Oddaliłem się nieco od tej drapieżnej kupy żelastwa, starając się wymyślić jakąś stosowną taktykę na pozbycie się kolejnego przeciwnika. Był wielki, sięgał mi do ramion, czyli taki jak naprawde wyrośnięty koń. Zacisnąłem zęby, klnąc pod nosem. Gdybym tylko wiedział, że ma taką moc nigdy w życiu nie pozwoliłbym jej dotknąć jakiejkolwiek broni. Chociaż w sumie... to praktycznie niemożliwe, skoro ostrza same pojawiały się w jej rękach jedno za drugim.
- Zajmij się nim. - powiedziała tylko, a bestia ryknęła jakby na potwierdzenie, iż zrozumiała wydane polecenie.
Metalowa pokrywa z której był stworzony mocno odbijała promienie słoneczne, co niesamowicie mnie oślepiało. Przystawiłem dłoń do czoła, co chwila spoglądając na tygrysa. Patrzyłem prosto w te jego białe ślepia, obserwujące każdy mój ruch aż nazbyt dosadnie. Wtem ruszył gwałtownie z miejsca, rzucając się na mnie. Uniósł masywną łapę do góry, celując nią prosto w moją osobę. Tym razem nie miałem możliwości uniknięcia ciosu. Siła ataku odrzuciła mnie dobrych parę metrów dalej, przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Cholera... był naprawdę silny. Chociaż nic mnie nie bolało to jednak czułem lekkie zmęczenie po wcześniejszej walce z Cinią, a do tego byłem już nieźle pokiereszowany przez jej ostre noże oraz miecze. Błyskawicznie przeturlikałem się na prawo: gdybym tego nie zrobił, cielsko paskowanego potwora przerobiłoby mnie na krwawą miazgę. Zebrałem się w sobie, szybko podniosłem się z piachu stając na nogach. Ale zanim zdążyłem złapać równowagę, zwierzę ponownie sprawiło, że zaliczyłem bliższe spotkanie z ziemią. Dopóki nie zdobędę broni umożliwiającej odseparowanie ataku, będę poniewierany bez końca dopóki nie opadnę z sił. Nabrałem powietrza, a potem wypuściłem je ze świstem. Ciężko mi się oddychało, każde uderzenie jeszcze to pogarszało. Zamroczyło mnie na sekundę lub dwie, cały się trzęsłem. Zadarłem głowę do góry, raz jeszcze spoglądając na trybuny. Coś było nie tak... Haruka zaciekle o czymś rozmawiał z Vanillą, a potem złapał ją za obie ręce i pociągnął w stronę wyjścia. Kiedy tylko zauważyłem, że to on od, razu skoczyło mi ciśnienie. Nie powiem, wkurwiłem się. Tyle wystarczyło, biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji oraz stanie się znajdowałem. Miałem prawdziwą ochotę pobiec za nim i dosłownie zadźgać. Na pewno zrobił to specjalnie, żeby jeszcze bardziej mnie zdenerwować. W mgnieniu oka wręcz odbiłem się od podłoża niczym tancerz na kastingu, prześlizgnąłem się pod metalowym zwierzęciem i dobyłem wytrąconego mi wcześniej z rąk miecza. Słyszałem tylko swoje głośne sapanie i bicie serca. W głowie krążyły mi tylko obelgi adresowane do tego aspołecznego dupka. A jak jej coś zrobi? Wciągnie do załułku, zgwałci albo... Nie no, aż tak głupia nie jest, aby dać się podejść temu lizusowi. Mimo wszystko Haru był zdolny do wszystkiego i właśnie to wkurwiło mnie najbardziej. Byłem... zazdrosny? Tak, to chyba właściwe słowo. I to cholernie zazdrosny. Wymierzyłem swe zabójcze spojrzenie w stronę ryczącej bestii, po czym zamachnąłem się z całej siły. Kiedy klinga miecza spotkała się z jego żelazną skórą, poczułem falę uderzenia na całym ciele. Trzęsły mi się dłonie, ramiona, głuchy dźwięk dudnił w uszach... Jakbym stał wprost przed wielkim głośnikiem na koncercie zespołu grającego Black Metal. Zacząłem go nawalać bez opamiętania, iskry latały dookoła, uniemożliwiając mi zobaczenie czegokolwiek. Musiałem się na czymś wyżyć, wyobraziłem sobie, że ten tygrys to brunet, który bezczelnie sprzątnął mi ukochaną sprzed nosa. Wizualizacja mojego trwającego z umiejętności specjalnej, spaczonego umysłu wydawała się być niezwykle realistyczna. Zacząłem się śmiać, kiedy pazurami rozciął mi skórę na boku, przedzierając cały materiał czarnej bluzki, już dawno przesiąkniętej krwią. Skierował swoją paszczę w kierunku mojej twarzy, zamierzając zagłębić długie kły w mojej szyi. W ostatniej chwili złapałem go jedną ręką za żuchwę, drugą natomiast za szczękę, co nie pozwalało mu zamknąć paszczy, zbliżyć się do mnie czy się wycofać. Wyrywał się, ale trzymałem go w potwornie mocnym uścisku, skupiłem całą swoją uwagę oraz resztki sił, za wszelką cenę starając się, aby przypadkiem nie omsknęła mi się ręka. W przeciwnym razie już dawno bym jej nie miał.
- Zdychaj. - syknąłem przez zacisnięte zęby, następnie rozkładając ręce w przeciwne strony.
Krzyczałem z wysiłku, jeszcze chwila i nie wytrzymam... Wtedy usłyszałem ten magiczny dźwięk: hałas pękającego metalu, jego złączenia i śruby powoli puszczały. W pewnym momencie głowa drapieżnego kota po prostu się rozpadła, a ja korzystając z okazji wbiłem ostrze w jedno ze święcących jeszcze ślepii. Co z tego, że moje palce były wręcz skąpane w szkarłatnej cieczy, niczym zaczarowany trwałem w swym osobitym amoku, cierpliwie czekając, aż to gówno wreszcie padnie. Potwór wydało z siebie żałosny pomruk, a potem rozsypało się na miliony kawałeczków, ostatecznie rozpływając się w powietrzu. Padłem na kolana, starając się złapać oddech. Byłem wykończony, miałem ochotę paść na piasek i zasnąć nieprzerwanym snem. Ale nie będe w stanie się uspokoić, mając świadomość, że Vanilla jest z Haruką. Przetrawię każdego, ale nie jego! Ta dziewczyna była moim jedyny słabym punktem, God dammit! Uniosłem głowę wlepiając zwężone do granic możliwości, pionowe źrenice na stojącą jakieś kilkadziesiąt metrów przede mną Cinię. Patrzyła na mnie z niewyjaśnionym smutkiem, dzierżąc w dłoni dosyć krótki miecz. Może i była mniej wykończona niż ja, ale mnie wypełniała seryjna złość, praktycznie od nowa urosłem w siłę. Dźwignąłem się z ziemi, przygotowując się do kolejnego starcia. Szedłem powoli w jej stronę, teraz chciałem zabić ją bardziej niż wcześniej. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy znowu się okładać, w sumie byłem zdziwiony, iż bezczynnie przypatrywała się całemu zdarzeniu zamiast mnie wykończyć. A może sama nie miała siły? Zanim zdążyłem pozbyć się tygrysa, ona nieco odsapnęła. Ale teraz nie zamierzałem jej odpuścić, drugi raz mnie nie zaskoczy. Czułem jak nogi się pode mną uginają, ale zignorowałem to. Liczyło się teraz dla mnie, aby jak najszybciej dorwać Haru. Oboje padaliśmy z wycieńczenia, nie pamiętam abym kiedykolwiek musiał walczyć z kimś tak zaciekle i długo. Udało mi się parę razy odegrać na blondynce: trafiłem ją w ramię, a ta krzyknęła z bólu. Wypuściła dłoń drugą ręką zakrywając dosyć głęboką szramę. Wymierzyłem w nią ostatecznie chcąc uderzyć, ale resztkami zdrowego rozsądku powstrzymałem się. Nasze rozszalałe oddechy zsynchronizowały się ze sobą, przez chwilę masa ludzi trwała w grobowej ciszy, wszystko ucichło, pogrążając świat w milczeniu. Czekałem, ale nie nie wykonała żadnego ruchu w moim kierunku. Opuściłem miecz, jednocześnie odetchnąłem z ulgą, wycierając wilgotny od krwi policzek.
[...]
Nawet nie słuchałem co naukowcy mają mi do powiedzenia. Pędem wybiegłem z Areny, praktycznie potykając się o własne nogi. Będę szukał tak długo, dopóki ich nie znajdę. Choćbym miał wypluć płuca, a potem nerki ze zmęczenia. Szkoda, że nie widziałem, że okropnie teraz wyglądam...
<Vanilla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz