- Wiesz... Biorąc pod uwagę twoją aktualną postruę, to wątpię, by miało to nastąpić w najbliższym czasie - odparłem od niechcenia. - Jak do tej pory sobie jakoś radę dawałem, nie korzystając z pomocy osób trzecich - mruknąłem pod nosem, ignorując jej osobę.
- Wiesz, Faficzek, jest wiele rzeczy, o których jeszcze nie wiesz. Przestań choć na chwilę być takim sknerusem i pozwól mi choć na obecną metę wykonać swoją pracę. - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie wyczekująco.
Odgarnąłem sobie kosmyk włosów z czoła, po czym znów na nią niechętnie zerknąłem. Tak, dzisiaj na pewno nie mam zamiaru marnować resztek swoich sił na takich słabeuszy. Nie wyglądała także na taką, co by zaraz miała zacząć mnie irytować swoim zachowaniem. Zastanowiłem się jeszcze dwa razy i tylko cicho westchnąłem, nie ze zrezygnowania tylko z braku tej siły, by trzymać na swoim. Ostatecznie już przystałem na jej propozycję.
- Wszystko mi jedno.
- No, nie przypuszczałam, że się zgodzisz tak łatwo - przyznała i posłała mi delikatny uśmiech. - Jednak widzę, że nawet takie oschłe dupki jak Ty mają w sobie jeszcze coś z człowieka.
Patrzyłem na nią pusto. Przez głowę przeleciało mi niechciane wspomnienie.
~~~Retrospekcja (narrator 3 osobowy)~~~
#Był to dosyć deszczowy dzień, gdzie wiatr przybierał na sile, lecz była to odpowiednia pora, by sprawdzić zaradność żołnierzy "Skrzydeł Wolności". Erwin z podziwem patrzył, jak brunet, niczym orzeł, z gracją "przecina powietrze". Niebyła mu zła mgła, która spowiła cały kampus. Znużone spojówki zetknęły się z parą niebieskich, które zdumione wpatrywały się w niego bez końca. Po chwili młody Ackerman poszybował wyżej i wykonując jeden szybki, precyzyjny cios przecinając trzy żelazne kolumny, które zaraz z hukiem wylądowały na mokrym podłożu. Nawet w takim dniu, jego skuteczność pozostawała bez zmian. Osiemnastoletni szarooki szybko zaimponował swojemu kapitanowi, a z dnia na dzień reputacja w jego oczach wzrastała w zaskakującym tempie. W pewnej chwili coś poszło nie tak i sprzęt do trójwymiarowego manewru młodej Petry uległ zepsuciu. Obleciał ją nagły strach... strach przed śmiercią. Zacisnęła powieki i czekała na moment, w którym miał ogarnąć ją nieprzenikliwy ból, lecz ku jej zdziwieniu nic się takiego nie stało, a poczuła jak wokół jej talli owinęła się para dwóch silnych ramion. Zaraz otworzyła oczy i zobaczyła obiekt swoich westchnień, który ją intensywnie obserwował. Trudno było odczytać jej, jaki wyraz twarzy musi mieć w tej chwili jej kapral, ze względu na pogodę, jednak była pewna, że wciąż są w powietrzu. Brunet zaraz znalazł się na ziemi i postawił rudowłosą na własne nogi. Teraz mogła dostrzec zmartwione spojrzenie, jakim obdarzył jej niższą posturę.
- Mogłaś się zabić, idiotko! - warknął.
- Prze-przepraszam, heichou (z jap. 'kapralu). Nawet nie zauważyłam, jak w pewnym momencie uprząż do 3WM ulega zniszczeniu. N-naprawdę przepraszam!
Poczuła jak momentalnie do oczu napływają jej łzy. Czy naprawdę kapral zezłościć się z tego powodu, iż się o nią martwił? Naprawdę jej na nim zależało?
- To nie twoja wina. - Nie słyszała, by młody brunet zrobił jakikolwiek krok w jej stronę, a mimo to zdołała poczuć jego ciepły oddech, który pieszczotliwie drażnił jej płatek uszny. - Dobrze, że nic Ci nie jest. - i w tym momencie ją przytulił.
Nie mogła uwierzyć w to, co teraz ją spotkało. Teraz do niej dotarło, że to co mówią o Levi'u jest bzdurą. Jest w nim więcej człowieczeństwa niż w żadnym innym człowieku, którego poznała.
- Oni nie mają racji, heichou. Jest w Tobie więcej z człowieka niż z dzikiej zwierzyny. Aktualnie masz uczucia, a to czyni z Ciebie pełnoprawnego człowieka.
Szepnęła cicho, co prawda brunet nie zmienił swojej pozycji, lecz w głębi jego poharatanego serca, jakoś zdołały się ulokować.
-Dziękuję.#
~~~Koniec retrospekcji~~~
Kto by pomyślał, że te słowa zostaną do dzisiaj ze mną, Petra? Zawsze wiedziałaś, jak mnie złamać, ale co doprowadziło do tego, że stałaś się dla mnie tak ważna? Sam już nie wiem... Może to-
- Faficzek? - przekrzywiła głowę w bok.
Momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
- Tch. Dzięki, bachorze. - Zmusiłem się na to, by kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze w praktycznie niewidocznym uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy. - Ruszaj dupsko. Chcę to mieć już za sobą.
(Akira?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz