Przetarłem
wierzchem dłoni tablicę nagrobka, na którym teraz wyraźnie było widać
zdjęcie młodego mężczyzny, a raczej... chłopaka. Spirit zmarł mając
zaledwie 17 lat... miał przed sobą całe życie, ale jak widać nie dane mu
było żyć. Czy mówię o tym z łatwością? Nie... z każdą myślą o nim mam
ochotę ze sobą skończyć, bo w końcu... osoba, która pozbawiła drugą
osobę życia sama również powinna zostać go pozbawiona, czyż nie tak?
Jednak jakie byłoby jego zdanie? Z pewnością zdzieliłby mnie miotłą lub
rondlem nawet za samą taką myśl. To jedyne trzymało mnie przy życiu...
jego zdanie. Znałem go długo i wiedziałem, że nie pochwalałby takiego
toku myślenia. Poza tym... kto by go wtedy odwiedzał? Gdybym nawet umarł
to i tak byśmy się nie spotkali. Spirit siedział gdzieś tam u góry, a
moje miejsce było na dole... jeśli istniało coś takiego jak to duchowe "
niebo " czy " piekło ". Podobno to my sami tworzymy dla siebie
pośmiertny świat, ale ile w tym prawdy? To wiedział już tylko on:
-Och...
Spirit-senpai. - westchnąłem – Dawno mnie tu nie było... zaniedbałem
cię troszkę. Wybacz mi, proszę. Dzisiaj kogoś przyprowadziłem. To jeden z
moich znajomych. Ma na imię Egoistle. Fajne imię, nie? Słyszałeś kiedyś
podobne? Na pewno... miałeś przecież dużo znajomych. Ktoś tu do ciebie
czasami przychodzi? Mam nadzieję, że tak. Smutno by ci było jakby
najbliżsi o Tobie zapomnieli, ale ja nie zapomnę... nigdy, nawet jak
umrę. - uśmiechnąłem się – Ja się będę już zbierał. Jutro też wpadnę.
Tylko nie bądź zazdrosny o Egoi, bo zazdrość również piękności szkodzi. -
szepnąłem i wstałem od grobu. Odwróciłem się w stronę chłopca, o
którego nieco się martwiłem. Mógł dziwnie zareagować na moje " nietypowe
" zachowanie. Tak, byłem świadom tego, że zachowywałem się dziwnie, ale
wcześniej nie martwiłem się, że będzie to komuś przeszkadzać.
Przychodziłem na cmentarz sam i w późnych porach... kiedy nikogo nie
było. Nieraz zdarzało się, że siedziałem przy grobie do rana i nie wiele
osób wiedziało, że można mnie tu znaleźć. Egoi jako pierwszy i jedyny
widział mnie tutaj w takim stanie... zacząłem żałować, że go tu
zabrałem. Tylko mu ty sprawiłem przykrość. I jeszcze ta nastrojowa
muzyka, która jeszcze bardziej go dobiła. Jego oczy lśniły od łez, a
nadmiar tych łez spływał mu nadmiernie po czerwonych od mrozu
policzkach.
"
Cholera... " - przemknęło mi przez myśl. Jak ja się powinienem
zachować? Kurde... myśl Stein... co ludzie robią w takich sytuacjach?
Skrzywiłem się nie mogąc sobie przypomnieć czegokolwiek. Westchnąłem
prawie niesłyszalnie i zbliżyłem się do Egoi. Ściągnąłem rękawiczki i
przetarłem twarz chłopca ciepłą dłonią. On tylko coraz częściej pociągał
nosem, który był czerwony jak pomidor. Żadne inne rozwiązanie tej
niekomfortowej sytuacji nie przyszło mi do głowy:
-Czemu płaczesz? - spytałem łagodnie wyłączając urządzenie, które nadawało tak smutny nastrój.
-Bo mi przykro. - wyjąkał – Nie wiesz czemu ludzie płaczą? - spytał nieco zdziwiony.
-Tylko
w teorii... ludzkie odczucia i emocje to raczej nie mój konik. -
przyznałem. Chłopak się nieco uspokoił, ale z jego oczu dalej leciały
łzy. Patrzył ze smutkiem na grób:
-Czemu
jesteś smutny? Przecież to nie twoja sprawa, więc nie powinieneś czuć
żalu. - stwierdziłem przyglądając się fotografii na grobowej płycie.
-Rzeczywiście...
nie wiesz za wiele o ludziach. - wyjąkał pociągając nosem – Nie każdy
człowiek cieszy się widząc cierpienie drugiej osoby. - wyszeptał. Prawie
opadła mi szczęka jak to powiedział. No proszę... nie spodziewałem się
usłyszeć takich słów z jego ust. Cierpienie? Hmm... rzecz problematyczna
i trudna, ale dobrze mi znana już od paru lat. Na szczęście w mojej
głowie pozostały te nie liczne dobre wspomnienia z czasów dzieciństwa,
które pozwalały mi przetrwać. Heh... ktoś kiedyś powiedział, że życie to
nie bajka.
-Miał
naturalnie czerwone włosy? - spytał chłopak po dość długiej ciszy.
Spojrzałem na niego kątem oka zauważając jak z rozżaleniem patrzy na
nagrobne zdjęcie Spirita.
-Tak... - odpowiedziałem.
-Ten szalik, który masz na sobie... ma podobny kolor jak jego włosy. - stwierdził Egoi oczekując jakiegoś wyjaśnienia.
-Bo
to był jego szalik. Ten co ty masz... jest mój, a ten, który mam ja...
należał do niego. - odpowiedziałem wtulając twarz w materiał. Dalej
czułem zapach poprzedniego właściciela, a może to było tylko moje
urojenie? Westchnąłem i ruszyłem do drogi powrotnej. Po paru krokach
zatrzymałem się nie słysząc za sobą żadnych odgłosów. Odwróciłem się i
zobaczyłem chłopaka klęczącego przy nagrobku. Zdziwiłem się, że AŻ tak
się tym przejął. Nie znałem go długo, więc możliwe iż nie wyczułem jego
czułych punktów związanych z jego emocjami. Przejechał dłonią po
napisach wyrytych na kamieniu i zaraz potem wstał, otrzepał śnieg z
kolan i mozolnym krokiem ruszył w moją stronę. Coraz gorzej czułem się z
faktem, że aż tak popsułem mu humor. Przecież moje cierpienie nie było
jego sprawą, więc czemu czuł żal? Czemu w jakikolwiek sposób się tym
przejmował skoro nawet nie znał Spirita? I czemu, do jasnej cholery nie
znam odpowiedzi na te wszystkie pytania? No i tu mamy przykład jak plany
przyjemnego spaceru mogą zmienić się drastycznie w scenerię rodem z
telenoweli, ale... kto normalny wybiera cmentarz na miejsce do spacerów?
Tylko ja byłem takim dziwakiem. Chłopak podbiegł do mnie i ruszyliśmy w
drogę powrotną. Nim zdążyłem się zorientować moja dłoń znalazła się w
uścisku Egoi. Splótł nasze palce i zbliżył się do mnie nieco. Jakoś mu
się nie opierałem. Skoro miało go to uspokoić i pozwolić zapomnieć...
niech robi co chce. Z tego spaceru wyciągnąłem dwa wnioski.
Wniosek nr 1: Spacer po cmentarzu to zły pomysł... szczególnie jak kogoś ze sobą bierzesz.
Wniosek
nr 2: Kiedy dwie osoby trzymają się za ręce, jest im o wiele cieplej
niż w rękawiczkach. Przeczy to prawom fizyki, ale zostało udowodnione.
~~~
Droga
powrotna upłynęła nam w ciszy. Nawet Egoi nie śmiał puścić jakiejś
melodii, która mogłaby nieco rozluźnić atmosferę. Miałem tylko nadzieję,
że nie potraktuje tego " spaceru " jak jakiegoś odstraszacza. Mówię...
jestem istnym debilem jeśli chodzi o typowo ludzkie odruchy czy też ich
dziwne odchyły. Jedyne co wiedziałem o ludzkiej rasie to anatomię,
reakcję ciała na różne bodźce i takie tam pierdoły, którymi mógłby
pochwalić się sam Dr House. On chociaż zna się trochę na ludziach i
niekiedy przewiduje ich cele czy też reakcje, a u mnie to był poziom
poniżej zera.
Znów
znaleźliśmy się na terenie Rimear i znowu ta pustka. Na uliczkach, w
parku czy chociażby na balkonach nikogo nie było. Wyparowali wszyscy czy
jak? Może wszystkim się pomylił dzień z nocą? W sumie... teraz to było
mi już wszystko jedno. Chciałem wrócić do domu i po prostu zasnąć...
spać najdłużej jak się da. Otworzyłem drzwi do budynku i skierowałem nas
do windy. Nacisnąłem na odpowiedni numerek i urządzenie zaczęło
wjeżdżać na piętro. Egoi ani trochę nie zwalniał uścisku, ale jakoś mi
to nie przeszkadzało. W końcu znaleźliśmy się na moim piętrze.
Skierowaliśmy się w stronę mojego mieszkania. Już w drodze zacząłem
szukać klucz w prawej kieszeni. Na szczęście kluczy raczej nie gubiłem.
Wyciągnąłem plik szukając odpowiedniego klucza do zamka drzwi. Egoi
dopiero wtedy puścił moją dłoń. Otworzyłem drzwi i już miałem zaprosić
chłopca do środka, ale nikogo na korytarzu nie zauważyłem. Gdzie on...?
Co on...? Jak? Kurde... wyparował. Posmutniałem wzdychając ciężko.
Wszedłem do mieszkania w jeszcze gorszym nastroju. Rozebrałem się szybko
z płaszcza i butów. Szalik oczywiście odłożyłem ostrożnie na
przeznaczone mu miejsce. Bez namysłu wszedłem do sypialni i rzuciłem się
na swoje łóżko zawijając w koc po samą głowę:
-Stein...
ty debilu! - mruknąłem do siebie – Dzieciak będzie miał teraz przez
ciebie traumę do końca życia! Możesz być z siebie dumny. Stein... jesteś
złym człowiekiem. - stwierdziłem -Ych... czemu ja się tym tak
przejmuję? - zapytałem sam siebie po czym podniosłem się do pozycji
siedzącej – Przecież znam go jeden dzień... to nie koniec świata. Jeśli
cię znienawidzi... trudno. - powiedziałem próbując się jakoś ogarnąć.
Takie zachowanie było dla mnie nietypowe. Owszem... byłem nadopiekuńczy w
stosunku to osób, które wydawały mi się w pewnym sensie słabsze, ale
nie przejmowałem się nimi aż tak, żeby się tak dziwnie zachowywać.
Zaczynało mi się udzielać od tych bardziej normalnych. Co mogłem w tej
chwili zrobić? Oczywiście zapalić. Najlepszy antydepresant. Otworzyłem
wszystkie okna z sypialni i paliłem... jednego za drugim. Do wieczora
wypaliłem z dziesięć paczek. Jakoś nie mogłem zdobyć się na robienie
czegoś pożyteczniejszego. Na zewnątrz zrobiło się jeszcze ciemniej.
Wtedy dopiero postanowiłem wstać i coś ze sobą zrobić, ale jedyne co
przyszło mi do głowy to wieczorna toaleta i lulu. Gdzieś tam jeszcze
wepchnąłem sprzątanie i dokładne wietrzenie sypialni. Przed kąpielą
otworzyłem okna i drzwi w każdym pomieszczeniu, by zrobił się przeciąg.
Po wyjściu z łazienki tylko w sypialni pozostał stan wietrzenia.
Zrobiłem porządek w pokoju, bo co jak co, ale w takich warunkach spać
się nie dało. W pomieszczeniu było cholernie zimno, ale jakoś nie
zwróciłem na to większej uwagi. Po niecałych dziesięciu minutach w końcu
znalazłem się w łóżku i zaraz po tym zasnąłem.
Jasne niebo ... praktycznie bezchmurne i zaśnieżony las. Miejsce dobrze mi znane, ale odległe. Byłem w nim i czułem się taki... mały, słaby i trochę... ogłupiały. Mroźny wiatr i świeże zimowe powietrze. No... dosyć realistyczne to wszystko było. Zauważyłem, że czegoś mi brak. A gdzie były moje okulary? Kitel?Gdzie to wszystko się podziało? Złapałem się za głowę, ale nie wyczułem również swojej przeklętej śruby? Z moich ust nagle coś się wymsknęło:-Spirit-sempai? - zapytałem dość dziwnym nieco piskliwym tonem.-Tutaj! - usłyszałem za sobą znajomy mi głos – Weź mój szalik.-Emm... co? - zapytałem trochę nie kojarząc tego wydarzenia z mojej przeszłości.-O! Zobacz... znowu pada śnieg. - zaśmiał się, obejmując mnie od tyłu i całując w policzek. Teraz dopiero sobie przypomniałem kiedy dane wydarzenie miało miejsce... czasy kiedy jeszcze byliśmy w naszym gimnazjum. Poczułem taką wielką radość... to wszystko było takie prawdziwe. Odwróciłem się energicznie za siebie:-Spirit! - nikogo nie zobaczyłem... tylko pustą przestrzeń. Znów byłem sam i chyba już sobą. Okulary, kitel i to wszystko co pojawiło się po jego śmierci... i oczywiście szalik. Nagle w moich uszach rozległ się znajomy głos, ale nie był to głos Spirita:-Franky... Fraaanky... - szeptał nieśmiało, ale później już wszystko prysło jak bańka mydlana.
Coś,
a raczej ktoś szeptał moje imię. Niechętnie otworzyłem oczy, odwróciłem
się w stronę drzwi i o mało nie dostałem zawału. W progu stał
roztrzęsiony Egoi z poduszką w ręce. Po moim ciele przeszedł dreszcz...
no tak, nie zamknąłem okien. Egoi przytulił poduszkę do siebie, pytając:
-Franky...
mogę spać z tobą? - zapytał cichutko. Piżama była na niego troszkę za
duża. Koszulka spadała mu z ramienia odsłaniając część obojczyka, a
nogawki spodni miał podwinięte do kolan. Cały drżał z zimna, a jak
widziałem jego podkrążone oczy nie byłem w stanie mu odmówić.
-Jasne. Co takiego się stało? - zapytałem, wstając i zamykając dokładnie każde okno.
-Miałem koszmar... boję się spać sam. - wymamrotał ze łzami w oczach.
-No
już, już... spokojnie. Wskakuj do łóżka, bo mi zamarzniesz zaraz. -
pospieszyłem go, czochrając jego czuprynę. Egoi rozpromienił się nieco i
zaraz znalazł się razem ze mną w łóżku.
-No to... dobranoc. - mruknąłem na wpół przytomny.
( Egoi? Ktoś kiedyś powiedział, że Egoistle to " NINJA LVL EXPERT " xD No to co, kochanie? Choć do Stein'a w ramiona x3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz