Uśmiechnęłam się zadziornie w jego
kierunku trzymając splecione dłonie za sobą. Pochyliłam się
nieco do przodu chcąc być bliżej niego i skierowałam oczka w
jego.
- Ja bym zrobiła coś dziwnego, ale
zmienisz o mnie zdanie.. Bardzo szybko – odpowiedziałam wesoło -
„Dowiesz się w swoim czasie” - cmoknęłam w jego kierunku z
głupkowatym chichotem – A teraz może pójdziemy w tamą
stronę? - zaproponowałam wskazując paluszkiem na lewo. Nie miał
za bardzo wyboru, bo i tak, gdy się zastanawiał, nie czekając
dłużej złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie. Nie
będę czekała na żadną litość, trzeba brać sprawy we własne
ręce, jeżeli chce się do czegoś dojść. Przygryzłam wargę,
czując jak delikatnie złapał mnie za kilka palców –
niczym małe zagubione dziecko. Postanowiłam zniszczyć tę piękną
chwilę.
- Jak słodko.. - mruknęłam z
uśmieszkiem pod nosem – Tak jakby złapałeś mnie za rękę.
Skąd masz pewność, że nie wciągnę cię do jakiegoś zaułka i
nie zgwałcę? - zapytałam patrząc na niego przez ramię, gdy
zobaczyłam dziwny uśmiech, którego adresatem byłam ja, od
razu wystawiłam język. Pociągnęłam go nieco mocniej, o właśnie!
Po poprzednim pomyśle nie było już śladu, a za to pojawił się
nowy, lepszy! Odwróciłam się do niego wyrywając rękę z
uścisku i uśmiechnęłam szeroko.
- A może chciałbyś pójść
poćwiczyć Arcanę? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
Przekręciłam dodatkowo głowę świdrując go wzrokiem. Patrzył
tak jakby nie usłyszał tego co powiedziałam, nie chciało mi się
tego powtarzać, ale trzeba było. Więc, gdy już otworzyłam usta
on się odezwał:
- Jest tu takie „pole” do
walki ? - zapytał Conor z zaciekawieniem – Chętnie bym się
rozruszał - przycisnął kostki w dłoniach, tak żeby
zatrzeszczały. Ukazałam me białe ząbki w szerokim uśmiechu i
odwróciłam się do niego tyłem. Ruszyłam z miejsca dość
szybkim krokiem, po chwili usłyszałam jak idzie za mną. [...]
Piętnaście minut później staliśmy już na mini arenie,
jako tako przygotowani na trening.
- Ale nie płaczemy jak będzie
bolało, prawda? - zapytałam podchodząc bliżej do chłopaka.
Uśmiechnął się tylko do mnie i kiwnął głową. No więc
zaczęliśmy. Oczywiście nasz stan doglądali cały czas naukowcy.
Wyszeptałam imię mojego młota, czekałam pół sekundy, aż
pojawi mi się w prawej dłoni. Pokazałam ząbki po raz kolejny w
przeciągu godziny i ruszyłam powolutku w jego kierunku. Trzeba
było wymyślić coś, co będzie pasowało mi i jemu.. Heeee..Mój
piękny niecny umysł, jak ja go kocham. Podeszłam bliżej
przesuwając palcami po trzonie. Dotknęłam palcem torsu chłopaka
i podniosłam wzrok.
- Jeżeli ja wygram to ty stawiasz
„coś mocniejszego”, a jeżeli ty wygrasz to wtedy ja. Idziesz
na taki układ? Będziemy grali na zasadzie niewidzialnego dotyku,
to znaczy, że – i w tym czasie wykonałam szybki ruch młotem
przykładając go do głowy chłopaka, ten prawie posmakował
tworzywa, z jakiego jest ów młot wykonany, jednak zostawiłam
jeszcze pół centymetra – Właśnie o to chodzi. Jeden,
zero – wystawiłam mu język i zrobiłam fiflaka do tyłu tym
samym oddalając się do tyłu – No chyba,że masz jeszcze jakieś
propozycje – zmrużyłam oczy – Wtedy walka będzie bardziej
zacięta
(Conor?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz