Uchyliłam powieki czując w nozdrzach delikatny odór spalenizny.
Podniosłam się z wygodnego łoża ''śmierci'' i stawiając stopy na zimnej
posadzce przeciągnęłam niewidocznie swoje gibkie ciało. Założyłam kapcie
i powlokłam się w stronę okna, które wcześniejszego wieczoru zostawiłam
otwarte. Tam smród był jeszcze bardziej wyraźniejszy. No tak,
pomyślałam, cholerny sąsiad z góry znów coś przypalił. Jak ja nie znoszę
kiedy dzień w dzień czuję spalone mięso albo jeszcze gorsze świństwo.
Nie mogę potem wywietrzyć żadnego z pokoi, ale cóż. Na takie rzeczy
trzeba być po prostu uodpornionym, dlatego też nie zwracam zwykle na to
uwagi. Otworzyłam szafę obok i zabierając kolejny czarny komplet z mojej
kolekcji udałam się do łazienki. Odkręciłam kurki pozwalając chłodnej
wodzie spłynąć po moim nagim ciele. Tylko w ten sposób mogłam uwolnić
się od codziennej rutyny, chociaż czynność ta należała do jednej z nich.
Patrzyłam pustym wzrokiem w lustro naprzeciwko i uniosłam dłoń
zaciskając ją mocno na szyi. Zawsze byłam dość silna, aby wytrzymać to
co przyniósł mi los. Zacisnęłam powieki, a przed oczami ujrzałam to co
się wydarzyło kilka lat wcześniej.
''Stałam w cieniu budynku patrząc jak żołnierze biegają po pustych,
ciemnych ulicach miasta. Szukają mnie, przebiegło mi przez myśl, to ja
byłam ich obiektem. Niewidocznie wykrzywiłam usta w niemym uśmiechu.
Doskonale wiedziałam co zrobią kiedy mnie znajdą. Perspektywa ta była
przyjemna i wpłynęłaby na moją korzyść. Nie mogłabym jednak na to
pozwolić, związałam przysięgę. Dzień, w którym zdradziłam i zostałam
zdradzona przypieczętowała mój dalszy los. Nie, wcale nie miałam na
myśli zawarcia kontraktu z arcaną, lecz to co odkryłam kiedy przejęłam
ją w posiadanie. Cały świat, który był u mych stóp, wszystko co mi
mówili było perfidnym kłamstwem. Matka, ojciec, wujek, kuzyn,
rówieśnicy, a nawet mój brat. Żyłam w rodzinie oszustów i morderców, dla
których nic nie liczyło się tak jak dobicie do celu. Rodzinny
interesik, który pozbawił życia wiele istnień oraz wolności miał wkrótce
pozostawić piętno również na moim losie. Nie, zaraz.. już to zrobił.
Nie mogłam uwierzyć jak bardzo zmieniło się moje życia. Wtem moje
rozmyślania przerwał czyiś oddech na karku. Nie musiałam się odwracać,
by wiedzieć kto to jest. Przekręciłam się do tyłu i położyłam lodowatą
dłoń na bladym, teraz koloru soczystej maliny policzku. Chwilę
przypatrywałam się dużym, ciemnym oczom, które tak znakomicie uwodziły
każdą kobietę. Na mnie jednak nie działał ten urok, byłam odporna na
takie rzeczy. Wystarczyła tylko chwila, bym mogła dostrzec w nich
głębokie pożądanie. Nie czekając wpiłam się w mokre usta przygniatając
mężczyznę do marmurowej ściany. To co robiłam nie było jednym z
najobrzydliwszych rzeczy z jakimi dotąd miałam do czynienia. Było jednak
pozbawione jakichkolwiek emocji z mojej strony, krył się za tym jedynie
czysty cel. Niezauważalnie wyjęłam z tylnej kieszeni spodni strzykawkę z
przygotowanym wcześniej płynem czym prędzej wbijając w tylną część szyi
ofiary. Ześlizgnęłam się z omdlałego ciała i przyprowadzając do ładu
wyszłam na środek ulicy.''
Powróciłam do rzeczywistości. Otworzyłam oczy i znów wpatrywałam się
zamglone lustrzane odbicie. Spostrzegłam na nim strużkę krwi cieknącą
powoli z lewej partii szyjnej po ramieniu, piersi i brzuchu schodzącą
coraz niżej w dół. Rozluźniłam uścisk prawej ręki, na których pojawił
się delikatny czerwony ślad. Wyszłam z kabiny, owinęłam się w ręcznik i
bez pośpiechu ogarnęłam swoje ciało.
Wychodząc włączyłam telewizor na kanale z wiadomościami, podgłosiłam i
ruszyłam do kuchni. Wróciłam po niecałej minucie niosąc w ręku miskę z
mlekiem i płatkami. Muskałam łyżką chropowatą powierzchnię raz za razem
unosząc ją w górę to w dół, gdy nagle zawisła w powietrzu. Wyszukałam
ręką pilota włączając dźwięk na maksymalny. Po niecałej chwili
przyciszyłam go ponownie. No, no, no. Mechanicznie zaawansowane
zagrażające życiu arcany wypadły spod kontroli naukowcom. Szczerze
powiedziawszy, można było się tego spodziewać. Nie umieją dobrze
przypilnować swoich wytworów, a potem cała odpowiedzialność spada na
nas, arcany. Olałabym tą sprawę, jednak gdyby nie to, że już dawno nie
miałam okazji się zabawić postanowiłam wziąć w niej udział. Aby
unieszkodliwić robota musiałabym najpierw zdobyć informacje o nich, a
tym zajmę się dzięki mojej zaawansowanej technologicznie pracowni.
Problem jednak leży w ''składach''. Nigdy nie miałam dobrych kontaktów z
pozostałymi członkami RC, a wręcz nie miałam okazji wymienić krótkiej
rozmowy nawet z jednym z nich. Westchnęłam głęboko, po czym zgasiłam
telewizor i odniosłam miskę z powrotem do kuchni. Otworzyłam na rozszerz
drzwi balkonowe wdychając dawkę świeżego powietrza, co było jedynym
plusem życia tutaj. Już miałam wchodzić z powrotem, kiedy kątem oka
dostrzegłam bezbarwny płyn lejący się z górnego piętra w dół. Sąsiadek
chce się zabawić? Niech będzie. Weszłam na barierkę, podskoczyłam i
chwytając się górnej poręczy zrobiłam fikołka bezgłośnie lądując na
balkonie powyżej. Wyjęłam nóż z pochwy jednym zgrabnym ruchem oplatając
go wokół szyi mojej ofiary.
-No witaj.Chcesz się zabawić?-szepnęłam tajemniczo, po czym dodałam już nieco ostrzej-Nie wierć się tak to może cię puszczę.
<Ktosiu? Sorry, brak weny. I proszę nie pisz niczego ''żałosnego'', najpierw czytnij sobie charakter. c:>
poniedziałek, 13 lipca 2015
Od Rick'a - C.D Deavy
Wyrzucił odłamki dmuchanego szkła do kosza i trzepnął rękoma. Zerknął na chłopaka i westchnął ciężko. Podszedł do niego, szarpnął lekko za ramię. Podniósł mu podbródek, zmuszając by na niego spojrzał. Wzrok Rick'a był bardzo obojętny.
- I co ja mam z tobą zrobić?- mruknął cicho, puścił go i odwrócił się plecami.
Skrzyżował ręce na piersi i utonął we własnych myślach. Nie zna go, ale jednak nie jest na tyle okrutny, by go tak zostawić, a może jednak...
- Jeśli masz tu zostać, to przynajmniej powiedz jak masz na imię- odezwał się. Pewnie chłopak już mówił jak ma na imię, ale ostatnio nikogo nie słucha.
Oparł się o blat kuchenny i wyczekiwał odpowiedzi. W międzyczasie mógł dokładniej przyjrzeć się szatynowi. Piwne oczy, pogardliwe spojrzenie. Nie wyższy od Rick'a. Nie wyglądał jakoś specjalnie... interesująco.
-Deava- odpowiedział w końcu.
Set skinął głową. Otworzył lodówkę, a z niej wyjął dwa piwa. Podał jedne dla nowego znajomego i lekką ręką wskazał na kanapę. Przeszli do salonu. Wzrok Deavy skierował się na pęknięty telewizor.
- Wkurzyłem się- powiedział jak gdyby nigdy nic i wzruszył ramionami.
Przysiedli na kanapie i otworzyli napój. Rick wziął sporego łyka. Wypili w ciszy, chłopak wyjął dla Deavy poduszkę i koc i rzucił mu na kanapę. Sam poszedł do swojego pokoju, gdzie zamknął się. Przebrał się i walnął na wygodne łóżko. Momentalnie zasnął.
<Deava? >
- I co ja mam z tobą zrobić?- mruknął cicho, puścił go i odwrócił się plecami.
Skrzyżował ręce na piersi i utonął we własnych myślach. Nie zna go, ale jednak nie jest na tyle okrutny, by go tak zostawić, a może jednak...
- Jeśli masz tu zostać, to przynajmniej powiedz jak masz na imię- odezwał się. Pewnie chłopak już mówił jak ma na imię, ale ostatnio nikogo nie słucha.
Oparł się o blat kuchenny i wyczekiwał odpowiedzi. W międzyczasie mógł dokładniej przyjrzeć się szatynowi. Piwne oczy, pogardliwe spojrzenie. Nie wyższy od Rick'a. Nie wyglądał jakoś specjalnie... interesująco.
-Deava- odpowiedział w końcu.
Set skinął głową. Otworzył lodówkę, a z niej wyjął dwa piwa. Podał jedne dla nowego znajomego i lekką ręką wskazał na kanapę. Przeszli do salonu. Wzrok Deavy skierował się na pęknięty telewizor.
- Wkurzyłem się- powiedział jak gdyby nigdy nic i wzruszył ramionami.
Przysiedli na kanapie i otworzyli napój. Rick wziął sporego łyka. Wypili w ciszy, chłopak wyjął dla Deavy poduszkę i koc i rzucił mu na kanapę. Sam poszedł do swojego pokoju, gdzie zamknął się. Przebrał się i walnął na wygodne łóżko. Momentalnie zasnął.
<Deava? >
[Quest 5] Od Vanilli
Normalny, rutynowy dzień jak każdy inny. Nie no dobra… było
coś innego. Od rana na korytarzach Riemar był wielki hałas. Naukowcy latali w
te i w te, jakby mieli owsiki w du…. W każdym
razie z pewnością coś było nie tak. Składając swoje sukieneczki ładnie do pułki
usłyszałam jak ktoś mocno wali w moje drzwi. To na pewno nie była Chiyo. Po
pierwsze: nie ma ona tyle siły w łapkach, a po drugie: ona by po prostu weszła,
nie pukałaby. Przez to wszystko biedny Heaven mało nie spadł z łóżka.
-Co do jasnej cholery !? – zerwał się do pozycji siedzącej i
złapał od razu za głowę. Zerknęłam na niego przelotnie, ale niestety całą moją
uwagę przykuło zamieszanie za oknem. Z góry było to wszystko pięknie widać.-
Vanilla ? – usłyszałam cicho swoje imię. Nic nie odpowiedziałam, a kiedy już
musiał powtórzyć to 3 raz: dostałam poduszką po głowie. Obróciłam się, ale
zamiast podejść do ukochanego: podreptałam do drzwi i czym prędzej je
otworzyłam. O dziwo przed apartamentem stał naukowiec. Był młody i pewnie ledwo
przekraczał 20.
-Pani Kapitan. Mamy problem.. coś dzieje się w mieście, a… a….
– jak tak patrzyłam na tę jego zakłopotaną minkę to aż chciało mi się śmiać.
Widocznie był tu nowy i jakoś słabo znał się na czym kolwiek. Może się bał ?
Eh… przecież my tak samo jesteśmy ludźmi, tylko nieco innymi. Zwłaszcza, że my
Sigmy nie możemy się im sprzeciwić, a oni…. Ehh…. To wszystko jest durne. – Czy
zechciałabyś wziąć Naturalne na zwiady ? – wykrztusił w końcu z siebie. Oparłam
się bokiem o framugę drzwi i ułożyłam sobie łapkę na brodzie w geście
zamyślenia. To mogła by być niezła zabawa.
[…]
Z tego co udało mi się ustalić Naukowiec nazywał się Daiki,
i dopiero co zaczyna tutaj pracować. Nic dziwnego że tak trząsł portkami. Zamknęłam
za nim drzwi, a gdy się odwróciłam ujrzałam przed sobą Heaven’a…. w samych
bokserkach.
-Mru ~…. Gdyby ten naukowiec okazał się kobietą…
wydłubałabym mu oczy za taki widok. – uśmiechnęłam się zawadiacko tym razem
przystępując do lekkich przygotować.
-HA HA HA…. – przewrócił oczami – Czego chciał ?
-Idę na misje… - uśmiechnęłam się triumfalnie – A ty nie… -
i teraz jak takie małe dziecko wystawiłam mu język i pstryknęłam go w czółko
(to był wyczyn, bo przecież jest ode mnie dużo wyższy.
-Jesteś wredna.. – prychnął przeczesują swoje srebrne włosy
i przeciągając się. Za momencik ziewnął i ponownie powrócił do ciepłego
łóżeczka. Śpioch jeden.
-A no… i idę z samymi przystojniaczkami.. – przekręciłam się
na tyle by moja niebieska sukienka zafalowała. Heavy słysząc to jakby
oprzytomniał i nagle zaczął mnie słuchać – Nie martw się. Jestem ci wierna,
koteczku. – pocałowałam go w policzek i dumnym, ale szybkim krokiem wyszłam z
pokoju. Jeszcze kończyłam zakładać gumkę (taką do włosów, bez obaw) na drugą
kitkę. Zeszłam na sam dół ogromnego budynku, gdzie czekały już na mnie 3
Naturalne Arcany. Tak jak wcześniej powiedział Daiki-sensei byli to sami
przedstawiciele płci mniej pięknej i mniej myślącej. Stanęłam przed nimi
wszystkimi i złączyłam nóżki. Jeden z nich był ubrany w biały płaszcz. Niski
urodziwy blondyn o błękitnych oczach i jasnej cerze. Drugi, to kawał chłopa
(taki wysoki jak Heaven’ek…awawa *.*). Wyglądał nieco jak hipis: delikatny
zarost, szpiczasta, koścista twarz, no i długie włosy. Ostatni z nich średniego
wzrostu szatyn, o tak piękny przenikliwych oczach. Czułam je na sobie. Tak
pogardliwie… patrzył. Dokładnie tak samo jak ludzie, którzy przed swoją
egzekucją mieli okazje spojrzeć na moją twarz. Ci dwaj niżsi nie zamierali się
pierwsi odezwać, i tylko raz na mnie spojrzeli. Chyba po to by rozpoznać moją
obecną rangę.
-Ciężko będzie ogarnąć taki szereg ludzi cierpiących na
niedowład języka. – westchnęłam głośno poprawiając swoje kremowe włoski. – No nic…
ułożę was jak psy policyjne. – powiedziałam po raz kolejny tym swoim strasznym tonem
i ruszyłam przed siebie w stronę ogromny drzwi. Chłopcy wcale nie zamierzali
czekać i czym prędzej ruszyli za mną. Droga do miasta jest nieco długa na
nogach więc będą mieli okazje wykazać się swoją umiejętnością mowy.
-Jestem Vanilla Atshushi, miło by było gdybyście i wy
zdradzili mi swoje imiona. - przystanęłam na moment by zwrócić się do nich.
-Skoro jesteś Sigmą, a w dodatku naszym kapitanem to
powinnaś wiedzieć jak się nazywamy… - prychnął pod nosem blondynek. Nie wyglądał
na takiego wyszczekanego, a jednak ! Z pod tak nieśmiałej powłoczki wychodził
diabeł. Tak jak u mnie.
-Macie zbyt duże mniemanie o nas. A teraz gadajcie
szybciutko, bo jak nie to będę musiała was potorturować…
(Któryś z zacnej trójki ?)
Od Ukyo - C.D Nanami
Wyprostowałem ręce i westchnąłem. Spojrzałem na Nanami, która powoli
układała się do snu. Pewnie czeka, aż po prostu ją zostawię i dam jej
spać w kącie. Troszeczkę źle się z tym czuje. W końcu... Nie, nie
rozumiem tego i chyba nie chce tego zrozumieć.
- To trochę wygląda jakbym cię uderzył czy coś w tym stylu... Może jednak? - zapytałem. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. - Chociaż kocyk ci przyniosę?
- Naprawdę nie trzeba.
- Ech, czuję się troszeczkę urażony tym faktem, że odmawiasz. Myślisz, że kąt jest wygodniejszy od łóżek w ośrodku?
- Mi jest tu po prostu wygodnie, nie musisz się martwić...
- To naprawdę źle wygląda...
Spuściłem głowę na znak "poddania się". Ruszyłem do cudownej szafki z kocami, rzuciłem jednym w stronę dziewczyny. Niech przynajmniej ma czym się przykryć. Z resztą może sobie brać co chce, niech czuje się jak u siebie w domu. W końcu skoro jestem, aż tak złym gospodarzem, że mój gość woli spać w kącie, to niech już sam sobie tutaj radzi. Nie żebym był chamski czy leniwy... Wprowadzenie samoobsługi w moim apartamencie nie jest, aż tak złe. Podrapałem się po głowie i ruszyłem do swojego pokoju. Nie chciało mi się już myć, było i tak późno. Poza tym to byłoby trochę nie fajnie. Nanami biedna by nie miała za bardzo jak wziąć prysznica, bo nie ma ubrań na zmianę. Moich by z resztą nie chciała wziąć i wątpię, żeby cokolwiek jej spasowało. Położyłem się na łóżku i zasnąłem.
Obudziło mnie tłuczenie się po pokoju Stoaty'ego. Jak zwykle nie mógł poszanować tego, że chciałbym sobie dłużej pospać. Powoli podniosłem się na rękach i spojrzałem na zegarek, który wisiał na ścianie. Jedną dłonią przetarłem sobie twarz i wstałem. Niemrawo wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni. Nanami wciąż spała, ale małe kociątko już nie. Yuki... No nie? Wyciągnąłem kolejną miskę, znowu nalałem mleka kotkowi. Tamto musiało mu się skończyć. Kiedy maluszek zaczął pić, kilka razy pogłaskałem go po główce. Gronostaj, który normalnie powinien żywić się małymi kręgowcami i owadami, jak zwykle domagał się ciastka. Czasami jest mi naprawdę szkoda wydawać pieniądze by zapewnić mu ciastka każdego ranka. Gorzej jak żąda czegoś słodkiego po południu. Po chwili usłyszałem kroki. Oho, wstała już. Czyli nie wyrobiłem się z przygotowaniem śniadania... Przynajmniej dla niej. Zrobię kakao i jakieś kanapki do tego. Nanami niebawem pojawiła się przy wejściu do kuchni. Uśmiechnąłem się do niej.
- Doberek - powiedziałem. - Śniadanko zaraz będzie. Raczej nie będzie jakoś bardzo smaczne, ale nie będzie też takie złe jakby się mogło wydawać.
Przytaknęła głową i wróciła do salonu, w którym spędziła noc. Mogłem ją uprzedzić, że troszeczkę sobie na nie poczeka. Kakao nie może być zimne, a kanapki trzeba zrobić z dokładną precyzją. Jeśli będzie inaczej... To nie będzie śniadanie. Chcąc nie chcąc, musiałem się za to zabrać. Zasygnalizowałem już dziewczynie, że zaraz ma być śniadanko, a więc nie wypada teraz po prostu to rzucić i iść raz jeszcze spać. Udało mi się zrobić kanapki i kakao. Zaniosłem wszystko do salonu. Położyłem to na stoliku i usiadłem obok dziewczyny.
- Później, możemy wybrać się na wspólny obiad - zaśmiałem się. - Smacznego!
Nanami? Trochę takie przyspieszone i za to przepraszam :c
- To trochę wygląda jakbym cię uderzył czy coś w tym stylu... Może jednak? - zapytałem. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. - Chociaż kocyk ci przyniosę?
- Naprawdę nie trzeba.
- Ech, czuję się troszeczkę urażony tym faktem, że odmawiasz. Myślisz, że kąt jest wygodniejszy od łóżek w ośrodku?
- Mi jest tu po prostu wygodnie, nie musisz się martwić...
- To naprawdę źle wygląda...
Spuściłem głowę na znak "poddania się". Ruszyłem do cudownej szafki z kocami, rzuciłem jednym w stronę dziewczyny. Niech przynajmniej ma czym się przykryć. Z resztą może sobie brać co chce, niech czuje się jak u siebie w domu. W końcu skoro jestem, aż tak złym gospodarzem, że mój gość woli spać w kącie, to niech już sam sobie tutaj radzi. Nie żebym był chamski czy leniwy... Wprowadzenie samoobsługi w moim apartamencie nie jest, aż tak złe. Podrapałem się po głowie i ruszyłem do swojego pokoju. Nie chciało mi się już myć, było i tak późno. Poza tym to byłoby trochę nie fajnie. Nanami biedna by nie miała za bardzo jak wziąć prysznica, bo nie ma ubrań na zmianę. Moich by z resztą nie chciała wziąć i wątpię, żeby cokolwiek jej spasowało. Położyłem się na łóżku i zasnąłem.
Obudziło mnie tłuczenie się po pokoju Stoaty'ego. Jak zwykle nie mógł poszanować tego, że chciałbym sobie dłużej pospać. Powoli podniosłem się na rękach i spojrzałem na zegarek, który wisiał na ścianie. Jedną dłonią przetarłem sobie twarz i wstałem. Niemrawo wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni. Nanami wciąż spała, ale małe kociątko już nie. Yuki... No nie? Wyciągnąłem kolejną miskę, znowu nalałem mleka kotkowi. Tamto musiało mu się skończyć. Kiedy maluszek zaczął pić, kilka razy pogłaskałem go po główce. Gronostaj, który normalnie powinien żywić się małymi kręgowcami i owadami, jak zwykle domagał się ciastka. Czasami jest mi naprawdę szkoda wydawać pieniądze by zapewnić mu ciastka każdego ranka. Gorzej jak żąda czegoś słodkiego po południu. Po chwili usłyszałem kroki. Oho, wstała już. Czyli nie wyrobiłem się z przygotowaniem śniadania... Przynajmniej dla niej. Zrobię kakao i jakieś kanapki do tego. Nanami niebawem pojawiła się przy wejściu do kuchni. Uśmiechnąłem się do niej.
- Doberek - powiedziałem. - Śniadanko zaraz będzie. Raczej nie będzie jakoś bardzo smaczne, ale nie będzie też takie złe jakby się mogło wydawać.
Przytaknęła głową i wróciła do salonu, w którym spędziła noc. Mogłem ją uprzedzić, że troszeczkę sobie na nie poczeka. Kakao nie może być zimne, a kanapki trzeba zrobić z dokładną precyzją. Jeśli będzie inaczej... To nie będzie śniadanie. Chcąc nie chcąc, musiałem się za to zabrać. Zasygnalizowałem już dziewczynie, że zaraz ma być śniadanko, a więc nie wypada teraz po prostu to rzucić i iść raz jeszcze spać. Udało mi się zrobić kanapki i kakao. Zaniosłem wszystko do salonu. Położyłem to na stoliku i usiadłem obok dziewczyny.
- Później, możemy wybrać się na wspólny obiad - zaśmiałem się. - Smacznego!
Nanami? Trochę takie przyspieszone i za to przepraszam :c
Od Ukyo - C.D Artis
- Czy tylko wykorzystuje sytuację? - Przytuliłem ją nieco mocniej. -
Nie... Nie byłbym w stanie tego zrobić. W szczególności takiej osóbce
jak ty... Przepraszam. Pies, psem powinien zostać. Chyba za bardzo się
pospieszyłem.
Chwyciłem dziewczynę za podbródek i ucałowałem ją w czoło. Zrobiło mi się nieco przykro, że mogła tak pomyśleć. Chociaż w sumie, nie wiem co mi uderzyło do łba. Trochu żałuję, że to zrobiłem, ale teraz wiem do czego mogę się posunąć. Dobrze, że Artiś się nie obraziła ani nic w tym stylu. Przesunąłem rękę po jej twarzyczce, a zaraz po tym cofnąłem ją do siebie. Puściłem ją, a następnie w jak najdelikatniejszy sposób strąciłem z kolan. Oparłem się o kanapę, kolana przysunąłem do swojej klatki piersiowej. Przyłożyłem sobie dłoń do ust, przygryzłem sobie trochę skóry. Pozostając tak przez chwilę, zastanawiałem się czy coś między nami się zmieni. Po chwili spojrzałem na Is. Wyglądała na zamyśloną, pewnie zastanawiała się nad tą sytuacją. Przybliżyłem się do niej. Położyłem dłoń na jej główce i zacząłem ją głaskać.
- Przepraszam, zapomnij o tam tym... Mam do ciebie pytanko. - Spojrzała na mnie. - Mogę cię tak głaskać, prawda? Jasne, że mogę.
- To chyba nie było pytanko do mnie... - Lekko się uśmiechnęła, wydawało mi się, że to było wymuszone.
- Nie, to nie to pytanko. - Zaśmiałem się. - Zawsze wyglądasz na smutną. Zastanawiałem się czy to nie jest przypadkiem przeze mnie... Chociaż nie wiem, równie dobrze możesz być smutna jak reszta. W końcu nie fajnie jest zostać zamkniętym tutaj... Mam pomysła, ugotujmy coś.
Uśmiechnąłem się do niej. Wstałem z kanapy i złapałem ją za rękę. Ciągnąc ją do kuchni, zastanawiałem się co można by ugotować. Najlepiej żeby była to jakaś zupa. Zupy idealne na zimę... No przynajmniej ja tak twierdzę. Stuknąłem ją lekko w czoło.
- Jaką zupę ugotujemy? - zapytałem.
- Zupę? Trzeba by się zastanowić...
- Może rosołek?
Przytaknęła głową, a więc wziąłem się za przygotowywanie. Mówiłem Artis co gdzie jest, ona też musi ze mną to zrobić. Chyba jest pora obiadowa lub nieco po, ale to nie szkodzi. Prawda? Cichutko się zaśmiałem. Nie jestem najlepszym kucharzem, a zupy to rzadko kiedy mi wychodzą. Mimo tego, Is raczej się tym nie zniechęci po tym co się stało jeszcze chwilę temu. Hyhy. Po niecałej godzinie udało się. Przygotowaliśmy rosołek, w dosyć ekspresowym tempie. Usiedliśmy przy stoliku w salonie i zaczęliśmy wcinać.
- Nawet do-dobre - powiedziałem. Musiałem uważać by się nie poparzyć. - Prawie bym zapomniał, smacznego! - Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
Artis?
Chwyciłem dziewczynę za podbródek i ucałowałem ją w czoło. Zrobiło mi się nieco przykro, że mogła tak pomyśleć. Chociaż w sumie, nie wiem co mi uderzyło do łba. Trochu żałuję, że to zrobiłem, ale teraz wiem do czego mogę się posunąć. Dobrze, że Artiś się nie obraziła ani nic w tym stylu. Przesunąłem rękę po jej twarzyczce, a zaraz po tym cofnąłem ją do siebie. Puściłem ją, a następnie w jak najdelikatniejszy sposób strąciłem z kolan. Oparłem się o kanapę, kolana przysunąłem do swojej klatki piersiowej. Przyłożyłem sobie dłoń do ust, przygryzłem sobie trochę skóry. Pozostając tak przez chwilę, zastanawiałem się czy coś między nami się zmieni. Po chwili spojrzałem na Is. Wyglądała na zamyśloną, pewnie zastanawiała się nad tą sytuacją. Przybliżyłem się do niej. Położyłem dłoń na jej główce i zacząłem ją głaskać.
- Przepraszam, zapomnij o tam tym... Mam do ciebie pytanko. - Spojrzała na mnie. - Mogę cię tak głaskać, prawda? Jasne, że mogę.
- To chyba nie było pytanko do mnie... - Lekko się uśmiechnęła, wydawało mi się, że to było wymuszone.
- Nie, to nie to pytanko. - Zaśmiałem się. - Zawsze wyglądasz na smutną. Zastanawiałem się czy to nie jest przypadkiem przeze mnie... Chociaż nie wiem, równie dobrze możesz być smutna jak reszta. W końcu nie fajnie jest zostać zamkniętym tutaj... Mam pomysła, ugotujmy coś.
Uśmiechnąłem się do niej. Wstałem z kanapy i złapałem ją za rękę. Ciągnąc ją do kuchni, zastanawiałem się co można by ugotować. Najlepiej żeby była to jakaś zupa. Zupy idealne na zimę... No przynajmniej ja tak twierdzę. Stuknąłem ją lekko w czoło.
- Jaką zupę ugotujemy? - zapytałem.
- Zupę? Trzeba by się zastanowić...
- Może rosołek?
Przytaknęła głową, a więc wziąłem się za przygotowywanie. Mówiłem Artis co gdzie jest, ona też musi ze mną to zrobić. Chyba jest pora obiadowa lub nieco po, ale to nie szkodzi. Prawda? Cichutko się zaśmiałem. Nie jestem najlepszym kucharzem, a zupy to rzadko kiedy mi wychodzą. Mimo tego, Is raczej się tym nie zniechęci po tym co się stało jeszcze chwilę temu. Hyhy. Po niecałej godzinie udało się. Przygotowaliśmy rosołek, w dosyć ekspresowym tempie. Usiedliśmy przy stoliku w salonie i zaczęliśmy wcinać.
- Nawet do-dobre - powiedziałem. Musiałem uważać by się nie poparzyć. - Prawie bym zapomniał, smacznego! - Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
Artis?
Subskrybuj:
Posty (Atom)