Otworzyłem oczy i spojrzałam na alarm, który stał obok na małym stoliku
do kawy. Budzik wskazywał godzinę 6:00. Równo z czasem zawsze wstaję o
tej samej porze. Przeciągnąłem się i leniwie wygrzebałem się z łóżka.
Normalnie bym się tak nie zachowywał, ale nie jestem przyzwyczajony do
gwałtownych przeprowadzek, to tyczy się także nowych miejsc
zamieszkania. Koniec końców, dotarłem wreszcie do łazienki i podszedłem
do umywalki. Pierw przestudiowałem swoją twarz, a w komentarzu na swój
obecny wygląd, pozwoliłem by na mojej twarzy zagościł dziwny grymas
niezadowolenia. Dlatego tak bardzo nienawidzę potrzeby, jakim jest
regeneracja energii poprzez sen, bo ilekroć rano muszę wstawać, to
zawsze jestem zmuszony, pierw, poobserwować swoją osobę w lustrze.
Mruknąłem poirytowany i odgarnąłem opadający kosmyk włosów ze swojej
twarzy. Skierowałem się w stronę prysznica, by móc zaczerpnąć,
potrzebnej mi w tej chwili, poczucia świeżości. Zdjąłem z siebie
szlafrok i powiesiłem go na wieszaku, który zamontowany był obok kabiny.
Wszedłem do środka i wyregulowałem wodę, by móc ocucić się w jej
letniej temperaturze. Nie wyszedłem, dopóki nie upewniłem się, że każda
część mojego ciała dostaje tylu samo uwagi ze strony żelu. Zakręciłem
zawór i szczelnie owinąłem dolną część swojego torsu. Wychodząc z
łazienki upewniłem się, czy zgasiłem światło i zachowałem, jako taki,
porządek. Pogrzebałem trochę w rzeczach i znalazłem w końcu coś na
wyjście. Postanowiłem wyjść, by orzeźwić swój umysł. Otworzyłem również
okna, by pozbyć się zduszonego powietrza w pomieszczeniu i zaraz
wyszedłem, wcześniej zamykając drzwi. Przekroczyłem próg wejścia do
potężnego gmachu i ze znużonym spojrzeniem obserwowałem pobliską
okolicę, aż do momentu, w którym to nie ujrzałem jakiejś dziwnej
dziewczyny, która przykucała obok ławki. Uniosłem lewą brew i
postanowiłem podejść do tego wybryku natury, aby przeanalizować całą
sytuację. Od razu przyszło mi do głowy to, iż może być schizofreniczką.
Stanąłem naprzeciw niej i tylko bez emocjonalnie przyglądałem się temu,
jak... dłubie skrzydło jakiemuś krukowi. Momentalnie mina mi zrzedła już
na sam widok jaki roztaczał się przed moimi oczami. Dobrze, że ubrałem
rękawiczki. Chwyciłem dziewczynę za nadgarstek i szarpnąłem ją dość
mocno, co zmusiło ją do znalezienia się w pozycji klęczącej. Chwila jej
zajęła, by zorientować się, co się właśnie wydarzyło. W końcu spojrzała w
górę, by zetknąć się z moim, przeszywającym ją na wylot, spojrzeniem.
- Ty chyba nie zdajesz sobie z sprawy z tego, że żyjemy w wieku, gdzie
znęcanie się nad zwierzętami jest surowo zakazane. Oczywiście nie tyczy
się to zwierząt laboratoryjnych, jaki i przewlekle chorych.
- ...Co?
- Idiotka. Ogłuchłaś? - Puściłem jej rękę i zrobiłem krok w tył, by mieć lepszy wgląd na jej żałosną posturę.
- Coś ty za jeden?
- Tch. Nie mam potrzeby w mówieniu ci mojego imienia. - Teraz zdołałem
poczuć intensywny odór, który walnął mnie wprost od dziewczyny. -
Bachorze, o higienę się dba. Cuchniesz jak zj*ba*a kapibara.
- Już cię nie lubię.
- Ciesz się, że tym razem nie postanowiłem udzielić ci lekcji
dyscypliny. Nie dość, że szkoda mojego czasu, aby go marnować na kogoś
takiego jak ty, to jeszcze nie mam zamiaru dotykać mutagennego
śmieciarza.
Nie była zadowolona. W jej oczach bił obłęd i szaleństwo. Wiedziałem, że
to dziwadło ma coś nie tak ze swoim łbem. Głupsza od konia.
(Yuriko?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz