wtorek, 28 lipca 2015
Od Yuriko
Brak zajęcia mocno dawał mi się we znaki, kolejny już dzień z rzędu siedziałam w pokoju i gadałam z bratem. Chociaż była to jednostronna konwersacja, ponieważ mi nie odpowiadał. Ostatnio coraz ciężej mi się z nim rozmawiało, zupełnie jakbyśmy tracili wspólne tematy. Jeszcze przez chwilę siedziałam na łóżku z czaszką, aż w końcu znudzona wsadziłam ją na dno kufra. Kluczyk schowałam w mało dostępne miejsce, może lepiej nie pytajcie jakie (i tak wszyscy wiedzą, że to stanik XD)... Położyłam się na łóżku i kiedy tylko zamknęłam oczy, pojawiły się obrazy z tamtego życia. Były to czasy dla mnie tak odległe, że wydawały się wręcz nierealne. Jakby nie spotkały mnie tylko zupełnie inną osobę, a ja byłam tam jedynie obserwatorem, schowanym za ciemną zasłoną. W tym momencie nawet nie chodziło mi o matkę, ojca a nawet brata, lecz o to co stało się po tym kiedy wymordowałam całą rodzinę. Zanim zostałam zabrana do ośrodka, przez kilka tygodni błąkałam się po brudnych, ciemnych uliczkach miasta. Żyłam jak jakiś bezdomny, błąkający się bez celu i starający się za wszelką cenę napełnić swój żołądek. Chociaż nie było aż tak źle, mogłam przynajmniej pobyć w samotności i robić co chcę. Było zupełnie inaczej niż teraz. Byłam jak ptak zamknięty w wielkiej, złotej klatce. Z jednej strony miałam wszystko a z drugiej nic, byłam stale obserwowana... Walnęłam otwartą dłonią w łóżko, zerwałam się jak poparzona z łóżka zeskakując na ziemię. W przeciągu kilku sekund znalazłam się przy drzwiach wyjściowych. Ubrana jedynie w zwiewną, białą sukienkę oraz swój kolczasty wianuszek wybiegłam. Kiedy zbiegałam po schodach, moje bose stopy odbijały się od nich z cichym plaskiem. Zatrzymałam się na pierwszym piętrze, wyglądając przez małe okienko, dużo śniegu i tyle samo osób czyli praktycznie całe uliczki były zapełnione. Odepchnęłam się od barierki i prędko zbiegłam na sam dół, opuszczając budynek. Kiedy tylko otworzyłam drzwi prowadzące na zewnątrz, ogarnął mnie chłód. Wiatr rozwiał moje długie włosy, przysłaniając mi widok. Zgarniając dłonią włosy za ucho ruszyłam drogą która była prawie całkowicie zasypana śniegiem. Po przejściu kilkunastu metrów stopy zaczęły mnie piec, jednak śnieg tak przyjemnie skrzypiał... aż chciało się iść dalej. Każdy którego mijałam, patrzył na mnie dziwnie. Jak będzie mi zimno to wytaplam się w ich gorącej, lepkiej krwi. Zarechotałam pod nosem na tą sadystyczną myśl, to takie okrutne i ekscytujące. Cała dygocząc, nieprzerwanie szłam i szłam, starając się nie przejmować narastającym mrozem. Sama nie wiem dokąt się kierowałam, ale powoli zaczynałam przestawać czuć kończyny, palce poruszały się z trudnością a każdemu oddechowi towarzyszyła para unosząca się do góry. Kiedy słońce już zaszło, głośno sapiąc usiadłam pod drzewem. Zwinęłam się w kłębek z uśmiechem od ucha do ucha, nie wiem ale obstawiam że moje usta były już zsiniałe i wyglądałam okropnie. Tona śniegu na moich włosach tworzyło bialutką zasłonę, którą się przysłoniłam. Zatrzepotałam posklejonymi, mokrymi od śniegu rzęsami i zasnęłam.
~
Ocknęłam się w łóżku. Ciepła pierzyna przywróciła mnie do normalnego stanu, sęk w tym, że to nie był mój pokój. Nie przerażona, lecz zaciekawiona zrzuciłam z siebie kołdrę i wybiegłam z pokoju. Swoim nagłym zachowaniem musiałam zwrócić na siebie uwagę domownika, ponieważ z wnętrza innego pokoju dobiegały jakieś stukoty. Z delikatnym, psychicznym uśmieszkiem otworzyłam drzwi i skoczyłam na postać przewracając ją. Usiadłam jej na brzuchu i zaczęłam badawczo jej się przyglądać.
(Ktoś będzie miły i dokończy?)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pfy stanik, mogła w majty (o ile nosi) 8)
OdpowiedzUsuńNie nosi.
Usuń