Półmrok
sprawiał, że nie wiele widziałem. Poza tym... kościół nie był
miejscem, za którym przepadałem. Zapach kadzidła nie był
przyjemny. Nie raz przyprawiał kogoś o mdłości. W sumie...
sprawca i tak już nie żył, więc nie musiałem zajmować się
sprawą owego dziecka, ale... ten dzisiejszy sen. Nie wierzę w
przesądy, karty czy horoskopy, ale... sny to co innego. Często mi
się sprawdzały, więc wolałem nie ryzykować. Odłożyłem kosę
gdzieś na bok i wystawiłem dłoń wypuszczając część mojej
duszy na zewnątrz w celu oświetlenia pomieszczenia. Nad moją rękę
lewitował mały turkusowy ognik. Przybliżyłem go nieco do skulonej
w kącie osoby. Płakała bardzo cichutko, wręcz niesłyszalnie. Nie
widziałem jej twarzy zupełnie. Ledwo mogłem określić kolor jej
włosów. Podszedłem nieco bliżej, przyklęknąłem na jedno
kolano. Cisza... płacz zanikł. Drobna osóbka delikatnie uniosła
twarz odsłaniając tylko przymrużone, podkrążone oczy. Z moich
obserwacji wynikało iż była to dziewczyna. Ognik nie za wiele mi
pomagał, dlatego rozjarzyłem płomień nieco jaśniej. Wtedy
zobaczyłem o wiele, wiele więcej. Zamurowało mnie. To było to
samo dziecko, które przyśniło mi się tej nocy. Duże, czarne jak
noc oczy, pełne łez wpatrywały się we mnie jak w obraz. Nie
dziwiłem się. Mój wygląd przyciągał uwagę. Uśmiechnąłem się
życzliwie i wyciągnąłem lewą dłoń:
-Chodź.
Już jest okey. Nie masz się czego bać. - dziewczynka wyciągnęła
w moją stronę drżącą rękę i mocno chwyciła się mojej dłoni,
wstając. Ja również się podniosłem i skierowałem nas w stronę
drzwi. Uchyliłem je. Na zewnątrz już świtało. Zgasiłem ognik i
sięgnąłem po kosę opartą o ścianę. Oparłem ją na ramieniu i
kopnąłem w drzwi, które zaraz otwarły się na oścież. Ludzi
jeszcze nie było. Pewnie bali się kolejnej katastrofy. Weszliśmy w
pierwszą lepszą uliczkę. Po chwili zatrzymałem się i
przykucnąłem przy dziewczynce, pytając:
-Jak
się nazywasz?
-Umm...
Crona. - odpowiedziała spuszczając głowę.
-Nie
masz nazwiska? - zapytałem zdziwiony. Odpowiedziało mi przeczące
kiwanie głową. - Gdzie mieszkasz?
-Ja...
ja mieszkałam z tym panem krokodylem. Ja... ja nie wiem, gdzie
mieszkaliśmy. On mi nigdy nie pokazywał drogi. - odpowiedziała
pociągając nosem. Nie wiedziałem jak przebiegało życie tej
dziewczynki ani też jakie były cele jej przetrzymywania, ale nie
mogłem pozwolić na to, by została złapana przez władzę. Wstałem
myśląc co z nią zrobić kiedy nagle na końcu alejki pojawiła się
grupa napakowanych gangsterów:
-Tu
jest! Brać ją! - westchnąłem szykując się na kolejną bitkę,
gdy moje ruchy zatrzymała wątła, koścista ręka.
-Sama
sobie poradzę. - powiedziała pewnie. Zdziwiłem się, skąd taki
nagły przypływ odwagi i pewności siebie. Nagle spod ubrania
dziewczyny wyszedł drobny zwierz... dziwny zwierz. Miał tylko
przednie łapki zakończone białymi gąbeczkami... żadnych łap
tylnych tylko dosyć grupy ogon kończący się na plecach dziewczyny.
Sam jego pysk był dziwnym zjawiskiem. Wielki " X " na
całej głowie i wielkie, wypukłe gały – również białe.
Przypominał pluszową zabawkę. Gdyby nie fakt, iż był cały
biało-czarny nadawałby się świetnie do sklepu z zabawkami. Crona
wyszła na przeciw mężczyznom podczas, gdy jej towarzysz
materializował się w połyskujący, czarny pył. Sięgnęła łapiąc
dym, który pod wpływem jej dotyku stał się czarno-białym
mieczem... z ustami! Crona zaczęła się nieco chwiać aż w końcu
się zatrzymała trzymając miecz w pionie:
-Ragnarok...
Krzyk Beta. - wymamrotała groźnie. Nagle z ust jej broni wydobył
się niewyobrażalnie przerażający krzyk. Dawna grupa napakowanych
mięśniaków zamieniła się w mięso mielone. Wszędzie leżały
części ich skóry, włosów i wnętrzności. Mnie nic się nie
stało pewnie dlatego, że miałem silną duszę, którą trudno było
uszkodzić. Miecz zaraz znów stał się maskotką. Siedział na
głowie dziewczyny obserwując mnie uważnie. Nie wydawał być się
nieprzyjaznym. Teraz byłem pewien, że to ona stoi za katastrofą.
Wiedziałem też, że została do tego zmuszona. Gdyby się
zbuntowała prawdopodobnie, by zginęła. Odwróciła się do mnie.
Podszedłem do niej a ona tylko wymamrotała:
-Teraz
już... nie mam domu.
-Spokojnie.
Wiem gdzie powinnaś zamieszkać. - spojrzała na mnie z nadzieją –
Masz wielką moc. To nie miejsce dla ciebie. Jest specjalny ośrodek,
gdzie znajdziesz schronienie. Ja właśnie stamtąd jestem. Idziesz
ze mną? - zapytałem zachęcająco. Crona podniosła głowę i
uśmiechnęła się W jej oczach zobaczyłem nadzieję.
Odpowiedziała:
-Nom.
-No
to chodźmy, zanim zlecą się ludzie. - odwróciłem się i ruszyłem
wzdłuż uliczki. Dziewczyna zaraz zrównała ze mną krok. Mała
marionetka siedziała grzecznie na głowie Crony, bawiąc się
kosmykami jej włosów. Czemu pomogłem tej dziewczynie? Sam nie
wiem. Może dlatego, że ja kiedyś również nie miałem łatwo, a
może dlatego, że tak bardzo przypominała mi Rizę. Wszystko byłoby
takie samo gdyby nie te jednolite, czarne oczy. Jednak coś wciąż
nie dawało mi spokoju. Czy ten sen powinienem traktować jak jakąś
przepowiednię? Czy to wszystko ma jakieś ukryte znaczenie?
(
C. D. N. )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz