czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Stein'a - C.D Egostle

Przetarłem wierzchem dłoni tablicę nagrobka, na którym teraz wyraźnie było widać zdjęcie młodego mężczyzny, a raczej... chłopaka. Spirit zmarł mając zaledwie 17 lat... miał przed sobą całe życie, ale jak widać nie dane mu było żyć. Czy mówię o tym z łatwością? Nie... z każdą myślą o nim mam ochotę ze sobą skończyć, bo w końcu... osoba, która pozbawiła drugą osobę życia sama również powinna zostać go pozbawiona, czyż nie tak? Jednak jakie byłoby jego zdanie? Z pewnością zdzieliłby mnie miotłą lub rondlem nawet za samą taką myśl. To jedyne trzymało mnie przy życiu... jego zdanie. Znałem go długo i wiedziałem, że nie pochwalałby takiego toku myślenia. Poza tym... kto by go wtedy odwiedzał? Gdybym nawet umarł to i tak byśmy się nie spotkali. Spirit siedział gdzieś tam u góry, a moje miejsce było na dole... jeśli istniało coś takiego jak to duchowe " niebo " czy " piekło ". Podobno to my sami tworzymy dla siebie pośmiertny świat, ale ile w tym prawdy? To wiedział już tylko on:
-Och... Spirit-senpai. - westchnąłem – Dawno mnie tu nie było... zaniedbałem cię troszkę. Wybacz mi, proszę. Dzisiaj kogoś przyprowadziłem. To jeden z moich znajomych. Ma na imię Egoistle. Fajne imię, nie? Słyszałeś kiedyś podobne? Na pewno... miałeś przecież dużo znajomych. Ktoś tu do ciebie czasami przychodzi? Mam nadzieję, że tak. Smutno by ci było jakby najbliżsi o Tobie zapomnieli, ale ja nie zapomnę... nigdy, nawet jak umrę. - uśmiechnąłem się – Ja się będę już zbierał. Jutro też wpadnę. Tylko nie bądź zazdrosny o Egoi, bo zazdrość również piękności szkodzi. - szepnąłem i wstałem od grobu. Odwróciłem się w stronę chłopca, o którego nieco się martwiłem. Mógł dziwnie zareagować na moje " nietypowe " zachowanie. Tak, byłem świadom tego, że zachowywałem się dziwnie, ale wcześniej nie martwiłem się, że będzie to komuś przeszkadzać. Przychodziłem na cmentarz sam i w późnych porach... kiedy nikogo nie było. Nieraz zdarzało się, że siedziałem przy grobie do rana i nie wiele osób wiedziało, że można mnie tu znaleźć. Egoi jako pierwszy i jedyny widział mnie tutaj w takim stanie... zacząłem żałować, że go tu zabrałem. Tylko mu ty sprawiłem przykrość. I jeszcze ta nastrojowa muzyka, która jeszcze bardziej go dobiła. Jego oczy lśniły od łez, a nadmiar tych łez spływał mu nadmiernie po czerwonych od mrozu policzkach.
" Cholera... " - przemknęło mi przez myśl. Jak ja się powinienem zachować? Kurde... myśl Stein... co ludzie robią w takich sytuacjach? Skrzywiłem się nie mogąc sobie przypomnieć czegokolwiek. Westchnąłem prawie niesłyszalnie i zbliżyłem się do Egoi. Ściągnąłem rękawiczki i przetarłem twarz chłopca ciepłą dłonią. On tylko coraz częściej pociągał nosem, który był czerwony jak pomidor. Żadne inne rozwiązanie tej niekomfortowej sytuacji nie przyszło mi do głowy:
-Czemu płaczesz? - spytałem łagodnie wyłączając urządzenie, które nadawało tak smutny nastrój.
-Bo mi przykro. - wyjąkał – Nie wiesz czemu ludzie płaczą? - spytał nieco zdziwiony.
-Tylko w teorii... ludzkie odczucia i emocje to raczej nie mój konik. - przyznałem. Chłopak się nieco uspokoił, ale z jego oczu dalej leciały łzy. Patrzył ze smutkiem na grób:
-Czemu jesteś smutny? Przecież to nie twoja sprawa, więc nie powinieneś czuć żalu. - stwierdziłem przyglądając się fotografii na grobowej płycie.
-Rzeczywiście... nie wiesz za wiele o ludziach. - wyjąkał pociągając nosem – Nie każdy człowiek cieszy się widząc cierpienie drugiej osoby. - wyszeptał. Prawie opadła mi szczęka jak to powiedział. No proszę... nie spodziewałem się usłyszeć takich słów z jego ust. Cierpienie? Hmm... rzecz problematyczna i trudna, ale dobrze mi znana już od paru lat. Na szczęście w mojej głowie pozostały te nie liczne dobre wspomnienia z czasów dzieciństwa, które pozwalały mi przetrwać. Heh... ktoś kiedyś powiedział, że życie to nie bajka.
-Miał naturalnie czerwone włosy? - spytał chłopak po dość długiej ciszy. Spojrzałem na niego kątem oka zauważając jak z rozżaleniem patrzy na nagrobne zdjęcie Spirita.
-Tak... - odpowiedziałem.
-Ten szalik, który masz na sobie... ma podobny kolor jak jego włosy. - stwierdził Egoi oczekując jakiegoś wyjaśnienia.
-Bo to był jego szalik. Ten co ty masz... jest mój, a ten, który mam ja... należał do niego. - odpowiedziałem wtulając twarz w materiał. Dalej czułem zapach poprzedniego właściciela, a może to było tylko moje urojenie? Westchnąłem i ruszyłem do drogi powrotnej. Po paru krokach zatrzymałem się nie słysząc za sobą żadnych odgłosów. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka klęczącego przy nagrobku. Zdziwiłem się, że AŻ tak się tym przejął. Nie znałem go długo, więc możliwe iż nie wyczułem jego czułych punktów związanych z jego emocjami. Przejechał dłonią po napisach wyrytych na kamieniu i zaraz potem wstał, otrzepał śnieg z kolan i mozolnym krokiem ruszył w moją stronę. Coraz gorzej czułem się z faktem, że aż tak popsułem mu humor. Przecież moje cierpienie nie było jego sprawą, więc czemu czuł żal? Czemu w jakikolwiek sposób się tym przejmował skoro nawet nie znał Spirita? I czemu, do jasnej cholery nie znam odpowiedzi na te wszystkie pytania? No i tu mamy przykład jak plany przyjemnego spaceru mogą zmienić się drastycznie w scenerię rodem z telenoweli, ale... kto normalny wybiera cmentarz na miejsce do spacerów? Tylko ja byłem takim dziwakiem. Chłopak podbiegł do mnie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nim zdążyłem się zorientować moja dłoń znalazła się w uścisku Egoi. Splótł nasze palce i zbliżył się do mnie nieco. Jakoś mu się nie opierałem. Skoro miało go to uspokoić i pozwolić zapomnieć... niech robi co chce. Z tego spaceru wyciągnąłem dwa wnioski.
Wniosek nr 1: Spacer po cmentarzu to zły pomysł... szczególnie jak kogoś ze sobą bierzesz.
Wniosek nr 2: Kiedy dwie osoby trzymają się za ręce, jest im o wiele cieplej niż w rękawiczkach. Przeczy to prawom fizyki, ale zostało udowodnione.

~~~

Droga powrotna upłynęła nam w ciszy. Nawet Egoi nie śmiał puścić jakiejś melodii, która mogłaby nieco rozluźnić atmosferę. Miałem tylko nadzieję, że nie potraktuje tego " spaceru " jak jakiegoś odstraszacza. Mówię... jestem istnym debilem jeśli chodzi o typowo ludzkie odruchy czy też ich dziwne odchyły. Jedyne co wiedziałem o ludzkiej rasie to anatomię, reakcję ciała na różne bodźce i takie tam pierdoły, którymi mógłby pochwalić się sam Dr House. On chociaż zna się trochę na ludziach i niekiedy przewiduje ich cele czy też reakcje, a u mnie to był poziom poniżej zera.
Znów znaleźliśmy się na terenie Rimear i znowu ta pustka. Na uliczkach, w parku czy chociażby na balkonach nikogo nie było. Wyparowali wszyscy czy jak? Może wszystkim się pomylił dzień z nocą? W sumie... teraz to było mi już wszystko jedno. Chciałem wrócić do domu i po prostu zasnąć... spać najdłużej jak się da. Otworzyłem drzwi do budynku i skierowałem nas do windy. Nacisnąłem na odpowiedni numerek i urządzenie zaczęło wjeżdżać na piętro. Egoi ani trochę nie zwalniał uścisku, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. W końcu znaleźliśmy się na moim piętrze. Skierowaliśmy się w stronę mojego mieszkania. Już w drodze zacząłem szukać klucz w prawej kieszeni. Na szczęście kluczy raczej nie gubiłem. Wyciągnąłem plik szukając odpowiedniego klucza do zamka drzwi. Egoi dopiero wtedy puścił moją dłoń. Otworzyłem drzwi i już miałem zaprosić chłopca do środka, ale nikogo na korytarzu nie zauważyłem. Gdzie on...? Co on...? Jak? Kurde... wyparował. Posmutniałem wzdychając ciężko. Wszedłem do mieszkania w jeszcze gorszym nastroju. Rozebrałem się szybko z płaszcza i butów. Szalik oczywiście odłożyłem ostrożnie na przeznaczone mu miejsce. Bez namysłu wszedłem do sypialni i rzuciłem się na swoje łóżko zawijając w koc po samą głowę:
-Stein... ty debilu! - mruknąłem do siebie – Dzieciak będzie miał teraz przez ciebie traumę do końca życia! Możesz być z siebie dumny. Stein... jesteś złym człowiekiem. - stwierdziłem -Ych... czemu ja się tym tak przejmuję? - zapytałem sam siebie po czym podniosłem się do pozycji siedzącej – Przecież znam go jeden dzień... to nie koniec świata. Jeśli cię znienawidzi... trudno. - powiedziałem próbując się jakoś ogarnąć. Takie zachowanie było dla mnie nietypowe. Owszem... byłem nadopiekuńczy w stosunku to osób, które wydawały mi się w pewnym sensie słabsze, ale nie przejmowałem się nimi aż tak, żeby się tak dziwnie zachowywać. Zaczynało mi się udzielać od tych bardziej normalnych. Co mogłem w tej chwili zrobić? Oczywiście zapalić. Najlepszy antydepresant. Otworzyłem wszystkie okna z sypialni i paliłem... jednego za drugim. Do wieczora wypaliłem z dziesięć paczek. Jakoś nie mogłem zdobyć się na robienie czegoś pożyteczniejszego. Na zewnątrz zrobiło się jeszcze ciemniej. Wtedy dopiero postanowiłem wstać i coś ze sobą zrobić, ale jedyne co przyszło mi do głowy to wieczorna toaleta i lulu. Gdzieś tam jeszcze wepchnąłem sprzątanie i dokładne wietrzenie sypialni. Przed kąpielą otworzyłem okna i drzwi w każdym pomieszczeniu, by zrobił się przeciąg. Po wyjściu z łazienki tylko w sypialni pozostał stan wietrzenia. Zrobiłem porządek w pokoju, bo co jak co, ale w takich warunkach spać się nie dało. W pomieszczeniu było cholernie zimno, ale jakoś nie zwróciłem na to większej uwagi. Po niecałych dziesięciu minutach w końcu znalazłem się w łóżku i zaraz po tym zasnąłem.

Jasne niebo ... praktycznie bezchmurne i zaśnieżony las. Miejsce dobrze mi znane, ale odległe. Byłem w nim i czułem się taki... mały, słaby i trochę... ogłupiały. Mroźny wiatr i świeże zimowe powietrze. No... dosyć realistyczne to wszystko było. Zauważyłem, że czegoś mi brak. A gdzie były moje okulary? Kitel?Gdzie to wszystko się podziało? Złapałem się za głowę, ale nie wyczułem również swojej przeklętej śruby? Z moich ust nagle coś się wymsknęło:
-Spirit-sempai? - zapytałem dość dziwnym nieco piskliwym tonem.
-Tutaj! - usłyszałem za sobą znajomy mi głos – Weź mój szalik. 
 http://iv.pl/images/08148489519599236799.jpg
-Emm... co? - zapytałem trochę nie kojarząc tego wydarzenia z mojej przeszłości.
-O! Zobacz... znowu pada śnieg. - zaśmiał się, obejmując mnie od tyłu i całując w policzek. Teraz dopiero sobie przypomniałem kiedy dane wydarzenie miało miejsce... czasy kiedy jeszcze byliśmy w naszym gimnazjum. Poczułem taką wielką radość... to wszystko było takie prawdziwe. Odwróciłem się energicznie za siebie:
-Spirit! - nikogo nie zobaczyłem... tylko pustą przestrzeń. Znów byłem sam i chyba już sobą. Okulary, kitel i to wszystko co pojawiło się po jego śmierci... i oczywiście szalik. Nagle w moich uszach rozległ się znajomy głos, ale nie był to głos Spirita:
-Franky... Fraaanky... - szeptał nieśmiało, ale później już wszystko prysło jak bańka mydlana.


Coś, a raczej ktoś szeptał moje imię. Niechętnie otworzyłem oczy, odwróciłem się w stronę drzwi i o mało nie dostałem zawału. W progu stał roztrzęsiony Egoi z poduszką w ręce. Po moim ciele przeszedł dreszcz... no tak, nie zamknąłem okien. Egoi przytulił poduszkę do siebie, pytając:
-Franky... mogę spać z tobą? - zapytał cichutko. Piżama była na niego troszkę za duża. Koszulka spadała mu z ramienia odsłaniając część obojczyka, a nogawki spodni miał podwinięte do kolan. Cały drżał z zimna, a jak widziałem jego podkrążone oczy nie byłem w stanie mu odmówić.
-Jasne. Co takiego się stało? - zapytałem, wstając i zamykając dokładnie każde okno.
-Miałem koszmar... boję się spać sam. - wymamrotał ze łzami w oczach.
-No już, już... spokojnie. Wskakuj do łóżka, bo mi zamarzniesz zaraz. - pospieszyłem go, czochrając jego czuprynę. Egoi rozpromienił się nieco i zaraz znalazł się razem ze mną w łóżku.
-No to... dobranoc. - mruknąłem na wpół przytomny.


( Egoi? Ktoś kiedyś powiedział, że Egoistle to " NINJA LVL EXPERT " xD No to co, kochanie? Choć do Stein'a w ramiona x3 )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope