poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Nie zabraniałem jej się przytulać. W końcu jeszcze wczoraj byliśmy „parą”. To słowo jakoś za słodko dla mnie brzmi. Kiedyś nigdy nie było go w moim słowniku. A teraz pojawiły się nawet takie jak „kocham cie”, czy „zależy mi na tobie” nawet jeśli ciężko przechodzą mi przez gardło. To wszystko jej zasługa. To jaki stałem się otwarty i opanowany. Za każdym razem kiedy był ze mną ten oto osobnik płci żeńskiej umiałem nad sobą niezwykle panować. To znaczy… tak było do puki coś jej nie zaczęło odwalać. Wiedziałem od zawsze, że nie jest ona taka sama jak reszta tych wszystkich szarych myszek, ale jednocześnie to właśnie między innymi mi się w niej podobało. Mimo mojego wyglądu, groźnej postawy czy ciętego języka, jestem naprawdę bardzo słaby psychicznie przez wydarzenia jakie działy się przed moim trafieniem tutaj. Nie wiem co dokładnie się stało, i też nikt nie chciał mnie o tym uświadomić. Może to i lepiej ? Ale też przez to po pewnym czasie zaczęły przeszkadzać mi jej wahania nastroju. To jak raz potrafi się popłakać i przytulić (i tak mnie przy tym opieprza), a raz dosłownie nie da nawet możliwości wytłumaczenia się, a tu od razu dostaje z liścia. Przez chwilę kiedy się do mnie przykleiła – nie ruszałem się. Nie chciałem . Zaraz potem wstałem i skierowałem się do kuchni. Po co ? Skoro moja lodówka i tak zawsze jest pusta, ponieważ nic innego niż krew nie przechodzi mi przez przełyk.
-Riuki….. powiedziałeś mi tylko, że nie chcesz mnie stracić. Ale o naszym związku nic nie wspomniałeś. – weszła zaraz za mną i kiedy stałem tyłem: złapała mnie za krawędź koszulki. Ehhh nie wiem czemu, ale jakoś wolałem unikać tego tematu, ponieważ bardzo celnie trafiał w moją psychikę. Tak jak zawsze byłem szczery i raczej nie kryłem się nawet z chamskimi rzeczami to teraz ciężko było mi odpowiedzieć. Stałem chwilę tyłem, by po krótkiej przerwie w wypowiedziach pociągnąłem ją do siebie i za momencik przekręciłem dosłownie tak by stała plecami do blatu kuchennego. Oczywiście jest jaka jest i musiałem ją delikatnie podnieść, żeby swobodnie spojrzeć jej w oczy i to jeszcze przy posadzeniu jej na blat musiałem się schylać. Chciałem ją pocałować kiedy tak stałem bez słowa, ale naprawdę nie mogłem. Coś mnie teraz hamowało. Jak zawsze wtedy, gdy mieliśmy posunąć się o „krok dalej”. W końcu przemogłem się jedynie na dotknięcie jej policzka. Załzawione oczy świadczyły o tym, że zaraz się rozpłacze ale w sumie…. Niech popłacze. Teraz kiedy jestem z nią może się wypłakać.
-Ty chyba nie wyobrażasz sobie ile dla mnie znaczysz, głupia. – powiedziałem cicho, ale moja wypowiedzieć mogła zostać źle odebrana przez osobę, która nie znała mojego akcentu. Ani ona, ani ja więcej się nie odezwaliśmy, za to podniosła nieco główkę i zetknęła ze mną nosek.
-No pocałuj mnie wreszcie idioto. Dlaczego tego nie zrobisz, skoro…
-Przepraszam…. – tylko tyle zdołałem odpowiedzieć, ale mimo wszystko nie odsunąłem się-Ja po prostu nie chce cie więcej krzywdzić. Wczoraj już się popisałem, ale nie zrobiłem tego specjalnie. Skoro nie jesteśmy razem, to nie mam prawa cie całować… przytulać, czy choćby dotykać..-spuściłem wzrok i teraz wyglądało to tak jakbym patrzył jej w dekolt. Wcale tak nie było, ale…. Może akurat tak pomyślała ?


( Cinia ?)

Od Natsume - C.D Cathrine

Nie wiem który to już raz jestem budzony w tak brutalny sposób. Za każdym razem słyszę tą samą formułkę ‘’dzisiaj ty oprowadzasz nowych’’. Pewnie, niech mi od razu dadzą kolejną osobę do mojego apartamentu, przecież ja i Heavenly to za mało. Właściwie to która to już osoba którą muszę oswoić do tego miejsca, albo coś wytłumaczyć? Sam już nie wiem, pogubiłem się może po piętnastej osobie. Z drugiej strony jest to troszkę zrozumiałe, innym Sigmą tego nie zlecą ponieważ inni są użyteczni. Nie oszukujmy się, jestem jednym wielkim niewypałem. Gdyby nie to, że dano mi możliwość posiadania dwóch Arcan to z jedną byłbym kimś w rodzaju Omegi. Trochę dziwnie, że ktoś taki jak ja zajmuje się takimi sprawami, ale wolę nie dyskutować z tymi gośćmi. Mam i tak więcej swobody niż inni, w normalnych okolicznościach już dawno zostałbym skuty. Ponieważ za dokładne dwadzieścia minut miałem być w apartamencie nowego Projektu, zacząłem się zbierać. Właśnie zapinałem pasek od spodni kiedy mały kot z wyraźną nadwagą wskoczył na stolik. Przyglądał mi się bystrym i wyraźnie zaciekawionym wzrokiem. Zignorowałem to spojrzenie i dokończyłem ubieranie się.
- Dokąd idziesz Natsume? – zapytał kiedy miałem wychodzić.
Zatrzymałem się nagle i powoli odwróciłem w jego kierunku, nie odpowiedziałem od razu. Przez kilka ciężkich sekund wpatrywałem się w jego kocie oczy. Zupełnie jakbym sądził, że sobie odpuści to pytanie i da mi spokój, jakie to żałosne i naiwne. Ponieważ spieszyło mi się, nie miałem czasu na te durne gierki, westchnąłem przeczesując swoimi palcami blond włosy.
- Do nowego członka ośrodka… idziesz ze mną?
Normalnie sam nie wierzę że go o to zapytałem, kolejna głupia nadzieja, że nie zrobi wstydu. Kot jakby czytając w moich myślach zmrużył oczy i po chwili siedział już na moim ramieniu. Wolałbym iść sam ale nie wypadałoby go teraz zgonić, poklepałem go ku jego niezadowoleniu po łebku i wyszedłem. Niepewnym krokiem zmierzałem w stronę wyznaczonego mi apartamentu, nie za bardzo wiedziałem czego mam się spodziewać. Czy cichutkiej zamkniętej w sobie osóbki z którą ciężko mi będzie się dogadać, zważywszy na to, że ze mną jest podobnie. Czy też może ogromnego buntownika, który całym swoim czarnym serduszkiem nienawidzi tego ośrodka. Nie chciałbym mieć do czynienia z taką osobą, z doświadczenia wiem, że nigdy nie chcą współpracować. Widzą we mnie wroga który przybył tutaj na rozkaz tych, którzy odebrali im wolność. W pewnym sensie jest to prawdą, robię co mi każą można powiedzieć, że to trochę egoistyczne… po prostu nie chcę się wkopać w żaden dołek. Te moje rozmyślania doprowadziły do tego, że nawet nie spostrzegłem się kiedy już zaszedłem pod właściwe drzwi. Stojąc przed nimi czułem jak robi mi się gorąco, kto tam jest? Słyszałem tylko tyle, że osobnik sprawił drobne kłopoty i nieco wpłynął na zarówno stan zdrowotny jak i psychiczny pracownika ośrodka. No ale mówi się trudno, co będzie to będzie uniosłem zaciśniętą pięść i delikatnie zapukałem do drzwi. Cisza, zapukałem po raz drugi, trzeci i kiedy miałem pukać po raz czwarty drzwi się otworzyły. Przede mną stała dosyć niska dziewczyna o długich, sięgających prawie do pasa włosach. Z jej niebieskich oczu nie dało się praktycznie nic wyczytać, mówi się, że oczy to zwierciadło duszy (czy jakoś tak), jednak te oczy były jak zamknięte wrota. Przez chwilę przyglądała mi się zaciekawiona, spodziewała się kogoś innego? Kiedy zobaczyła na moim ramieniu kota, uchyliła nieco szerzej drzwi.
- To ty, miałeś do mnie przyjść? – zapytała robiąc nieco więcej miejsca w przejściu, ale nadal nie uważałem tego za oficjalne zaproszenie do środka.
- Na to wygląda, jestem Natsume Takashi, Sigma… a ty?
- Cathrine Morgan, Gamma… - powiedziała przyglądając mi się kątem oka.
- Czyli rozumiesz jak podzielone są Arcany, prawda? – zapytałem słysząc słowo ‘’Gamma’’.
Jak się okazało, coś tam wiedziała ale nadal miała wiele luk w tej wiedzy. Szybko więc ją uświadomiłem, a raczej tylko upewniłem co to znaczyło. Słuchała uważnie chociaż mógł być to jakiś wyuczony odruch, tak naprawdę mogła mnie mieć za idiotę. Albo naprawdę ją to ciekawiło. Nie wiem i prędko nie będę pewny, nie znam jej więc nie chcę jej osądzać pochopnie.
- Cathrino – powiedziałem zbyt oficjalnie jak na mój wiek, ale co poradzić. Taki już byłem – Mogę wejść do środka? Dziwnie się czuję stojąc tak na korytarzu.
Dziewczyna była z początku zdziwiona moją prośbą, jednak przytaknęła i wpuściła mnie do środka. Rzuciłem przelotne spojrzenie na jej apartament a raczej na to co widziałem z przedpokoju, czyli kawałek salonu. Tak jak każdy apartament tutaj, było ładnie urządzone. Wielkością i rozmieszczeniem się nie różniły, jednak zadziwiające było to, że każdy z tych tysiąca (jak nie więcej) mieszkań było inaczej urządzone. Powiesiłem na wieszaku bluzę, odstawiłem kota na podłogę i ruszyłem w głąb korytarza za dziewczyną.
- To twój kot? – zapytała patrząc na mojego ‘’pupilka’’ przez ramię.
Uśmiechnąłem się delikatnie, chociaż był to bardziej grymas. Wszyscy zawsze biorą go za zwykłego, słodkiego kociaczka. W sumie nic dziwnego, trzymanie zwierząt jest tutaj o dziwo dozwolone – że też nie boją się, że możemy im coś zrobić.
- Szczerze, to nie jest kot – powiedziałem wzruszając ramionami – Może i tak wygląda, ale to moja Arcana. To najzwyczajniejszy duch.
Kotu nie spodobał się komentarz ‘’najzwyczajniejszy’’ więc głośno prychnął odwracając łeb w innym kierunku. Zignorowałem to typowe jak dla mnie zachowanie i usiadłem na kanapie, będąc teraz dokładnie naprzeciwko dziewczyny. Sama rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu, ona sama nie była zbytnio przekonana do tego apartamentu. Co chwilę przyglądała się jakiemuś meblowi, obrazkowi tak jakby to tutaj nie pasowało. Całkiem normalne, każdy odnosił kiedyś takie wrażenie. Aktualnie nawet nie pamiętam jak wyglądało moje stare miejsce zamieszkanie, wiem tylko tyle, że było ponure.
- Trafiłaś tutaj dzisiaj, prawda?
- Tak… z godzinę temu, może troszkę mniej? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Wybacz, że zapytam ale słyszałem, że zrobiłaś małe zamieszanie w laboratorium. – czułem się nieco zmieszany starając się dowiedzieć czegoś od niej na ten temat. To mogło być coś osobistego, coś w co nie musiałem się mieszać a jednak chciałem wiedzieć.
Cath zrobiła dziwną minę, coś na pograniczu złości jak i zaskoczenia, że wiem coś na ten temat. No niestety jestem bardzo dobrze poinformowany w wielu kwestiach. Przez chwilę myślałem, że wybuchnie jednak nagle się uspokoiła. Umie nieźle chyba nad sobą panować…
- Czyli słyszałeś…
-Mało co umyka mojej uwadze.
- Rozumiem… to nic osobistego, po prostu jakbyś zareagował gdyby ni stąd ni z owąd Cię zabrali i przystawiali strzykawki?
Czyli o to poszło w głównej mierze? Myślałem, że coś gorszego… chyba większość osób tutaj przez coś takiego przeszła.
- Wiesz to nie pierwszy raz, kiedy przydzielają mnie do kogoś, żebym tak jakby ‘’powitał i zaznajomił nowicjusza’’ ale pierwszy raz, przysyłają mnie do czyjegoś mieszkania.
Cathrina zaśmiała się cicho, zamykając przy tym oczy. Na ten widok uśmiechnąłem się lekko, jednak przysłoniłem sobie usta dłonią, żeby nie było tego tak widać. Nie lubię kiedy widać po mnie co dokładnie czuję. No ale dosyć durnego gadania, skoro jest nowa i zostałem jej przydzielony to powinienem jej pomóc się odnaleźć. Chociaż może ona tej pomocy nie potrzebowała?
- Powiedz mi, ale tak szczerze… Chcesz w ogóle, żebym tutaj był? Jeśli chcesz to sobie pójdę i nikt się o tym nie dowie. Może sama wolisz się z tym ‘’oswoić’’?

(Cathrine?)

Od Natsume - C.D Mary

Zmarszczyłem czoło na to dosyć złośliwe przezwisko. Jej to najwyraźniej nie przeszkadzało, czuła się świetnie. To już nie moja wina, że po alkoholu robię takie dziwne rzeczy, po prostu tego nie kontroluję. Gdybym rozumował normalnie, nigdy bym jej tego nie zrobił. Dziewczynie chyba zaczynało się nudzić, ponieważ miała wyjść kiedy drogę zagrodził jej kot. Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie w kompletnej ciszy. Dawniej Madara wręcz zabijałby ją wzrokiem, jednak stał się troszkę bardziej łagodny. Najpewniej dlatego, że bawiła go ta cała sytuacja i nie chciał tracić rozrywki, wstrętny koci duch. Gdy Mary zamierzała go wyminąć, zrobił coś dziwnego. Zamienił się w człowieka, a przecież on to tak rzadko robi. Złapał Mary w pół i przerzucił sobie przez ramię, nie obyło się bez wrzasków dziewczyny i jej nagłego ataku furii. Zaczęła równo go okładać, chociaż on był tak naprawdę niewzruszony. Gdyby komuś jeszcze było zbyt mało, wyminęli mnie i zamknęli się w pokoju. Znaczy nie na klucz, mogłem tam w każdej chwili wejść chociaż nie chciałem. On i tak jej nic przecież nie zrobi, co najwyżej ją troszkę postraszy chociaż wątpię, żeby tego małego psychola można było przestraszyć. To chyba niewykonalne. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się ze stoickim spokojem w drzwi, ale to chyba nie miało nawet sensu. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę zimnej wody. Wpierw przyłożyłem ją sobie do skroni, przymykając oczy. Dopiero po tej krótkiej, błogiej chwili odkręciłem butelkę i wziąłem dosyć spory łyk. Spojrzałem ukradkiem na to małe pobojowisko które pozostawiła dziewczyna, porozrzucane gdzie niegdzie galaretki pięknie zdobiły podłogę. A to rzucone byle jak puste opakowanie na blat, niezwykle mnie radowało. Kiedy tylko skończyłem pić, postanowiłem to wszystko posprzątać. Już nawet nie ze względu na mnie, tylko na to, że prędzej czy później Hev tutaj przyjdzie i chyba nie będzie zadowolona z widoku takiego… burdelu. Właśnie kończyłem sprzątać, kiedy przed chwilą wspomniana przeze mnie dziewczyna się pojawiła, posłała mi pytające spojrzenie.
- Mary jest w drugim pokoju z Madarą… tak po prostu – powiedziałem chociaż wcale ją to raczej nie interesowało, była to tylko i wyłącznie moja sprawa ale wolałem powiedzieć to teraz niż jak za kilka minut ona wyleci i zaskoczy dziewczynę.
- To ja sobie pójdę… znowu – powiedziała to takim dziwnym tonem.
Nie zatrzymywałem jej, niech robi co chcę. Ponieważ nie miałem co robić ostatecznie wszedłem do pokoju gdzie był ten obesrany duch i Mary. Takiego widoku to ja się nie spodziewałem. Madara siedział na ziemi pod kocią postacią i zajadał się kolorowym lodem (skąd on go miał? Nie wiem) w dodatku ten różowy ręcznik na jego pleckach wyglądał już przekomicznie. Dziewczyna siedziała obok niego, jedząc dokładnie takiego samego loda. Widząc mnie nagle znieruchomieli, popatrzyli się po sobie i w tym samym momencie znowu zaczęli jeść. Super, teraz postanowili spiskować przeciwko mnie? Że Mary to rozumiem, nienawidzi mnie… ale Madara? Naprawdę pozbawię go kiedyś ogona, w każdej z jego trzech postaci. Uszu tak samo.
- Co wy tutaj wyprawiacie? – zapytałem nieco zmieszany, może to znak żebym im nie przeszkadzał i poszedł się gdzieś utopić?
- A nie widać? – zapytał kot zlizując resztki loda z patyczka.
Posłałem mu mordercze spojrzenie, które zniknęło z chwilą kiedy usłyszałem cichy chichot Mary. Teraz przeniosłem wzrok na nią, jeszcze przez chwilę się chichrała i po chwili umilkła, patrząc w podłogę. Jej to chyba nigdy nie zrozumiem, a szkoda… bo byłoby miło, gdybyśmy doszli do porozumienia.
- No i co tutaj tak stoisz jak kołek, Natsume? Jak już masz tak ślęczeć jak muł to przynajmniej sobie coś zjedz – wymruczał kot
Pokręciłem głową, nie byłem jakoś specjalnie głodny. Ale może Mary była? Chociaż przed chwilą pięknie ogołociła mi lodówkę która i tak już wcześniej była pusta. Tak to jest, jak rzadko się wychodzi z domu i jeszcze rzadziej chodzi się na zakupy. Dlatego w lodówce były same rzeczy o długiej dacie ważności.
- Madara knujesz coś? – warknąłem
- Ja? Skądże, po prostu mi się nudziło wiesz jak to jest. Kiedy przez kilkaset lat siedziałem udając figurkę kotka… odkąd Cię poznałem stało się troszkę ciekawiej, a teraz? Po prostu kino akcji.
Nie podobało mi się to jego podejście, był straszny. Ale pomimo tego faktu czasami był pomocny i udawało mu się zachować powagę. Jednak tylko wtedy, gdy nie był kotem. Pod tą postacią zachowywał się okropnie, mały, rozwydrzony i wiecznie sprawiający kłopoty. Poddaję się, oni mnie kiedyś wykończą. Westchnąłem opierając się o ścianę.


(Mary?)

Od Stefki - C.D Zandera

Gdy Zander udał się do kuchni od razu przeniosłam się do badania pokoju. Zeszłam z kanapy i podeszłam do półki, na której były książki i jakieś teczki. Moją uwagę przykuło małe zdjęcie oparte o figurkę czarnego ptaka. Znajdowały się na niej trzy postacie: dziewczyna i dwóch chłopaków, z czego jeden z nich był młodszy od reszty. Czy ten ze skrzywioną miną to był Zander, a ta reszta to jego przyjaciele albo rodzina? Miałam zamiar dotknąć zdjęcia, gdy usłyszałam jak chłopak woła, że herbata gotowa więc szybko wróciłam na miejsca jak gdyby nic. Zostałam poczęstowana herbatą, praktycznie od razu ją wypiłam bo była przepyszna. Odstawiłam kubek na stolik, natomiast chłopak jeszcze pił swoją herbatę.
- O co ja cię chciałam zapytać hmmm... zaraz sobie przypomnę... O! Już wiem! - zawołałam - Kim była ta dziewczyna z wcześniej? Znajoma? Przyjaciółka? Dziewczyna? - przeniosłam się obok chłopaka i przysunęłam się bliżej niego uśmiechając się
- Brzmisz jakbyś była zazdrosna! To była moja ... - przez chwilę się zawahał - siostra
Jego siostra...zaczęłam to sobie powtarzać w myślach, gdy obróciłam się i zerknęłam z powrotem na półkę na której było to zdjęcie. Jeśli dobrze pamiętam tamta dziewczyna była podobna do tej ze zdjęcia, tyle że chyba była na nim młodsza. To skoro oni są rodzeństwem to ten niski chłopak to ich brat?
- Fajna masz siostrę. Jest ładna, podobna jest do ciebie - uśmiechnęłam się do niego i podniosłam kubek w geście "Chce jeszcze"
Chłopak jedynie westchnął i wziął mój kubek udając się do kuchni. Teraz postanowiłam siedzieć, a nie dalej badać jego pokój. No niestety mój wzrok padł na laptop, który leżał pod stolikiem przede mną. Nowszy model...aż mnie korciło by załączyć go. Opamiętałam się, gdy przed oczami nagle pojawił się kubek. Uniosłam głowę do góry i zerknęłam na chłopaka lekko zaskoczona. Wzięłam od niego kubek i tym razem poczekałam, aż herbata się ostudzi. Nastała niezręczna cisza, ale chyba to mojemu towarzyszowi nie przeszkadzało.
- Masz brata? - spytałam, a Zander spojrzał na mnie zaskoczony i lekko się skrzywił
Czy temat o rodzinie wywoływał mu jakieś złe wspomnienia? Sięgnęłam po herbatę i upiłam mały łyczek dmuchając na nią.
- Wiesz, że nie ładnie myszkować po cudzym pokoju? - prychnął - Na tym zdjęciu na półce to ja z siostrą i bratem. Reachel mogłaś już zobaczyć. Jak ją spotkam przekaże jej, że powiedziałaś że jest ładna. Chwila...skoro ona jest ładna to ja też, bo jest do mnie podobna co? - wyszczerzył się do mnie
- Śnisz - pokazałam mu język i z powrotem wróciłam do picia herbaty - Masz ładne oczy i tyle...
- Możesz powtórzyć? Nie rozumiem twojego mamrotania
- Trudno... - burknęłam i odstawiłam kubek
Zostałam ponownie dźgnięta w bok na co się skuliłam i gdybym nie zdążyła ostawić kubka miałabym mokre ubranie przez rozlanie herbaty. Sięgnęłam po poduszkę, którą miałam za plecami i zamachnęłam się na chłopaka. Nawet się nie spodziewał, że zamierzam go walnąć.
- Cholera...ty mała! - fuknął - Skoro tak temat zszedł na naszą rodzinę może wreszcie ty coś powiesz, bo jak na razie setkami pytań mnie zamęczasz...
- Mama... z którą nie byłam w za dobrych kontaktach dlatego tu jestem. Ojca praktycznie nie widziałam bo ciągle pracuje, więc w opiece nade mną i dwójką mojego rodzeństwa pomagała ciocia. No mam młodszą siostrę o trzy lata i aż o osiem lat brata. Całkiem spora rodzinka co nie? - westchnęłam przeciągając się na kanapie i zamykając jedno oko - Włączysz komputer?
- Eeee...nie? - przesunął mnie bliżej oparcia, ale niestety w czasie tej "przeprowadzki" wywaliłam się na podłogę - Nie pozwalaj sobie za dużo
Zrobiłam smutną minę i rozłożyłam się na podłodze. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam robić zdjęcia na snapa z Zanderem w roli głównej podpisując "Zły człowiek laptopa mi nie chce dać". Wysłałam do wszystkich ludzi jakich miałam na snapie i z powrotem usadowiłam się na kanapie. Rozmowa tak jak wcześniej raz się kleiła raz nie, ale to ja zaczęłam o więcej wypytywać chłopaka. Czasami zachowywał się tak jakby mnie nie zrozumiał i nie odpowiadał na pytanie, pomimo że zapytałam na tyle by zrozumiał. Wyszło na to, że siedziałam u chłopaka prawie, że dwie godziny! To nowy rekord, gdy to nie było mnie w pokoju z powodu zaśnięcia na ławce lub wezwania przez naukowców.
- Dziękuję za gościnę, ale ja się już będę zbierać - podniosłam się z kanapy i obdarowałam chłopaka uśmiechem
- Jak chcesz możesz wpadać czasami...ale by nie męczyć mnie o włączenie komputera
- Miałam właśnie taki zamiar hihi. Jaka szkoda - podeszłam do drzwi i machając zamknęłam za sobą drzwi, od razu skierowałam się w podskokach do swojego pokoju i wywaliłam się na łóżko
Zostawiłam otwarte okno, więc pościel była chłodna i ładnie pachniała wiosną. Leżałam tak z kilka minut miętoląc i za razem wąchając poduszkę gdy usłyszałam dźwięk smsa. Nie musiałam wstawać by od razu wiedzieć kto do mnie napisał. Jedno było pewne...nie mam zamiaru odpisywać za nic w świecie. Ignorując drugi dźwięk wiadomości dalej wałkowałam się po pościeli, gdy ciszę zaprzestało moje burczenie w brzuchu. Skrzywiona podniosłam się...no tak dziś jadłam tylko śniadanie zanim wyszłam z pokoju i piłam herbatę u nowego znajomego. Szybko znalazłam się w kuchni i zaczęłam szperać w szafkach. Jedyne co znalazłam to wszystkie składniki, z których mogłam zrobić babeczki z płatkami czekolady. Takie słodkości wystarczą mi do końca dnia. Od razu zabrałam się do roboty. Jak na jedną osobę, która miała zjeść babeczki zrobiłam ich trochę za dużo, bo aż trzydzieści sztuk. Siedziałam przy piekarniku i wpatrywałam się jak ciasto rośnie, aż zaczęło się rumienić i rozbrzmiał odgłos w piekarniku, że mogę już babeczki wyciągać. Słodki zapach zaczął się roznosić po pokoju. Biorąc dziesięć sztuk przeniosłam się z nimi na sofę i włączyłam telewizor na jakiś program. Jadłam i oglądałam jednocześnie jakieś informację, od czasu do czasu mrużyłam oczy na kilka sekund. Pomimo, że się "wysypiam" wciąż ziewam i zasypiam gdzie popadnie w dzień. Przeciągnęłam się i zmieniłam pozycje na fotelu tak, że siedziałam bokiem i nogi mi zwisały.Trochę mi zajęło zanim sobie przypomniałam, że w kuchni zostało jeszcze dwadzieścia babeczek, których i tak dzisiaj nie zjem bo jestem już napchana. Wzięłam tacę i wyszłam z nimi z pokoju. Jakoś udało mi się rozdać pięć babeczek, bo akurat jak szłam pięć osób zechciało spróbować moich wypieków no i były zadowolone. Próbowałam jednej osobie wcisnąć piętnaście pozostałych, ale podziękowała i szybko się ulotniła. No cóż chyba złożę po raz drugi wizytę Zanderowi i poczęstuje go. Gdy znalazłam się przed jego drzwiami i już miałam pukać drzwi same się otworzyły, a w nich stał nikt inny tylko Zander. Chyba gdzieś wychodził...a może wiedział, że przyjdę?
- Stefka? - spytał zaskoczony, ale już mogłam wiedzieć że nie spodziewał się mnie
- Głodny? - uniosłam tackę z babeczkami do góry

<Zander :v?>

Od Yuriko - C.D Stein`a


Stein miał fajne okulary. Aczkolwiek kiedy je założyłam wszystko zrobiło się dziwnie zamazane i po chwili rozbolała mnie głowa. Szybko zdjęłam te szkiełka i spojrzałam na mężczyznę. Na zmianę mrużył oczy, mrugał nimi i otwierał najszerzej jak się da. Ma aż taki zły wzrok? Najwyraźniej tak ponieważ nawet nie patrzył się na mnie, tylko na drzewa znajdujące się za mną. Powoli i ostrożnie założyłam mu okulary. Kiedy ‘’odzyskał’’ wzrok znowu zamrugał i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się merdając wesoło nóżkami.
- Aż tak źle widzisz? – zapytałam po chwili chociaż i tak znałam odpowiedź.
- Niestety, jestem praktycznie ślepy. Lepiej nie zabieraj mi ich a tym bardziej nie zakładaj bo sobie zniszczysz wzrok – powiedział lekko uśmiechając się.
Przytaknęłam lekko zawstydzona, ponieważ właśnie przed chwilą to zrobiłam. Tego również nie dostrzegł. Ale zostawiając już temat okularów. Całkiem przyjemnie się z nim grało w tą grę. Nigdy nie bawiłam się tak z nikim, więc była dla mnie niezwykle ciekawa i zaskakująca. Chociaż jej zasady były niezwykle proste i po chwili również monotonne. Już w dzieciństwie nie posiadałam żadnych znajomych, tak samo jak i teraz więc wszystkie gry i zabawy były mi obce. Stein był też miły, a może zwyczajnie udawał. Nawet jeśli jest to udawane, to cieszę się, że to robi. Już od dawna nie byłam w stanie wyczuć chociażby minimalnego porozumienia z kimś innym. Chociaż w dalszym ciągu nadal nie jestem normalna, nawet jak dla niego po prostu go toleruję.
- Chcesz się gdzieś przejść? – zapytał po chwili.
Zastanowiłam się nad tym unosząc główkę do góry i mrużąc oczy kiedy tylko spojrzałam na słońce. Odruchowo przysłoniłam je ręką i kiedy spojrzałam na niego, jeszcze przez kilka sekund miałam przed sobą kolorowe plamki.
- Możemy iść – odpowiedziałam kiedy dziwne uczucie zniknęło.
Wstaliśmy i skierowaliśmy się w nieznanym kierunku. Ośrodek był przecież tak ogromny, że trudno było się w czymś tutaj zorientować, nigdy nie byłam zbytnio pewna dokąd idę. Nie przy mojej częstotliwość wychodzącej z apartamentu. A wychodziłam naprawdę baaaaardzo rzadko. Dlatego prawie nikt nie kojarzył zwariowanej, ubranej jak po ucieczce z psychiatryka dziewczynki z ‘’wiankiem’’ na głowie. Spacerowaliśmy po jakichś drużkach, plątaliśmy się pomiędzy budynkami po prostu łaziliśmy bez celu po tym co było pod ogromną, szklaną kopułą. W końcu zatrzymaliśmy się, pod jednym z licznych tutaj sklepów.
- Idę kupić coś do picia, chcesz też coś? – zadał pytanie na które od razu przytaknęłam, strasznie chciało mi się pić – Ok. To poczekaj tutaj.
Oparłam się o słup, przymykając na chwilę oczy. Szybko je otworzyłam, kiedy tylko wyczułam obok siebie czyjąś obecność. Posłałam mordercze spojrzenie dwóm chłopakom, którzy stali obok mnie. Byli dwa, góra trzy lata starsi ode mnie. Powiem szczerze, że zbytnio przystojni to oni nie byli. Jeden wysoki a drugi niski. Chudy i gruby, kompletne przeciwieństwa. A jednak mieli jakiś wyraźny problem do mojej osoby.
- Nie denerwuj się tak, bo Ci żyłka pęknie – zaśmiał się ten grubszy – Sama jesteś czy z tym gościem w pinglach?
Nie odpowiedziałam, nadal wpatrywałam się w nich z morderczym wzrokiem i z zacieśnionym piąstkami. Po mojej posturze nie można było oczekiwać zbyt wiele, ale za chwilę zdrowo im przywalę. Na moje rosnące zdenerwowanie odpowiedzieli głośnym śmiechem.
- Patrz jaki mały morderca! – śmiali się coraz głośniej.
Ich śmiech był okropny. Niczym piski małp w okresie godowym, w dodatku śmiejąc się ukazywali swoje krzywe zęby. Ten widok tak mnie irytował, że po chwili moja malutka piąstka wylądowała na twarzy wyższego chłopaka. Usłyszałam tylko trzask łamanego nosa, chłopak zgiął się z bólu i krzycząc złapał się za nos. Uśmiechnęłam się i szybko podcięłam mu nogi, żeby móc zobaczyć to jak płaszczy się przede mną. Po czole jego kolegi spłynęła strużka potu, przenosił swój zagubiony wzrok to ze mnie to z chłopaka. Z tego na ziemi nie będzie pożytku w dzisiejszej zabawie, zajmę się tym drugim. Złapałam go za ramiona zwalając z nóg, siedząc mu na brzuchu uniosłam go lekko do góry po czym z całej siły walnęłam. Wydobył z siebie dziwny jęk kiedy uderzył głową o asfalt. Bez opamiętania rozpoczęłam uderzać go piąstkami w twarz. Moje dłonie całe były w jego lepkiej, cuchnącej krwi. Pewnie skończyłoby się to tragicznie, gdyby ktoś mnie nagle nie odciągnął. Zaczęłam się szarpać ale mało to dało, ten ktoś był zwyczajnie silniejszy. Bez Arcany nie dam sobie rady… już miałam zgnieść tego kogoś cierniem kiedy zobaczyłam twarz. Stein był wyraźnie wściekły, wściekły na mnie.
- Oszalałaś!? – potrząsnął mną
Dopiero teraz wróciło mi zdrowe myślenie, spojrzałam ukradkiem na chłopaków którym teraz ciężko było się pozbierać. Gdyby nie byli tacy słabi, nie doszłoby do tego. To ich wina, tylko i wyłącznie ich. 

(Stein? Przepraszam średnio u mnie z pomysłem)

niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Cinii - C.D Riuki`ego

No i czego on się tak rumienił? Nie rozumiałam tego więc może by ktoś mi to tak łaskawie wytłumaczył. Wiedziałam tylko tyle, że była to nieco wymuszona odpowiedź. On sam chyba za bardzo nie wiedział co mi powiedzieć, nie był do końca przekonany. Nic dziwnego, zadałam mu ogromny ból, taki który prawie wpłynął na jego psychikę. O ile naprawdę nie wpłynął. Wydawał się być w dalszym ciągu nieco przybity, ten jego odwrócony wzrok i ręka za którą mnie trzymał, jednak tak delikatnie, że praktycznie go nie czułam. Może nie powinnam się tak do niego od razu przytulać? Dać mu nieco wolnej przestrzeni…
 - Też nie chcę Cię stracić Riuki – powiedziałam – Naprawdę, nie chcę Cię stracić…
Nawet nie musiałam się starać, żeby ta wypowiedź nie brzmiała sztucznie. Była jak najbardziej szczera. Spojrzał na mnie kątem oka, jakby szukając w moich oczach prawdy. Zdobyłam się na delikatny uśmiech w którym nadal było nieco bólu, jednak nie tylko co przed kilkoma minutami. Rene to naprawdę jakiś cudotwórca, przyszedł i uspokoił zarówno jego jak i mnie. Chociaż ja może sama bym się po jakimś czasie uspokoiła… albo i nie. Gdyby nie on Riuki nadal pewnie by siedział i wpatrywał się tępym wzrokiem w podłogę wylewając przy tym całe potoki łez. To dowodzi jaka między nimi jest tak naprawdę więź, nie oszukujmy się łączy ich coś więcej niż mnie i Riuki`ego. Ale to chyba nic dziwnego, są braćmi i znają się jak nikt inny. Zacisnęłam mocniej dłoń na dłoni chłopaka, żeby przynajmniej poczuł to, że jestem obok niego. Teraz już się chyba nie rumienił, albo to po prostu jego włosy przysłaniały mu całą twarz, bo przecież jak zwykle miał spuszczoną głowę.
- Ale czy aby na pewno? – wymamrotał.
Z początku nie zajarzyłam w ogóle o co mu chodzi. Dopiero po kilkunastu sekundach się jakby odblokowałam mrugając kilkakrotnie swoimi oczyma. Głupol, nie wierzy mi?
- No jasne, że tak… zależy mi na Tobie jak na nikim innym więc to logiczne, że również nie chcę Cię stracić Riuki.
Prawie niezauważalnie przytaknął, prostując się. Nie za bardzo wiedziałam co jego nagła zmiana siedzenia mogła oznaczać… Teraz przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy, ciszy która zaczynała się stawać straszna, nie do wytrzymania. Kiedy nadchodziły takie momenty, czułam się jakbym straciła z nim więź. Może nie jest to prawdą a może jest, ale po prostu odczuwałam coś tak dziwnego. Naprawdę ciężko to wytłumaczyć a jeszcze ciężej zrozumieć. Ostatecznie nawet nie zaczęłam żadnego tematu, po prostu się do niego przytuliłam, tak bez słowa, bez ostrzeżenia.

(Riuki? Braken weny XDDD)

sobota, 29 sierpnia 2015

Od Cathrine

*Prolog*

Opierałam się o okno jednego z barów w mieście o świetnie dobranej, choć skromnej, nazwie, Wooden. Raz po raz zaglądałam przez okno próbując odnaleźć jakieś ciekawe zdarzenie... bójkę czy kolejnego śmiałka usiłującego pobić rekord Rasley'a, który wynosił osiem kieliszków trunku Gerdy. Niezwykle silny jest to napój... ja sama próbowałam go raz w życiu, i więcej nie miałam odwagi choćby zamoczyć w nim języka. Być może to dlatego, że odleciałam już po tym jednym małym łyczku?
   W każdym razie nikt, jak do tej pory - i wciąż - nie pobił rekordu Lorcana Rasley'a. Był to facet o naprawdę odpornej głowie. Niestety nic ciekawego w środku się nie działo, tak więc pozostawało mi obserwować przypadkowych przechodniów mijających mnie na chodniku. Kiedy w kocu tu przyjdzie spytałam sama siebie w myślach, wypatrując w tłumie wysokiego bruneta o bladobłękitnych oczach, który niezwykle często brany jest za mojego brata - mylnie, oczywiście, choć niewiele mu brakuje, bym sama go za swojego krewnego uznała. Horo jest moim najlepszym, i właściwie jedynym, przyjacielem... a teraz się spóźnia. Pewnie coś go zatrzymało, ale mój umysł juz zaczyna układać niestworzone historie. Uparcie sie im opieram, ale jak długo jeszcze uda mi się je tłumić, skoro nie ma go tu już od pół godziny? Nigdy wcześniej nie spóźniał się aż tak. Nagle poczułam na prawym ramieniu ucisk i ciepło dłoni. Oczywiście podskoczyłam i gwałtownie się odwróciłam w stronę...
- Horo, jesteś w końcu! - Moja twarz od razu się rozpromieniła. Ofiarowałam przyjacielowi powitslny uścisk.
- Cześć, Ruby. Mi też miło cię widzieć. - Powiedział wciąż będąc w moich ramionach. - Dusisz mnie. - Oznajmił po chwili. Puściłam go, choć na jego twarzy, mimo odznaczających się oznak chwilowego braku tlenu, wciąż znajdował się szeroki i szczery uśmiech. - Masz? - Spytał od razu, gdy odczuł, że znów może oddychać.
- Tak. - Powiedziałam gwałtownie wypuszczając przy tym powietrze, jakbym za moment miała zacząć się śmiać - choć to wcale nie miało nastąpić. Sięgnęłam do kieszeni kurtki, wyciągając z niej dwa srebrne łańcuszki, na których zawieszone były niewielkie szklane buteleczki szczelnie zamknięte korkami, w których znajdowało się po kilka kropel gęstej szkarłatnej cieczy, krwi. jeden z nich przekazałam Horo, drugi zawiesiłam sobie na szyi.
- Dzięki. Czyja to krew?
- Moja. - Oznajmiłam. - Nie martw się, na nic nie choruję. - Zaśmiałam się, chowając wisiorek pod szalikiem. - Gdzie idziemy? - spytałam.
- Do Ciotki Launge. Matka prosiła mnie abym coś od niej odebrał... a potem pójdziemy tam, gdzie zechcesz. - Tak więc zaczęliśmy iść do sklepu zielarskiego Henrietty Launge. Jest to stara, lecz mimo swego wieku, bardzo miła kobieta. To w jej sklepie poznałam Horo, i właśnie dzięki niej się zaprzyjaźniliśmy...
   Gdy dotarliśmy na miejsce, otrzymaliśmy od niej torebkę ziół dla matki Horo oraz olejek - wyciąg z jakiegoś kwiatu, którego nazwy za nic w świecie nie potrafie wypowiedzieć. Zaniesienie tego do jego domu zajęło nam dosłownie chwilę.
- Dzień dobry, Pani Harvysto. - Przywitałam matkę Hor'ego.
- Witaj, słonko. Co tam u ciebie? - Spytała widocznie szczęśliwa widząc mnie. Można nawet powiedzieć, że sama jest dla mnie trochę jak druga matka... własnej rodziny nie mam, pewnie nie żyje, zmarła prawdopodobnie gdy byłam jeszcze mała bo nie pamiętam jej, ani nikogo ze swojej rodziny. Ona mi ją czasem zastępuje.
- Świetnie, a pani?
- Podobnie. - Powiedziała. - Dziękuję, Horo... a teraz zmykajcie. - Zaśmiała się pod nosem i zamknęła drzwi. Widocznie nie miała dla nas więcej zadań, tak więc reszta dni jest nasza.
- A więc... - zaczęłam.
- Co powiesz na Grati Hoek? - Przerwał mi, lecz nie mam mu tego za złe. Wyskoczył z na prawdę świetnym pomysłem. Grati Hoek nazywamy dachem pobliskiego budynku. Najwyższego w mieście. To jest taki "zakątek Hor'ego i Cat", gdzie nikt prócz nas nigdy nie zagląda. Niektórzy mają domki na drzewie, których w mieście brak - my mamy Grati Hoek. Tak więc nie trzeba było mnie nawet namawiać, po prostu pobiegliśmy do wspomnianego budynku, należącego do sieci hotelów "Mortelly".
- Siemasz, Matt. - Zawołałam do recepcjonisty gdy tylko wkroczyliśmy do hallu. O tej porze główna sama na parterze hotelu była zupełnie pusta, tak więc jedyną żywą istotą na co dzień był właśnie on. Kiedyś miałam okazję sobie z nim pogawędzić... nawet więcej niż raz. jest co prawda starszy ode mnie o piętnaście lat, ale mimo to jesteśmy na ty. Wraz z Horo wbiegliśmy do windy i wjechaliśmy nią na najwyższe piętro. W jej wnętrzu panowało przyjemne ciepło, czyli temperatura miło odmienna od tej na zewnątrz, i grała tradycyjną dla tego typu "pomieszczeń" muzyka. Gdy tylko otworzyły się drzwi windy, runęliśmy w stronę schodów pożarowych, a stamtąd już prosta droga na dach...
   Odłączyłam się od przyjaciela i pobiegłam w kierunku krawędzi. Stanęłam na samej granicy dachu i pustej przestrzeni, tak blisko niej, że prawie spadłam, lecz nie bałam się tego. Nawet Horo wie, że nic mi się nie stanie. Znam granice tego dachu, na innym być może bym się bała, ale nie tu. Tu czuję się swobodnie, jakby przede mną nie było pustki, a zwykły trawnik, jakbym stała przed kałużą po deszczu i zastanawiała się, czy warto wskoczyć do niej i zabrudzić sobie spodnie, czy też lepiej zostać przed nią i nie musieć prać ubrać po powrocie do domu. Wybrałam opcję bez błota na ubraniach. Cofnęłam się o krok i obróciłam na pięcie. Jeszcze szczęśliwsza niż chwilę temu.
- Zrobić herbaty? - Zaproponował Horo stojący przy niewielkim namiocie, który rozłożyliśmy sobie zeszłej jesieni.
- Pewnie. - Powiedziałam, ponownie odwracając się ku krawędzi. Rozejrzałam się dookoła. Widok z ziemi nigdy nie będzie w stanie oddać piękna naszego miasta w tak cudowny sposób, w jaki robi to widok z najwyższego w nim budynku. Z oddali widać zmniejszające się stopniowo wieżowce, z czasem przechodzące w zwykłe domy, aż w końcu przeobrażające się w niewielkie budowle, jakby zwykłe figury, a nawet mrówki w porównaniu z drapaczami chmur z centrum. Dziś jest cudowna pogoda, czyste niebo i słońce grzejące kark, którego światło jest dodatkowo wzmacniane przez biel sypiącego wszędzie śniegu, dlatego blisko horyzontu można dotrzeć wzrokiem nawet do oddalonych pól, o... jak ja bardzo bym chciała spędzić dzień na takiej farmie! Choć jeden! Może kiedyś się tam wybiorę... 
   Podczas gdy ja podziwiałam widoki, Horo zdążył zalać herbatę dla nas obojga, a także przygotować różnokolorowe kanapki. "Bo czymże jest herbata bez jedzenia?"
- Gotowe, chmurko. - Zaśmiał się, wyrywając mnie ze świata rozmyśleń. Zawsze nazywa mnie tak, gdy odpływam tam, gdzie myśli innych nie docierają - do swery marzeń. Raz stwierdził nawet, że jedynym sposobem na wyrwanie mnie z tego transu jest właśnie nazwanie mnie chmurką, bo na nic innego nie reaguję... mogłabym sprzeczać się z nim o to, ale właściwie po co? W żaden sposób to przezwisko mi nie ubliża, jest nawet dość miłe.
- Dzięki. - Powiedziałam z życzliwym uśmiechem przyjmując od niego gorący napój i chwytając z talerza sznytkę chleba wyłożoną serem.

***

   Nadeszła wiosna. Za miesiąc minie rocznica mojego wyniesienia się z domu dziecka i przeniesienia się na swoje. Otworzyłam powoli oczy, by ujrzeć nad sobą biały sufit mojego mieszkania - nie apartamentu, a zwykłego kilkupokojowego mieszkania wyposażonego w podstawowe przedmioty codziennego użytku takie jak szafa i inne meble czy telewizor - choć nie taki zły, bo 50-o calowy, czyli nie zaraz taki mały, choć i nie gigantyczny. W każdym razie, wiedzie mi się dobrze. Nie mam problemów finansowych, żyję na luzie, głównie dla tego, że nigdy nie miałam tendencji do głupich decyzji. Z początku oczywiście nie było mi łatwo zaklimatyzować się w nowym życiu - z dnia na dzień stałam się wolna, nie byłam juz pod opieką wychowawców z domu dziecka, ale tez musiałam poradzić sobie sama, Na start nie dostałam właściwie nic, poza paroma groszami, które nijak się mają do potrzeb współczesnego przetrwania w mieście. Z pomocą przyszła mi rodzina Horo... pomogli mi się odnaleźć w życiu. A teraz jestem członkinią społeczeństwa, jak każdy inny człowiek w tym wielkim, a jednocześnie tak pięknym z góry, mieście.
   Westchnęłam głęboko i poderwałam plecy ku górze, by po chwili siedzieć na krawędzi łóżka. Wyjrzałam przez okno. Słońce dopiero zaczynało wysuwać się zza budynków. Przeciągnęłam się najlepiej, jak potrafiłam i po chwili stałam już przed szafą i wybierałam dla siebie strój... nie musiałam długo się rozglądać. Zdecydowałam się na krótką czarną spódniczkę  mundurek w tym samym kolorze z czerwoną chustką w zestawie. Do tego ciemne podkolanówki i gotowe. Tradycyjny dla mnie ubiór.
   Pozostało już tylko rozczesać się - co w moim przypadku nie sprawia nadmiernych problemów - i wpiąć we włosy ulubioną parę rubinowych spinek.
- Mogę wychodzić. - Zaśmiałam się do siebie, lecz nim spełniłam swoje słowa, przygotowałam dla siebie skromne śniadanie - kilka kanapek i tradycyjna herbata, czyli śniadanie idealne na każdą okazję. Gdy tylko ostatnia sznytka chleba zniknęła w moich ustach, wstałam z krzesła przy barku w kuchni, zasunęłam je i pozmywałam od razu naczynia, by nie musieć robić tego później. Widząc jednak, że na dworze zaczyna się lekko chmurzyć - a  wolałabym, by deszcz nie zastał mnie w środku drogi na poranne zakupy - postanowiłam pooglądać nieco telewizji. Coś ciekawego w końcu musi się znaleźć... z rana? Zawsze!. Z uśmiechem na twarzy usiadłam przed ekranem telewizora i w programie zaczęłam szukać programów, które by mnie zainteresowały, gdy usłyszałam dzwonek mojego domofonu, który zaczął wydzierać się w całym moim mieszkaniu, zagłuszając nawet głośniki telewizora. Pobiegłam do słuchawki i nie czekając nawet, aż ktoś się odezwie, wcisnęłam przycisk otwierania drzwi. Pozostało czekać, aż niespodziewany gość zapuka do drzwi... Pewnie Horo przemknęło mi przez myśl. Zaczęłam pełna niecierpliwości stać pod drzwiami wyczekując charakterystycznego odgłosu uderzanie=a w drewniane drzwi mojego mieszkania. W końcu się go doczekałam.
   Energicznie otworzyłam drzwi na oścież, jednak w progu nie ujrzałam swojego przyjaciela, a grupkę zupełnie obcych mi ludzi ubranych co najmniej dziwnie, jakby dopiero co wyszli z jakiegoś laboratorium, a za nimi stało dwóch osiłków, jakby oczekiwali, że spróbuję ich zabić... widać było po nich, że są w każdej chwili podjąć działanie.
- Cathrine Morgan? - Spytał jeden z laborantów, jakby nie wiedział, do kogo przyszedł.
- Tak(?) - Stwierdziłam niepewnie.
- Pójdzie pani z nami. - Usłyszałam lecz reakcją na to był tylko nerwowy śmiech, niesłusznie.

*Koniec prologu*

Zarzekałam się, że nikomu nic nie zrobię, że tyle lat żyłam wśród tych zwykłych ludzi i nikogo nie skrzywdziłam, że jestem bezpieczna, niegroźna... nie chcieli słuchać, Na prośby i błagania byli zupełnie głusi, jakbym milczała, była nieżywą lalką niezdolną do wydawania z siebie jakichkolwiek odgłosów, podczas gdy jednocześnie z tym odpowiadali na każde pytanie Nie związane z wypuszczeniem mnie. W końcu przyszedł czas na ostatnią czynność. Jeden z "lekarzy" podszedł do mnie z gigantyczna igłą. Nie to, żebym kiedykolwiek bała się zastrzyków, ale...
a) ta igła była o wiele większą od tych, do których przywykłam
i b) Nie ufam tym laborantom.
- Co to? - Spytałam wyraźnie nerwowym głosem. Mogą mnie zabrać, więzić, nazywać mnie swoim Projektem, ale wstrzykiwac sobie bliżej nieokreślonych rzeczy nie pozwolę. Nie, żebym miała jakąkolwiek opcje uciec stąd, ale... no właśnie, co ale? Lekarz trzymający w ręku niebezpieczną broń spojrzał się na mnie tym swoim współczującym wzrokiem.
- To tylko chip. - Stwierdził łagodnie. - Taki, jakie wstrzykuje się zwierzętom. - Zaśmiał się... jednak ja najwyraźniej nie zrozumiałam "żartu" bo wcale nie miałam ochoty na choćby uśmiechnięcie się. ktoś z tyłu przytrzymał mnie, by ten drugi mógł w spokoju wstrzyknąć mi "chip". Zabolało, i to bardzo... wtedy usłyszałam w głowie słowo, którego nigdy wcześniej nie słyszałam, jakby COŚ kazało mi je wypowiedzieć. Zdarzyło mi się tak wcześniej tylko raz w życiu, gdy miałam dziewięć lat - bardzo dobrze pamiętam to zdarzenie - Przytrzasnęłam się wtedy drzwiami i usłyszałam w głowie jakieś dziwaczne głosy, a dy powtórzyłam je, palec przestał mnie bolec i wrócił do stanu, w jakim był wcześniej. Tyle tylko, że przy okazji rana, której godzinę wcześniej nabawiła sie moja wychowawczyni, powiększyła się, choć nieznacznie.
   Tym razem słowa brzmiały inaczej. Stwierdziłam jednak, że warto byłoby spróbować...
- Narno. - Powiedziałam przez ból, a po chwili przede mną pojawił się cień jakiejś postaci, a mężczyzna trzymający strzykawkę przepełnił się strachem. Widać było w nim czyste przerażenie, jakby zobaczył prawdziwego potwora... zaczął wrzeszczeć, a potem po prostu zemdlał. Czyżbym zrobiła się dla niego taka straszna? Pierwszy raz od momentu mojego porwania na mojej twarzy pojawił się zarys uśmiechu, choć na krótką chwilę, bo już minutę później moje usta zostały zakneblowane... zupełnie, jakby to miało cokolwiek dać. Dobrze pamiętam, że wcześniej wystarczyło powiedzieć "zaklęcie" w myślach, ale cóż... po następnych kilku godzinach badań - spowodowanych najwyraźniej moim zamachem na laboranta - zostałam zaprowadzona przez kolejnego osiłka do, jak mi to wytłumaczono, do mojego nowego mieszkania. Miałam się rozgościć. Łatwo im, kurwa, powiedzieć! Ktoś ma do mnie przyjść.
<Ktosiu? Powitaj nową wśród Arcan.>

Od Savii - Do Stefki

Otworzyłam oczy.
Ten sen nie był normalny, ale dobrze, niech będzie. Jeszcze moment wpatrywania się w biały sufit i już opuszczone łóżko. Szybko zapomniałam o koszmarze sennym. Ubrałam się i skoczyłam do kuchni zjeść śniadanie. Otworzyłam lodówkę i w ręce natychmiast wpadło mi masło orzechowe. Jeszcze tylko chleb i śniadanie gotowe. Siadam sobie przy barze w kuchni i spokojnie wchłaniam posiłek. Ostatni kęs, zmyty talerz i ... Nagle odkrywam że na dworze jest ciemno. Mój mały móżdżek właśnie odkrył Amerykę. Trudno się mówi. Wyszłam z pokoju, wcisnęłam w uszy słuchawki i przemierzałam korytarze. Co jakiś czas przechodził naukowiec i skrzeczał:
- O tej porze? Lepiej śpij!
Ja na to tylko wzruszałam ramionami i szłam dalej. Nie patrzyłam gdzie idę, byłam skupiona na słuchaniu muzyki i tworzeniu iskierek pomiędzy palcami. Błyskały radośnie, jakby chciały powiedzieć że nie boją się ciemności ani niczego innego. Zacisnęłam dłoń, w której iskierki zaczęły się buntować i obijać o wierzch dłoni. Kiedy je w końcu wypuściłam, zaczęły tworzyć małe płomyczki wirujące wokół mojej głowy i formujące się w różne fantastyczne kształty. Rzucały blade światło na korytarze, a przy okazji odstraszały naukowców. Wszyscy się ich bali, nie pytaj czemu. Właśnie spostrzegłam, że dotarłam do głównej hali na dole, z wiecznie zamkniętym wyjściem. Rzuciłam przelotne spojrzenie na szklane drzwi i ruszyłam dalej. Tymczasem zauważyłam siedzącą nad telefonem osóbkę z mocno skołtunionymi włosami, koloru naprawdę ładnego brązu. Podeszłam do niej od tyłu i spojrzałam na nią zaciekawiona. Jej oczy świeciły lekko w ciemności, z podobną siłą co włączony smartfon. Na jego tapecie widniała chyba jakaś postać z gry. Zerknęłam na zegar w górze ekranu.
- 2:45...dziękuję. - powiedziałam do dziewczyny. Ta zerknęła na lustro i ujrzała mnie, stojącą za nią, z płomykami dookoła główki. Wywołały one podobne zaciekawienie co jej świecące oczy. - Interesująca tapeta...jakaś postać z gry to jest? - spytałam. Nocny marek przytaknął energicznie.W pewnym momencie jednak oczy nastolatki się zamgliły. Ta lekko osunęła się na ziemię, Zamknęła oczy. Chwilę po tym otworzyła już nie zamglone oczy, wstała, otrzepała się i zamrugała. Otwierała i zamykała usta, jakby co mówiła. Tymczasem ja odkryłam że mówi, ale moje słuchawki z których cały czas płynie muzyka wszystko zagłuszają. Schowałam je do kieszeni i powiedziałam:
- Nie jestem głucha, ale słuchawki owszem. - i na mojej twarzy znikąd pojawił się nieodłączny buntowniczy, trochę drwiący uśmieszek.

<Stefka? No jedziesz, Bo Sav się zbuntuje :v >

Od Zendera - C.D Stefki

Patrzyłem jak się oddala i znika w środku. Po chwili ja także zostałem wezwany. Zawołał mnie ten sam facet, który prowadził czarnowłosą. Przekroczyłem próg gabinetu, drzwi zamknęły się za mną. Fartuszek usiadł i wskazał moje miejsce prosząc o to samo. Pokręciłem głową w przeczeniu. Wolałem sobie postać. Musiałem powstrzymywać emocje, gdyż tęczówki na pewno zmieniły by kolor. One zdradziłyby mu co czuję, a tego bym nie chciał. Oczy są oknami duszy, prawda? A nie pozwolę nikomu do niej zajrzeć. Stefce bardzo podobała się ta umiejętność, dla mnie nie była niczym niezwykłym. Ona po prostu była. Kwestia przyzwyczajenia. Tak jak do wszystkiego. Mężczyzna trzymał przed sobą plik moich dokumentów i zerkał to na mnie to na kartki.
- Ciekawy życiorys... - zaczął.
- Też tak sądzę. - przerwałem.
Stałem dość sztywno i rozglądałem się z udawaną ciekawością. Miałem kilka zgrzytów z policją, ale to były bójki i nielegalne wyścigi no i nie raz byłem przesłuchiwany w różnych sprawach. No i znajduje szczytem kilka helikopterów, które leciały za mną. Wcześniej jednak do piętnastego roku życia byłem pod innym nazwiskiem. Później dopiero zyskałem rodzinę. Taką prawdziwą. Mówi się, że rodzina to nie tylko więzy krwi. To prawda, bo miałem o prócz biologicznej też rodzinę składającą się z Sami i rodzinę składającą się z moich przyjaciół. No, ale musiałem jak głupi zamieszkać w mieście... Na skraju jest lepiej. Łatwiej zostać niezauważonym, ale w końcu mnie zestrzelili. Nie mam do tej pory pojęcia czym.
- Masz brata i siostrę, ale nie powiedziałeś nam czy któreś ma Arcanę.
Wzruszyłem ramionami. Był naiwny myśląc, że mu to powiem z własnej woli.
- Nikt mnie nie pytał.
Patrzył na mnie pustym wzrokiem bez wyrazu.
- Panna Revelen została przyłapana na urzywaniu karty, więc została złapana. Jednak zastanawia mnie czy drugi, najmłodszy z waszego rodzeństwa takową posiada?
Zamrugałem udając, że przygłuchłem z lekka. Nie słuchałem, zbyt zajęty sobą lub inną arcy ważną sprawą. Chciałem trochę się z nim pobawić.
- Hm? Może pan powtórzyć?
Zirytował się nieco, ale ponowił pytanie. Spodziewałem się tego. Zawsze chodzi o informację, chcieli by wszystko wiedzieć i nad wszystkim mieć kontrolę. Żyją w kłamstwie jeśli myślą, że wszystkich kontrolują.
- Nigdy nie urzył mocy wzglącem innych. Zawsze był sobą, nie wydawało się żeby coś ukrywał. Nie miał przed nami tajemnic.
To była prawda, ale nie do końca. Seba miał moc sam go trenowałem gdy nie potrafił zapanować nad nią. Tajemnic nie miał bo wiedzieliśmy o tym od początku, a w odwrotności do mnie mni robił obcym na złość za pomocą Arcany. Zauważyliśmy, że uzupełniamy. Ja lód, Rea ogień, a Sebastian ziemia. No i każdy ma coś związanego z powietrzem. Naprawialiśmy szkody po sobie i doskonale dogadywaliśmy.
- Wiedziałeś, że ta pannica ma kartę?
Tu zamierzałem odpowiedzieć wymijająco.
- Może. A jeśli nawet czy to coś zmieni? Nic, bo ja już tu jestem i ona również.
Na jego twarzy pojawił się grymas, z którego nie dało się nic wywnioskować. No chyba tylko tyle, że nie zadowala go taka odpowiedź.
- Wprowadzić! - uniusł głos.
Złotooka weszła, a z nią ochroniarze. Trzech. Gdy mnie zobaczyła wyprostowała się i wzrostem niemal zrównała się ze mną. Była tylko o cztery centymetry niższa i bardzo podobna do mnie. W miętowych spodniach i granatowej bluzie. Spojrzała na mnie i zobaczyłem błysk zrozumienia. Wyciągnęła ręce w moją stronę, a ja bez wahania ją przytuliłem. Nic się nie zmieniła. Spojrzała ze zmęczeniem na naukowca.
- Tak jak mówiłam. Będę rozmawiać tylko i wyłącznie z Zanderem. Na osobności.
Facet wstał i bez słowa wyszedł ze swoimi ludźmi. Odetchnęła z ulgą.
- Czysto.
Pokręciłem głową.
- Nie do końca.
Wyostrzyłem zmysły i przejechałem ręką po półkach. Wiedziałem. Zrobiłem gest w stronę Reachiel. Kilka ruchów palcami i wiedziała o co mi chodzi. Nagle w trzech miejscach - pod fotelem, przy doniczce i na półce - wybuchł sprzęt, który miał za zadanie nagrywać rozmowę. Zaśmiałem się.
- Teraz możemy pogadać.
Odetchnęła po raz kolejny i opadła na krzesło.
- Wiesz, że zrobiłam to specjalnie. Nie mogłam znieść myśli, że stracę kogoś, kogo dopiero co odzyskałam. Zobaczyłam czarne skrzydła przez szkło i już wiedziałam gdzie jesteś. Chciałam za wszelką cenę coś zrobić.
- Aż za dobrze. Co zrobimy z Sebastianem?
Uniosła głowę.
- On też tu trafi. Prędzej czy później. Rozmawiałam z nim o tym. Jak narazie to ogarnia twoją ekipę.
Spojrzałem zaskoczony.
- On z nimi? Jest za młody! To ryzykowne!
Rea pokręciła głową z niedowierzaniem.
- To ostrzegasz go przed czymś co sam zorganizowałeś?
Skinął głową.
- Nie wiesz wszystkiego. Mieliśmy pewne problemy z prawem. Nie chcę by trafił za kratki tylko dlatego, że nie ma umiejętności takiej jak brat.
Zaśmiała się bez cienia wesołości.
- No toż przecież.
Moja ekipa liczy sobie dwudziestu siedmiu ludzi. Najmłodsi mają szesnaście lat a najstarszy dwadzieścia cztery. Nie nadaje się. Przywództwo powinna objąć Samantha lub Luka. Są do tego gotowi i mają predyspozycje. A młodego powinni zostawić w spokoju. Szczerze się o niego martwię.
Zapukali w drzwi.
- Koniec.
Wpadli do środka.
- Stwierdziliśmy, że na razie na czas nieokreślony, będziesz przebywała w celi więziennej. Później jak się trochę uspokoisz, będziesz mogła dołączyć do pana Zandera.
Prychnęła.
- Jasne. Pewne. Oczywiście.
Wyprowadzili ją, ja wyszedłem z nimi. Jeszcze odprowadziłem siostrę wzrokiem, zanim zacząłem szukać Stefki. Przysypiała sobie na jednej z sof. Ruszyłem w temtym kierunku. Co mogłem zrobić? Musiałem ją zbudzić, chociaż zamiast zimnego przysznica, który chciałem jej zafundować, wybrałem mniej drastyczny sposób. Zastanawiałem się czy nie usiąść koło niej, ale gdy zadała mi pierwsze pytanie, to wiedziałam, że będzie ich więcej. Z resztą, nie chciałem jej odpowiadać na cokolwiek tutaj.
- Jestem niewiele starszy od ciebie Stefko. Możemy pójść gdzieś indziej?
Zgodziła się, wiec zacząłem prowadzić ją do pokoju. Ja byłem bardziej gościnny. Przeszliśmy korytarzem i kluczami otworzyłem drzwi. Puściłem ją pierwszą.
- Witaj w moim królestwie. I co? Ujdzie? - powiedziałem zamykając drzwi. - O co więc chciałaś zapytać?
Poszedłem do kuchni i wlałem nam cherbaty. Była ciepła. Może i panuje nad zimnem, ale potrafię go również powstrzymać. Wróciłem podałem dziewczynie cherbatę i usadowilośmy się na kanapie.
Wsypałem sobie trochę cukru i czekałem, aż coś powie.
<Stefka?>

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Heavenly - C.D Natsume

No i teraz będę sobie tutaj tak bez większego celu leżeć, bo Natsume chce spać ? Ehhh.. od kiedy on jest taki śmiały. Właściwie sam powiedział, że przeszkadza mu mój wzrost, ale niestety nic na to nie poradzę. Dlaczego więc, ten wiecznie zawstydzony chłopak się tak do mnie klei. Z jednej strony bardzo nurtowało mnie jedno pytanie, które chciałam mu zadać, ale się bałam. Tak. To cholerne zawstydzenie i zapominanie języka w gębie dopadało również mnie.
-Natsume… - szepnęłam znów. To zabrzmiało tak jakbym wcale nie chciała go obudzić, a przecież chciałam w końcu wstać, czyż nie ? Powinnam na niego krzykną, skopać go lub w najgorszym przypadku zrzucić go z łóżka. On jednak słysząc swoje imię wypowiedziane tak subtelnie: wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Czułam jego oddech na swoim karku. Jego rączki zacisnęły się jeszcze bardziej i dzięki temu znalazły się idealnie na moich piersiach. Dobrze że byłam do niego odwrócona tyłem bo praktycznie twarz to mi się paliła.- Natsume… puść.. –głos załamał mi się i jakby zastopował w gardle. Dlaczego…
Nic nie skutkowało, tak więc sama wyzwoliłam się z jego uścisku i pospiesznie wstałam z łóżka. Uciekłam stamtąd, ale sama nie wiem dlaczego. Może to przez te szalone rumieńce jakie miałam na twarzy. Głupio w sumie postąpiłam, ale…. Wydawało mi się to słusznym posunięciem. Madara wszystko bacznie obserwował z komody. Śmieszyło go takie nasze „dziwne” zachowanie. Raz mi coś odwalało, raz chłopkowi, ale ostatecznie oboje byliśmy zbyt nieśmiali by chociaż cokolwiek powiedzieć na temat naszych relacji.
- I co będziesz tak od niego uciekać ? Natsume się załamie.  Straci kolejną osobę i wtedy to już totalnie zamknie się w sobie. – najpierw nie chciałam go słuchać, jednak usłyszawszy drugą część dialogu: zatrzymałam się. Stanęłam w miejscu jak gdyby coś mnie tutaj trzymało i nie chciało puścić.
-Co ty możesz wiedzieć… - mówiłam cicho, opanowanie jednak gdzieś tam bardzo leciutko zadrżał mi głos. Nie wiem czy było to słyszalne, ale nie słynęłam z ludzi, którzy jakoś wybitnie potrafią ukrywać swe uczucia.- Sam wcale go nie wspierasz, a za to potrafisz tylko stać z boku i patrzeć kiedy on jest sam.
-Jestem tylko duchem, nic na to nie poradzisz. – stwierdził rozciągając się na szafce i ukazując biały, koci brzuszek.
-W takim razie nie masz najmniejszego prawa odzywać się co do naszych relacji. Co do relacji kogokolwiek z twoim panem. – chyba pierwszy raz od dłuższego czasu komuś tak wygarnęłam. Zazwyczaj tego typu rzeczy znosiłam, i pokonywałam w sobie. Teraz natomiast było inaczej. Może było to też spowodowane faktem, iż to był duch, a nie człowiek. Z duchami mam do czynienia od niedawna, a jednak już potrafię nad nimi zapanować. Jestem z siebie dumna. Tylko pod tym względem, bo jeśli chodzi o Natsume… chyba nie za dobrze jednak postąpiłam. No nic. Nie mogę się tym tyle zamartwiać, skoro nawet nie mam zamiaru tam do niego wrócić. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się oraz uczesałam. Natsu już chyba nie spał bo słyszałam jak ktoś tłucze się po kuchni. Przecież on nie jada śniadań… rano.
-Heavenly…? Przyjdź na śniadanie…. – usłyszałam za chwilę pod swoimi drzwiami. Wyrwało mnie to z głębokiego zamyślenia, więc nie zdążyłam nic odpowiedzieć.- Jesteś na mnie zła ? Ej…. Mogę wejść ? – chociaż nic nie odpowiedziałam to on i tak lekko uchylił drzwi. Siedziałam do niego tyłem, więc nie mógł zobaczyć wyrazu mojej twarzy. Tak więc dość niepewnie (twierdząc po jego powolnych krokach) podszedł do krawędzi łóżka po stronie, której siedziałam i ukucnął. Tylko tak mógł mi teraz spojrzeć w oczy, bo głowę miałam zwieszoną w dół.
-Jesteś…
-Nie jestem zła. Po prostu przeszkadza mi fakt, że Mary z twojego powodu cierpi, a ty zajmujesz się inną dziewczyną, do której nawet nic nie czujesz. – nie dałam mu dokończyć tylko od razu powiedziałam co leży mi na serce.
-Ehh… ją pewnie bawi sam fakt, że nie wiem jak zachować się w tej sytuacji, ale nie cierpi z tego jakoś specjalnie. Przecież zawsze mogła pozbyć się tej ciąży, ale ona widocznie… nie chce tego robić. Po za tym… kto ci powiedział, że ja do ciebie nic nie czuje.
-To nie możliwe. Bo ja sama nie za wiele do ciebie czuje. Jedynie wiem to, że nie chce cie stracić, ale też nie chce żebyśmy zachowywali się jak para skoro wyraźnie tak nie jest.
-Nie za wiele do mnie czujesz ? – zapytał powoli podnosząc się i przewracając mnie na łóżko. Zachowywał się tak jakby kompletnie nie słyszał drugiej części zdania. Pochylił się nade mną, a ręce oparł po obu stronach mojej głowy. – To dlaczego nie uciekasz, kiedy jestem blisko ciebie… - zarumienił się. W takim razie to, żebyśmy znaleźli się w takiej, a nie innej pozycji rżnie było dla niego wyzwaniem. Co on chce mi udowodnić…
Nie umiałam nawet na to odpowiedzieć. Zamiast tego ja również zrobiłam się czerwoni utka jak buraczek. Odwróciłam główkę w bok i teraz miałam przed oczami jego rączkę. Tymczasem chłopak schylił się i pocałował mnie w policzek. Nie odsunął się, tylko czekał, aż w końcu na niego spojrzę. Ten gest wywołał u mnie falę ciepła. Zrobiło mi się wręcz duszno.
-Spójrz na mnie… - szepnął. Znów usłyszałam to co przedtem. Czy ja naprawdę zawsze w takich momentach odwracam główkę ? Ciekawe. Lubiłam gdy to mówił. Lubiłam gdy do mnie szeptał i gdy mnie dotykał, jednak… cały czas coś nie pozwalało mi brnąć dalej…


( Natsume ?)

Od Nanami - C.D Juliett

Zaskoczyła mnie reakcja dziewczyny - dlaczego się na mnie tak patrzyła? Chyba nie ma we mnie nic takiego specjalnego... Nie uważałam, że to źle, że na mnie patrzy, ale nigdy się z takim zachowaniem nie spotkałam, więc nie wiedziałam jak mam zareagować. Po prostu spoglądałam tam, gdzie dziewczyna patrzyła na mnie, a po chwili jej nie zauważyłam - tylko kota. Wskakiwał właśnie do jednego z pudełek. Jak się nie mylę, była to właśnie ta dziewczyna. Ostrożnie podeszłam do tamtego pudełka, a kotek się skulił w rogu pudełka. Był prześliczny - cały miał brązową sierść. Chciałam pogłaskać ją (znaczy dziewczynę w ciele kota), ale nie chciałam jej stresować czy denerwować. Musiałam się dość mocno powstrzymywać. Tylko cichutko miauknęłam i przestałam tam zaglądać, chociaż nie odchodziłam.
Naprawdę nie wiedziałam, że dziewczyna może się zamieniać w tak ślicznego kotka. Nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam jeszcze raz. Jej oczka były zamknięte - prawdopodobnie odpoczywała. Była bardzo, ale to bardzo słodka. Znowu chciałam ją pogłaskać, ale nie chciałam jej budzić czy stresować. Kiedy była jeszcze pod ludzką postacią, widać było, że trochę się denerwuje moją obecnością. Właśnie poruszała jednym ze swoich uszek, więc odsunęłam się trochę od pudełka. Jeszcze raz cichutko miauknęłam i skuliłam się niedaleko. Po jakiejś godzinie zauważyłam, że dziewczyna w kocim ciele wychodzi. Nie ruszałam się, by jej nie stresować. Zdziwiłam się, gdy do mnie podeszła i zamieniła się z powrotem w człowieka - wtedy też wstałam. Spojrzałam jeszcze raz na nią pod ludzką postacią - była naprawdę bardzo ładna. Nie mogłam przestać się zachwycać jej wyglądem - ukrywając to, aby nie zauważyła, że mi się spodobał jej wygląd. Nie chciałam jej dodatkowo krępować - już wystarczająco to robię swoją obecnością.
- Wybacz, chyba powinnam już iść... - powiedziałam cichym głosem. - Jeszcze raz ci dziękuję...
Ukłoniłam jej się, po czym chciałam odejść, ale dziewczyna...
<Juliett?>

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Juliett - C.D Nanami

Dziewczyna musiała być w bardzo złym stanie, bo po całym tym jej leczeniu kręciło mi się w głowie. Miłym dla mnie zaskoczeniem był fakt, że dziewczyna mi podziękowała. Dużo tutaj osób jest bardzo wrednych... Byłem trochę zakłopotana, nie potrafię rozmawiać z ludźmi... Właśnie... Widząc ją już stojącą mogłam jej się bliżej przyjrzeć.
Pomieszany zapach wiązał się chyba z faktem, że dziewczyna miała kocie uszka na głowie. Śliczne niebieskie włosy, sięgające do pasa...
Podniosłam lekko wzrok i natknęłam się na ... jej oczy. O boże... Nie widziała jeszcze u nikogo tak pięknego koloru... Kolor złota z lekką domieszką bursztynu, pięknie się komponował. Idealny kształt, proporcjonalny z resztą twarzy i dumnie je zdobiące rzęsy... Można by spokojnie mianować te narzędzia wzroku, za najpiękniejsze w historii.
Patrzyłam zauroczona na cudowny kolor, kiedy uświadomiłam sobie, że oprócz oczu jest tam też reszta dziewczyny. I się na nią patrzę! . Coś brałam przed snem? Improwizacja kompletnie nie idzie... Na szczęście to była tylko chwila patrzenia... Taka natura... Ehh...
Odwróciłam szybko wzrok. Dziewczyna chyba chcąc zobaczyć co zwróciło moją uwagę, podążyła za moimi oczyma.
Korzystając z jej nieuwagi zmieniłam się w kota i wskoczyłam to pudełka. Czułam się naprawdę niezręcznie i nie wiedziałam co mam robić.
W głowie usłyszałam prychnięcie i słowo "Tchórz". Cudownie, Rubii się obudziła. Pomocna uwaga, jak nie wiem... Chociaż musiałam przyznać jej rację. Często uciekam od problemów...
<Nanami?>

środa, 26 sierpnia 2015

Od Akiry - C.D Rick'a

Jakoś ostatnio bardzo rzadko wychodziłam ze swojego apartamentu, a jak już wyszłam to nagle spotykam przed sobą dziwnych ludzi. Może po prostu mi się wydawało, ze jest dziwny ? No tak bo przecież nieprzeciętny wygląd o wszystkim świadczy. Brawo Akira kolejny raz popisałaś się swoja błyskotliwą oceną sytuacji. No, ale naprawdę myślałam, ze ten facet przede mną to jakiś pedofil. Ehh..
Ledwo powstrzymując się od wybuchu śmiechu przez własną głupotę podeszłam do siedzącego na ziemi chłopaka. Ups chyba troszku rozwalił sobie główkę. Przeze mnie. Yey ! Nie potrzebna mi Arcana, żeby zaatakować dużo wyższego od siebie gościa. Ukucnęłam i przyjrzałam się jego lekko poobijanej twarzy… no…. i… nie wytrzymałam. Musiałam głośno się zaśmiać i praktycznie położyć na ziemi. Jakby okaleczanie innych ludzi było takie śmieszne.
-No i z czego rżysz głupia fioletowa babo !? – warknął na mnie starając się jakkolwiek zatamować krwawienie.
-Ale masz słaba głowę. – powiedziałam w przenośni zasłaniając sobie rączką usta. No tak, przecież widziałam, ze był wstawiony na dodatek jechało od niego wódką. Perfidnie. Gdybym była jakimś Bóg wie jak dużym alkoholikiem to pewnie bym tego nie wyczuła, natomiast w obecnym stanie, o obecnej porze mogłam zobaczyć wszystko.- No dobrze, dobrze. Wstawaj już, bo jestem teraz odpowiedzialna za twoją krzywdę… - ponagliłam go ocierając załzawione oczy. Tak… jeszcze tego brakowało, że będę płakać ze śmiechu. Ten Misiek siedzący na ziemi najpierw spojrzał na mnie jak jakąś powaloną i niezrównoważoną psychicznie psychopatkę, ale ostatecznie…. Wstał. Nie miał nic do gadania. Jakby ze mną nie poszedł to jeszcze bym mu poprawiła.
-Gdzie ty mnie ciągniesz. Nie widzisz, że moja koordynacja ruchowa jest dzisiaj już trochę ograniczona. – złapał się za głowę odbijając się co chwila od jakiejś ściany. Wyglądało to jeszcze bardziej komicznie niż przypuszczałam.
-Koleś… ja wiem, ze bardzo chętnie byś zaliczył teraz jakąś laskę, ale ściana to nie dobra kandydatka. Nawet nie ma gdzie wsadzić.. – starałam się go jakoś trzymać w pionie i na dodatek pilnowałam by nie obijał się o ściany. – W ogóle… nie myśl sobie że mam cie jakoś na zumieniu, czy jest mi ciebie żal okey ? To by było co najmniej dziwne… - przewróciłam sobie teatralnie oczkami, jak to ja zresztą.
-Słucham ! To ty mi sprzedałaś kopa z pół obrotu ! No nawet nie dałaś mi się przygotować ! – jęknął przeciągle. Oho ! Alkohol daje mu się we znaki. Pewnie przez to ciągłe zmienianie pozycji i spotkania z jego przyjaciółkami [czyt. ścianami] alkohol dotarł tam gdzie nie trzeba.  
-To nie moja wina, że twoja morda wygląda jak morda seryjnego gwałciciela ! – wydarłam się na pół ośrodka, a z racji tego, że było totalnie pusto to mój głos rozniósł się pewnie jeszcze na jakieś dwa niższe, lub wyższe piętra. Nic na to nie odpowiedział tylko spojrzał na mnie dziwnie. Jeszcze naprawdę mnie zaraz zgwałci i co wtedy ? Nie no… nie dałby rady w tym stanie. Zwłaszcza, że miał tą świadomość, iż następnym razem dostał by prosto w krocze. – Dobra właź do środka, bo jak cie ktoś zobacz to będziesz pierwszą naturalną Arcaną, którą wywalili stąd przez uzależnienie alkoholowe.
Wprowadziłam go jakimś cudem do swojego mieszkania. Level Complete ! Zadanie wykonane, Achievement Get [czyt. aczivment  get/tłum. osiągnięcie zdobyte]  i w ogóle. Usadowiłam go na swojej kanapie, by za moment zacząć owocne poszukiwania opatrunku.  
-No szybciej ! Bo się wykrfafie ! – ryczał tam sobie. Heh…. Pijani ludzie potrafią być zabawni.
-A to się wykrwawiaj ! Zatrę za tobą wszystkie ślady, obiecuje. – odpowiedziałam na to. Za kilka minut znalazłam jakiś duży plaster i wodę utlenioną. Ładnie mu to wszystko zakleiłam [dumna z siebie], a brudne gaziki wyrzuciłam do kosza. – Nie zatoczysz się do siebie prawda ? Ze mną spać nie będziesz nawet na to nie licz…
-Mogę znać chociaż imię swojej oprawczyni ?
-Ja cie wybawiłam! Bo byś się „wykrfafił”. – prychnąłem wstając sobie i jeszcze kończyłam sprzątać przy okazji – Jestem Akira.


( Rick ?)

Od Stein'a

Spacerowałem ciemnym i pustym korytarzem. Jedynie księżyc dochodzący do pełni nieco oświetlał ziemię swoim blaskiem. Tyle mi wystarczyło by widzieć co mam pod nogami. Właśnie wracałem z drugiego końca budynku. Jak zwykle musiałem przekazać jakiś projekt i dopilnować tych oszołomów, by nie było drugiej akcji jak ta z Omicronami. Nadal na ciele miałem sporo szwów po nacięciach i bardzo dobrze pamiętałem swoje spotkanie ze " śmiercią ", które nie potraktowałem poważnie... jak zwykle. Żyłem... to było najważniejsze. Życiowa rutyna wróciła i powoli zapominałem o wydarzeniach ostatnich dni. Starałem się oszczędzać sobie stresu, ale czasami nie da się po prostu zachować zimnej krwi. Tak było i wtedy... jak zawsze musiałem się z kimś pokłócić o błahostkę. Nie mogłem powiedzieć, że byłem zły... po prostu ludzka głupota czasami doprowadzała mnie do rozpaczy. Byłem zbyt pobudzony, by zasnąć, dlatego stwierdziłem, że przejdę się na spacer. Często wychodziłem wieczorami. Wtedy zwykle nikogo nie napotykałem po drodze i mogłem w spokoju ducha wędrować uliczkami ulubionego parku. Szum liści był taki kojący i usypiał w mgnieniu oka. Tak było i wtedy... zamiast do swojego mieszkania poszedłem do parku. Tak jak przeczuwałem... nikogo nie było w polu widzenia. Mozolnie spacerowałem ścieżkami parku nie zwracając uwagi na otaczający świat. Świat jakby się zatrzymał. Wszystko stanęło w miejscu... byłem tylko ja i noc. Piękna i tajemnicza noc, która obecnie patrzyła na każdy mój ruch. Uwielbiałem ten stan... sprawiał, że na chwilę odpływałem z obecnego świata. Stawałem się lekki... nic mnie nie trzymało przy ziemi. To wspaniałe, ale niestety... nie trwałe uczucie.
Mój obecny stan przerwały ciche krzyki... jakby kłótnia wielu osób. Znów byłem w realnym świecie i nie wiedziałem za bardzo czy mam ochotę zabić tych co się tak drą czy tylko obciąć im ozory. Nie ma chwili, aby się co nie działo... zawsze kiedy najchętniej zniknąłbym gdzieś pod ziemią. Mruknąłem wściekle i ruszyłem w stronę hałasów. Szedłem skrótem przez trawnik i raczej nie miałem ochoty ukrywać swojej obecności. Moim oczom ukazała się grupa osób, a konkretniej to jakaś grupa " kozaków ", którzy zaczynali do bogu ducha winnej osoby. Nigdy się nie nauczą, że się do niewinnych nie zaczyna. Dźwięki ucichły nieco kiedy wyszedłem z cienia drzew:
-Ej, ludzie... ogar do cholery! Jak chcecie drzeć ryja to może w bardziej ustronnym miejscu, a nie na środku parku. - mruknąłem z wyrzutem – Poza tym... jak szukacie guza to wystarczy, że znajdziecie jakąś inną bandę, a nie kogoś kto nawet was nie zna. - wykręciłem oczami w geście znudzenia.

( Ktoś kto ma czas i chęci bardzo mile widziany :3 )

[QS Team 2] Od Inoue - C.D Vanilli

Cała sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Wprawdzie Omicron stracił rękę i został lekko poturbowany, ale jak widać, zapału do walki nie stracił... W dodatku Vanilla siedziała przy ścianie, wracając do siebie. Między metalowymi żebrami maszyny tkwił miecz dziewczyny. Stwór opuścił głowę i chwilę wpatrywał się w jego błyszczące ostrze. Powoli wymiękał... Ale jego bezuczuciowa natura przezwyciężyła walkę ze zdrowym rozsądkiem. Sprawną ręką spróbował wyjąć broń ze swojego ciała, ale po chwili porzucił ten pomysł. Widocznie Sigma pokiereszowała mu metalowe wnętrzności i wyjęcie ostrza w tym momencie mogło jedynie mu zaszkodzić. Uniósł ramię i z metalowym chrzęstem skierował je w stronę kremowowłosej. Ch**era. Inoue spojrzała na resztę grupy. Co miała zrobić? Jeśli zaatakuje, pewnie wszystko spieprzy. A zresztą... Raz się żyje. Zaczerpnęła z powietrza wodę i chwilę unosiła ją między dłońmi. W końcu jednym szybkim ruchem cięła nią Omicrona. Lekko uszkodziła jego plecy, ale to nie o zranienie jej chodziło. Lily przestał zwracać uwagę na Vanillę i z dzikim rykiem skierował się w stronę Inoue. Bardzo dobrze, o to właśnie chodziło. Dziewczyna pobrała znacznie więcej wody. Była już zmęczona, ale dała radę użyć ... Wodna klatka osaczyła maszynę. Może i Omicron nie mógł się utopić, ale czekało go coś znacznie gorszego. Azusa zrozumiał. Puścił Heaven'a, który zdążył nad sobą zapanować.
Szybki błysk elektyczności...
Utrzymująca się klatka cieczy doskonale przewodziła atak Azusy. Maszyna zaczęła się rzucać, najwyraźniej prąd i zwarcia robiły swoje... W końcu Inoue nie wytrzymała i z cichym jękiem opuściła wyciągniętą rękę. Wodne więzienie opadło. Nic więcej nie mogła zrobić. Wokół ciała Omicrona szalały iskry, a sama maszyna próbowała przywrócić kończyną poprawne działanie.
<team 3?>

Od Mary - C.D Natsume

Z każdą chwilą Natsume robił się coraz bledszy, jeszcze mi tu zejdzie ze świata i będzie więcej problemów.
- Jesteś beznadziejny. To ja powinnam panikować i być załamana, ale mnie w tym wyręczasz. No ej! Uśmiech tatuśku! - szturchnęłam go, a ten powoli przeniósł na mnie wzrok i w dziwny sposób wykrzywił usta, zapewne miał być to uśmiech ale nie wyszedł mu do końca
Westchnęłam kręcąc oczami. Może na razie przestane gadać i pozwolę mu wszystko dokładnie przemyśleć. Siedzieliśmy dłuższy czas w ciszy, zdążyłam w tym czasie jeszcze zamówić dwie mrożone herbaty. Jak widać już się tak gdzieś nie spieszył, bo siedział podparty o stolik wpatrując się w moją pustą szklankę zamyślony. Nawet nie zauważyłam kiedy w pubie pojawiło się więcej ludzi. Przynajmniej mogłam podsłuchać cudze rozmowy, bo Natsume jak przestał mówić tak chyba nie miał zamiaru zaczynając od nowa rozmowy. Zaczynało mi się coraz bardziej nudzić, No ileż można tak w milczeniu siedzieć.
- Jakbym miała wybierać to wolałabym przespać się z bardziej rozgadanym facetem - prychnęłam podnosząc się z krzesła
Chyba jednak zbyt szybko się podniosłam bo zakręciło mi się w głowie i dłonią dotknęłam czoła, na co chłopak od razu zareagował i również wstał.
- Wszystko dobrze? - spytał
- Tak. Za szybko wstałam...ale z tobą nie jest dobrze - powiedziałam wpatrując się w jego rękę, która dygotała
- No nie każdego dnia można się dowiedzieć, że zostanie się ojcem...hehe
Bez zastanowienia wyciągnęłam Natsume na zewnątrz i towarzyszyłam mu aż do jego pokoju. Cały czas miałam wrażenie, że on się wywali zaraz. No i miałam rację. W momencie gdy sam otworzył drzwi, a ja je popchnęłam zostałam przygnieciona przez niego i wylądowałam na podłodze. Po krótkim utraceniu przytomności próbowałam się wydostać spod chłopaka, co nie przyszło mi z łatwością. Dopiero musiałam go przewrócić na bok i mogłam normalnie wstać. Rozglądając się po pokoju udałam się do kuchni i nalałam do szklanki wodę. Postawiłam ją na stoliku i zostawiłam koło szklanki karteczkę, na której pisało "Wybacz, że nie dałam cię na kanapę lub łóżko, ale jesteś za ciężki. Podłoga musi wystarczyć". Ponownie udałam się do kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. No tak, teraz niby będę jeść za dwóch :v. Jedyne co znalazłam to galaretki w proszku, która podobno szybciej stężeje. Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją i dwadzieścia minut później siedziałam na blacie i kończyłam drugą galaretkę.
- Chomik... - przeniosłam wzrok na chłopaka, który opierał się o futrynę i rozglądał się po kuchni
- Gdzie chomik? - spytałam, a gdy palcem wskazał na mnie zrozumiałam że o mnie chodzi - Aspołeczny pijak... - odstawiłam pusty pucharek i zeskoczyłam z blatu



<Natsume :v?>

[QS Team 1] Od Ricka - C.D. Steina

END
Wszyscy byli pod zszokowani. Ace, który mało nie zabił całej ekipy, rozwalił kilkanaście budynków, zrobił większy burdel niż w stolicy czerwonych latarni, teraz przytulił Rene... PRZYTULIŁ. Na początku myślałem, że chce mu połamać żebra, ale nic takiego się nie stało. Staliśmy jak wryci. Myślałem, że szczęki Takako i Levi'a będzie trzeba zbierać z ziemi. Każdy myślał nad rozwiązaniem siłowym. Jak go wyłączyć i przy okazji nie zniszczyć. Sam chciałem sprać tą metalową puszkę złomu albo użyć pajączka, który unieruchomił by go od środka. Takako by pewnie znów spróbowała z budynkami. Tylko Stein był na tyle rozsądny by wykorzystać metodę słowną... może i rzeczywiście rozmowa jest skuteczniejsza. Słowa potrafią bardziej zranić, a Ace ma ludzkie cechy. Innymi słowy, to było genialne. Zadziałał na jego psychikę, tak, że się załamał.
 Teraz leżał nieprzytomny, z ust sączyła mu się krew. Ace nadal ściskał przyjacielsko Rene, więc ten nie mógł się zbytnio ruszyć. Ja i Levi podbiegliśmy do Stein'a. Jeszcze żył. Gdybym nawet spróbował go uleczyć, nie zadziałałoby, moja krew zostałaby wypluta z jego krwią. Nie musiał się poświęcać. To nie było w żadnym razie potrzebne.
- Zabierzcie go, my zaprowadzimy Ace'a- rozkazał szybko kapitan. Nie był w najlepszym stanie... Wziąłem go i przerzuciłem przez ramię. Tak będzie szybciej niż nieść go we dwójkę.
  *
Stein powoli się budził. Siedziałem wraz z Rene. Ten czas przegadaliśmy. To co zrobił ten facet było naprawdę imponujące. Rene prowadził potem Ace'a za rękę. Z osobistego punktu widzenia, brakowało za nimi tylko tęczy i motylków... byłby to naprawdę piękny obrazek... ta, jasne.
Naukowiec otworzył oczy, akurat bawiłem się z rozkładanie broni na części pierwsze. Zerknąłem na niego. Przeklął pod nosem i usiadł rozglądając się.
- Witamy śpiącą królewnę- mruknąłem, przyglądając się lufie.
- Jak było po drugiej stronie?- dodał Rene. Racja, był martwy jakieś 15 minut. Miał szczęście, że w ogóle udało się go uratować.
Stein nadal był nieznacznie skołowany, pewnie układał sobie wszystko w głowie.
- Gdzie Ace?- to było pierwsze pytanie jakie zadał.
- Tam gdzie powinien być- odpowiedział Rene.
- Prowadził go za rączkę- parsknąłem śmiechem, dostałem za to lekkiego kuskańca w brzuch. Kapitan sam się zaśmiał po krótkiej chwili. Przyznam, nie reagował jakoś przesadnie.
-  To już po sprawie?- kolejne pytanie jakie zadał.
- Tak, wszystko załatwione, dobrze się spisałeś- posumowałem szybko. Stein uśmiechnął się blado z lekką ulgą. Wstał i oderwał kroplówkę. Szybko odzyskał siły, jak na gościa, który o mało co nie trafiłby do trumny. Załatwiłbym mu wtedy napis: "Bóg popełnił błąd", albo: "Zbyt szalony, aby chodzić po tym świecie".
- Wiecie co?- zacząłem- Uczciłbym to zwycięstwo, co powiedziecie by się napić?- uznałem to za propozycję nie do odrzucenia. Mówiąc: "napić", miałem na myśli najebanie się w cztery dupy. Spojrzeli na siebie. Obydwoje skinęli głowami. Mówiłem, że to propozycja nie do odrzucenia? Wyszliśmy z pokoju. Po drodze jeszcze złapaliśmy Levi'a  i Takako. Trzeba było jakoś to uczcić prawda? W końcu prawie nas nie zabił, a złapanie go nie było wcale łatwe. Mimo wszystko było warto.
Poszliśmy ( w stronę zachodzącego słońca!).
< Kuniec ;w; >

wtorek, 25 sierpnia 2015

Od Stefki - C.D Zandera

- Grrrr - prychnęłam wpatrując się na wyższego osobnika, który wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem
On to może się zamyślać i mnie ignorować phi. Mogłabym teraz na złość zignorować go, ale Zander znów by dźgał mnie chcąc zwrócić na siebie moją uwagę jak i chciałam się dowiedzieć więcej o tej osobie, która miała ze sobą eskortę. Musieli się znać, bo ja będąc na miejscu chłopaka do pierwszej lepszej osoby bym tak nie podskoczyła by ją ratować. Skrzyżowałam ręce na piersiach i gdy miałam powtórzyć to co mówiłam wcześniej do chłopaka zza drzwi usłyszałam swoje nazwisko. Westchnęłam niezadowolona, że ktoś mi przerywa ale mówi się trudno. Nie chce się jakoś sprzeciwiać tu nikomu by polecieć pierwsza na odstrzał. Pasuje mi to, że mam tu wszystko co mi jest do szczęścia potrzebne...no prawie wszystko. Odwróciłam się plecami do chłopaka i już miałam udać się do pomieszczenia, z którego mnie wołano gdy na ramieniu poczułam dłoń. Wzdrygnęłam się odruchowo przystając w miejscu i spojrzałam przez ramię w czarne oczy chłopaka. Przecież on przed chwilą miał złote, co jest grane...
- Nie zwracaj uwagi na moje oczy - westchnął i w tym samym momencie jego oczy przybrały pierwotną barwę, a ja otworzyłam buźkę zachwycona tą umiejętnością - Czekaj...co ty robisz?
- Też chce zmieniać kolor oczu...najlepiej żeby jedno było niebieskie, a drugie czerwone - powiedziałam mrużąc oczy i przyciskając ręce do głowy - Ugh...nie działa. Rozumiem, że to jakaś specjalna umiejętność... - chłopak przytaknął - Ale fajnie!... - w tym samym momencie chłopak zatkał mi ręką usta, a ja po raz kolejny obdarowałam go wściekłym wzrokiem
- Nie spowiadaj się tym w fartuszkach zbytnio, bo wykorzystają to przeciwko tobie - cofnął rękę i poklepał mnie po głowie
- Stefania Nowak! - ponownie rozbrzmiał z pokoju głos mężczyzny
- Już idę! - odkrzyknęłam i poprawiając rozczochraną fryzurę krótko pomachałam mojemu pierwszemu znajomemu (jeśli mogę go tak nazwać) i zniknęłam za przesuwanymi drzwiami
Czułam się tutaj normalnie jak na jakimś przesłuchaniu. Jedyne co mnie denerwowało w gadaniu z jednym z mężczyzn ubranym na biało, było to że mówił do mnie niezrozumiałe rzeczy. Teraz jakieś wytłumaczenie na dolnej karcie by mi się przydało a tu guzik. Powoli zasypiałam przez to jego ciągłe paplanie, od czasu kiwałam głową od niechcenia by było, że go słucham...nie chciałam by się powtarzał.
- Zaprezentuj swoje umiejętności, które zyskałaś z Arcaną... - rozbudzona rozszerzyłam zaskoczona w oczy wpatrując się w mężczyznę, a ten chyba zauważył że nie słuchałam i zacząwszy mamrotać coś pod nosem sięgnął do szafki - No pokażesz wreszcie swoje umiejętności? - uniósł brew, jak widać nie tylko ja zaczynałam się niecierpliwić
Zeszłam z krzesła i jak gdyby nic zmaterializowałam swój ukochany miecz z jednej z gier i zamachnęłam się nim, dało się usłyszeć gwizdnięcie jak ostrze przecinało powietrze. Mężczyzna rozbawiony wpatrywał się we mnie, no może nie mam specjalnych umiejętności jak niewidzialność, kule ognia czy chodzenie do góry nogami, ale ta jedna z danych mi umiejętności odpowiadała i byłam z niej bardzo zadowolona. Ciekawe jakby ten facet wyglądał jakbym rzuciła w jego stronę miecz i nagle został przygwożdżony do podłogi przez jego ciężar. No może się przekonajmy. Zamyślona stałam tak przez chwilę aż wreszcie podrzucając miecz do góry skierowałam go w stronę naukowca i gdy ten chwycił za jego rękojeść wylądował na ziemi. Nagle uśmiech z jego twarzy znikł i zastąpiło go wielkie zaskoczenie.
- Pomijając to, że mogę zmaterializować dowolną broń z dowolnej gry i jestem w stanie jej używać również mogę dowiedzieć się co tam trzymasz w tym sejfie otwierając go - wyszczerzyłam się do mężczyzny wróciłam na krzesło i jak mały dzieciak zaczęłam machać nogami - Wiesz, rozwijanie skilli się opłaciło - przeciągnęłam się i ziewnęłam
Poczekałam aż mężczyzna pod dźwignie się i odda mi moją własność, a zajęło mu to z około dziesięć minut. No ja tu zaraz zasnę...
- Dziękuję - powiedziałam wreszcie gdy chwyciłam za miecz, który po chwili rozpadł się na miliony kryształków [wyczuwasz SSAŁO? No i brawo :v] - O! Zapomniałam o najważniejszym. Mogę się teleportować do miejsca, w którym przynajmniej raz byłam hihi - klasnęłam w ręce
- Tak...tak. Na dziś tyle wystarczy - westchnął mężczyzna i machnął ręką w geście bym sobie poszła
Gdy się odwrócił pokazałam mu język i zeskoczyłam z krzesła kierując się w stronę drzwi. No tak...Zander też po coś miał tu przyjść, więc nic dziwnego że zniknął. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Recepcja, sofy, toalety...recepcja, sofy, toalety i inne pokoje...re...AUTOMATY Z PICIEM! Od razu podbiegłam do jednego z automatów i twarzą przyczepiłam się do szyby, która dzieliła mnie z Pepsi. Nie miałam żadnych monet przy sobie...no dobra miałam, ale może bym jeszcze pokazała jakieś umiejętności.
- A kto Pepsi za darmo ma? Ja! - zawołałam śmiejąc się i po chwili sięgnęłam po puszkę, która zleciała na dół
Z napojem przeniosłam się na pufy i czekałam, aż pojawi się moja pierwsza zaznajomiona osóbka. Właściwie wiem tylko, że jest płci mniej pięknej, ma na imię Zander i jego oczy zmieniają kolor. No niby coś tam wiem, ale nie za dużo. Gdy wypiłam zawartość puszki odstawiłam ją na stolik i przymknęłam oczy, krótka drzemka nie zaszkodzi jeśli nie zmieni się w drzemkę półtorej godzinną.
- Hę? - odwróciłam głowę w prawo i jeszcze zaspana poleciałam twarzą prosto na drugie miejsce koło mnie - Dzień dobry... - powiedziałam ziewając i podpierając się spojrzałam na postać, która mnie szturchnęła przez co się zbudziłam - Ile ty masz lat? - ziewnęłam przeciągając się i przenosząc się do pozycji siedzącej - Chce wiedzieć dokładnie czy mam się do ciebie zwracać Pan Zander czy elo pedzio...bo już nie jednego młodego dziadygę widziałam, który jest po osiemdziesiątce.

<Zander?>

Od Rick'a - C.D Vanilli

Nie spuszczałem wzroku z dziewczyny. Dała mi kosza. Właściwie, powinienem się tego spodziewać. Wcale się jej nie dziwię. Westchnąłem ciężko i ruszyłem za nią. Widać mogłem nie zaczynać. Czasem coś bierze górę nad rozsądkiem. Tym razem to była zbyt duża ilość alkoholu, odwaga i niewyparzony język.
- Vanilla... poczekaj...- powiedziałem łagodnie, drugi raz ją dzisiaj zatrzymałem. Skoro chce być z Heaven'em, usunę się na bok. Będę musiał przeboleć. Nie chcę jej ranić z powodu głupiej rywalizacji. Do tego dała mi solidnie do zrozumienia, że mam się zsunąć na drugi plan. Szczerze? Nie ruszyło mnie to jakoś specjalnie... w końcu to ona powinna być szczęśliwa. Po co ją teraz zatrzymywałem? Dobre pytanie. Sam chciałbym wiedzieć. Może nie mogłem się powstrzymać by jeszcze raz spojrzeć jej w oczy.
Stanąłem przed nią pewnie, nie pozwalając iść dalej.
- Myślałam, że już wszystko sobie wytłumaczyliśmy- wymruczała, ciągając cicho nosem. Patrzyłem na nią krótko w milczeniu. Wytarłem jej łzę spływającą po policzku i uśmiechnąłem się, chcąc dodać jej otuchy. Nie martwiłem się tym, że powie Heaven'owi i zrobi mi z d.upy jesień średniowiecza. Cmoknąłem ją delikatnie w czoło ( Ta, Rick i delikatność, yhy ).
- Jeśli kiedyś z nim zerwiesz możesz wpaść- zaśmiałem się cicho. Chyba każdy wiedział, że to mało prawdopodobne- tak ogólnie, możesz kiedyś wpaść- poczochrałem ją i schowałem ręce do kieszeni. Przyznam, chciałem ją pocałować, ale jednak wolałem tego nie robić.
- Do zobaczenia- rzuciłem i poszedłem w swoją stronę. Już nie miałem ochoty na nic innego jak na spotkanie z łóżkiem. Godzina była wczesna, a ja już wykończony. No proszę coś nowego. Szedłem leniwie pustymi ulicami. Ośrodek z czasem wydawał się coraz nudniejszy. Żyło się normalnie. Przynajmniej od czasu do czasu... jak się spało, no i może jak nie wysyłają nikogo na samobójcze misje też jest dość dobrze.
Szedłem wprost do swojego mieszkania. Przede mną szła dziewczyna, wyglądała na nieźle spiętą. Czy dziś wszędzie jest taka ponura atmosfera? Bardzo prawdopodobne. Czym prędzej chciałem się znaleźć w łóżku, więc na schodach przyśpieszyłem. Chciałem ominąć dziewczynę, ale co mnie przywitało? Kop z pół obrotu
w twarz i przekoziołkowanie schodami w dół. Zderzenie z ścianą również nie było przyjemnym doświadczeniem.
Warknąłem przekleństwa pod nosem, próbując wstać. Ja to mam dziś szczęście, nie ma co...
Spojrzałem wkurzony na dziewczynę. Miałem dość mocno pobitą głowę, ze sporej rany na czole sączyła się wolno krew. Dobra, przyznam, że kopnąć to ona umie, ale co ja jej takiego zrobiłem?!
- Po.jebało cię?!- wydukałem, przykładając rękę do rany- Co ja ci takiego zrobiłem?

