Zamrugałem oczyma i popatrzyłem na samego siebie z dołu? Rozdziawiłem usta ze zdziwienia, a potem złapałem sam siebie za kołnierz i pociągnąłem w dół.
- Coś ty zrobił..Zrobiła?! - warknąłem, warknęłam? Zaczęła się śmiać, a po tym wybuchu wystawiłą mi jeszcze język.
- Zamieniłam nas ciałami - prychnęła z uśmieszkiem. Gdy puściłem jej koszulę od razu spojrzałem na dół.. No faktycznie, kuxwa! Co to miało być? Ale spostrzegłem coś jeszcze, niecny umysł od razu podpowiedział świetny pomysł.
- No to zobaczmy.. - odchyliłem ramiączka tej czarno-czerwonej sukienki i odkryłem nieco bardziej górną partię ciałka tej dziewczyny. Uśmiechnąłem się niecnie, co na jej twarzy musiało wyglądać wręcz komicznie. Potem ściągnąłem jeszcze trochę odkrywając w połowie piersi, następnie dotknąłem je dłońmi.
- My my - zachichotałem spoglądając na mnie samego, zarumieniła się widząc to co robię - A jak zejdę niżej? - moje łapki powędrowały do dolnej krawędzi sukienki, podniosłem ją delikatnie odkrywając rąbek tajemnic, najpierw większą część ud, a wreszcie majteczki. Zaśmiałem się, tym bardziej, że staliśmy w korytarzu, a ona.. Czyli ja, czyli to małe ciało było praktycznie pół nagie.
- Nosisz bardzo ładną bieliznę - podniosłem wzrok na mnie samego, czyli na tę dziewczynę opuszczając materiał na dół, poprawiłem także ramiączka i ogólny wygląd. Ta, czyli ona w moim ciele zarumieniła się na całej twarzy, kipiała!
- Zamknij się ty zboczeńcu, co to za rozbieranie w miejscu publicznym?! - ryknęła bardzo głośno.
- No a takie.. Oddawaj mi moje ciało ty mała pałko - zmrużyłem oczy patrząc centralnie na nią.
- Teraz to ty jesteś mały..Pragnę zauważyć - powiedziała z triumfem. Kopnąłem ją w piszczel z całej siły, no trudno.. Mnie będzie bolało potem,a ją teraz. Zniżyła się trochę, a ja złapałem siebie za rękę i pociągnąłem do mojego pokoju. W środku zamknąłem drzwi i odetchnąłem głośno.
- To jest twoja Arcana?! Co żeś kurna zrobiła.. Oddaj mi ciało - zagroziłem palcem. Ona zaczęła się tylko śmiać.
(Kuroshinju?)
czwartek, 21 maja 2015
Od Riuki'ego - C.D Cinii
Spałem tak chyba przez dłuższy czas. Nawet w sumie sam nie
wiem ile. Wiem tylko że śniły mi się straszne koszmary. Wierciłem się. Miałem
wrażenie, ze z czegoś spadam i tym podobne. Cinia to musiała mieć ze mnie
niezły ubaw. Bo jeszcze nie brała tego na poważnie. To nie było jeszcze takie
poważne jak pewne sytuacje w których czasami nie umiałem już racjonalnie łączyć
wątków. Jedną z nich była ta, która zdarzyła się zaraz po moim trafieniu tutaj.
Czy tylko ja nie pamiętam aż tak dużo ze swojej przyszłości. To jaki byłem. Czy
mój charakter się w jakikolwiek sposób zmienił ? Nie pamiętam… nic … nie pamiętam.
- Riuki….Riuuuuki… - szturchała mnie Cinia. Raptownie otworzyłem
oczy i chciałem się zerwać, jednak dziewczyna przytrzymała mnie tak bym nie
mógł wstać. W sumie to dobrze zrobiła bo nie wiem co mogłoby się wydarzyć,
gdybym tak szybko się podniósł.
-Co… czemu ty.. dlaczego – plątałem się w ogóle nie
ogarniając co się dookoła mnie dzieje.
-Spokojnie. Mamrotałeś coś przez sen… bałam się że coś jest
nie tak, więc cie obudziłam. – powiedziała nieco przygaszona. Pierwszy raz
widziałem, żeby się tak o mnie bardzo martwiła. A może jednak nie pierwszy ?
Teraz leżałem głową na jej kolanach, przez to że mnie pociągnęła więc Cinia
właściwie mogła zrobić wszystko. Byłem wręcz nieprzytomny. Moje oczy wyglądały teraz
tak jak bym był co najmniej po jakichś mocnych trunkach, albo po narkotykach.
Przymknąłem je lekko i odetchnąłem z ulgą. Myślałem, że coś się stało.
Dziewczyna uniosła dłoń i zaraz położyła ją na mojej głowie. Wczepiła palce w
srebrne włosy i przeciągnęła.
-Ufasz mi ? – zerknęła mi w oczy. Eh znowu czegoś chce
pewnie.
-Może.. – mruknąłem przełykając ślinę
-To powiedz mi dlaczego masz takie „ataki”. Wiesz, że nikomu
tego nie powiem. A skoro mi ufasz to wyjaśnij mi to, proszę. Nie wiem co się z
tobą dzieje, martwię się…
Westchnąłem głośno i zaraz przekręciłem głowę tak by
spojrzeć przez okno. Światło słoneczne teraz mnie oślepiło przez co jeszcze
bardziej przymknąłem oczka. Grzecznie wyczekiwała na to Az w końcu jej powiem.
-Ja… sam nie wiem. – wzruszyłem ramionami – Nie wiem
dlaczego tak mam, ale jest to spowodowane tym… - mruknąłem i wtedy zakryłem swoje
„inne” oko. – Czasami jest gorzej czasami lepiej. Oni wszyscy mówią, że moje
ciało nie jest w stanie utrzymać tak silnej arcany i ze ona sama mnie kiedyś
wykończy. W końcu… jestem śmiercią.. – westchnąłem próbując się podnieść do
pozycji siedzącej. Cinia mi przy tym pomogła.- Takie jakby wyładowanie. Nie mam
na o wpływu.. nikt nie ma.. – westchnąłem i zaraz ponownie się zachwiałem.
Pochyliłem się do przodu i oparłem głowę na ramieniu blondynki.
( Cinia ?)
Od Abla - C.D Izayii
Srebrnowłosy przechylił głowę uśmiechając się lekko.
- Jeśli chcesz. - powiedział siadając do instrumentu. Oparł ciemnobrązową harfę celtycką o ramię, przez chwilę przyzwyczajając się do znajomego ciężaru. Po chwili wyciągnął szczupłe dłonie, muskając struny, by w końcu szarpnąć za nie pewnie.
Muzyka wypełniła pokój miłym brzmieniem. Odbijała się od ścian, mebli, a potem docierała do ucha słuchacza. Abel przymknął oczy, nadal jednak czujnie obsersując swoje ręce, choć utwór znał doskonale na pamięć. Poczuł się odgrodzony od reszty świata. W tym miejscu nie było ośrodka, ludzi, szmerów zbędnych rozmów. Był tylko dźwięk i chłodne struny pod palcami. Lightwood doskonale znał to otoczenie. Pojawiał się tu dość często, nawet wtedy gdy żył po za ośrodkiem.
https://m.youtube.com/watch?v=IVoLkMmG4nM
W końcu oderwał ręce od instrumentu, wracając jednocześne do rzeczywistości. Przyłożył dłonie uciszając ostatnie brzęczące struny. Dopiero po tym zabiegu odwrócił się przodem do Izayii.
- Ile czasu już grasz? - zapytał czarnowłosy po chwili milczenia.
- Dziesięć lat. - odparł Abel.
- Całkiem nie źle, ale czemu akurat harfa? Czy nie wygodniej byłoby ci grać na przykład na skrzypcach? - zaśmiał się nowy znajomy. Lightwood odgarnął z twarzy srebrne włosy.
- Harfa to ładny instrument, a przynajmniej tak myślę. Jest szlachetniejszy od skrzypiec. - odparł nie tracąc uśmiechu.
- Ciekawy wybór. Byłeś muzykiem? - zapytał czarnowłosy.
- Nie, choć zdarzało mi się grać w pracy, nawet całkiem często .- zaśmiał się. Przed oczyma stanął mu przez chwilę obraz burdelu, w którym się sprzedawał. Swoją drogą, ciekawe jak się powodzi jego koleżankom po fachu. Szybko jednak odwrócił myśli od dni minionych, skupiając się na teraźniejszości. Usiadł na podłokietniku sporego fotela, stojącego nieopodal sofy.
- I co teraz? Masz jakiś pomysł, co chcesz robić? - zapytał, obserwując Izayę.
[ Izaya? ]
- Jeśli chcesz. - powiedział siadając do instrumentu. Oparł ciemnobrązową harfę celtycką o ramię, przez chwilę przyzwyczajając się do znajomego ciężaru. Po chwili wyciągnął szczupłe dłonie, muskając struny, by w końcu szarpnąć za nie pewnie.
Muzyka wypełniła pokój miłym brzmieniem. Odbijała się od ścian, mebli, a potem docierała do ucha słuchacza. Abel przymknął oczy, nadal jednak czujnie obsersując swoje ręce, choć utwór znał doskonale na pamięć. Poczuł się odgrodzony od reszty świata. W tym miejscu nie było ośrodka, ludzi, szmerów zbędnych rozmów. Był tylko dźwięk i chłodne struny pod palcami. Lightwood doskonale znał to otoczenie. Pojawiał się tu dość często, nawet wtedy gdy żył po za ośrodkiem.
https://m.youtube.com/watch?v=IVoLkMmG4nM
W końcu oderwał ręce od instrumentu, wracając jednocześne do rzeczywistości. Przyłożył dłonie uciszając ostatnie brzęczące struny. Dopiero po tym zabiegu odwrócił się przodem do Izayii.
- Ile czasu już grasz? - zapytał czarnowłosy po chwili milczenia.
- Dziesięć lat. - odparł Abel.
- Całkiem nie źle, ale czemu akurat harfa? Czy nie wygodniej byłoby ci grać na przykład na skrzypcach? - zaśmiał się nowy znajomy. Lightwood odgarnął z twarzy srebrne włosy.
- Harfa to ładny instrument, a przynajmniej tak myślę. Jest szlachetniejszy od skrzypiec. - odparł nie tracąc uśmiechu.
- Ciekawy wybór. Byłeś muzykiem? - zapytał czarnowłosy.
- Nie, choć zdarzało mi się grać w pracy, nawet całkiem często .- zaśmiał się. Przed oczyma stanął mu przez chwilę obraz burdelu, w którym się sprzedawał. Swoją drogą, ciekawe jak się powodzi jego koleżankom po fachu. Szybko jednak odwrócił myśli od dni minionych, skupiając się na teraźniejszości. Usiadł na podłokietniku sporego fotela, stojącego nieopodal sofy.
- I co teraz? Masz jakiś pomysł, co chcesz robić? - zapytał, obserwując Izayę.
[ Izaya? ]
Od Morgiany - C.D Yukari
- Możemy zagrać w brydża. - powiedziałam i zaczęłam
tasować karty. W międzyczasie wytłumaczyłam dziewczynie zasady i
przygotowałam miejsce na grę. Rozdałam nam karty, po czym pomału
zaczęłyśmy grać. Co jakiś czas Yukari robiła drobne błędy, ale i tak
bardzo szybko się uczyła. Po dwóch patryjkach wszystko już umiała, co i
dla mnie było łatwiejsze. Popijajac herbatę grałyśmy dość długo.
- Pójdę już do siebie - powiedziała po pewnym czasie dziewczyna - Przestało padać, no i robi się późno.
- Racja - spojrzałam przez okno i zaczęłam chować karty.
-
To.. do następnego - uśmiechnęła się i wyszła. Następnego? Cóż, może
się jeszcze spotkamy. A raczej na pewno. Schowałam wszystko na miejsce i
posprzątałam po nas. Faktycznie było już późno. Westchnęłam i poszłam
się umyć, po czym położyłam się do łóżka i zasnęłam.
Yukari? Coś się dziś wydarzy?
Od Yukihiro - C.D Junsu
-
Co ty na to, by wpaść do mnie i jeszcze trochę porozmawiać? Przydało by
się raczej znać swoich sąsiadów. - Odparł Junsu szeroko się szczerząc. W
zasadzie to nie taki głupi pomysł. Choć i tak nie lubię towarzystwa to
ten chłopak wydawał się być miły. Uśmiechnąłem się niemrawo i w geście
zgody skinąłem głową.
- Hm... - mruknął chłopak nad czymś się zastanawiając. Ja tylko spojrzałem na niego i przekręciłem pytająco głowę na bok.
-
No bo... jeszcze nie jest dane znać mi twoje imię - podrapał się w tył
głowy szatyn. Powiedziałem mu gestem, że powiem mu na miejscu.
Chłopak
po prowadził mnie do swojego pokoju, z tego co widziałem nie był on
daleko od mojego. Gdy tylko otworzył drzwi dało się zauważyć masę
instrumentów. Ponownie spytałem gestem czy gra, wiem głupie pytanie.
-
To, że gram to chyba wiesz - zaśmiał się. Poprawiłem pytanie i znów
spytałem czy gra na tym wszystkim co ma czy tylko na nielicznych
instrumentach.
-
Hm... no powiedzmy, że tak, ale moim ulubionym to chyba będzie gitara,
najlepiej mi się na niej gra. Rozgość się - powiedział miłym głosem po
czym gdzieś zniknął. Jeszcze chwilę przypatrywałem się instrumentom po
czym usiadłem wygodnie na sofie.
<Junsu? brak pomysłów>
Od Levi'a - C.D Stein'a
- Która to już? - spytałem siebie pod nosem, obracając ołówkiem wokół
swoich palców. Spojrzałem na zegar, który wisiał nad biurkiem. - 23:47,
huh?
Mój znużony wzrok powędrował z powrotem na stertę papierów, która tak rzekomo zawadzały temu kawałkowi deski. Przeciągnąłem się ospale i tylko przeczesałem smoliste włosy, zastanawiając się, co byłbym w stanie jeszcze dopisać do tego formularza. Nie dawno był Erwin i powiadomił mnie, że będę w stanie opuszczać ten opancerzony bunkier, ale tylko w ramach misji, do których będę mu tak potrzebny. W końcu, tego typu misji, i tak by nie zrobili sami bez mojego wsparcia. Smith dał mi jeszcze jakieś świstki, które jestem zmuszony wypełnić, by można mnie w ogóle wypuścić.
- Przynajmniej jeszcze pół godziny roboty przede mną - westchnąłem ciężko, oparłem się podbródkiem o prawą dłoń i mozolnie studiowałem te papiery, raz po razie. - Normalnie chrzaniłbym to i po prostu poszedłbym do łóżka, ale Erwin potrzebuje to na jutro.
Zacząłem rysikiem stukać o biurku i myśleć, co by dalej dopisać. Stłumiłem ziew, który już szykował się do wyjścia i zacząłem czytać dalej. W pewnym momencie zmarszczyłem brwi i jeszcze po raz trzeci przeczytałem 3 akapit, podpunktu 15.
- "Wymień swoje 3 najniebezpieczniejsze oraz najgorzej kontrolowane ataki". Co do...? Po co im to wiedzieć. Nie jestem jeszcze, aż tak nieprzewidywalny. Wszystkie ataki, jakie do tej pory zdołałem się wyuczyć, są całkowicie przeze mnie opanowane. Powiedziałbym, że nawet ponad perfekcją.
Uniosłem ołówek i przyłożyłem go do kartki. Zaraz poszedł w ruch i-
JEBUT!
Uniosłem wzrok i spojrzałem w stronę drzwi. Jak to ja, opuściłem przedmiot, który trzymałem w swojej ręce i ślimaczym ruchem do nich podszedłem. Uchyliłem je wystarczająco na tyle, by móc ujrzeć trzech naukowców, jak mniemam. Moją uwagę przykuł mężczyzna, który niezgrabnie, dopiero co, zbierał się z ziemi, a potem... usiadł na krzesło? Tak. W rzeczy samej. To krzesło.
"Kolejny palant do kolekcji uzdolnionych sąsiadów?" - pomyślałem, ale zaraz odrzuciłem od siebie tą myśl.
W końcu, pozory zawsze mogą mylić, a ja po prostu czułem, że ten człowiek ma w sobie coś, czym mnie jeszcze zdoła zaskoczyć. Momentalnie odechciało mi się pisania dalszego ciągu tego bezużytecznego papierku. Może jeszcze dziś skonfrontuję się z tą osobą. Zamknąłem drzwi i wróciłem do biurka. Co prawda, panował tam już z grubsza zaistniały porządek, jednak ja musiałem się jeszcze zająć formularzem. Przysiadłem z powrotem na swoim miejscu pracy i kontynuowałem pisanie.
~~~30 minut później~~~
Ostatni raz spojrzałem na harmonijnie poukładane rzeczy na posadce. Tak, teraz mogę wyjść wiedząc, że mój apartament pozostanie w, jako takim, porządku. Zanim wyszedłem, pozwoliłem sobie przemyć twarz lodowatą wodą i dopić herbatę, która już straciła swoje aromatyczne ciepło, a co za tym idzie - smak. Oczywiście naczynia również pozmywałem. Na razie nie zamierzałem zamykać swojego pokoju, bo po co? Ta osoba i znajdywała się na tym samym piętrze co ja. O wilku mowa. Stał oparty o parapet, wydmuchując, drażniący moje nozdrza, tytoń z papierosa. I już się znalazła pierwsza rzecz, jaka na pewno będzie mnie u niego odpychać. Stałem chwilę i tylko wpatrywałem się w jego plecy - tradycyjnie - bez żadnych emocji. Wiedziałem, iż wie o mojej obecności, jednak, mimo tego, wciąż czekałem. Moja uporczywość widocznie dziś wygrała, gdyż mężczyzna, po wypaleniu całego szluga, odwrócił się w moją stronę.
- Widzę, że naprawdę masz ciekawe zajęcia do roboty o tej porze, jakim jest twój przykład bezsensownego stania w miejscu i patrzenia się na to, jak wypalam jego papierosa. - oznajmił zaraz i uśmiechnął się... w dość dziwny sposób. - Jednak nikt nie będzie cię winił. Ciekawość. - Zaraz dodał.
- ...Najzwyczajniej w świecie, czekałem po prostu, aż skończysz. Na starcie mogę cię poinformować o tym, iż wysokim priorytetem jest u mnie dbanie i utrzymywanie higieny osobistej.
- Doprawdy? No to będę się starał nie palić twoim towarzystwie, jeśli jesteś tak wrażliwy na kilka toksyn.
- Wrażliwość? - uniosłem jedną brew i pokiwałem przecząco głową. - Przynajmniej nie pal i tyle.
- Rozumiem. - Podniósł ręce w defensywie, ale zaraz włożył je do swojego ubiór.
- Chodź do mojego pomieszczenia. Tam podyskutujemy. - Ku mojemu zdziwieniu, ów mężczyzna postanowił za mną pójść.
Kilka chwil później już byliśmy w moim apartamencie. Zamknąłem drzwi i pozwoliłem mu usiąść na sofie. Na chwilę obecną było mi wszystko jedno i tak jutro będę tu sprzątał. Ja usiadłem obok niego, zamknąłem oczy i odchyliłem się do tyłu, a ręce rozpostarłem za siebie i oparłem je o górną część sofy. Wziąłem głęboki, niesłyszalny, oddech i trwałem w tej pozycji dopóki nie usłyszałem głosu mojego "gościa":
- Może tradycyjnie przejdę do rzeczy. Po co mnie tu przyprowadziłeś? - Mimo, że pytanie skierował do mnie to sam błądził oczami gdzieś po pomieszczeniu.
Widocznie jemu, tak samo jak mi, nie miało się ochoty na tą dyskusje, ale coś mi mówiło, że muszę z nim porozmawiać. W innym przypadku nie był bym zdolny do spokojnego snu. Sam przechyliłem głowę do przodu i spojrzałem na niego spode łba.
- Mogłeś po prostu wrócić do siebie, a mną się w ogóle nie przejmować. - odpowiedziałem dodatkowo. - Musiałem, bo jakaś część mnie miała taki kaprys.
Mój znużony wzrok powędrował z powrotem na stertę papierów, która tak rzekomo zawadzały temu kawałkowi deski. Przeciągnąłem się ospale i tylko przeczesałem smoliste włosy, zastanawiając się, co byłbym w stanie jeszcze dopisać do tego formularza. Nie dawno był Erwin i powiadomił mnie, że będę w stanie opuszczać ten opancerzony bunkier, ale tylko w ramach misji, do których będę mu tak potrzebny. W końcu, tego typu misji, i tak by nie zrobili sami bez mojego wsparcia. Smith dał mi jeszcze jakieś świstki, które jestem zmuszony wypełnić, by można mnie w ogóle wypuścić.
- Przynajmniej jeszcze pół godziny roboty przede mną - westchnąłem ciężko, oparłem się podbródkiem o prawą dłoń i mozolnie studiowałem te papiery, raz po razie. - Normalnie chrzaniłbym to i po prostu poszedłbym do łóżka, ale Erwin potrzebuje to na jutro.
Zacząłem rysikiem stukać o biurku i myśleć, co by dalej dopisać. Stłumiłem ziew, który już szykował się do wyjścia i zacząłem czytać dalej. W pewnym momencie zmarszczyłem brwi i jeszcze po raz trzeci przeczytałem 3 akapit, podpunktu 15.
- "Wymień swoje 3 najniebezpieczniejsze oraz najgorzej kontrolowane ataki". Co do...? Po co im to wiedzieć. Nie jestem jeszcze, aż tak nieprzewidywalny. Wszystkie ataki, jakie do tej pory zdołałem się wyuczyć, są całkowicie przeze mnie opanowane. Powiedziałbym, że nawet ponad perfekcją.
Uniosłem ołówek i przyłożyłem go do kartki. Zaraz poszedł w ruch i-
JEBUT!
Uniosłem wzrok i spojrzałem w stronę drzwi. Jak to ja, opuściłem przedmiot, który trzymałem w swojej ręce i ślimaczym ruchem do nich podszedłem. Uchyliłem je wystarczająco na tyle, by móc ujrzeć trzech naukowców, jak mniemam. Moją uwagę przykuł mężczyzna, który niezgrabnie, dopiero co, zbierał się z ziemi, a potem... usiadł na krzesło? Tak. W rzeczy samej. To krzesło.
"Kolejny palant do kolekcji uzdolnionych sąsiadów?" - pomyślałem, ale zaraz odrzuciłem od siebie tą myśl.
W końcu, pozory zawsze mogą mylić, a ja po prostu czułem, że ten człowiek ma w sobie coś, czym mnie jeszcze zdoła zaskoczyć. Momentalnie odechciało mi się pisania dalszego ciągu tego bezużytecznego papierku. Może jeszcze dziś skonfrontuję się z tą osobą. Zamknąłem drzwi i wróciłem do biurka. Co prawda, panował tam już z grubsza zaistniały porządek, jednak ja musiałem się jeszcze zająć formularzem. Przysiadłem z powrotem na swoim miejscu pracy i kontynuowałem pisanie.
~~~30 minut później~~~
Ostatni raz spojrzałem na harmonijnie poukładane rzeczy na posadce. Tak, teraz mogę wyjść wiedząc, że mój apartament pozostanie w, jako takim, porządku. Zanim wyszedłem, pozwoliłem sobie przemyć twarz lodowatą wodą i dopić herbatę, która już straciła swoje aromatyczne ciepło, a co za tym idzie - smak. Oczywiście naczynia również pozmywałem. Na razie nie zamierzałem zamykać swojego pokoju, bo po co? Ta osoba i znajdywała się na tym samym piętrze co ja. O wilku mowa. Stał oparty o parapet, wydmuchując, drażniący moje nozdrza, tytoń z papierosa. I już się znalazła pierwsza rzecz, jaka na pewno będzie mnie u niego odpychać. Stałem chwilę i tylko wpatrywałem się w jego plecy - tradycyjnie - bez żadnych emocji. Wiedziałem, iż wie o mojej obecności, jednak, mimo tego, wciąż czekałem. Moja uporczywość widocznie dziś wygrała, gdyż mężczyzna, po wypaleniu całego szluga, odwrócił się w moją stronę.
- Widzę, że naprawdę masz ciekawe zajęcia do roboty o tej porze, jakim jest twój przykład bezsensownego stania w miejscu i patrzenia się na to, jak wypalam jego papierosa. - oznajmił zaraz i uśmiechnął się... w dość dziwny sposób. - Jednak nikt nie będzie cię winił. Ciekawość. - Zaraz dodał.
- ...Najzwyczajniej w świecie, czekałem po prostu, aż skończysz. Na starcie mogę cię poinformować o tym, iż wysokim priorytetem jest u mnie dbanie i utrzymywanie higieny osobistej.
- Doprawdy? No to będę się starał nie palić twoim towarzystwie, jeśli jesteś tak wrażliwy na kilka toksyn.
- Wrażliwość? - uniosłem jedną brew i pokiwałem przecząco głową. - Przynajmniej nie pal i tyle.
- Rozumiem. - Podniósł ręce w defensywie, ale zaraz włożył je do swojego ubiór.
- Chodź do mojego pomieszczenia. Tam podyskutujemy. - Ku mojemu zdziwieniu, ów mężczyzna postanowił za mną pójść.
