Neriel stała w dość długiej kolejce, czekając, aż szanowna pani
ekspedientka raczy ją za obsłużyć. Przyglądała się kolorowym paczuszkom
żelków, gum, cukierków i czekolad. Jeszcze raz przeczytała listę zakupów
i jeszcze raz pokręciła głową. Po co komu szparagi i kurkuma? No cóż,
Shiemi, jej współlokatorka, od zawsze miała swoje dziwactwa, ale
szczerze mówiąc Neriel wcale to nie przeszkadzało. Dziewczyna nerwowo
dreptała w miejscu, co chwilę patrząc na zegarek. Gdy w końcu nadeszła
jej kolej, błyskawicznie wyrecytowała produkty, które miała zakupić.
Ekspedientka strasznie jak denerwowała, pakowała wszystko w ślimaczym
tempie, nie mówiąc już o podliczaniu na kasie rachunku. Po chwili
czekania Nel została powiadomiona o tym, ile ma zapłacić. Wyjęła z
portfela dwie dychy i podała je kasjerce. Schowała resztę i niosąc
siatki pod pachami, wystrzeliła na zewnątrz. Cóż, pomijając fakt,
że niemalże zginęła pod kołami rozpędzonego samochodu, wpadła na kilku
przechodniów i zgubiła parę szparagów, to wytrwale i w miarę szybko
brnęła do przodu. Gdy doszła do małego mieszkanka w bloku, stanęła jak
wryta. Jej domek wyglądał jak pobojowisko, a na środku salonu leżała
Shiemi. Dla ścisłości martwa Shiemi. Zupełnie niespodziewanie ktoś
położył rękę na jej ramieniu, a potem... Potem straciła przytomność.
***
Neriel obudziła się w obcej pościeli, obcym łóżku, obcym pokoju i obcym apartamencie. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje...
Próbowała przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniego dnia, ale ktoś
jakby wymazał je z jej życia. Jakby nigdy ich nie było... Dziewczyna
usiadła na brzegu materaca. Zdziwiona pomachała bosymi stópkami i
zlustrowała swoją odzież. Była ubrana w dziwną koszulę, przypominającą
te w szpitalach. Zeskoczyła na ziemię, zaciekawiona nowym miejscem.
Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to wielki, 72-calowy telewizor i
konsola do gier. Nie przejmując się głodem, zmęczeniem, ani potrzebami
fizjologicznymi, podbiegła do owych przedmiotów i zaczęła je podziwiać.
Bardzo chciała zagrać tych cudeńkach, ale wolała nie ryzykować złości
ich prawowitego właściciela (jak później się okazało, siebie samej...).
Wyszła więc na długi korytarz i z zaciekawieniem zaczęła przyglądać się
wszystkiemu, na co warto było zwrócić uwagę. Chwilę łaziła bez celu, aż w
końcu ukryte w niej Tęczowe Dziewczęta dały o sobie znać. Nel próbowała
je powstrzymać, ale nie dała rady. Siedem kolorowych pannic stanęła tuż
obok niej. Jak zwykle zaczęły się przekrzykiwać:
- Aua! Rika, uderzyłaś mnie! - warknęła błękitna Touka.
- Co?! Ja cię nawet nie dotknęłam! - odparła oburzona granatowa.
Greenda, jak to Greenda próbowała załagodzić całą sytuację.
- Dziewczyny, proszę was... - mruknęła.
Ale kolorowe pannice kłóciły się dalej. Nagle wszystkie umilkły, patrząc
w to samo miejsce. O Boże... Satoko właśnie wchodziła do czyjegoś
pokoju. Jako że była bardzo niska, chwilę pomęczyła się z dosięgnięciem
klamki, a następnie zniknęła w otchłani apartamentu. Cała reszta
dziewczyn (w tym Neriel) rzuciła się w tamtą stronę. Gdy otworzyły
drzwi, ujrzały Satoko gryzącą nogę jakiegoś bruneta, który usiłował się
jej pozbyć, potrząsając i kopiąc kończyną.
<Levi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz