No przecież ja naprawde nie chciałem jej skrzywdzić. Czy to tak trudno zrozumieć, że mnie też zdarzy się powiedzieć coś głupiego?! Dziewczyny... Kiedy to one cię obrażają nie masz prawa się odezwać, ale kiedy już się odgryziesz to zaczynają płakać. I weź tutaj postaraj się cokolwiek naprawić, kiedy nigdy w życiu z żadną nie byłeś w bliższej relacji... Ale zastanawiało mnie jedno: gdyby mnie nie lubiła, moje słowa nie zrobiłyby na niej najmniejszego wrażenia. Lepiej: wyśmiałaby moją osobę, obrzuczając do tego wzrokiem przepełnionym pogardą. Może i nie potrafiłem się obchodzić w kobietami, ale nie byłem też głupi ani tym bardziej ślepy. Zastanawiałem się nad ostatnimi słowami jakie wymówiła zanim stąd wyszła. Oczywiście, że obchodziło mnie czy jest zła. To pytanie tak bardzo nie na miejscu... To chyba oczywiste że jest wściekła. Heaven, idioto, nazwałeś ją dziwką! Przejechałem sobie ręką po twarzy, wzdychając ciężko. Byłem zły sam na siebie. Piękny melodramat, do tego jeszcze te nieudolne próby przeprosin dodatkowo pogorszyły całą sytuację. Postanowiłem zrobić to normalnie, jak człowiek a nie bezczelny dupek którym zdarzało mi się być aż nazbyt często.
Przez długie minuty rozmyślałem nad tym jak mogę przeprosić Vanillcię tak, aby ode mnie nie uciekła, a przy okazji nie wywołać kolejnej kłótni. Może by tak przynieść jej herbatki? Boże co ja mam zrobić, no? Nigdy nie musiałem przepraszać nikogo za coś takiego. Spanikowałem. Trzęsłem się gorzej niż psychofanka niecierpliwie wyczekująca na zobaczenie idola. Spokojnie, po prostu do niej pójdę, przytulę, może uda mi się nie palnąć niczego głupiego. Wziąłem głęboki wdech i pełen obaw opuściłem swój apartament.
[...]
Nie przypominałem sobie, żeby ktokolwiek zdradzał mi miejsce zamieszkania bliźniaczek. Ah, no tak. Byliśmy u nich na popijawie, to wszystko zaczęło się tamtego wieczora. Heh... może jednak nie byłem aż tak bardzo zalany jak mi się wydawało. Zapukałem trzy razy, ale nikt nie odpowiedział. Powtórzyłem daną czynność jeszcze dwa razy. Wciąż cisza. Czułem, że ona tam jest, chociaż cały korytarz zdawał się być martwy, a ja razem z nim. Pociągnąłem za klamkę, wolnym ruchem wchodząc do środka. Pomieszczenie spowijał mrok, ale moje szkarłatne oczy widziały w ciemności. Już po sekundzie zauważyłem schowaną za łóżkiem, trząsącą się sylwetkę. Westchnąłem cicho, a potem ostrożnie podszedłem do owej osóbki. Najwyraźniej poznała moje kroki, bo nawet nie uniosła głowy, aby na mnie spojrzeć. W dalszym ciągu płakała, co chwilę pociągając nosem.
- Vanilla... - szepnąłem, klękając naprzeciwko dziewczyny i delikatnie położyłem dłoń na jej ramieniu.
Zerwała się jak poparzona, spoglądając na mnie. Co zdziwiło mnie najbardziej był fakt, że w jej oczach nie dostrzegałem już złości tylko czysty smutek.
- Nie rozumiesz? Powiedziałam, żebyś... - tu przerwała, bo przygarnąłem ją do siebie i zamknąłem w mocnym uścisku.
Była tak zdziwiona, że nie ośmieliła się dokończyć zaczętego wcześniej zdania.
- Nie mogę znieść myśli, że jesteś na mnie zła. Tak, obchodzi mnie to bardziej niż ci się wydaje. Wiem, że nie jestem dobry w przepraszaniu, wręcz beznadziejny, ale... chciałem cię przeprosić. Proszę, wybacz mi to co powiedziałem.
<Vanilla? Co teraz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz