Wsłuchiwałem się w Takako i jej plan zagonienia Ace'a w kozi róg. Nie wiedziałem czy to będzie dobry pomysł, jednak trzeba by było to wykorzystać w jakiś sposób. Coraz bardziej traciłem nadzieję, że damy mu radę w walce, a poza tym..Przecież on potrafi mówić, czuć, myśleć w jakiś tam sposób także. Zacisnąłem szczęki czując ból w zębach, zastanawiałem się co zrobić, żeby jak najszybciej się z nim uporać. Przygryzłem wargę rozglądając się w okół szukając budynku wskazanego przez Takako. Mógł się nam przydać, chociaż wątpiłem w to szczerze, że to go "złamie". Nie widząc żadnych sprzeciwów ze strony moich wspólników pokiwałem głową zatwierdzając tym samym plan brunetki. Rick, Stein, Levi pokiwali zgodnie głowami, ale w ich minach nie widziałem przekonania co do tego. Trudno jest być do czegoś przekonanym skoro nie ma się pewności, że to zadziała. Ja im wcale w tym nie pomagałem, moje optymistyczne myślenie, właściwie to nic się z nim nie stało.
- Damy z nim radę! - rzuciłem pokrzepiająco - Naukowcy mają nas w dupie, ale co tam! Damy mu radę, przecież nie było wygodnie ani łatwo do tej pory - uśmiechnąłem się szeroko - Na razie wykorzystajmy plan Takako, gdy przygniecie go ta góra gruzu, wtedy pomyślimy co dalej.. Może przyszedłby nam do głowy bardziej "pokojowy" pomysł - starałem się jakoś ich podnieść na duchu, czy coś. Co jak co, ale ja jestem stuknięty pozytywnie, więc nie powinienem tracić nadziei. Podobno ona umiera ostatnia. Ruszyłem pierwszy, kurz już opadł więc wszystko widać było wręcz idealnie. Naprawdę ładna pogoda, piękne zniszczone budynki dookoła, jak po jakieś apokalipsie czy trzęsieniu ziemi. Nad nami kopuła. Dookoła słychać jakieś zgrzyty przerwanych kabli elektrycznych. Wszystko było jak najbardziej idealnie, tylko nie widziałem w ogóle naszego żółtego celu. Pewnie poszedł robić dalej rozpierduchę jak to buntownik. Buntownik? Prawie jak człowiek.
- No, ruszajmy - pogoniłem ich trochę. Trucht zmieniał się w szybszy bieg i omijanie wielkich gruzowych przeszkód. Szło nam to nadzwyczaj sprawnie, w ciągu jakichś pięciu minut lub nawet krótszego czasu dotarliśmy do jeszcze - o dziwo - stojącego budynku. Zobaczyłem Ace'a rozpierdzielającego właśnie coś co - przed rozwaleniem - chyba miało przypominać figurę.. Lub coś podobnego, na pewno było z jakiegoś białego materiału. Rick - jak mi później powiedział - zauważył, że podniósł głowę ów figury. Obchodził się z nią bardzo delikatnie i przyglądał się najmniejszym detalom, jakby był zaciekawiony wykonaniem czy czymś podobnym. Tym razem Levi i Stein mieli go jakoś do nas przywołać. Takako, Rick i ja ustawiliśmy się tak, aby jakkolwiek rozwalić ten budynek. Przyzwałem do siebie kilka demonów, Takako użyła swoich cierni, żeby obalić wielką konstrukcję. Ja zaś posłałem demony, żeby dokończyły dzieła. Wszystko oczywiście poleciało na Ace'a zmierzającego właśnie za Steinem i Levi'em. Oni uskoczyli chroniąc się w bezpiecznych miejscach, a gruz przykrył całego robota. Usłyszeliśmy brzęk metalu, jednak byłem pewien, że nic mu się nie stało. Obserwowaliśmy go z bezpiecznej odległości. Przez około dziesięć minut kompletnie nic się nie działo. Aż prawie dałem się nabrać, że jednak się zniszczył. Lecz niestety to się nie stało. Spod kamieni zaczął wydobywać się ten sam ciemny dym oznaczający wybuchy. Bardzo szybko pokrył dużą część obszaru, na którym się znajdowaliśmy i już po minucie czy dwóch wszystko zaczęło wybuchać...
(Teamie? :>)