niedziela, 24 maja 2015

Od Cinii - C.D Riuki'ego


Z jednej strony zachowanie chłopaka mnie bawiło, jego zakłopotanie i to jak pięknie się rumienił. Nie wiem jednak co tu było takiego stresującego, chociaż to jest Riuki, jego tok rozumowania czasem ciężko zrozumieć. Spojrzałam ukradkiem na jego palce, które zaciskały się na kołdrze. Złapałam jego dłonie, spoglądając mu w oczy z szerokim uśmiechem. No dobra, skoro ma się tak męczyć to chyba wystarczy. Nie powinien się teraz tak strasznie stresować.
- Strasznie się tym przejmujesz nie sądzisz? - przekrzywiłam główkę
- Zamilcz. To trudne…
- Czy ja wiem... - zaśmiałam się po czym pocałowałam go delikatnie przenosząc dłonie na jego ramiona.
Po chwili oderwałam się tak żeby go nie udusić.
- Hmm… właściwie to nie wiem, czy dobrze teraz zrobiłam. Przecież nie dokończyłeś.
- Nie udawaj głupiej - odwrócił wzrok wlepiając go w pościel - Czujesz to samo?
To nagłe pytanie troszkę mnie zaskoczyło, chociaż gdzieś tam podświadomie byłam na nie przygotowana. Głupie pytania zadawane przez Riuki'ego part 2 (tego dnia oczywiście).
- Raczej gdybym nie kochała Cię i nie uważałabym Cię za kogoś wręcz najważniejszego dla mnie, nie zrobiłabym tego z wczoraj… Nie martw się, zawsze będę tylko z Tobą, obiecuję.
Chłopak po usłyszeniu tych słów troszkę się rozluźnił, jednak nadal wydawał się lekko zestresowany. Boże, to jak on się tym przejmuje jest wręcz słodkie. Nie często mam okazję widywać tego chłopaka w takim uroczym stanie, więc muszę się tym nacieszyć. Pogłaskałam go po ramieniu, wpatrując się mu z czułością w oczy.
- Riuki czy teraz położysz się już wreszcie? - zaczęłam nagle
- Naprawdę? Nie mogłaś powiedzieć niczego innego? - westchnął
I kto tu jest głupi, w normalnych okolicznościach bym się na niego rzuciła (i pewno też zgwałciła) jednak nawet te słowa nie zmienią mojego zdania, na temat tego, że powinien odpoczywać. Zresztą powstrzymał mnie od zmiany kompresu, przez to wszystko prawie o tym zapomniałam. Kiedy wstałam Riuki prawie natychmiast znowu się podniósł, zaraz go chyba przywiążę do tego łóżka.
- Nie minęło kilka minut i już mnie zostawiasz?
- Przecież idę tylko do kuchni i wracam znowu, nie minie minuta i jestem z powrotem. - zapewniłam go po czym pospiesznie skierowała się do kuchni, zamaczając kompres w zimnej wodzie.
Kiedy wróciłam bez słowa położyłam go na czole chłopaka, skrzywił się informując mnie o tym, że szmatka jest zimna. Wyobrażał sobie, że będzie gorąca? Pokręciłam głową i cmoknęłam go szybko w usta.

(Riuki?)

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Idiotka. Dlaczego ona płacze przez to że się źle czuje ? Nie ma własnych problemów ? Ehh.. na to wygląda, że jedynym jej problemem jestem ja (z problemami najlepiej się przespać.. podobno xD). Aż dziwne, ze traktowała mnie teraz z taką troską skoro jeszcze przed chwilą była dla mnie wredna, oschła i w ogóle nie rozumiała sytuacji. Możesz to też dlatego, że nie powiedziałem jej z jakiego powodu tak źle się czuje ? Zawsze moja wina…yhh.
-Cinia… - zatrzymałem ją kiedy chciała znów skierować się do pokoju by zmienić kompres. – Dlaczego ukrywasz przede mną swoje uczucia ? – powiedziałem to nad wyraz dyplomatycznie. Przez jej obecność poczułem się chyba trochę lepiej.
-Ja… wcale ich nie ukrywam ! – prychnęła siadając z powrotem na łóżku – Nie lubię gdy ktoś widzi, jak płaczę.
-Jesteś głupia, wiesz ? – mruknąłem uśmiechając się lekko. Święto. Ja się uśmiechnąłem. Spojrzała na mnie i za raz prychnęła Podniosłem się do pozycji siedzącej mimo jej licznych sprzeciwów i puknąłem ją w głowę. Wypuściłem powietrza z ust i w końcu zdobyłem się na kolejny krok.- Wtedy… powiedziałaś, że nie jesteśmy razem no nie… więc nie mam prawa być zazdrosny.. – mówiłem bardzo cicho. Taki zakłopotany i zażenowany. Ja kompletnie nie mam pojęcia jak takie coś się robi. Tym razem nie zamierzam uciekać spojrzeniem, a skoro i tak źle się czuje to może potem nie będę pamiętał swojego głupiego wystąpienia. Zwiesiłem głowę tak by białe włosy zakryły mi zarumienioną twarz. – Więc…
-Dobrze ci idzie. – Zachichotała doskonale wiedząc co chcę powiedzieć
-Zamknij się blondyno ! Wcale mi nie pomagasz… - warknąłem zdesperowany na chwilę zerkając na nią z pod długiej krzywki. Ah to musiało wyglądać słodko. Czerwone policzki i sekretne spojrzenie.- Nie wiem jak to powiedzieć.. – szepnąłem. Boże tak strasznie denerwowałem. Fajnie by było gdyby mi nie kazała o to pytać tylko sama by to zakumała. Podstępne babsko. Zacisnąłem żeby i pięść na kołdrze, a w tym czasie dziewczyna dotknęła mojego aż ciepłego policzka. – Dlaczego tak cholernie plącze mi się język , no ! – warknąłem sam na siebie czując jak ciepło oblewa już całą moją twarz, a moje źrenice stają się nieco większe.-Chce.. żebyś.. zawsze była tylko ze mną ….i…- więcej już nie mogłem powiedzieć. Po prostu nie.. dla mnie to za dużo.


( Cinia ? No weź go poratuj xD )

Od Cinii - C.D Riuki'ego


Kiedy Riuki opadł na mnie, objęłam go rękoma tak, jakby zaraz miał się rozpłynąć i zniknąć. Czyli to w głównej mierze wina Arcany? Jakoś ciężko mi było w to wszystko uwierzyć, przecież nie raz widziałam jak Riuki obsługiwał się nią. Nie wyglądało na to, żeby sprawiała mu jakiekolwiek problemy. Ale jak widać znowu się grubo pomyliłam. Zacisnęłam mocniej palce na ramionach chłopaka, opierając głowę o jego ramię i zaczynając cicho popłakiwać.
- Czemu płaczesz? - Riuki chciał na mnie spojrzeć jednak nie pozwoliłam mu na to
- Przecież nie płaczę matole... - powiedziałam cicho
W sumie to nie wiem czemu temu zaprzeczałam. Może dlatego, że nie chciałam pokazywać swoich słabości? Męczyło mnie już to udawanie, chociaż z drugiej strony wyrabiało to u mnie ten wredny, paskudny charakter. Riuki zadawał tak oczywiste pytania, ciężko jest nie płakać kiedy osoba na której ogromnie Ci zależy, cierpi. I to w dodatku na twoich własnych oczach. Pokręciłam głową pociągnowszy ponownie nosem, zaraz po tym przestałam płakać. Nienawidzę płakać, nie muszę robić tego nadmiernie nawet jeśli to wszystko stawiało mnie w tak beznadziejnej sytuacji. Naprawdę chciałam mu pomóc, a jednak nie ma sposobu w jaki mogłabym poprawić jego stan. Gdyby się tak dało, z ogromną chęcią przejęłabym jego ból na siebie.
- Już się uspokoiłaś? - zapytał po chwili.
- Chyba tak. - westchnęłam przejeżdżając palcami po jego gęstych włosach - Masz gorączkę?
 Przycisnęłam wargi do jego czoła odsuwając się po chwili. Nie było tak źle, jednak definitywnie miał stan podgorączkowy. To wszystko przez tą Arcanę? Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak daleko może się to wszystko posunąć. Wstałam z łóżka wcześniej nakazując chłopakowi ponownie się położyć. Zrobiłam mu zimny kompres, który miał na celu zbicie podwyższonej temperatury. Chociaż wątpię, żeby w tym przypadku takie pospolite metody coś zdziałały.
- Czemu się tak o mnie martwisz?
- Zastanawiam się, czy zadajesz takie durne pytania ze względu na gorączkę Riuki… - posłałam mu rozbawione spojrzenie - Bo mi na Tobie zależy? Boję się o to co się z Tobą dzieje? To chyba nic złego i nadzwyczajnego… Zapomnij. Odpoczywaj, ja będę cały czas obok Ciebie - uśmiechnęłam się.

(Riuki? Magja tableta powraca - krótko i wgl.)

Od Vanilli - C.D Heaven'a

W sumie to ta propozycja była naprawdę kusząca. Teraz jak tak sobie o tym przypomnę to chyba każdą wolną chwilę Heaven spędza ze mną. Naprawdę mu musi na mnie zależeć. Kończąc jeść ostatniego naleśnika cały czas się mu przyglądałam. Przystojniaczek z niego no nie powiem.
[…]
Po zjedzonym śniadanku umyłam talerze i sprzątałam w kuchni. Oczywiście Heaven kompletnie się do tego nie nadawał bo już od razu gdy wstał to jego talerz leżał pobity na ziemi. Geniusz z niego. Tak więc kazałam mu się odsunąć na bok. Jak chce to niech sobie obserwuje. Kiedy tak chodziłam  te i we w te czułam na sobie jego wzrok. Na swoich nogach, tali … sami się domyślcie gdzie on jeszcze mógł patrzeć. Wychodząc z kuchni uderzyłam go lekko w przeponę dzięki czemu chłopak się delikatnie zgiął.
-Za co to było, He !? – prychnął już stając normalnie
-Ćwiczę twój beznadziejny refleks.
-Ile razy mi jeszcze powiesz jaki ja jestem beznadziejny !? – zbulwersował się znowu. Jak małe dziecko. Ale to było w nim takie słodkie. Denerwował się tak naprawdę za nic, nawet za najmniejsze żarty, za każde wyzwisko, za wszystko. Stałam tak przez chwile, a jak skończył sobie gadać to wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Chyba po raz pierwszy w życiu tak się przed kimś otworzyłam. No, ale już po prostu nie mogłam. – No bardzo śmieszne wiesz ! – prychnął składając rączki na klatce piersiowej i odwracając głowę. Oooo… mamy foszka ?
-Jesteś uroczy, Heaven. – wymamrotałam jeszcze z delikatnym uśmiechem na twarzy po czym podeszłam do niego. Stałam tak chwilę patrząc mu w oczy. Ten jego czuły wzrok. Teraz był czuły. Wieczorem pewnie byłby pełen pożądania. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Na tyle by nasze ciała się stykały. Schylił się nieco by oprzeć swoje czoło o moje. Podniosłam głowę i teraz to nasze nosy się dotykały.
-Jak ty umiejętnie potrafisz mnie omamić. – szepnął, na co ja odpowiedziałam tylko cichym chichotem. Znowu. Podniosłam rękę i wczepiłam palce w jego srebrne włosy. Tym czasem on objął mnie obiema rękoma w tali.
-Ja ciebie wcale nie próbuje omamić. I wcale nie jest tak, że cały czas mówię jaki ty jesteś beznadziejny. Zadziwia mnie to jaką jesteś bestią na co dzień a jak delikatny stajesz się dla mnie. Nie potrafię cie zrozumieć. – właściwie to powiedziałam mu teraz to co leżało mi na sercu.
-Ja ciebie też nie, to chyba na to samo wychodzi. – zachichotał i już chciał zetknąć ze mną swoje usta jednak ja odepchnęłam się od jego torsu i przekręciłam.- Wredna zołza.
-Pfff.. jeszcze przyjdziesz w łaskę. – Pokazałam mu język – Skoro chcesz się przejść to zaprowadzę cie tam gdzie chciałeś iść.
-Gdzie ? – zapytał zainteresowany
-Zobaczysz. – puściłam mu oczko i już za chwilę zniknęłam za drzwiami pokoju.
[…]
Poczekaliśmy z tym tak do wieczora bo stwierdziłam, ze w nocy są tam ładniejsze widoki. Złapałam Heaven’a za rękę i tak razem wyszliśmy z mojego apartamentu. Wyszliśmy z ośrodka co już było i tak niezłą frajda dla chłopaka. Nie mógł zrozumieć dlaczego nas wypuścili. Ja jednak mam nieco inne przywileje niż on. Zaprowadziłam go na molo, znajdujące się praktycznie na środku plaży. Musieliśmy kawałek przejść żeby się do niego dostać. Z powrotem to chyba Heaven będzie mnie nieść. Stanęłam przy poręczy. Była już godzina 20 więc było dosyć ciemno. Księżyc się już pojawił i gwiazdy odbijały się w głębokiej, granatowej wodzie.
-Zawsze chciałeś zobaczyć jak tu jest, no nie ? Masz okazję. – oparłam się rączkami o barierkę i zerknęłam w wodę. Heaven był tak tym wszystkim zafascynowany, że nie mógł oderwać wzroku.
-Chodź się wykąpać.. – szepnął mi w końcu na uszko i pociągnął za rękę. No psychol ! Czy jego powaliło do reszty !?
-Oszalałeś !? Jest zimna woda..
-Nie sprawdzisz, do puki do niej nie wejdziesz ! – zachichotał, mimo wszystko ja nadal nie chciałam iść.- No Vanilla.. zrób to dla mnie.
-A co ty zrobiłeś… dla mnie ? – powiedziałam prosto z mostu. Nieźle go to zdziwiło. Na tyle by puścił moją dłoń, która za chwilę bezwładnie opadła na dół. Nie mogłam tego dłużej trzymać bo po prostu trawiło mnie to od środka. – Przespałam się z tobą… jestem z tobą każdego dnia….. przyprowadziłam cie tutaj… to wszystko było dla ciebie. –szepnęłam cicho zaciskając malutkie rączki na materiale sukienki – W zamian za to zostałam nazwana dzi… - nawet nie mogło mi to przejść przez gardło.
-Vanilla… przecież..ja…. przeprosiłem cie za to. – wytłumaczył się natychmiast. Niewiarygodnie spokojny. Aż dziwne. Czyli jednak czuł się za to winny.
-Wiem o tym, ale naucz się że taki rzeczy zostają w pamięci….
-Nie ogarniam cie już. Po co ty do tego wracasz ? – tym razem już prychnął nieco poirytowany. No i znowu to samo. Nie mogłam wyrazić swojej opinii na żaden temat.
-Nie chce więcej być zabawką… powiedziałeś mi, że mnie kochasz, ale tak naprawdę pewnie sam nie wiesz dlaczego…
-Boże… nie chce się z tobą kłócić, bo mi na tobie zależy. Dajmy sobie z tym spokój… - westchnął i przeczesał swoje włosy. Pff.. jak zwykle.
-Ta… jasne. – mruknęłam cicho i zaraz odwróciłam się do niego plecami by znów oprzeć się o barierkę. I spojrzeć w wodę. Nie chce do tego wracać. Ja tez nie chce, ale co mam zrobić kiedy to ciągle ciąży mi na sercu. Mam mu o tym nie mówić ? Że czuje się z tym źle. Może jednak za bardzo się przed nim otworzyłam.
-Vanilla…
-Idź sam. – westchnęłam w ogóle nawet na niego nie patrząc. – Poczekam… - zacisnęłam zęby i wargi tak żeby nie zabrzmiało to tak bardzo przygnębiająco.

(Heaven ? sory musiałam xD)

Od Azusy - C.D Rene

Co też ten chłopak ode mnie chciał. Pierwszy raz go widzę na oczy a te podchodzi do mnie i …. Co lepsze… łapie mnie za rączkę i prowadzi gdzieś. No pedofil. Nie piorąc pod uwagę tego, że nie mam już poniżej 15 lat, ale cicho. Potem było jeszcze dziwniej, bo ten taki.. duszek ? Demon ? Właściwie to nie wiem co to było w każdym razie bardzo bawiło go macanie mnie po różnych częściach ciała (tutaj włączcie swą wyobraźnie).
-Co to w ogóle ma być !? – krzyknąłem odskakując od demona na kilka metrów. Ta tylko zaśmiała się głupkowato i znowu podeszła. Tym razem już naparła na mój tors i oparła się o niego łapkami.
-Wolnego koleżanko… - prychnął szarowłosy i natychmiast zabrał ode mnie dziewczynę. Boże już się bałem, ze mnie tutaj rozbierze i zgwałci. – To jest mój koleżka od dzisiaj, nie twój więc łapki z daleka. – prychnął na nią, a ta tylko przewróciła teatralnie oczami
- Możecie mi do jasnej cholery powiedzieć co tutaj się dzieje !? - prychnąłem już widocznie zirytowany całą istniejącą sytuacją. Stałem tak i wpatrywałem się w wyższego od siebie chłopaka. I tak nie otrzymałem odpowiedzi. Jedynie szeroki, psychiczny uśmiech mógł mnie teraz usatysfakcjonować. Westchnąłem zrezygnowany i spuściłem wzrok. Stałem tak do puki ten znów nie pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do siebie.
-Ty jesteś Azusa no nie ? - mruknął krzątając się po pokoju. Byłem tym tak cholernie znudzony, że nawet nie chciało mi się odpowiadać. Jedynie przytaknąłem - Lubisz węże, my mint boy ?
-Nie mów tak do mnie ! - zbulwersowałem się ostro. Mało co a podszedłbym do niego i obił bym mu tą śliczną mordkę.
-Oj nie denerwuj się tak bardzo, kochany. No to lubisz czy nie ? - mruknął znów i za chwilę zauważyłem jak wyciąga ślicznego węża z terrarium. Aż oczka mi się zaczęły błyszczeć widząc tego przecudownego gada. Kiedy tylko wyciągnął rękę dostatecznie blisko chciałem go dotknąć, ale gdy już byłem kilka milimetrów od niego.... zabrał rękę. Ruszyłem się z miejsca i zacząłem go ganiać po całej chacie tylko dlatego żeby dotknąć węża. No jak dziecko. - Za wolno ślicznotko. -dokuczał mi tak słowami i co jakiś czas pokazywał język. Że tez ten wąż go tak ładnie nie upier*olił w palca. Ekhh.. szkoda.
Ostatecznie i tak zrezygnowałem. Usiadłem sobie na kanapie, strzeliłem fochem i nawet nie zamierzałem na niego spojrzeć. No i dobra niech sobie go trzyma z daleka ode mnie.
-Rene. - zachichotała siadając za chwilę obok mnie i podając mi dłoń. Nie zamierzałem nawet unieść ręki do tego kretyna.- Oj Miętusku nie złość się... następnym razem dam ci pomacać mojego węża. - wyszczerzył się. W tym momencie spojrzałem na niego dziwnie i jeszcze dalej się odsunąłem. To zdanie było takie dwuznaczne..

( Prosz. Może być trochę do bani, ale teraz Azusa przejmuje pseudonim "Miętusek" xD)

Od Ani - C.D Nanami

Z jednej strony zachowanie dziewczyny wyglądało dość śmiesznie, że bała się psa, który był do niej przyjaźnie nastawiony, ale po jej wyrazie twarzy mogłam wywnioskować że Lou* był pierwszym psem który chciał się z nią pobawić. Nie przeszkadzając im w zaciskaniu więzi, uwaliłam się na kanapie i przeciągnęłam się wydając z siebie dźwięk podobny do miauknięcia kota. Od razu Nanami podniosła uszka do góry i spojrzała się na mnie zaskoczona, a ja zaczęłam się śmiać. Przekręciłam się z pleców na brzuch i dalej wpatrywałam się w swojego pupila i nową znajomą. Powoli zaczęły mi się same oczy zamykać, gdy nagle Lou zaczął głośno szczekać. Szybko otworzyłam powieki i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nanami zaczęła się gonić z psiakiem po pokoju. Nic tylko wziąć telefon i zacząć kręcić, tak właśnie i ja uczyniłam. Było zabawnie dopóki salon nie został wywrócony do góry nogami. Dziewczyna chwyciła psa w ręce i razem z nim zrobiła fikołka. Korzystając z sytuacji, że teraz w spokoju siedzą odbiłam się od kanapy i uwaliłam się na nich. Lou udało się wydostać i szybko odbiegł w kierunku sypialni.
- Pańcia kocha kotka! - krzyknęłam po czym zaczęłam ściskać dziewczynę, ta zaczęła się wyrywać mówiąc coś między moimi westchnieniami...chyba, że się dusi czy coś - Słodki kociak! Mój kociaczek! Taki kochany, taki słodziak...kizia mizia - mówiąc to zaczęłam ją głaskać po włosach i miziać za uchem
Dopiero gdy dotknęłam jej uszu dziewczyna przestała się szamotać i zaczęła mruczeć jak kotek. Byłam w siódmym niebie mogąc słyszeć jak mruczy i do tego ją miziać. Zaczęłam ją łaskotać po karku a ta zaczęła się śmiać. Nie mogąc się powstrzymać cmoknęłam ją w czoło. Wbiła po raz kolejny swe oczka we mnie.
- Kocham słodkie zwierzaki,a  ty jesteś słodka - powiedziałam kolejny raz ją przytulając jednak po chwili w myślach zaczęłam się wahać
Traktuje ją jak zwierzaka, a nie jak człowieka ale ona naprawdę mi przypomina takiego słodkiego małego kociaka. Odsunęłam się od niej i z powrotem rozłożyłam się na kanapie i zaczęłam wołać mopsa, który od razu się znalazł koło nie.
- Kolejny słodziak do mnie przyszedł - pocałowałam go, a ten mnie polizał - Ej Nanami...może zostaniesz na noc? - spytałam robiąc proszące oczka i uśmiechając się od ucha od ucha czekając, aż wreszcie odpowie na pytanie

*taka tam zmiana imienia psa :')

<Nanami? yuri aka zoofilia 8) xD >

Od Abla - C.D Izayii

Srebrnowłosy zerwał się z miejsca, kiedy potężnej budowy blondyn ruszył w jego stronę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że jego zamówienie spadło na ziemię, a Izaya zajmuje się towarzyszem, tego agresywnego człowieka.
- Jesteś całkiem ładniutka. He he. - zarechotał przygłup, mrugając szybko swoimi kaprawymi oczkami. Abel wcisnął się w kąt sali jedną dłonią wyciągając pistolet i chowając go za plecy, a drugą wstrząsając płyn w buteleczce. Blondyn wyciągnął do niego potężną łapę, i w tym samym momencie, poirytowany już na dobre Lightwood chlusnął mu tajemniczą cieczą w twarz. Mężczyzna parsknął zaskoczony, a potem zawył z bólu gdy trucizna zaczęła wyżerać jego skórę. Zakrył twarz, potężnymi łapskami, jeszcze bardziej pogarszając sytuację. Srebrnowłosy prychnął z pogardą, patrząc jak napastnik osuwa się na podłogę. Podszedł do niego szybkim krokiem, po czym bez wahania przystawił mu broń palną do czoła. Mężczyzna zamarł, zaskoczony, a nawet przestał szarpać zakrwawioną twarz. Abel zmrużył oczy przeszywając go chłodnym spojrzeniem.
- Mógłbym ci teraz rozpiździć łeb na całą kawiarnię. Ale chyba tego nie zrobię. Jeszcze bym się pobrudził. - rzucił bezbarwnym tonem, chowając z powrotem pistolet. Obrzucił blondyna niechętnym spojrzeniem, po czym minął go ruszając w stronę Izayii, uśmiechając się pogodnie.
- Może chodźmy w inne miejsce? - zaproponował beztrosko.

[ Izaya? ]

Od Mikaeli

Gdzie jestem… ? Nic nie pamiętam. Ostatnie moje urywki to jasne, rażące światło słoneczne przebijające się przez hartowane szklane okna. Próbowałem zasłonić sobie oczy jednak moje dłonie były bezwładne. Bez życia. Nie mogłem nic zrobić i chociaż słyszałem widziałem i czułem … byłem nieobecny. Mówiono o mnie wtedy G610. To jakiś numer identyfikacyjny ? Nie znają mojego imienia więc nie mogą się nim posługiwać, bądź… po prostu ta jest im łatwiej. To tak samo jakby urodził się maszyną. Jakbym od najmłodszych lat był rozpoznawany jako „Obiect G610”. Ciekawe rozwiązanie.
Przewozili mnie przez szereg ogromnych metalowych drzwi i dziwnie zaprojektowanych korytarzy.  Jak to przewozili ? No tak. Nie mogłem się ruszyć przecież. Byłem tak jakby chwilowo sparaliżowany. A ci kolesie w białych fartuchach wieźli mnie na łóżku szpitalnym. Jakby tego było mało przywiązali mnie szerokimi pasami do metalowych prętów łóżka. Jakbym kogoś zamordował. Ale zaraz… czy ja naprawdę coś takiego zrobiłem ? Nie pamiętam… nie mogę sobie przypomnieć nic co miało miejsce przed ujrzeniem tego oślepiającego światła. Jak to możliwe, że po przekroczeniu tej „bariery” nagle straciłem wszystkie wspomnienia. Jedyne co mi pozostało to mój bardzo zacięty charakter.
Ponownie zasnąłem, a obudzili mnie dopiero w jakiejś… celi ? Nie to bardziej było laboratorium. Tym razem już siedziałem na wózku inwalidzkim. Czy przeżyłem jakiś straszny wypadek ? Niee.. teraz już czułem każdą swoja kończynę, jednak nadal byłem przywiązany i nie dane mi było nimi poruszać. Odwróciłem głowę w prawo. Niemrawy wzrok utkwił w zielonych tęczówkach naukowca w białej masce. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Jak jakiś psychiczny człowiek chcący mnie zjeść. Nie miałem teraz nawet siły się o to martwić. Obserwowałem co robił, bo nic innego przecież nie mogłem zrobić. Podniósł moją jeszcze wiotką rękę i za chwilę wbił w ramię ogromną strzykawkę. Wydawała mi się taka ogromna, podczas gdy pewnie miała tylko parę milimetrów. Halucynacje robiły swoje.  Nienawidzę strzykawek. Gdy tylko obce ciało znalazło się pod moja skórą pisnąłem z bólu, jednocześnie próbowałem się wyrwać. To na nic.
-Daliście mu za słaby lek usypiający. W ogóle nie powinien tego czuć tymczasem on obserwował wszystko ! Za co wam się płaci !? – krzyknął jeden w kruczo czarnych, długich włosach. Przechyliłem teraz głowę w lewo, potem w prawo po czym kompletnie opadając z sił zwiesiłem ja w dół. Widocznie byli świadomi mojego marnego zdrowia i słabej odporności. Pytanie, które od paru minut zadawałem sobie niemal że na okrągło brzmiało: „Co ja tutaj właściwie robię?”
[…]
I znowu. Czarny obraz.. kompletna ciemność spowiła moje spojrzenie. Czyżby znowu chcieli zatuszować wszystkie dowody eksperymentowania na ludziach ? Czy tylko ja jeden byłem świadom tego co tam się wyrabia ? Przecież tutaj wszyscy są Arcanami, i wszyscy powinni przeżywać to samo. Dlaczego więc tak krzyczeli ? Ten niezrozumiały bełkot zapisał mi się w pamięci. Podanie mi głębszej narkozy mogło by źle wpłynąć na moje zdrowie. Więc może jednak… wcale tak źle na nie traktują ? Sam już tego nie rozumiem. Obudziłem się dopiero tutaj, w miejscu o wiele bardziej przytulniejszym i milszym dla oka niż to pomieszczenie o blado białych ścianach. Już nie raziło mnie światło, a zawdzięczałem to chyba dość ciemnym, bordowym roletom. Miękka poduszka sprawiała wrażenie jakby totalnie się zatapiał. Całkiem inne uczucie niż to które czułem leżąc na twardym, szpitalnym łóżku. Zsunąłem nogi na ziemię. Chwilę zajęło mi wstanie i utrzymanie równowagi. Co oni mi dali !? Narkotyki ? Chociaż nigdy ich nie próbowałem (chyba, bo przecież nie pamiętam co się dało przed trafieniem tutaj) to czułem się tak jakbym właśnie dostał jakąś powalającą dawkę tego specyfiku. Ręka po ukłuciu bolała mnie strasznie. I tak jak mówiłem.. śladu praktycznie nie było widać, a przecież „narzędzie zbrodni” było ogromne. Tak jasne. Wmawiaj sobie dalej Mika. Jedyną rzeczą, której teraz pragnąłem to dowiedzieć się po co tutaj właściwie trafiłem i do czego jestem im potrzebny. Problemem, który mnie natomiast trapił był fakt iż nie chciałem się tego dowiadywać od innych. Nieśmiały ? Nie po prostu.. nie ufam im. Informacje na temat ośrodka mogą być bardzo przydatne, ale kto chciałby się nimi pochwalić? Wątpię że ktokolwiek.
Wyszedłem ze swojego nowego mieszkania i skierowałem się wzdłuż długiego, białego korytarza. Było tam mnóstwo ludzi. A przy nich moja porcelanowo, blada twarz wyglądała jak u lalki. Straszne.. znowu będą się ze mnie nabijać.  A niech spróbują to ostrze mojej Katany znajdzie się w ich…. Moment. GDZIE MOJA KATANA !? No nie wierzę. Skonfiskowali mi ją… no…Kuźwa..
-Ej Młody… - usłyszałem za sobą. No tak. Jakby nie patrzeć to mogło być skierowane tylko i wyłącznie do mnie. – To chyba twoje!- powiedziała nie znajoma mi postać i wtedy rzuciła w moją stronę pochwę z kataną. Moje skarbeńki. Teraz nasuwa się pytanie skąd ten człowieczek to ma. Spojrzałem zdziwionym, jednocześnie trochę zakłopotanym spojrzeniem na ludzika. W sumie on patrzył tak samo, bo katana prawie wypadła mi z ręki, przez jeszcze obolały obojczyk. Natychmiast przełożyłem ją do tej zdrowszej ręki by nie było widać jaki sprawia mi to ból.
-Kim ty jesteś…? – od razu wydobyło się z moich ust.. – I skąd masz moja katanę.. ?


( Ktoś ty , koleś ? xD)

Od Akiry - C.D Kai'a

Ostatnio otrzymałam informację, że ma przybyć kilka dodatkowych Naturalnych. No tak znowu kogoś złapali i wsadzą go do puszki. Dziwne jest to, ze im się tak nie nudzi łażenie po mieście i chwytanie wszystkich tych co posiadają umiejętności magiczne. Padło też pytanie kto zajmie się tymi „nowicjuszami”. Zazwyczaj bywało tak, że im bardzo ciężko było się tutaj odnaleźć. Ośrodek był duży, dużo ludzi… właściwie można powiedzieć, ze było to odłamek miasta, w którym żyli tylko ludzie tacy jak my. Odizolowani od reszty świata. Skoro jestem taka towarzyska, a od dłuższego czasu siedzę sobie w pokoju to może czas by było się gdzieś poszlajać ? W sumie to wcale nie jest głupi pomysł. Można by było wprowadzić nowe Arcany w nasz świat.
[…]
Tak jak postanowiłam tak tez zrobiłam. Wyszłam ze swojego apartamentu jak tylko to było możliwe. Nie chciałam się przy tym natkną ć na tego gadolubnego człowieka o wężowych oczach. Spotkanie z nim by mnie chyba zabiło. I jeszcze ten jego psychiczny uśmiech. Phi. Aż mnie obrzydza. Dobrze, że nie ma takich obślizgłych łapek jak ropucha, albo rozdwojonego języka jak ten jego Atheris. Dobra koniec o tym kretynie. Przechadzałam się tak w dalszym ciągu szukając kogoś interesującego, ale jakoś nie mogłam wypatrzeć nikogo kogo bym tu wcześniej nie miała okazji zobaczyć. Po jakichś piętnastu minutach intensywnego rozglądania się (ale musiałam mieć przy tym komiczną minę) ujrzałam wysokiego jak drzewo chłopaka o …. Chwila on ma czerwone włosy ?  Łohoho… kolejny z barwnikiem do ciasta na głowie ? Nie no żartuje. Obrażam w tym momencie samą siebie. Tak wiec nie czekając już ani chwili dłużej skierowałam się do przybysza. Właściwie to co on robi ? Stał, rozglądał się i tak tajemniczo uśmiechał.
-Rany Rany… ale ciekawy kolorek włosów. – przekrzywiłam główkę i zaśmiałam się. Wtedy tez chłopak się do mnie odwrócił. Matko jaki on jest wysoki. Matka go sterydami karmiła czy jak !?
-Widzę, że twoje są tez dość ciekawe.. – ah ten szczery uśmiech. Dmuchnęłam zimny powietrzem w grzywkę, która na chwilę się uniosła i zaraz podałam rączkę chłopakowi
-Akira. Właściwie to teraz twój osobisty przewodnik. – zachichotałam głupio


( Kai ? xD)

Od Kai'a

Przeszedłem cały sierociniec, poszukując Willa. No, gdzie się podział ten stary, sknerus? Zmarszczyłem brwi, wyraźnie zniesmaczony zaistniałą sytuacją. Zawsze tak, gdy jest najbardziej potrzebny, to go niema. Najzwyczajniej w świecie, po prostu sobie znika. Przysięgam na Boga, że świadomie korzysta z tej okazji, bym się zirytował. Śmieszą go ekspresje mojej twarzy, bynajmniej tak mi powiedział, ale ile z tego prawdy, to nie wiem. Nigdy się jeszcze ze mnie nie śmiał, więc wątpię, by dzisiaj było inaczej, jednak nie zamierzałem dać mu tej satysfakcji z wygranej. O nie, nie tym razem. Jeśli znowu udało, by mu się przejąć pałeczkę, nabijałby się ze mnie, aż do końca tygodnia, a uwierzcie mi, taki monotonny bieg rzeczy, zaczyna się po prostu nudzić. No nic, tym razem to ja zamierzam być na szczycie.
- Doragon Saito. - szepnąłem dosyć cicho, starając się nie przykuwać większej uwagi. 
Zamknąłem oczy, a gdy je ponownie otworzyłem, nie były już takie same. Szafir odbijał się, poprzez moje podstępne spojrzenie, a kocie źrenice podstępnie obserwowały, korytarz znajdujący się przede mną. Nie mogłem się powstrzymać przed tym złośliwym uśmieszkiem, który uformował się na moich ustach. Zemsta jest słodka, Will. Już ty czekaj tylko na chwilę, w której wpadniesz w moje łapska. Już miałem zrobić pierwszy krok, gdy do moich uszu doszedł przeraźliwy trzask,a potem coś w rodzaju głuchego łoskotu. Będąc człowiekiem, który zmienia się w prehistorycznego gada, miałem wyczulone wszystkie zmysły, w tym także zmysł słuchu. Nie zwlekając ani chwili dłużej, ruszyłem w tamtą stronę.
- Co jest grane? Trix, co się dzieje? - Ustałem przy framudze, która prowadziła do pokoju gościnnego. - Co to za ludzie?
Mój wzrok pokierował, po nieznanych mi dokąd, zamaskowanych postaciach. Uniosłem jedną brew ku górze i spojrzałem na jednego, który stał bardziej z przodu. 
- "Czyżby ich dowódca?" - pomyślałem i spojrzałem w stronę przerażonej Trixy.
- Nazywasz się Kai Kim? - spytał, jak przypuszczam ich dowódca, kompletnie ignorując moje pytania.
Przeszedł od razu do rzeczy i rzucił mi jakieś papiery. Zawierały one podstawowe informacje o mojej osobie oraz o tym, iż jestem posiadaczem Arcan'y. Po przestudiowaniu pięćdziesięciu tysięcy świstków, spojrzałem na postać, która mi je dała.
- ...Więc zabieracie mnie do Rimear. - Bardziej stwierdziłem, niż spytałem. On tylko pokiwał głową i spojrzał w stronę mojej "rodziny".
- Mam nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji. Przez pierwsze trzy dni, możesz stracić swoje wspomnienia, później jednak wszystko powinno wrócić do normy.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, poczułem delikatne ukucie w okolicy swojej szyi i momentalnie poczułem się, jakoś tak bez życia. Przez chwilę tak stałem, próbując zachować resztki racjonalnego myślenia, ale zaraz wylądowałem na kolana. Nie wiem też kiedy, wpadłem w Objęcia Morfeusza.
[...]
Obudziłem się w nieznanym mi miejscu. Rozejrzałem się dookoła i przetarłem spocone czoło. Próbowałem sobie przypomnieć co się stało, ale dziwnym trafem nie pamiętałem kompletnie nic. No cóż... Po prostu wstałem i rozgościłem się w apartamencie nieznanego mi właściciela, którym - okazując się później -  byłem ja sam. Czemu była tu większość moich rzeczy, nie wiem. Doprowadziłem się do porządku i wyszedłem. Wieczne nie do sycenie, to u mnie norma, ale czułem się, jakbym nie jadł dwa dni.
- O stary, jestem głodny niczym smok wawelski. - zachichotałem melodyjnym głos. - Gdzie tu można coś zjeść? 
Nie zauważyłem nawet, jak ktoś postanowił się ze mną skonfrontować. Widzę, że ktoś jednak poda mi pomocną dłoń.

(Kto jest tym szczęściarzem?)

Od Eyeless Jack'a - C.D Alexy'iego

-Eh, znów to samo.... - mruknąłem sam do siebie. Stałem za rogiem, a słysząc znane mi głosy, dobrze wiedziałem co się dzieje. W tej okolicy jest pewna grupa. Chodzą po barach, szukają "rozrywki". No i ją znajdują. Wyłapują nowe osoby, a potem... no cóż. Próbowali także złapać mnie, jednak nie udało im się. Nie dogonili mnie po tym, jak uciekłem po obudzeniu się. 
Wyjąłem skalpel z kieszeni i przyglądając mu się, zastanawiałem się co zrobić. Interweniować? Nie mieszać się? Z jednej strony nie chcę narobić sobie wrogów. Z drugiej jednak... a, chrzanić to.
Wyszedłem zza rogu, i ruszyłem w stronę grupy.
- Proszę proszę, kogo my tu mamy? - uśmiechnęła się jedna z kobiet widząc mnie.
- Znów się znęcacie nad nowymi? Nie znudziło wam się jeszcze? - mówię obojętnie.
- Zjeżdżaj stąd - warknął jakiś mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany. I głupi. Podszedł do mnie, a jako że był znacznie wyższy, nachylił się nade mną. Westchnąłem tylko i wbiłem skalpel w jego bok, rozcinając głęboko jest skórę. Mężczyzna syknął z bólu i zamachnął się na mnie. Uniknąłem jego ataku i zachodząc go od tyłu, uderzyłem go w tył głowy, powalając go nieprzytomnego. Dwie kobiety uciekły chyba nieco przerażone, zostawiając swojego nieprzytomnego przyjciela. 
- Co my tu mamy... - uśmiechnąłem się, wyjmując jedną z nerek mężczyzny. Zdjąłem lekko maskę, po czym nieco sobie podajdłem. Oblizałem palce z krwii i znów założyłem maskę. Nieopodal leżał młody chłopak. Miał zamknięte oczy, i chyba drżał. Podszedłem do niego i kucając obok, rozwiązałem jego ręce i nogi. 
- Lepiej nie udawaj, że jesteś nieprzytomny, bo po ciebie wrócą - powiedziałem, szturchając lekko jego ramię. Nieznajomy otworzył oczy i patrzył na mnie.
- Zjedz to - powiedziałem, podając mu tabletkę - Postawi cię to na nogi. I lepiej żebyś nie pił niczego w barach. Niektórzy lubią coś dosypywać. Ale chyba teraz już  wiesz, co mam na myśli - powiedziałem i wstałem. Ta... Pytanie co teraz. Pomogłem mu, ale tamci niedługo wrócą. Zostawić też go nie mogę. Jest na wpół żywy. Eh... Pomogłem mu wstać, a widząc, że ledwo się trzyma na nogach, pomogłem mu iść. Wyszliśmy z baru, i skierowałem się z nim... no właśnie. Gdzie? Może do parku... Świeże powietrze dobrze mu zrobi. Tak więc szliśmy teraz do parku. W ciszy. Szczerze mówiąc, nawet nie mieliśmy o czym rozmawiać. 
Po dotarciu na miejsce, posadziłem go ławce, a sam usiadłem obok, niezbyt wiedząc co dalej.

Alexy?

3 Bitwa Grupowa - Już wkrótce !

Siemanko Misiaki ^^
Ja z bardzo konkretnym tematem, mianowicie chce was poinformować kiedy będzie 3 Bitwa Grupowa. Wiele osób mnie już o to pytało, ale nie umiałam na to odpowiedzieć, dopiero teraz dopiero podjęłam decyzję. Tak więc walka rozpocznie się:
  • 26 czerwca 2015 roku w piątek.
Od tego dnia przez około tydzień 3 drużyny mające w składzie po 4 naturalne Arcany będą walczyły o pierwsze miejsce. Kapitanami tym razem będą:
  • Team 1 - Cinia
  • Team 2 - Levi
  • Team 3 - Inoue
Proszę już o dobieranie sobie grupy ^^.
~~~
Od razu na starcie oznajmiam, że osoby które zgłosiły swoje postacie do Bitwy Grupowej, a wycofają się z niej, bądź nie wezmą udziału zostaną ukarane obniżeniem doświadczenia o 1000 pkt lub obniżeniem rangi.
~~~
Nagrody jeszcze nie zostały wybrane, ale wydaje mi się, że tym razem będzie nieco inaczej i będą o wiele lepsze. Wszystkie pozostałe szczegóły na dniach pojawią się w zakładce "Arena". Tam proszę szukać informacji. Dodam również, ze tym razem w bitwie będzie można używać broni palnej. Mimo wszystko nadal nie możecie się wybijać ^^ (wiem, że mnie za to kochacie). Punktowana będzie praca w zespole.

~Tavv

Od Alexy'iego

Chłodny powiew wiatru wybudził mnie z kilkugodzinnego snu. Odkąd zacząłem swoją pracę dorywczą sypiam naprawdę bardzo krótko. Minęły dopiero 3 tygodnie, a ja już zamierzam się poddać i zwyczajnie olać tą robotę.
Na szczęście dziś miałem wolne. Nie miałem ochoty siedzieć w domu, dlatego postanowiłem po prostu wyjść na świeże powietrze. Niestety zaniedbałem kontakty z innymi więc dzisiejszy dzień musiałem spędzić sam. Wszyscy mieli swoje zajęcia, nie miałem okazji wcześniej się z nimi umówić na jakiekolwiek spotkanie.

Wyszedłem z domu po czym ruszyłem w stronę centrum. O dziwo ludzi było mniej niż zwykle. Ogółem było ciszej i jakoś tak... pusto? - Na pewno ktoś będzie w barze. - pomyślałem i bez zastanowienie poszedłem do pierwszego-lepszego baru znajdującego się w okolicy.

Mhm, zacznijmy od tego, że ja alkoholu NIE piję, więc po jaką cholerę tam poszedłem?! Poza tym - towarzystwo tam przebywające nie jest towarzystwem dla MNIE. Więc dlaczego...
- Hęęę?! Nowy młodziak?! Daj mi go zobaczyć! - usłyszałem piskliwy głos kobiety.
- Nie mieszaj się w to. Daj mu czas Lee! - odkrzyknęła stanowczo inna.
Zmieszany usiadłem na jednym z krzeseł.
- Staraj się nie wyróżniać... - powiedział mężczyzna siedzący obok.
- Ehm, tak... - odpowiedziałem cicho.
Kobiety, które wcześniej prowadziły bardzo "ciekawą" konwersację na MÓJ temat podeszły bliżej mnie, a po chwili jedna z nich rozpoczęła rozmowę.
- Witaj słodziutki, widzę, że jesteś tu nowy... rozgość się... może na początek naszej znajomości pozwól, że my coś dla ciebie zamówimy, zgoda? Później będziemy mieć wiele czasu dla siebie...
- Myślę, że nie trzeba...
- Ach, przestań! Nie bądź taki! - mówiła druga.
Te ich obrzydliwe uśmiechy i irytujące gesty... rozumiem, że oberwało by mi się, gdybym wyznał, że jestem gejem, ta? Od początku mogłem się czegoś takiego spodziewać, ale NIE! Przecież musiałem tu wejść!

Co tak właściwie wydarzyło się później? Sam chciałbym wiedzieć. W ustach czułem gorzki smak, moje ręce jak i nogi były związane, a bóle głowy były nie do zniesienia.
Słyszałem szepty i śmiechy. Nie potrafiłem otworzyć oczu, bałem się. Bałem się tego, co dzieje się przede mną.
Pomocy?

<Jakiś miły pan? ^^>

Od Izayii - C.D Abla

Izaya spojrzał na chłopaka podejrzliwie. Co było w tej buteleczce? Jakiś eliksir domowej roboty czy co?
- Hmm... – mruknął pod nosem, zaczynając powoli lizać truskawkowego loda. Zmrużył delikatnie oczy delektując się owocowym smakiem. Mmm… dawno nie miał okazji zajadać się lodowymi przysmakami.
Ekspedientka sklepu z niepewnością patrzyła na dwoje mężczyzn. Zachowywali się coraz głośniej, wzbudzając tym oburzenie nielicznych klientów. Jednak widząc ich posturę i niezbyt przyjazne zachowanie, bała się zwrócić im uwagę. Nagle jeden z nich, wysoki i dobrze zbudowany blondyn ryknął śmiechem, uderzając kilkakrotnie pięścią o ladę. Jakaś dziewczyna siedząca przy stoliku w kącie, podskoczyła z zaskoczenia.
Niespodziewanie dwaj goście lokalu odwrócili się i skierowali się prosto w stronę Izayii i Abla. Dłoń czerwonookiego błyskawicznie powędrowała do kieszeni, zaciskając się na nożyku. Nachylili się nad blatem, patrząc na nich z góry. Uśmiechali się z wyższością. Srebrnowłosy miał rację, czuć od nich było problemami. Czarnowłosy mężczyzna, wyglądający na starszego od towarzysza, otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak Orihara go ubiegł. Zmarszczył nos z obrzydzenia, wyczuwając od niego alkohol.
- Odejdź. Cuchniesz – odezwał się, patrząc na niego spode łba. Żyłka na czole faceta zaczęła niebezpiecznie pulsować. Izayii od razu na myśl przyszła ‘Bestia’, przez co zaśmiał się cicho pod nosem. Zaraz jednak umilkł, patrząc na lecącego na podłogę loda. Jego loda. Strąconego przez tego człowieka. Orihara nie lubił takiego obrotu spraw.
Gwałtownie podniósł się z wygodnego siedziska, stając na wprost jednego z mężczyzn i kładąc mu dłoń na ramieniu. Naparł na nie lekko, ciągnąc w dół. Wyższy brunet natychmiastowo upadł na ziemię, z impetem uderzając tyłkiem o powierzchnię. Niemrawo spoglądał na Izayę, robiąc przy tym głupią minę. Jak zwykle Ankle Break działało bez zarzutu.
- Znaj swoje miejsce – powiedział czerwonooki niemal znudzonym głosem. Nie miał ochoty na robienie scen, ale ci idioci sami się o to prosili. Obejrzał się za siebie, słysząc krzyki blondyna skierowane do Abla.

[ Abel? ]
Layout by Hope