To czego właśnie się dowiedziałem, nie było dla mnie czymś
szczególnie szokującym. Spodziewałem się tego. Przecież właśnie z takich
przypadków bierze się połowa dzieci na tym świecie. Potem tylko wstyd
powiedzieć o tym swoim dzieciom. Właściwie wcale bym się nie zdziwił gdybym ja
również był przypadkiem. U mnie coś musiało pójść nie tak xD. Przeczesałem
dosyć spokojnie włosy, zarazem odgarniając je nieco do tyłu. Tak musze z nimi w
końcu zrobić porządek, bo nawet nie można swobodnie spojrzeć w moje straszne
oczy. Chociaż i tak jest to często uniemożliwiane przez stalową maskę.
-Przecież tak tego chciałaś, to czego tak rozpaczasz głupku?
– stuknąłem ją delikatnie w łepek. Ta natychmiast zerwała się jakby w ogóle nie
spodziewała się takiej reakcji. No co? Normalne. Zacząłbym się o nią bać, gdyby
jednak nie była w ciąży. Jej oczka jakby zabłyszczały a zdziwiony wyraz twarzy
wprowadzał mnie w delikatne omotanie. – Nie patrz tak na mnie. Myślałaś, że
zostawię cie… nakrzyczę, czy coś? Gdybym był mądrzejszy: sam zadbałbym o to by
to się nie stało, ale skoro tak bardzo tego chciałaś to czemu miałbym być zły?
-Twój profesjonalny ton mówienia jak i dobór słów czasami
mnie przeraża…. – dodała już z nieco pogodniejszym wyrazem twarzy. Więcej..
chyba nawet się uśmiechnęła. Prychnąłem tylko teatralnie przewracając oczami.
Spojrzałem w okno, przez które właśnie próbowały przedrzeć się pierwsze
promienie słońca.
-Jednak nie spodziewaj się jakiegoś super zaangażowania z
mojej strony. Nie nadaje się na ojca. Właściwie to nie wiem czy te dzieci
powinny wiedzieć kto jest ich ojcem. – wzruszyłem ramionami. To było trudne
nawet dla mnie, ale z własnej przeszłości wiem, że ja tez nie chciałem znać
swojego ojca. A może właśnie był taki jak ja? To skąd ta odmienność charakterów
u mnie i Reladii? Przymknąłem oczy, by a chwilę znów położyć się na miękkim
materacu. Bez świeżego „pożywienia” bardzo dużo czasu spędzałem na spaniu i
odpoczywaniu. Musze się oszczędzać, bo nagły wysiłek może być dla mnie
jednoznaczny z kopnięciem kalendarz. Blondynka po kilkunastu minutach opadła na
mój tors i mocno się w niego wtuliła. Z jakiegoś powodu miałem dziwne wrażenie,
że się rumieni. Może właśnie dlatego, ze moja reakcja była taka, a nie inna?
-Dlaczego wtedy kiedy o to zapytałam…. Tak się wystraszyłeś,
a teraz jesteś normalny? Nie rozumiem cie Riuki… - powiedziała jakby wyrwana z
chwilowego transu. Zerwała się znowu do siadu (pomijając to że siedziała mi na
biodrach) i przekrzywiła łepek w geście jak taki piesek z klapniętymi uszkami.
-Czekam, aż dorośniesz do tego, żeby niańczyć takie małe
śmigające kulki. Czekałem, aż dorośniesz do tego, żeby w końcu zrozumieć, że
nasz związek to nie jest już „dziecięca zabawa”. Traktuje cie poważnie i chce,
żebyś ty mnie tez tak traktowała. – otworzyłem tylko jedno oczko mimo, że w
danej chwili nie miałem na sobie maski. – Jeśli się ogarniesz znowu będę
„twój”. A teraz złaś, bo jestem zmęczony.
-Zmęczony? Wiesz, że jesteś strasznie blady? Coś złego się z
tobą dzieje… - stwierdziła. Jaka ona jest głupia przecież ja zawsze miałem taką
jasną karnacje. Nie białą, ale coś co właśnie tą barwę przypominało.- Może
musisz…
-Nie denerwuj mnie nawet. Nie mogę pić twojej krwi z kilku
powodów i też ze względu na ciebie więc nawet nie pokazuj mi swojej szyi, bo
wyrzucę cie za drzwi. – warknąłem widocznie poirytowany. Jak byłem głodny to
rzadko kiedy panowałem nad swoim gniewem czy złością. Oczywiście chamski to ja
byłem zawsze, ale raczej chodzi mi o bezpośrednie mówienie prawdy lub stwierdzanie
przykrych faktów.
-Jaki ty jesteś okropnie uparty …. – westchnęła schodząc ze
mnie i układając się na boku, przodem do mnie. Gdyby nie to, że leżałem twarzą
zwrócony w górę może udałoby jej się teraz zauważyć nieciekawy wyraz mojej
twarzy. – Ej Riuki zmierzymy się kiedyś?
-Co? – aż w pewnym momencie myślałem, ze się przesłyszałem.
Odwróciłem główkę delikatnie zdziwiony tym pytaniem ze strony dziewczyny. Czyżby nagle nabrała chęci wyżycia się na
mnie? – Możemy, ale i tak wygrasz więc jaki to ma sens skoro wynik jest z góry przesądzony..
-Co? Dlaczego tak sądzisz… przecież mogę poczekać, aż
będziesz takiej samej rangi jak ja..
-Ja nigdy ciebie nie dogonię, choćbym próbował. I nawet
jakbym miał taką rangę jak ty to moje zdrowie nigdy nie pozwoli mi ciebie
prześcignąć. Po za tym… nie wiem dlaczego, ale już nie jestem w stanie cie
skrzywdzić. Kiedyś bardzo bawiło mnie to jak się mnie boisz, jak próbujesz być
odważna, chociaż tak naprawdę panicznie się bałaś choćby samego mojego dotyku.
Teraz już …. Jest inaczej i jakoś nie jestem w stanie podnieść na ciebie ręki…
Mówiąc to w ogóle na nią nie patrzyłem, a dopiero kiedy
skoczyłem przed moimi oczami ujrzałem czerwoniutką od rumieńców twarz Cinii. Aż
tak bardzo zawstydziło ją to co powiedziałem? A no tak w sumie wszystko co
ostatnio mówiłem ją zawstydza. Parsknąłem śmiechem i od razu przeniosłem się do
siadu. Śmieszna jest ta dziewczyna. Chociaż nic nie mówi to zapewnia mi niezła
dawkę rozrywki.
-…. Ale możemy się zmierzyć. Nie mam nic przeciwko… - zsunąłem
nóżki z łóżka i zaraz podreptałem pod prysznic. Oczywiście on przez cały ten
czas się nie odzywała i ani śmiała wejść do łazienki. Tak jak podejrzewałem,
jest pomiędzy nami taka bariera pod tytułem „nie jesteśmy już razem, dlatego
nie wiem na co mogę sobie pozwolić, a na co nie”. Wyszedłem już czyściutki i
pachnący, jeszcze z mokrymi włosami. Oczywiście w jeszcze rozpiętych spodniach
bo przecież nie mogłem ich zapiąć jak normalny człowiek… no i bez koszulki.
-Ubierz się debilu! – warknęła na mnie blondynka nadal cała
czerwona i przy okazji rzuciła we mnie jeszcze jakąś moją koszulką.
-Ci…. – zanim zdążyłem wypowiedzieć jej imię i podejść do
niej to ta dzikuska uciekła i odwróciła się do mnie plecami. No co za dziecko z
tundry.- O co ci chodzi!? – warknąłem w końcu nieźle zirytowany zaistniałą
sytuacją. Przy okazji chwyciłem za jej nadgarstek i bardzo umiejętnie odwróciłem
ją przodem do siebie. – Zachowujesz się jak taka małolata… weź się..
-Zamknij się! – teraz to mnie po prostu zamurowało. Po
prostu szok przeżyłem jakich było naprawdę mało w moim życiu. Natychmiast
puściłem jej nadgarstek i cofnąłem się o krok do tyłu. Nigdy wcześniej tak do
mnie nie mówiła… przynajmniej nie tak na serio.. a teraz? Co jej odbiło… czy ja
znowu robię coś nie tak…? Nie odpowiedziałem tylko po prostu zrobiłem swoje.
Ubrałem się i już miałem wyjść z sypialni kiedy to zostałem zatrzymany przez
dziewczynę, która złapała mnie za koniuszek rękawa od bluzy.- Ej… nie…
przepraszam poniosło mnie..
-Wiem. Znowu…. – mruknąłem zmęczony. Już się przyzwyczaiłem.
– Co tym razem…?
-Po prostu nie mogę znieść tego, że nie mogę do ciebie
podejść… nie mogę cie pocałować… nie mogę cie przytulić… tylko przez to, że
cholera jasna nie jesteśmy już głupia parą! Czy ja naprawdę tak bardzo cie
zraniłam…?
-Nie. – odpowiedziałem szybko, zwięźle i na temat. Przy tym
odwróciłem główkę w bok, żeby chociaż zobaczyć ją kotem „innego” oka. – Ja po
prostu nie czuje z twojej strony jakiejś większej sympatii. Nie czuje tego, że
mnie kochasz. Słowa to nie wszystko a od jakiegoś czasu przestałaś mi to
pokazywać. Ty potrafisz tylko na mnie krzyczeć… a może ja tez potrzebuje twojej
czułości… - spuściłem wzrok w podłogę. W sumie to nie byłem na nią zły.
Chciałem żeby mnie przytuliła w końcu. Żeby to ona podeszła i zobaczyła jak
bardzo cierpię z tego powodu, że jej nie ma obok. Że czuje się samotny…
(Cinia ?)