niedziela, 1 listopada 2015

Od Eriki - C.D Reny

Przymknęłam powieki, rozkoszując się przyjemną pogodą i przebywaniem na łonie natury, jeśli mogę się tak wyrazić. Westchnęłam, opierając się o barierkę obok Reny.
- O niczym szczególnym - wzruszyłam ramionami. - Zachwycałam się tylko pięknem przyrody i tym wszystkim wokół. No, sama wiesz, o co mi chodzi. Fajnie jest tak sobie czasem wyjść na zewnątrz, popodziwiać takie śliczne miejsca i po prostu zapomnieć o niektórych sprawach. Otworzyłam oczy, kierując swój wzrok ku horyzontowi. Odgarnęłam za uszy pasma włosów tańczących na wietrze.- Wiesz - ciągnęłam dalej. - Myślałam też o tym, że niby jesteśmy tacy super i w ogóle, bo mamy te swoje nadzwyczajne zdolności, ale co nam to tak właściwie daje? I tak większość czasu tkwimy w tym ośrodku jak jacyś więźniowie... Jaki może być sens naszego istnienia?Zerknęłam na dziewczynę, po czym uśmiechnęłam się szeroko.- Ale nie ma co się tym przejmować, prawda? Trzeba myśleć pozytywnie i czerpać z tego życia pełnymi garściami. Tyle, ile tylko się da!Nadal z uśmiechem, przechyliłam się przez barierkę, obserwując przelatujące po niebie ptaki.- Hej, hej, bo jeszcze mi stąd spadniesz - ostrzegła Rena.- Nie martw się, Re-Re. Przecież uważam.Nagle przechyliłam z zaciekawieniem głowę, wytężając słuch.- Słyszałaś? - zapytałam, spoglądając w stronę pobliskich zarośli.- Ale co takiego?- Nie wiem tak konkretnie, ale na pewno coś w nich siedzi. Idę zobaczyć, co to!- Zaczekaj, Eri!Ale ja już popędziłam w tamtą stronę i zaczęłam rozgarniać krzaki, szukając źródła dziwnego dźwięku. Coś się w nich poruszyło, coś błysnęło, coś syknęło i... skoczyło w moją stronę. Zaskoczona z piskiem odskoczyłam do tyłu, ale pech chciał, że potknęłam się o nierówność ziemi. Straciłam równowagę i zdecydowanie boleśnie grzmotnęłam głową o podłoże. Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami. Straciłam przytomność.
<Re-Re? Mam nadzieję, że teraz lepiej cię natchnie nowymi pomysłami :3>

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Nie miałem pojęcia, że dziewczyna aż tak obwinia się za to co się stało. To nie była jej wina. Nie jesteśmy doskonali i każdy ma jakieś swoje wady. Jedni takie jak Cinia, drudzy zaś takie jak ja. Zawsze gdzieś jest ten problem. Nie to co u Sigm. Kiedy tak wtulała się w mój tors: uniosłem jedną dłoń, która za moment spoczęła na jej głowie. Zniżyłem nieco główkę by delikatnie ucałować jej czoło. Pewnie znowu zrobiła się cała czerwona, ale… to nie ważne. Zawsze tak było kiedy tylko kiedy tylko ukazywałem tą bardziej romantyczną cześć mnie.
-Te rany się zagoją. Nie ważne, czy pozostanie po nich blizna czy nie, ale się zagoją. To… jak ranisz moje uczucia kiedy się tak odsuwasz… kiedy …
-Przestań. – zaprotestowała zakrywając mi nagle usta dłonią. Nigdy wcześniej tak nie robiła, dlatego było to dla nie dosyć dziwne. – Ja wiem o tym… ja wiem, że to straciłam odnośnie twoich uczuć.. już tego nie odzyskam… ale…. – miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Wolałem, to skończyć na takim poziomie na jakim jest, żeby tylko uniknąć jej łez. Bardzo szybko zniżyłem się i cmoknąłem ją w usta przez co na chwilę zapomniała co miała powiedzieć.
-Już cicho. Po prostu czuje, że już nie jest tak jak kiedyś… że tobie już tak nie zależy, i to czy ja jestem czy mnie nie ma…. Jest ci obojętne. – wzruszyłem ramionami wstając z kanapy i zostawiając na niej dziewczynę. Za bardzo się coś ostatnio rozczulam, ale to mniej więcej tez z tego powodu, że jestem w pewnym sensie słaby. Skierowałem się na chwilę do łazienki by ściągnąć koszulkę i zobaczyć swoje plecy. Nie wyglądały za ciekawie i całe praktycznie były teraz w kolorze sino fioletowym. Odpłacę mu się kiedyś jak mnie tak będzie wkurwiał. Zostawiając delikatnie czerwoną od krwi koszulkę w łazience i wychodząc bez niej skierowałem się do kuchni, w  której ta uzdolniona blondynka próbowała coś ugotować. Uśmiechnąłem się pod nosem zachodząc ją od tyłu i napierając torsem na jej plecy. Dodatkowo oparłem dłonie bo obu stronach blatu tak, żeby mi nie uciekła.  Schyliłem się na tyle by dosięgnąć jej szyi…
-Nie krzycz tylko… - szepnąłem otwierając nieco szerzej usta i ukazując białe kły. Najdelikatniej jak było to możliwe wbiłem je w szyję Cinii. Za nim jednak zdążyła wydać z siebie jakiś odgłos: rozchyliłem jej usta i delikatnie dotknąłem palcem jej języka. To miało na razie zapobiec wypowiedzenia jakiegokolwiek komentarza. Obiecałem sobie, że nie będę jej gryzł, jednak dzisiaj kiedy wgryzłem się w skórę Heaven’a mogę stwierdzić, że  żadna krew nie zaspokoi mnie tak jak Cinii. Jaki więc większy cel będzie celowe unikanie jej skoro, nikt inny nie będzie mógł mnie zaspokoić?
-Cinia…. Wybaczysz mi to? Jeżeli będę cie gryzł…? – szepnąłem już odrywając się od jej skóry, ale nadal pozostając dość blisko.  – Nie jestem w stanie bez niej wytrzymać. Tylko ty jesteś w stanie mnie w jakiś sposób ratować… - ucałowałem delikatnie jej kark


(Wena mnie pod koniec opuściła. Sory. Cinia ?)

Od Cinii - C.D Riuki`ego

Jeszcze kilka sekund temu, po głowie tylko i wyłącznie krążyły mi myśli, na temat zdrowia Riuki`ego. Teraz były to moje staniki. O nieee drugi raz nie popełnię tego błędu, a co jeśli gdzieś faktycznie leży porozrzucana bielizna? Albo coś gorszego? [Wibratory, kulki gejszy i te sprawy – chyba je pochowała…].
- Sądzę, że nic tam nie znajdziesz – powiedziałam z dziwnym uśmieszkiem.
- Jesteś tego pewna?
Przytaknęłam nadal się uśmiechając, wzruszył tylko ramionami ale nie zmienił swojego kursu. Otworzyłam drzwi i o dziwo pozwoliłam mu wejść. Riuki prawie natychmiast usiadł na kanapie po raz pierwszy, w nikłym stopniu pokazując to, jak cierpi. Przez Heavena wszystko musi go jeszcze bardziej boleć, on to ma talent do kaleczenia się. Podeszłam do niego zajmując stosowną odległość.
- Cinia… - zaczął powoli, znowu miał taki dziwny, tajemniczy ton – Czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz?
Wprawdzie pytanie to zadawał niezliczoną ilość razy, ale i tak za każdym razem mnie ono zaskakiwało. Zamrugałam oczyma i spojrzałam na niego niepewnie, tak jakby to był jakiś podstęp. Ale nie mogłam też dłużej zwlekać z odpowiedzią, która była w sumie oczywista… pytanie tylko – czy on mi jeszcze wierzy?
- Jasne, że tak… czemu w ogóle o to pytasz?
- Kiedyś mówiłaś mi to znacznie częściej, ostatnio prawie wcale.
- Czujesz się niekochany? – spojrzałam mu w oczy – Nie chciałam, żebyś tak to odebrał. Po prostu sam kiedyś mi powiedziałeś, że to moje częste powtarzanie tego słowa, doprowadzi do tego, że jego znaczenie straci jakąkolwiek wartość.
- Ale ogólnie, nie okazujesz mi tego.
Przysunęłam się bliżej niego i ujęłam jego twarz w dłonie. Nie byłam nawet świadoma tego, że w ten sposób wyrządzam mu krzywdę… zabawne, na każdym kroku dowiaduję się o sobie coraz więcej. Niestety są to tylko i wyłącznie negatywne cechy. Wpierw dotknęłam swoim czołem jego czoła, kątem oka spoglądając na niego. Nie był zakłopotany, można powiedzieć, że był spokojny jak zawsze. A raczej taki przybierał wyraz twarzy. Dotknęłam jego ramienia, jednak zaraz zabrałam swoją dłoń.
- Czemu to robisz?
- Bo się boję… - wyszeptałam.
- Ale czego – zdziwiony odsunął się ode mnie.
- Tego, że zrobię Ci krzywdę. Wszystko przecież jest przeze mnie, twoje rany… nie powinnam była ci w ogóle składać propozycje pojedynku. Riuki nie chcę nigdy więcej z Tobą walczyć.
Zanim zdążyłam jeszcze powiedzieć cokolwiek, chłopak zamknął mi usta delikatnym pocałunkiem. Z początku zdziwiona prawie się zachłysnęłam, jednak po chwili odwzajemniłam ten nieśmiały gest.
- Będziesz się obwiniała do końca życia?
- Nawet dłużej – wyszczerzyłam swoje ząbki w szerokim uśmiechu.
Pokręcił głową zrezygnowany na co tylko cicho się zaśmiałam opierając głowę o jego klatkę piersiową.

(Riuki?)

Layout by Hope