Obudziłem się w zupełnie innym miejscu i w dodatku z potwornym bólem
głowy. Dotknąłem czoła. Nie przypominam sobie, żebym aż tak
imprezował... No i przecież nie da się mnie upić. Więc jak ja się tu do
diabła znalazłem? Może moja ekipa postanowiła mi zrobić kolejny żart?
Raczej nie. Chłopcy nie byliby zdolni spróbować zrobić mi taki chrzest
po raz kolejny. Nieźle im się wtedy oberwało. Podniosłem się na łokciach
i powoli usiadłem. Na blacie stała szklanka wody i leki przeciwbólowe.
Ktoś o mnie pomyślał? Rozejrzałem się po wnętrzu. Gdzie ja jestem?
Wyjrzałem przez szklaną tafle. Przyglądając się panoramie miasta olśniło
mnie. To ten sam budynek (o ile można to tak nazwać), który często nas
interesował. Często zastanawiałem się, jakie tajemnice skrywa. Jestem
pod kloszem. Dobra, muszę znaleźć kogoś kto wie więcej niż ja. Bo jak na
razie nie widziałem nic. Moim ostatnim wspomnieniem jest jak wzbiłem
się w powietrze i latałem wysoko nad miastem, aby mnie nie zauważono, a
potem tylko ciemność. Film się urywa w najważniejszym momencie.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem wzdłuż korytarza. Nagle zza zakrętu ktoś
wypadł i zabijając mnie z nóg, przewrócił się na mnie. Tylko pomyślałem o
swoich niezawodnych skrzydłach, a wystrzeliły z pleców, nie pozwalając
mi uderzyć głową i plecami o twardą nawierzchnię. Spojrzałem w dół na
swój tors. Leżała tam ciemnowłosa dziewczyna o fioletowych oczach.
Uśmiechnąłem się lekko. Chciała coś powiedzieć, ale zwinnym ruchem,
wstałem z podłogi i wyciągnąłem do niej rękę. Pióra lekko wystawały mi
zza pleców.
- Pierwszy dzień i już ktoś chce mnie zabić.
Stwierdziłem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Jak zawsze z resztą.
(Takako?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz