Cóż za ironia losu.
Wcześniej to ja zamykałam innych w "moim" świecie. Teraz to ja jestem
zamknięta. Co prawda tutejszej rzeczywistości nikt nie kontroluje, to
jednak "choćby nawet ze złota, kraty pozostaną kratami". I nikt nie
wmówi mi, że jest inaczej.
Siedziałam na
ławce w parku. O ile w tym całym ośrodku jest jakiś park, drzewa... A
nie jakieś hologramy. A więc siedząc tak na owej ławce, od dłuższego
czasu wgapiałam się bezsensownie w książkę leżącą na moich kolanach. Z
"transu" wybudził mnie szmer. A właściwie czyjeś kroki. Jegomość
ewidentnie kierował się w moją stronę, po to, by usiąść obok mnie.
Postanowiłam go zignorować. Większość ludzi daje sobie spokój i po
prostu idzie. Tak więc nie przejmując się niczym czytałam dalej.
Nie zdąrzyłam jednak skończyć pierwszego zdania, gdy usłyszałam głos chłopaka.
-Z balu
karnawałowego się urwałaś?-spytał. Westchnęłam cicho i gwałtownym ruchem
zamknęłam książkę. Zrozumiałam, że przy nim niewiele z nią mogę zrobić.
Co najwyżej trzasnąć go porządnie w głowę.
-A nawet jeśli,
to co?-odpowiedziałam spokojnie. No bo w końcu ktoś taki jak on, ma
mnie wyprowadzić z równowagi? Nie rozśmieszajcie mnie.
Popatrzyłam na
niego przenikliwym wzrokiem. Obok mnie siedział, a właściwie to prawie
leżał, krótkowłosy chłopak. Na nosie miał okulary i z pewnością był dużo
wyższy ode mnie. Widać było jak na dłoni, że był bardzo pewny siebie.
Kpiący uśmiech na twarzy, luźne ułożenie ciała... Moja opinia? Taki
snobistyczny dupek.
-Chciałeś ode mnie czegoś konkretnego czy tylko ponaśmiewać się z mojego wyglądu?-spytałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz