się nad stołem. Zagryzł wargę i przeszył Abla spojrzeniem. –Mordowałeś? Możesz śmiało mówić, im straszniej tym lepiej. Hmm… A może po prostu siedziałeś w domu i nic nie robiłeś? – zastanawiał się na głos. W Rimear Center zapewne znajdowały się najróżniejsze osoby. Od szarych myszek cieszących się samotnością po bezwzględnych psychopatów, którzy byli zdolni do wszystkiego. Izaya z pewnością zaliczał się do tej drugiej grupy.
[ Abel? ]
Od Levi'a - C.D Neriel
Gdy tylko drzwi się uchyliły, jakaś 5-latka wlazła mi do apartamentu i
zaczęła sobie po nim swobodnie łazić. Momentalnie poczułem, jak
poirytowanie wyraźnie ilustruje się na moim czole, co znać dała o sobie
niebezpieczna żyła, która sobie tam wyskoczyła. Obserwowałem małolatkę,
która nagle skoczyła na mnie i zaczęła gryźć moją nogę. Nie wiem co się
stało w tamtym momencie, ale wtedy też to się za bardzo nie liczyło,
tylko to by odczepić od siebie tego mikroskopijnego insekta. Do
pomieszczenia wparowała kolejna, nieokreślona mi, banda dziewuch. Co się
tu, k***a, dzieje?! Szybko się poirytowałem zaistniałą sytuacją i
wziąłem rozpieszczoną dziewuchę za fraki. Podniosłem ją, jak jakiegoś
kundla.
- Bachorze, co to miało znaczyć?! - warknąłem, rzucając jej pogardliwie spojrzenie.
- Nie podoba mi się pan. - Sprostowała i wywaliła jęzor.
- Tch. Pieprzony karaluch.
- Proszę, przepraszany za nią. - Niepewnym krokiem ośmieliła się podejść do mnie dziewczyna o zielonych włosach. - Ja się nią zajmę. - po tych słowach, bachor trafił w jej ręce.
- Nie obchodzi mnie ten smarkacz. Jedynie czego chcę, to żebyście stąd wyszły. Marnujecie mój czas - warknąłem wyraźnie poirytowany nimi wszystkimi.
- Niech się już tak, nasz kolega, nie spina. Wiesz, że jak się tak wkurzać, to ci zmarszczki wyjdą na tej Twojej pięknej buźce? - Sam nie miałem pojęcia, czy było to, swego rodzaju, zwykłe pytanie, czy pytanie retoryczne.
- Wypad mi stąd, bo zwrócę się do rygorystycznych środków.
- Oj tam, przestań. - tęczowo włosa tylko machnęła ręką. - Co Cię tak gryzie?
- Widok twojej parszywej gęby.
- No weź. - I w mgnieniu oka znalazła się obok mnie, objęła mnie za pomocą swego ramienia i przyciągnęła do siebie. - Możemy zostać przyjaciółmi.
- Nie zaprzyjaźniam się z kadetami. - Dostała pierw w żebra, a potem znalazła się po drugiej stronie pokoju. - I nie dotykaj mnie swoimi brudnymi łapskami. - Otrzepałem się, z obrzydzeniem patrząc na ową dziewczynę. - Teraz się stąd wynoście, bo zaboli jeszcze bardziej, ale nie tylko ją, a całą waszą parszywą ósemkę.
W moich oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Połowa z nich się wzdrygnęła.
(Neriel?)
- Bachorze, co to miało znaczyć?! - warknąłem, rzucając jej pogardliwie spojrzenie.
- Nie podoba mi się pan. - Sprostowała i wywaliła jęzor.
- Tch. Pieprzony karaluch.
- Proszę, przepraszany za nią. - Niepewnym krokiem ośmieliła się podejść do mnie dziewczyna o zielonych włosach. - Ja się nią zajmę. - po tych słowach, bachor trafił w jej ręce.
- Nie obchodzi mnie ten smarkacz. Jedynie czego chcę, to żebyście stąd wyszły. Marnujecie mój czas - warknąłem wyraźnie poirytowany nimi wszystkimi.
- Niech się już tak, nasz kolega, nie spina. Wiesz, że jak się tak wkurzać, to ci zmarszczki wyjdą na tej Twojej pięknej buźce? - Sam nie miałem pojęcia, czy było to, swego rodzaju, zwykłe pytanie, czy pytanie retoryczne.
- Wypad mi stąd, bo zwrócę się do rygorystycznych środków.
- Oj tam, przestań. - tęczowo włosa tylko machnęła ręką. - Co Cię tak gryzie?
- Widok twojej parszywej gęby.
- No weź. - I w mgnieniu oka znalazła się obok mnie, objęła mnie za pomocą swego ramienia i przyciągnęła do siebie. - Możemy zostać przyjaciółmi.
- Nie zaprzyjaźniam się z kadetami. - Dostała pierw w żebra, a potem znalazła się po drugiej stronie pokoju. - I nie dotykaj mnie swoimi brudnymi łapskami. - Otrzepałem się, z obrzydzeniem patrząc na ową dziewczynę. - Teraz się stąd wynoście, bo zaboli jeszcze bardziej, ale nie tylko ją, a całą waszą parszywą ósemkę.
W moich oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Połowa z nich się wzdrygnęła.
(Neriel?)
Vampire Knight ? Nabór.
Bardzo krótko i zwięźle, ponieważ jest to wątek, który nie jest ani trochę związany z Rimear. Poruszam go tylko z tego względu iż mam świadomość, że znajdują się tutaj na prawdę wyjątkowe osoby i wyśmienici pisarze, których teraz bardzo potrzebuję.
~~~
Tak więc nie powinnam teraz zaśmiecać wam bloga takimi wątkami, no ale niestety...muszę, bo nie pamiętam kogo pytałam, a kogo jeszcze nie xD
No to przechodząc do rzeczy, właśnie tworzą sobie bloga razem z moją kochaną Nemezis (Zero), ale żeby go stworzyć potrzebne mi są osoby CHĘTNE ! I skłonne do systematycznego pisania opowiadań. Bowiem blog nie będzie na tej samej zasadzie co Rimear. Będzie to strona z opowiadaniami, taka jakby historia. kontynuacja Vampire Knight. Jeśli ktoś oglądał to zapewne ogarnia co tam się wydarzyło, jakie postacie tam się znajdują itd.
~~~
Jeżeli naszłą cię ochota na wspólne pisanie ze mną oraz Zerem no to pisz śmiało w komentarzu lub na howrse. To pilne ! (Bo Tavv się ślini na myśl o wampirach). Zapraszam wszystkich chętnych po szczegóły i wybór postaci ^^
~Tavv z całkiem innej beczki xD
Od Neriel - C.D Levi'a
Neriel stała w dość długiej kolejce, czekając, aż szanowna pani
ekspedientka raczy ją za obsłużyć. Przyglądała się kolorowym paczuszkom
żelków, gum, cukierków i czekolad. Jeszcze raz przeczytała listę zakupów
i jeszcze raz pokręciła głową. Po co komu szparagi i kurkuma? No cóż,
Shiemi, jej współlokatorka, od zawsze miała swoje dziwactwa, ale
szczerze mówiąc Neriel wcale to nie przeszkadzało. Dziewczyna nerwowo
dreptała w miejscu, co chwilę patrząc na zegarek. Gdy w końcu nadeszła
jej kolej, błyskawicznie wyrecytowała produkty, które miała zakupić.
Ekspedientka strasznie jak denerwowała, pakowała wszystko w ślimaczym
tempie, nie mówiąc już o podliczaniu na kasie rachunku. Po chwili
czekania Nel została powiadomiona o tym, ile ma zapłacić. Wyjęła z
portfela dwie dychy i podała je kasjerce. Schowała resztę i niosąc
siatki pod pachami, wystrzeliła na zewnątrz. Cóż, pomijając fakt,
że niemalże zginęła pod kołami rozpędzonego samochodu, wpadła na kilku
przechodniów i zgubiła parę szparagów, to wytrwale i w miarę szybko
brnęła do przodu. Gdy doszła do małego mieszkanka w bloku, stanęła jak
wryta. Jej domek wyglądał jak pobojowisko, a na środku salonu leżała
Shiemi. Dla ścisłości martwa Shiemi. Zupełnie niespodziewanie ktoś
położył rękę na jej ramieniu, a potem... Potem straciła przytomność.
***
Neriel obudziła się w obcej pościeli, obcym łóżku, obcym pokoju i obcym apartamencie. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje... Próbowała przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniego dnia, ale ktoś jakby wymazał je z jej życia. Jakby nigdy ich nie było... Dziewczyna usiadła na brzegu materaca. Zdziwiona pomachała bosymi stópkami i zlustrowała swoją odzież. Była ubrana w dziwną koszulę, przypominającą te w szpitalach. Zeskoczyła na ziemię, zaciekawiona nowym miejscem. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to wielki, 72-calowy telewizor i konsola do gier. Nie przejmując się głodem, zmęczeniem, ani potrzebami fizjologicznymi, podbiegła do owych przedmiotów i zaczęła je podziwiać. Bardzo chciała zagrać tych cudeńkach, ale wolała nie ryzykować złości ich prawowitego właściciela (jak później się okazało, siebie samej...). Wyszła więc na długi korytarz i z zaciekawieniem zaczęła przyglądać się wszystkiemu, na co warto było zwrócić uwagę. Chwilę łaziła bez celu, aż w końcu ukryte w niej Tęczowe Dziewczęta dały o sobie znać. Nel próbowała je powstrzymać, ale nie dała rady. Siedem kolorowych pannic stanęła tuż obok niej. Jak zwykle zaczęły się przekrzykiwać:
- Aua! Rika, uderzyłaś mnie! - warknęła błękitna Touka.
- Co?! Ja cię nawet nie dotknęłam! - odparła oburzona granatowa.
Greenda, jak to Greenda próbowała załagodzić całą sytuację.
- Dziewczyny, proszę was... - mruknęła.
Ale kolorowe pannice kłóciły się dalej. Nagle wszystkie umilkły, patrząc w to samo miejsce. O Boże... Satoko właśnie wchodziła do czyjegoś pokoju. Jako że była bardzo niska, chwilę pomęczyła się z dosięgnięciem klamki, a następnie zniknęła w otchłani apartamentu. Cała reszta dziewczyn (w tym Neriel) rzuciła się w tamtą stronę. Gdy otworzyły drzwi, ujrzały Satoko gryzącą nogę jakiegoś bruneta, który usiłował się jej pozbyć, potrząsając i kopiąc kończyną.
<Levi?>
***
Neriel obudziła się w obcej pościeli, obcym łóżku, obcym pokoju i obcym apartamencie. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje... Próbowała przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniego dnia, ale ktoś jakby wymazał je z jej życia. Jakby nigdy ich nie było... Dziewczyna usiadła na brzegu materaca. Zdziwiona pomachała bosymi stópkami i zlustrowała swoją odzież. Była ubrana w dziwną koszulę, przypominającą te w szpitalach. Zeskoczyła na ziemię, zaciekawiona nowym miejscem. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to wielki, 72-calowy telewizor i konsola do gier. Nie przejmując się głodem, zmęczeniem, ani potrzebami fizjologicznymi, podbiegła do owych przedmiotów i zaczęła je podziwiać. Bardzo chciała zagrać tych cudeńkach, ale wolała nie ryzykować złości ich prawowitego właściciela (jak później się okazało, siebie samej...). Wyszła więc na długi korytarz i z zaciekawieniem zaczęła przyglądać się wszystkiemu, na co warto było zwrócić uwagę. Chwilę łaziła bez celu, aż w końcu ukryte w niej Tęczowe Dziewczęta dały o sobie znać. Nel próbowała je powstrzymać, ale nie dała rady. Siedem kolorowych pannic stanęła tuż obok niej. Jak zwykle zaczęły się przekrzykiwać:
- Aua! Rika, uderzyłaś mnie! - warknęła błękitna Touka.
- Co?! Ja cię nawet nie dotknęłam! - odparła oburzona granatowa.
Greenda, jak to Greenda próbowała załagodzić całą sytuację.
- Dziewczyny, proszę was... - mruknęła.
Ale kolorowe pannice kłóciły się dalej. Nagle wszystkie umilkły, patrząc w to samo miejsce. O Boże... Satoko właśnie wchodziła do czyjegoś pokoju. Jako że była bardzo niska, chwilę pomęczyła się z dosięgnięciem klamki, a następnie zniknęła w otchłani apartamentu. Cała reszta dziewczyn (w tym Neriel) rzuciła się w tamtą stronę. Gdy otworzyły drzwi, ujrzały Satoko gryzącą nogę jakiegoś bruneta, który usiłował się jej pozbyć, potrząsając i kopiąc kończyną.
<Levi?>
Od Levi'a - C.D Yuriko
Otworzyłem oczy i spojrzałam na alarm, który stał obok na małym stoliku
do kawy. Budzik wskazywał godzinę 6:00. Równo z czasem zawsze wstaję o
tej samej porze. Przeciągnąłem się i leniwie wygrzebałem się z łóżka.
Normalnie bym się tak nie zachowywał, ale nie jestem przyzwyczajony do
gwałtownych przeprowadzek, to tyczy się także nowych miejsc
zamieszkania. Koniec końców, dotarłem wreszcie do łazienki i podszedłem
do umywalki. Pierw przestudiowałem swoją twarz, a w komentarzu na swój
obecny wygląd, pozwoliłem by na mojej twarzy zagościł dziwny grymas
niezadowolenia. Dlatego tak bardzo nienawidzę potrzeby, jakim jest
regeneracja energii poprzez sen, bo ilekroć rano muszę wstawać, to
zawsze jestem zmuszony, pierw, poobserwować swoją osobę w lustrze.
Mruknąłem poirytowany i odgarnąłem opadający kosmyk włosów ze swojej
twarzy. Skierowałem się w stronę prysznica, by móc zaczerpnąć,
potrzebnej mi w tej chwili, poczucia świeżości. Zdjąłem z siebie
szlafrok i powiesiłem go na wieszaku, który zamontowany był obok kabiny.
Wszedłem do środka i wyregulowałem wodę, by móc ocucić się w jej
letniej temperaturze. Nie wyszedłem, dopóki nie upewniłem się, że każda
część mojego ciała dostaje tylu samo uwagi ze strony żelu. Zakręciłem
zawór i szczelnie owinąłem dolną część swojego torsu. Wychodząc z
łazienki upewniłem się, czy zgasiłem światło i zachowałem, jako taki,
porządek. Pogrzebałem trochę w rzeczach i znalazłem w końcu coś na
wyjście. Postanowiłem wyjść, by orzeźwić swój umysł. Otworzyłem również
okna, by pozbyć się zduszonego powietrza w pomieszczeniu i zaraz
wyszedłem, wcześniej zamykając drzwi. Przekroczyłem próg wejścia do
potężnego gmachu i ze znużonym spojrzeniem obserwowałem pobliską
okolicę, aż do momentu, w którym to nie ujrzałem jakiejś dziwnej
dziewczyny, która przykucała obok ławki. Uniosłem lewą brew i
postanowiłem podejść do tego wybryku natury, aby przeanalizować całą
sytuację. Od razu przyszło mi do głowy to, iż może być schizofreniczką.
Stanąłem naprzeciw niej i tylko bez emocjonalnie przyglądałem się temu,
jak... dłubie skrzydło jakiemuś krukowi. Momentalnie mina mi zrzedła już
na sam widok jaki roztaczał się przed moimi oczami. Dobrze, że ubrałem
rękawiczki. Chwyciłem dziewczynę za nadgarstek i szarpnąłem ją dość
mocno, co zmusiło ją do znalezienia się w pozycji klęczącej. Chwila jej
zajęła, by zorientować się, co się właśnie wydarzyło. W końcu spojrzała w
górę, by zetknąć się z moim, przeszywającym ją na wylot, spojrzeniem.
- Ty chyba nie zdajesz sobie z sprawy z tego, że żyjemy w wieku, gdzie znęcanie się nad zwierzętami jest surowo zakazane. Oczywiście nie tyczy się to zwierząt laboratoryjnych, jaki i przewlekle chorych.
- ...Co?
- Idiotka. Ogłuchłaś? - Puściłem jej rękę i zrobiłem krok w tył, by mieć lepszy wgląd na jej żałosną posturę.
- Coś ty za jeden?
- Tch. Nie mam potrzeby w mówieniu ci mojego imienia. - Teraz zdołałem poczuć intensywny odór, który walnął mnie wprost od dziewczyny. - Bachorze, o higienę się dba. Cuchniesz jak zj*ba*a kapibara.
- Już cię nie lubię.
- Ciesz się, że tym razem nie postanowiłem udzielić ci lekcji dyscypliny. Nie dość, że szkoda mojego czasu, aby go marnować na kogoś takiego jak ty, to jeszcze nie mam zamiaru dotykać mutagennego śmieciarza.
Nie była zadowolona. W jej oczach bił obłęd i szaleństwo. Wiedziałem, że to dziwadło ma coś nie tak ze swoim łbem. Głupsza od konia.
(Yuriko?)
- Ty chyba nie zdajesz sobie z sprawy z tego, że żyjemy w wieku, gdzie znęcanie się nad zwierzętami jest surowo zakazane. Oczywiście nie tyczy się to zwierząt laboratoryjnych, jaki i przewlekle chorych.
- ...Co?
- Idiotka. Ogłuchłaś? - Puściłem jej rękę i zrobiłem krok w tył, by mieć lepszy wgląd na jej żałosną posturę.
- Coś ty za jeden?
- Tch. Nie mam potrzeby w mówieniu ci mojego imienia. - Teraz zdołałem poczuć intensywny odór, który walnął mnie wprost od dziewczyny. - Bachorze, o higienę się dba. Cuchniesz jak zj*ba*a kapibara.
- Już cię nie lubię.
- Ciesz się, że tym razem nie postanowiłem udzielić ci lekcji dyscypliny. Nie dość, że szkoda mojego czasu, aby go marnować na kogoś takiego jak ty, to jeszcze nie mam zamiaru dotykać mutagennego śmieciarza.
Nie była zadowolona. W jej oczach bił obłęd i szaleństwo. Wiedziałem, że to dziwadło ma coś nie tak ze swoim łbem. Głupsza od konia.
(Yuriko?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)