Futaba miała rację. Nawet tak niedoświadczony gracz jak ja wiedział, że
stanie w miejscu oznacza szybką przegraną i śmierć. Nie miałem pewności
co do tego czy będą słuchać moich poleceń, bo ja sam siebie nie
słuchałem. Wiedziałem, że szykuje się niezła zabawa. Spojrzałem
pośpiesznie na członków swojej drużyny: dwie dziewczyny i jeden chłopak
dorównujący mi wzrostem. Czy potrafili? Nie miałem zielonego pojęcia.
Mogłem jedynie czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Nie podobało mi się to
obciachowe wdzianko... ale lepsze to niż ganianie nago.
- A więc ruszajmy. Wiatr wieje z północy, a więc... powinniśmy iść na
południe. - rzekł Renji wskazując ręką w wyznaczonym kierunku.
- A co ty jesteś? Żywy kompas? - zapytała Futaba, podchodząc do chłopaka.
- Nie, ale panuje nad żywiołem wiatru. I mam przeczucie, że musimy iść w tamtym kierunku.
Zastanawiałem się jak potoczą się losy naszej czwórki. Jak na razie nie
uśmiechało mi się nawiązywać bliższej realcji z którąkolwiek z tych
osób. Chociaż byłem duszą towarzystwa, wydawało mi się, że tylko
dziewczyna w masce ogarnia sytuację najlepiej z nas wszystkich. Już po
samym sposobie jej mówienia można się było domyślić, iż przegrała w
konsolę naprawdę sporo czasu.
- A mnie się wydaje, że powinniśmy iść na zachód. W grach często wydaje
ci się, że idziesz dobrze, a potem bum! - walnęła pięścią w otwartą
dłoń. - Giniesz!
- A może wszyscy idźmy w innych kierunkach? Tak będzie prościej. - zaproponowałem.
- W sumie to nie jest taki zły pomysł. - dodała Rozalia.
- Idioci... przecież wiecie, że musimy trzymać się razem. Nie mam ochoty
odpaść jako jedna w pierwszych tylko z powodu waszego kaprysu!
Zaczynałem ją lubić. Była uparta, a jednocześnie miała zdolności przywódcze. Czemu to jej nie wybrali na Kapitana?
- W sumie przwódca ze mnie żaden... Ustalmy więc, że w którą stronę iść.
Renji palnął się w czoło, a Rosie pokręciła głową z niedowierzaniem.
Byliśmy tak bardzo niezorganizowani i nieogarnięci... Normalnie tylko
stać i płakać. Nie mówiąc nic, wzruszyłem ramionami i po prostu
odszedłem. Skoro mają ochotę tak bezczynnie siedzieć to ja w tym czasie
zdążę wygrać tą grę sam. Brakowało mi jedynie moich energetyków...
Wtedy poczułem jak korzeń roślina zaplątuje się wokół mojej nogi,
uniemożliwiając dalszy chód. Potknąłem się i runąłem na ziemię jak
długi. Usłyszałem śmiech dziewczyn.
- Nie tak szybko, bo sobie nóżki połamiesz. - oznajmiła Rozalia, a potem zwolniła mocne pnącza.
- Widzę, że bardzo chcesz mi w tym pomóc.
Czyli mieliśmy tutaj zielarkę. Super. Ciekawe czy miała w swoim
apartamencie te wszystkie magiczne buteleczki i kociołek do ważenia
mikstur. Roxel, debilu! To nie jest czarownica tylko "project" taki jak
ty. Zapowiadała się niezła zabawa...
<Futaba? Renji? Rozalia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz