Nie miałem pojęcia skąd ci wszyscy ludzie wiedzą o moim
błyskawicznym wkurwianiu się. Oczywiście, że informacje w Rimear rozchodzą się
niezwykle szybko, ale taka błahostka, w dodatku dotycząca jednego z dzięsiątek
innych Projectów... dotarła aż do Delty.
Nie wspomnę już nawet o związku z Vanillą, który choć
nie jest oficjalny, a i tak wszyscy poinformowani są lepiej ode mnie samego.
Raz jeszcze przejechałem wzrokiem po dobrze zbudowanej sylwetce nieco niższego
chłopaka, przypatrując się strużce krwi cieknącej po jego rozciętej wardze. Sam
zapewne nie wyglądałem lepiej, czułem ciepłą ciecz spływającą z rany na mojej
skroni, powstałej podczas upadku i uderzenia się o kant stołu. Mimo wszystko
nic mnie nie bolało, więc mógł naparzać ile mu się podobało. Oczywiście, że
zdążyłem zauważyć, iż owy osobnik raczej nie należy do tych bojaźliwych ani
owijających w bawełnę. Kompletnie zbywając nowo przybyłą do pokoju kobietę,
wziąłem głęboki wdech po czym spocząłem z powrotem na swoim miejscu, ostatkiem
sił powstrzymując się od zasadzeniu kolejnego ciosu w tę jego śliczną, wiecznie
uśmiechniętą buźkę. Wyraz twarzy blondyna zdawał się być czasami wręcz
przesadnie zadowolony, a usta nienaturalnie wykrzywione. Dopiero teraz,
odrobinę odzyskując panowanie nad sobą, prychnąłem w kierunku zbliżającej się
do Kidy Kanoe. Nie zrobiła mi nic złego, nawet jej nie znałem, lecz sam fakt,
że znajduje się blisko tego zarozumiałego dupka, samoistnie podnosiło mi
ciśnienie. Dobra, powinienem się ogarnąć, bo i tak zebrane tutaj duszyczki
uważają mnie za nieogarniętego dzikusa i nerwusa w jednym.
- Arena do walk znajduje się niedaleko stąd. –
poinformował Riuki, krzyżując ręce na piersi i rozsiadając się na niezbyt
wygodnym krześle. – Byłoby miło, gdybyście obaj się tam wybrali i najlepiej już
nie wrócili.
- Zabawny z ciebie chłopiec – powiedziałem siadając
zaraz obok niego, jednocześnie szturchając srebrnowłosego energicznym ruchem w
ramię, przez co mocno się zahwiał.
Tylko Azusa sprawiał wrażenie najnormalniejszego i
najbardziej ogarniętego, nie licząc oczywiście Kanoe. Był chyba jedyną obecną
tutaj osobą, do której żywiłem szczerą sympatię. I mam nadzieję, że tak
zostanie, nie przyżyłbym, gdyby każdy z tej grupy grał mi na imponująco słabych
nerwach. Było o wiele lepiej niż na
początku, ale jeśli Kida w dalszym ciągu będzie prowokował to nie ręczę za
siebie... Prawdziwe chamstwo na nóżkach.
- Po co w ogóle nas tutaj przyprowadzili? – głos zabrał
Rick, także mocno znudzony i jak cała reszta, nie dostrzegający wyraźnego
powodu swojego bytowania tutaj.
- Podobno mamy stworzyć jedną drużynę. Chyba sobie
żartują. Chociaż... zaczyna mi się to podobać. Czuję, że będzie ciekawie... – powiedział Sakamaki, podsumowując swoje słowa cichym chichotem, równocześnie
kontynuując przeglądanie naszych kart.
Najwyraźniej nie odnalazł niczego na czym możnaby
zawiesić wzrok na dłuższą chwile, dlatego już po paru minutach zaniechał tejże
czynności. Wolał chyba osobiście przekonać się czym sobą reprezentujemy.
Przypominał mi dyrektora, bardziej powalonego od zdziwaczałych uczniów, których
właśnie zaprosił do swojego gabinetu. Usiadł za regałem wielkiego biurka i
podpierając łokcie na gładkim, lśniącym blacie, złączył wszystkie palce dłoni,
w milczeniu czekając, aż ktoś wreszcie raczy się odezwać.
< Jungen oder vielleicht... kleines Mädchen? :) >
< Jungen oder vielleicht... kleines Mädchen? :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz