-Eh, znów to samo.... - mruknąłem sam do siebie. Stałem za rogiem, a
słysząc znane mi głosy, dobrze wiedziałem co się dzieje. W tej okolicy
jest pewna grupa. Chodzą po barach, szukają "rozrywki". No i ją
znajdują. Wyłapują nowe osoby, a potem... no cóż. Próbowali także złapać
mnie, jednak nie udało im się. Nie dogonili mnie po tym, jak uciekłem
po obudzeniu się.
Wyjąłem skalpel z kieszeni i przyglądając
mu się, zastanawiałem się co zrobić. Interweniować? Nie mieszać się? Z
jednej strony nie chcę narobić sobie wrogów. Z drugiej jednak... a,
chrzanić to.
Wyszedłem zza rogu, i ruszyłem w stronę grupy.
- Proszę proszę, kogo my tu mamy? - uśmiechnęła się jedna z kobiet widząc mnie.
- Znów się znęcacie nad nowymi? Nie znudziło wam się jeszcze? - mówię obojętnie.
-
Zjeżdżaj stąd - warknął jakiś mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany. I
głupi. Podszedł do mnie, a jako że był znacznie wyższy, nachylił się
nade mną. Westchnąłem tylko i wbiłem skalpel w jego bok, rozcinając
głęboko jest skórę. Mężczyzna syknął z bólu i zamachnął się na mnie.
Uniknąłem jego ataku i zachodząc go od tyłu, uderzyłem go w tył głowy,
powalając go nieprzytomnego. Dwie kobiety uciekły chyba nieco
przerażone, zostawiając swojego nieprzytomnego przyjciela.
-
Co my tu mamy... - uśmiechnąłem się, wyjmując jedną z nerek mężczyzny.
Zdjąłem lekko maskę, po czym nieco sobie podajdłem. Oblizałem palce z
krwii i znów założyłem maskę. Nieopodal leżał młody chłopak. Miał
zamknięte oczy, i chyba drżał. Podszedłem do niego i kucając obok,
rozwiązałem jego ręce i nogi.
- Lepiej nie udawaj, że jesteś
nieprzytomny, bo po ciebie wrócą - powiedziałem, szturchając lekko jego
ramię. Nieznajomy otworzył oczy i patrzył na mnie.
- Zjedz to -
powiedziałem, podając mu tabletkę - Postawi cię to na nogi. I lepiej
żebyś nie pił niczego w barach. Niektórzy lubią coś dosypywać. Ale chyba
teraz już wiesz, co mam na myśli - powiedziałem i wstałem. Ta...
Pytanie co teraz. Pomogłem mu, ale tamci niedługo wrócą. Zostawić też go
nie mogę. Jest na wpół żywy. Eh... Pomogłem mu wstać, a widząc, że
ledwo się trzyma na nogach, pomogłem mu iść. Wyszliśmy z baru, i
skierowałem się z nim... no właśnie. Gdzie? Może do parku... Świeże
powietrze dobrze mu zrobi. Tak więc szliśmy teraz do parku. W ciszy.
Szczerze mówiąc, nawet nie mieliśmy o czym rozmawiać.
Po dotarciu na miejsce, posadziłem go ławce, a sam usiadłem obok, niezbyt wiedząc co dalej.
Alexy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz