Aż mnie normalnie odrzuciło kurde, że ja się niby do czegoś przyzwyczajam? Też mi coś, również prychnęłam posyłając mu zabójcze spojrzenie. A będzie potem chciał, żebym z nim poszła pod prysznic czy coś, niech śmierdzi! Zlazłam z niego, siadając sobie na ziemi. Spoglądając na niego z dołu, zresztą jak zwykle, zaczęłam bębnić paznokciami o parkiet.
— Co krasnoludzie? – uśmiechnął się głupkowato.
Przewróciłam oczyma powstrzymując się od tego, żeby nie zacząc wytykać mu, że to on jest jak na sterydach. Chociaż nie, gdyby był na sterydach, to byłby bardziej umięśnioby hehe. Wygląda jak taka pietrucha, długi i cieniutki (Lel powrót wredoty). Zaśmiałam się cicho pod nosem na tą myśl. Riuki wyraźnie niezadowolony, że najpewniej naśmiewam się z niego również zsunął się na dół. Objął mnie ramieniem po czym przyciągnął do siebie, żeby szepnąć mi coś na uszko.
— Co ty knujesz Cinia? – mruknął a ja aż cała zadrżałam.
Nie wiem o co chodziło, ale zawsze gdy wypowiadał się w ten sposób, czułam się tak… inaczej? Nie byłam w stanie tego określić, ale było to całkiem przyjemne uczucie.
— Ja? – Odezwałam się w końcu z lekkim rumieńcem na twarzy – Masz ochotę się gdzieś przejść? Ostatnio cały czas gniłeś w domu…
— Dobrze wiesz, dlaczego – burknął puszczając mnie.
— Dlatego tym bardziej uważam, że powinieneś się gdzieś przejść. Jeśli się mnie wstydzisz, to pocieszę Cię myślą, że o tej godzinie nie będzie praktycznie nikogo.
Zegar w salonie wskazywał dopiero 6:12 , chłopak zmarszczył brwi po czym westchnąwszy wstał nawet nie mówiąc czy idzie, czy też nie. Jak zwykle musiałam się domyślać… Riuki przebrał się, założył bluzę i był już gotowy do wyjścia. Ja natomiast już od kilku minut czekałam na niego przy drzwiach. Kiedy się wreszcie pojawił, obdarowałam go szerokim uśmiechem i wybiegłam na klatkę. Zbiegając po schodach, wyszłam z budynku. Riuki najwyraźniej nie wykazywał takiego entuzjazmu jak ja, ponieważ wyszedł na luzie spoglądając na mnie, jakbym miała downa. Cmonkęłam niezadowolona tym spojrzeniem i ruszyłam z wolna. Tak jak myślałam, uliczki Rimear będą jeszcze zupełnie puste. No może raz czy dwa, dało się zobaczyć kogoś jak biegnie. Ale były to naprawdę skrajne przypadki wykazywania jakiejkolwiek aktywności przez mieszczańców ośrodka o tej godzinie.
— To gdzie mnie wyciągasz pchlarzu?
— Szczerze powiedziawszy? Nie wiem. Jak na tą chwilę, prosto przed siebie.
Chłopak pokręcił głową jednak "posłusznie" szedł za mną.
— Za niedługo kolejna bitwa – podjęłam się jakiegoś tematu – Czy to nie przeznaczenie, że kolejny raz będziemy e tej samej drużynie? – odwróciłam się do niego z łobuzerskim uśmiechem.
— Czysty przypadek…
— Nazywaj to sobie jak Ci się żywnie podoba, ja i tak wiem swoje.
Zrównałam z nim kroku i złapałam go pod ramię, przylegając do jego ciała. Czekałam na słowa typu “kiedy się odkleisz?” jednak o dziwo nic takiego nie usłyszałam. Chyba częściej trzeba wyprowadzać go na spacerki, od razu jest łagodniejszy. Pokręciliśmy się jeszcze przdz jakieś dwadzieścia minut po okolicy, kiedy to Riuki przystanął. Jako, że byłam na nim praktycznie uwieszona, musiałam zrobić to samo. Posłałam mu z deczka zaniepokojone spojrzenie, znowu jest coś nie tak?
— Coś jest…
— Wszystko jest w porządku, nie musisz mnie niańczyć… jak długo zamierzasz się jeszcze pelętać po tych alejkach?
Wzruszyłam ramionami, sama nie wiem. Po prostu szłam i jakoś straciłam poczucie czasu. Poza tym… było całkiem przyjemnie. A przynajmniej jak dla mnie. Nie musiałam mieć w tym momencie jakichś wyszukanych tematów do rozmów z nim, wystarczyła mi jego sama obecność.
— No dobra wracamy… marudo. – pokazałam mu język.
(Riuki?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz