Mój znużony wzrok powędrował z powrotem na stertę papierów, która tak rzekomo zawadzały temu kawałkowi deski. Przeciągnąłem się ospale i tylko przeczesałem smoliste włosy, zastanawiając się, co byłbym w stanie jeszcze dopisać do tego formularza. Nie dawno był Erwin i powiadomił mnie, że będę w stanie opuszczać ten opancerzony bunkier, ale tylko w ramach misji, do których będę mu tak potrzebny. W końcu, tego typu misji, i tak by nie zrobili sami bez mojego wsparcia. Smith dał mi jeszcze jakieś świstki, które jestem zmuszony wypełnić, by można mnie w ogóle wypuścić.
- Przynajmniej jeszcze pół godziny roboty przede mną - westchnąłem ciężko, oparłem się podbródkiem o prawą dłoń i mozolnie studiowałem te papiery, raz po razie. - Normalnie chrzaniłbym to i po prostu poszedłbym do łóżka, ale Erwin potrzebuje to na jutro.
Zacząłem rysikiem stukać o biurku i myśleć, co by dalej dopisać. Stłumiłem ziew, który już szykował się do wyjścia i zacząłem czytać dalej. W pewnym momencie zmarszczyłem brwi i jeszcze po raz trzeci przeczytałem 3 akapit, podpunktu 15.
- "Wymień swoje 3 najniebezpieczniejsze oraz najgorzej kontrolowane ataki". Co do...? Po co im to wiedzieć. Nie jestem jeszcze, aż tak nieprzewidywalny. Wszystkie ataki, jakie do tej pory zdołałem się wyuczyć, są całkowicie przeze mnie opanowane. Powiedziałbym, że nawet ponad perfekcją.
Uniosłem ołówek i przyłożyłem go do kartki. Zaraz poszedł w ruch i-
JEBUT!
Uniosłem wzrok i spojrzałem w stronę drzwi. Jak to ja, opuściłem przedmiot, który trzymałem w swojej ręce i ślimaczym ruchem do nich podszedłem. Uchyliłem je wystarczająco na tyle, by móc ujrzeć trzech naukowców, jak mniemam. Moją uwagę przykuł mężczyzna, który niezgrabnie, dopiero co, zbierał się z ziemi, a potem... usiadł na krzesło? Tak. W rzeczy samej. To krzesło.
"Kolejny palant do kolekcji uzdolnionych sąsiadów?" - pomyślałem, ale zaraz odrzuciłem od siebie tą myśl.
W końcu, pozory zawsze mogą mylić, a ja po prostu czułem, że ten człowiek ma w sobie coś, czym mnie jeszcze zdoła zaskoczyć. Momentalnie odechciało mi się pisania dalszego ciągu tego bezużytecznego papierku. Może jeszcze dziś skonfrontuję się z tą osobą. Zamknąłem drzwi i wróciłem do biurka. Co prawda, panował tam już z grubsza zaistniały porządek, jednak ja musiałem się jeszcze zająć formularzem. Przysiadłem z powrotem na swoim miejscu pracy i kontynuowałem pisanie.
~~~30 minut później~~~
Ostatni raz spojrzałem na harmonijnie poukładane rzeczy na posadce. Tak, teraz mogę wyjść wiedząc, że mój apartament pozostanie w, jako takim, porządku. Zanim wyszedłem, pozwoliłem sobie przemyć twarz lodowatą wodą i dopić herbatę, która już straciła swoje aromatyczne ciepło, a co za tym idzie - smak. Oczywiście naczynia również pozmywałem. Na razie nie zamierzałem zamykać swojego pokoju, bo po co? Ta osoba i znajdywała się na tym samym piętrze co ja. O wilku mowa. Stał oparty o parapet, wydmuchując, drażniący moje nozdrza, tytoń z papierosa. I już się znalazła pierwsza rzecz, jaka na pewno będzie mnie u niego odpychać. Stałem chwilę i tylko wpatrywałem się w jego plecy - tradycyjnie - bez żadnych emocji. Wiedziałem, iż wie o mojej obecności, jednak, mimo tego, wciąż czekałem. Moja uporczywość widocznie dziś wygrała, gdyż mężczyzna, po wypaleniu całego szluga, odwrócił się w moją stronę.
- Widzę, że naprawdę masz ciekawe zajęcia do roboty o tej porze, jakim jest twój przykład bezsensownego stania w miejscu i patrzenia się na to, jak wypalam jego papierosa. - oznajmił zaraz i uśmiechnął się... w dość dziwny sposób. - Jednak nikt nie będzie cię winił. Ciekawość. - Zaraz dodał.
- ...Najzwyczajniej w świecie, czekałem po prostu, aż skończysz. Na starcie mogę cię poinformować o tym, iż wysokim priorytetem jest u mnie dbanie i utrzymywanie higieny osobistej.
- Doprawdy? No to będę się starał nie palić twoim towarzystwie, jeśli jesteś tak wrażliwy na kilka toksyn.
- Wrażliwość? - uniosłem jedną brew i pokiwałem przecząco głową. - Przynajmniej nie pal i tyle.
- Rozumiem. - Podniósł ręce w defensywie, ale zaraz włożył je do swojego ubiór.
- Chodź do mojego pomieszczenia. Tam podyskutujemy. - Ku mojemu zdziwieniu, ów mężczyzna postanowił za mną pójść.
Kilka chwil później już byliśmy w moim apartamencie. Zamknąłem drzwi i pozwoliłem mu usiąść na sofie. Na chwilę obecną było mi wszystko jedno i tak jutro będę tu sprzątał. Ja usiadłem obok niego, zamknąłem oczy i odchyliłem się do tyłu, a ręce rozpostarłem za siebie i oparłem je o górną część sofy. Wziąłem głęboki, niesłyszalny, oddech i trwałem w tej pozycji dopóki nie usłyszałem głosu mojego "gościa":
- Może tradycyjnie przejdę do rzeczy. Po co mnie tu przyprowadziłeś? - Mimo, że pytanie skierował do mnie to sam błądził oczami gdzieś po pomieszczeniu.
Widocznie jemu, tak samo jak mi, nie miało się ochoty na tą dyskusje, ale coś mi mówiło, że muszę z nim porozmawiać. W innym przypadku nie był bym zdolny do spokojnego snu. Sam przechyliłem głowę do przodu i spojrzałem na niego spode łba.
- Mogłeś po prostu wrócić do siebie, a mną się w ogóle nie przejmować. - odpowiedziałem dodatkowo. - Musiałem, bo jakaś część mnie miała taki kaprys.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz