Obracając kwiatka w dłoni, nucąc szedłem przez korytarz.
Kiedy tak sobie szedłem i szedłem, powoli układałem sobie w główce jakiś dziwny
plan. Jestem tutaj już od tygodnia i dopiero teraz postanawiam odwiedzić moją najukochańszą
siostrę. Chociaż ja wiem czy najukochańszą? Zawsze mnie nie nienawidziła, wręcz
się mnie bała.. hah wspaniałe rodzeństwo. Przed samymi jej drzwiami pozbyłem
się kwiatka. No przecież nie chciałem robić krwawej masakry już na wstępie. Aż
takim psycholem nie jestem, chociaż… no mniejsza. Zapukałem kilkakrotnie
przybierając już maskę pt ‘’Milusi uśmiech Patricka’’ chciałem ją na dzień
dobry przywitać tą piękną mordką. Po może dziesięciu sekundach drzwi się
otworzyły, ale zamknęły się równie szybko. Zanim zdążyła zamknąć je na klucz
wbiłem do jej apartamentu siłą. Heh, nadal jest takim słodkim słabeuszem, przez
tą moją siłę prawie się wywaliła na podłogę. Złapałem ją za ramię i pociągnąłem
w głąb apartamentu ówcześnie trzaskając drzwiami.
- Zostaw mnie! – krzyknęła, w jej głosie słychać było nutę strachu, jakie
żałosne…
Rzuciłem nią o kanapę, unosząc teatralnie rękę do góry. Chciała przeturlać się
z brzuchu na podłogę, ale coś jej nie wyszło. Usiadłem tuż za nią i
przycisnąłem ją do kanapy, kładąc rękę na jej plecach. Nachyliłem się w dół,
zbliżając swoje usta do jej ucha. Spojrzała na mnie kątem oka wręcz powarkując,
z tymi rozmierzwionymi włosami wyglądała jak jakaś strzyka.
- Oj Cici, gdybyś teraz siebie widziała… nadal jesteś zabawna – zaśmiałem się.
- Jak ty w ogó…
- Co!? – przerwałem jej – Naprawdę sądziłaś, że dam im się zabić? Za kogo mnie
masz… tak łatwo Ci nie odpuszczę… jeszcze wiele lat przede mną siostrzyczko.
Poza tym… już nie jestem tym Patrickiem co kiedyś – puściłem ją powoli wstając –
Teraz jestem naprawdę miłym i niegroźnym człowiekiem, wierz mi…
- Raczej wilkiem w owczej skórze – wykorzystała moment mojej nieuwagi i rzuciła
się na mnie uderzając mnie w tył głowy.
Zachwiałem się, czując że głowa to mi wręcz pęka. Syknąłem łapiąc się za nią,
no nie… chciałem być miły a ta już przegina pałę. Zanim ponownie mnie uderzyła,
prychnąłem i złapałem za te jej wątłe nadgarstki. Ponownie uderzyła o kanapę,
jednak tym razem walnęła żebrami o drewniane obicie kanapy. Jakoś tam się ‘’podniosła’’
starając się złapać oddech.
- Już? Pobawiłaś się? – zaśmiałem się chociaż tak naprawdę byłem wściekły. –
Wiesz, naprawdę tęskniłem za Tobą siostrzyczka – wziąłem kosmyk jej włosów do
ręki i pocałowałem ją w policzek, aż zadrżała… nie wiem tylko czy ze strachu,
czy z obrzydzenia.
(Cicicicicicinia?)