Kilka chwil później już byliśmy w moim apartamencie. Zamknąłem drzwi i pozwoliłem mu usiąść na sofie. Na chwilę obecną było mi wszystko jedno i tak jutro będę tu sprzątał. Ja usiadłem obok niego, zamknąłem oczy i odchyliłem się do tyłu, a ręce rozpostarłem za siebie i oparłem je o górną część sofy. Wziąłem głęboki, niesłyszalny, oddech i trwałem w tej pozycji dopóki nie usłyszałem głosu mojego "gościa":
- Może tradycyjnie przejdę do rzeczy. Po co mnie tu przyprowadziłeś? - Mimo, że pytanie skierował do mnie to sam błądził oczami gdzieś po pomieszczeniu.
Widocznie jemu, tak samo jak mi, nie miało się ochoty na tą dyskusje, ale coś mi mówiło, że muszę z nim porozmawiać. W innym przypadku nie był bym zdolny do spokojnego snu. Sam przechyliłem głowę do przodu i spojrzałem na niego spode łba.
- Mogłeś po prostu wrócić do siebie, a mną się w ogóle nie przejmować. - odpowiedziałem dodatkowo. - Musiałem, bo jakaś część mnie miała taki kaprys.
Od Izayii - C.D Abla
- Oczywiście, że nie jestem nudny - powiedział z zadowoleniem patrząc na
chłopaka, kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Poczuł się mile
połechtany. - Mam nadzieję, że w tej herbacie nic nie było.
- Tego nie możesz być pewien - srebrnowłosy uśmiechnął się tajemniczo. - Czy moja odpowiedź Cię usatysfakcjonowała? - dodał unosząc brwi i krzyżują ramiona na piersi. Izayii wydał się jeszcze bardziej drobniejszy i kobiecy.
- Tak, na razie mi wystarczy - odparł brunet, dopijając napój. Wstał trzymając kubek w dłoni i przytrzymując koc, żeby nie opadł na ziemię. Złożył go byle jak i przerzucił sobie przez ramię. Stanął obok Abla, wsadził naczynie do zlewu i ruszył do salonu. Nie miał zamiaru dłużej siedzieć na niezbyt wygodnym krześle. Dlatego też rozłożył się na sofie, ponownie narzucając na siebie koc. Wprawdzie nie było mu już tak zimno, ale miękki materiał, aż prosił się, żeby się w niego wtulić.
- Następne pytanie - mruknął do srebrnowłosego, który przyszedł do salonu za nim. - Ile masz lat?
- Siedemnaście.
- Naprawdę? Mógłbym przysiąc, że mniej - stwierdził zgodnie z prawdą. Abel nie wyglądał na więcej niż szesnaście, a tu proszę, są w tym samym wieku. Izaya rozejrzał się po pokoju, jego wzrok zatrzymał się na stojącej harfie. Uśmiechnął się figlarnie do gospodarza i skinął głową w stronę instrumentu. Jego słowa brzmiały raczej jak żądanie a nie prośba - Zagraj mi coś.
[ Abel? ]
- Tego nie możesz być pewien - srebrnowłosy uśmiechnął się tajemniczo. - Czy moja odpowiedź Cię usatysfakcjonowała? - dodał unosząc brwi i krzyżują ramiona na piersi. Izayii wydał się jeszcze bardziej drobniejszy i kobiecy.
- Tak, na razie mi wystarczy - odparł brunet, dopijając napój. Wstał trzymając kubek w dłoni i przytrzymując koc, żeby nie opadł na ziemię. Złożył go byle jak i przerzucił sobie przez ramię. Stanął obok Abla, wsadził naczynie do zlewu i ruszył do salonu. Nie miał zamiaru dłużej siedzieć na niezbyt wygodnym krześle. Dlatego też rozłożył się na sofie, ponownie narzucając na siebie koc. Wprawdzie nie było mu już tak zimno, ale miękki materiał, aż prosił się, żeby się w niego wtulić.
- Następne pytanie - mruknął do srebrnowłosego, który przyszedł do salonu za nim. - Ile masz lat?
- Siedemnaście.
- Naprawdę? Mógłbym przysiąc, że mniej - stwierdził zgodnie z prawdą. Abel nie wyglądał na więcej niż szesnaście, a tu proszę, są w tym samym wieku. Izaya rozejrzał się po pokoju, jego wzrok zatrzymał się na stojącej harfie. Uśmiechnął się figlarnie do gospodarza i skinął głową w stronę instrumentu. Jego słowa brzmiały raczej jak żądanie a nie prośba - Zagraj mi coś.
[ Abel? ]
Subskrybuj:
Posty (Atom)