<Akira? :') >

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Zandera - C.D Stefki

Gdy wręcz wyrzuciła mnie z pokoju, mój śmiech jeszcze długo rozbrzmiewał na korytarzu. Zrobiłem sobie szybką kolację, a potem jak zwykle czytałem. W końcu jak zaczęły mi się oczy zamykać, odłożyłem ją i poszedłem spać.
Jak śnią ci się koszmary,zazwyczaj szybko się budzisz . Za to ja jestem w nim uwięziony do końca. Rzadko się śnią, ale jednak przynajmniej raz na miesiąc. Z resztą nieważne. Koszmar nie może zrobić nic, gdy ty się nie boisz. Dawno wyzbyłem się przerażenia. Przecież, to nie dzieje się naprawdę. Wystarczy przejąć nad nim kontrolę. Tak zrobiłem również teraz. Jest jeszcze śmiech. Wtedy także znika. Otworzyłem szeroko oczy. Znowu to samo. No ile można?Spojrzałem w okno i zapomniałem co mi się śniło. Dobrze. Wstałem i gdy tylko się ubrałem. Urządziłem u siebie całkowite przemeblowanie i to własnym pomysłem. Trochę mi się nudziło, a chciałem ten sztywny pokój przemienić w coś bardziej ciekawego. No bo co robić w takim miejscu? Z sufitu prószył śnieg i znikał na wysokości stu osiemdziesięciu centymetrów, nie osadzając się na meblach. Podłoga była przykryta miękką trzy centymetrową warstwą puchu jako dywan. Była lekko chłodniejsza temperatura, tak jak lubiłem. Ściany pokrywały wzory ze szronu. Dając lekki blask. Samo w sobie to pomieszczenie - dzięki mnie oczywiście - wydawało się jaśniejsze. Powietrze w tym pokoju było żeście i świeże, unosił się aromat wiosny, wykluwających się liści i zamarzniętej ziemi. To taka sztuczka. Z każdą porą roku unosił się inny zapach. Łóżko było pościelone i było nienagannie czysto. Musiałem dostać się do biura. Coś tam ode mnie chcieli i kazali się stawić. Dobrze, nie ma sprawy. Gdy byłem na miejscu, powiedzieli mi tylko, abym poczekał. Jak zwykle. Przecież oni mają tyle do roboty! I wtedy dostrzegłem Ją. Dziewczynę, której pomogłem. Podszedłem do niej bezszelestnie. I się przywitałem... Nie moja wina, że taka strachliwa! Powstrzymałem się przed chichotem, ale nie pozwoliłem, żeby długo mnie ignorowała.
Przeciągnąłem się jak kot.
- Można tak powiedzieć...
Byłem w wyśmienitym humorze. Nic nie mogło go popsuć. Jakże się myliłem... Zobaczyłem dwóch osobników trzymających pod ramiona smukłą postać o czarnych włosach. Za nimi z bronią stał o jeszcze trzech.
- Następna do kolekcji. - mruknąłem do Stefki.
I wtedy podniosła głowę patrząc prosto na mnie. Identyczne złote oczy wpatrzone w moje. Znieruchomiała i po chwili zaczęła się szarpać z jeszcze większą zawziętością, mimo braku sił. Niech to chole*ra! Facet już unosił lufę celując nowej w łeb... Rzuciłem się w ich stronę. Z mojej ręki wystrzelił promień lodu, wybijając z dłoni mężczyzny broń. Upadł na podłogę, a je zyskałem czas, by zasłonić ją sobą.
- Sądzę, że to nie będzie konieczne.
Uniosłem ręce zgięte w łokciach do góry. Do ewentualnej obrony jak i również w geście "Spokojnie".
Powoli odwróciłem się do trzymanej dziewczyny. Musiałem się nachylić i szepnąłem jej go ucha kilka słów które w rzeczywistości były prośbą.
- Dobrze?
Skinęła głową, ale mruknęła jeszcze.
- I tak ci się oberwie.
Uśmiechnąłem się i wzruszyłem ramionami.
- Wiem. - odparłem w taki sposób jakbym się nie mógł doczekać i wyprostowałem się. - Nie powinna już sprawiać problemów.
Leżący już wstał i świdrował mnie gniewnym spojrzeniem. Nie zwróciłem na niego najmniejszej uwagi.
- Panie Revelen, zawołam pana za kilka minut. Musimy porozmawiać.
Mówił to naukowiec w białym fartuszku, który prowadził ten pochód i którego nie zauważyłem wcześniej.
- Bez wątpienia.
Wiedziałem, że moje zmieniają kolor. Były czarne. Jak onyks. Wróciłem na swoje miejsce. Zauważyłem, że Złotooka ma ręce w kieszeniach i opuszczoną głowę. Nie musieli jej ciągnąć, ani trzymać. Oblicze była schowana za włosami. Oparłem się obok Stefki. Przetarłem dłonią twarz, usłyszałem jej pytanie.
- Kto to jest?
Musiała zauważyć, że jest dla mnie ważna. Odetchnąłem.
- Mój mały koszmar. - odparłem ponuro. - Niedługo się dowiesz o co mi chodzi.
Zatopiłem się we własnych myślach. Rodził się we mnie gniew. Co ona sobie myślała?! Ma dopiero szesnaście lat?! Jak mogła zostawić tego dzieciaka samego w domu?! Ale cóż to była Lilia. Ona przecież nie myśli. Chociaż... moja siostra zawsze taka była. Lekkomyślna. A co z Sebastianem? Coś przeleciało mi przed twarzą. Spojrzałem w dół. Stefka skakała machając mi dłonią przed twarzą.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Nie - palnąłem prosto z mostu. - Wybacz, zamyśliłem się. O co chodzi?
<Stefka?>

Od Nanami - C.D Juliett

Po chwili poczułam że na czymś leżę. Po chwili poruszyłam uszami i spróbowałam wstać. Upadłam na ziemię i cicho miauknęłam ponownie próbując wstać. Nadal nie miałam wystarczająco siły, aby móc tego dokonać. Spróbowałam otworzyć oczy, ale było to bardzo trudne. Ujrzałam rozmazany obraz jakiejś postaci, która prawdopodobnie mi pomogła. Mrugnęłam tylko, ale byłam dalej bardzo słaba, więc było to wyzwaniem. Nic nie pomogło - wręcz pogorszyło sprawę. Dopiero po chwili usłyszałam jakiś śpiew, ale nie byłam jeszcze w stanie go dobrze usłyszeć. Po chwili wstałam mocno się chwiejąc. Utrzymanie się na nogach było trudne jak chodzenie po cienkiej desce w warunkach zwiększonej grawitacji i po kilku mililitrach mocnego alkoholu. Nagle czułam mocne drgawki. Znowu coś z cukrem? Czy to dalej ta choroba? Dlaczego to nie przeszło? W końcu udało mi się wstać, ale trzymałam się na nogach bardzo niestabilnie. Czym prędzej chciałam znaleźć się w domu, więc poszłam w stronę apartamentowca, gdzie było moje mieszkanie. Nie mogłam się utrzymać na nogach, upadłam bardzo boleśnie na ziemię. Po chwili poczułam, jak ktoś mnie położył na plecy. Ponownie zaczęłam słyszeć jakąś piosenkę, a po chwili poczułam się lepiej. Wstałam i podeszłam do postaci.
- Dziękuję... - ukłoniłam się jej. - Jestem ci bardzo wdzięczna.
Była zaskoczona trochę, ale po chwili odpowiedziała cicho:
- Nie ma za co... To nic takiego...
- Dla mnie to wiele - odpowiedziałam.
Byłam trochę zakłopotana. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z nikim, kto mi uratował życie. Nie wiedziałam jak zareagować, co powiedzieć i tak dalej.

<Juliett?>

niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Stefki

Po raz kolejny zarwałam noc by nabić ileś lvl pod rząd, abym mogła logować się na inne konta. Wpatrywałam się zaspanymi oczami w monitor, na którym pisało "Victor",a po bokach była animacja z trąbkami i confetti. Odetchnęłam z ulgą, że moja postać nie została zabita przez Smoczego Króla, który miał dwukrotnie większy ode mnie lvl. Wszystko dzięki mieczu, który zdobyłam zarywając dwie noce zanim zostałam wysłana do Rimear. Cofając ręce znad klawiatury zaczęłam sama sobie bić brawo, bo nikt inny nie mógł tego zrobić. No może pająki by mogły, bo one mi w ciemnych kątach pokoju pewnie towarzyszyły. Położyłam się na podłodze i wpatrywałam się w sufit. Pomimo tego, że moje oczy się zamykały nie miałam ochoty iść spać, tak naprawdę sama nie wiedziałam co zamierzam teraz robić. Noc jeszcze młoda, a lvl który nabiłam na noc dzisiejszą mi wystarczy. Przeciągnęłam się wstając z zimnej podłogi i klikając przycisk "Wyloguj" obok ikonki swojej postaci, a po chwili przycisk "Zamknij" odczekałam aż ekran komputera stanie się czarny i będę mogła zamknąć klapę. Sięgnęłam po bluzę, która przerzuciłam przez oparcie fotela i po chwili obrana w nią skierowałam się w stronę drzwi, przy których szybko założyłam kapcie z motywem kotków. Zamknęłam za sobą pokój i udałam się wzdłuż korytarza w kierunku schodów na najniższe piętro budynku. Miałam już to sprawdzone, że przed wejściem do budynku miałam najlepszy zasięg internetu. Wyjęłam telefon z kieszeni bluzy i zaczęłam przeglądać co nowego się działo na różnych portalach społecznościowych. Poczułam smutek widząc, że ominęła mnie jakaś afera ale teraz gdy już się zakończyła mogłam spokojnie wszystko czytać, bo jakbym była jej świadkiem wkurzałabym się, że cały czas mnie cofa do przodu bo jakaś osoba pisze. No jakie nudy...kłótnią to jednak nie powinnam tego nazywać. Zrezygnowana wyszłam ze strony, gdy już miałam wygasić ekran zauważyłam że ikonka wiadomości ma przy sobie jedynkę. Zaskoczona chwilę wpatrywałam się tak w ekran, aż wreszcie dotknęłam ikonki. Kolejne zaskoczenie mnie spotkało widząc, że dostałam sms'a od mamy. Nagle stęskniła się za córeczką i się pyta jak tam. Nie będę jej odpisywać, cieszę się że znalazłam się w nowym miejscu tylko minusem jest to, że mam sama odrębny pokój. Osobiście wolałabym z kimś mieszkać, żeby można było pogadać ale pamiętając o tym, że moja strefa to świętość i jej nie można przekraczać. Westchnęłam klikając zawracającą strzałkę i wpatrywałam się na ekran startowy i swoją tapetę.
- 2:45...dziękuję - usłyszałam głos po czym gwałtownie podniosłam głowę do góry i zerknęłam na swoje odbicie [stałam naprzeciwko lustra], po czym zauważyłam osóbkę która zaglądała mi przez ramię, a następnie również zerknęła na lustro - Interesująca tapeta...jakaś postać z gry to jest? - przytaknęłam równocześnie wyłączając ekran i przenosząc wzrok na postać, a raczej jak zaklęta wpatruje się w jej oczy które magicznie błyszczą w ciemności
Mam już się o coś spytać nocnego marka, a raczej przywitać się bo z chęcią poznam nowe osoby gdy nagle widzę mroczki. Pomimo, że zaczęłam mrugać obraz się ani na chwilę nie poprawia, jedyne co widzę to białe kontury, które z każdą chwilą bledną. Przechylam się w stronę lustra i powoli osuwam się na ziemie czekając aż wzrok powróci.

Ktoś coś? Płeć obojętna, chętnie popiszę :v

Od Alana - Do Khaosa [+18]

 Jak już powiadomiłam na chacie  prosze, aby po tym poście przynajmniej kilka kolejnych postów nie było [+18]. To jest pierwszy post tej dwójki i już się tak zaczyna ? Nie przesadzajmy.
Wstawiam tylko ze względu na czas poświęcony temu opowiadaniu.
~Tavv
~~~~
Dzień jak każdy inny. Różnił się jedynie tym, że dziś nie pracowałem w klubie, a na własną rękę. Ale co było najgorsze? Brakowało nowych klientów. Jeśli tak dalej będzie zwyczajnie braknie mi kasy, bo takie dzikie densy na rurze dużo mi nie dają, a swojej świętej zasady łamał nie będę.
- No, Deer. Co ty dziś taki spokojny? - poklepał mnie po ramieniu Stephen.
Stephen jest moim dobrym kumplem, który pomógł mi ogarnąć się w nowym miejscu odkąd się przeprowadziłem. Nigdy z nim nie spałem i nie zamierzam. On raczej preferuje kobiety choć podobnie jak ja, przebywa w klubie dla gejów. Codziennie. Obaj również pracujemy jako striptizerzy. Klub dla facetów, ale kobiet również tutaj niemało. Stephen ma tu spore branie.
- Nie widzę nowych twarzy... - mruknąłem znudzony.
- I nawet nie pijesz dzisiaj alkoholu? Stary, co z tobą?
Racja, zamiast zamówić czerwonego wina, jak miałem w zwyczaju, poprosiłem barmana o szklankę wody.
- Nie wiem... nikt do mnie nie podchodzi, a jak wspomniałem nikogo nowego tu nie widzę... - wymamrotałem.
Byłem znany z tego co robię i jaki interes prowadzę. Wielu osobom to nie odpowiadało.
Błagam. Inni nie zarabiają nawet przez rok tyle, co ja mam w ciągu tygodnia, bo zysk z tego niemały.
- Ej, Alan spójrz tam. - szepnął Stephen i wskazał na drzwi.
W oddali ujrzałem rogatego mężczyznę z bladą cerą i niebieskimi włosami. Wszedł, jakby oczekiwał jakichś oklasków, czy czegoś. Myślał, że swoim wyglądem zwróci na siebie uwagę. Cóż, on był jeszcze normalny. Najdziwniejszym facetem, którego dotychczas tu spotkałem, był tzw. Baron. Jego ciało pokrywały krótkie, pomarańczowe włosy. W dodatku miał ogon, na którego końcu była maczuga. No i oczywiście siekiera. Nie zostawiał jej nawet na metr. Słyszałem, że nawet podczas seksu nie był w stanie jej odłożyć. Tak słyszałem, bo mnie do niego nie ciągnęło, choć on tylko brał. Później okazało się, że Baron był pół lisem.
Powracając do tego nowego typa - uznałem, że jest łatwym celem. Postawię mu kilka shotów, czy czego tam sobie zażyczy, trochę słodkich słówek, a później małe co nieco i znów mam z czego żyć. To takie proste.
Chłopak podszedł do baru, przy którym siedziałem.
- Jednego shota proszę. - powiedział siadając na krześle.
- Na mój koszt. Co ty na to? - powiedziałem kładąc dłoń na jego udzie zalotnie się przy tym uśmiechając.
- Z chęcią. Przynajmniej trochę zaoszczędzę. - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Zgrywasz niedostępnego? - objąłem go ręką.
- Przeszkadza ci to w czymś? - szepnął i zbliżył usta.
- A wiesz, że tak? - mruknąłem po czym go pocałowałem.
- Nic nie potrafisz... nie tak to się robi. - zaśmiał się złośliwie.
- Och, proszę? Rozumiem, że ty robisz to lepiej. - odpowiedziałem również się śmiejąc.
Nieznajomy złapał mnie za kark i pocałował. A całował bosko. Szkoda tylko, że zaczął przejmować inicjatywę. Nie mogłem na to pozwolić. Dłoń położyłem na jego plecach. Ludzie w okół nie zwracali uwagi. I dobrze, bo nikt nie może widzieć, jak bóg seksu Deer a ka Alan ulega jakiemuś nowemu. Chłopak sprośnie polizał moją wargę i odsunął się z uśmiechem, po czym napił się shota.
- I jak? - zapytał po chwili opierając się o blat.
- Jesteś w tym niezły. - przyznałem. - Co powiesz na mały numerek? - zaproponowałem.
- Nie widzę problemu, ale wiesz. Wieczorem. Teraz chciałbym tu jeszcze trochę posiedzieć.
- Jasne. Mój apartament jest w budynku obok. Przejdziemy się tam.
Postawiłem mu jeszcze kilka shotów. Ja sam również skusiłem się na jednego. Porozmawialiśmy jeszcze trochę dzięki czemu dowiedziałem się o nim trochę więcej. Między innymi tego, że nazywa się Khaos Reynold.
Wyszliśmy z klubu i kiedy mieliśmy już wchodzić do budynku, gdzie znajduje się mój apartament, Khaos... on... ten debil był tak upity, że stracił przytomność.
Wziąłem go na ręce i wniosłem na 5 piętro. Dlaczego w takich momentach winda musiała się zepsuć? Położyłem go na łóżku i odetchnąłem z ulgą.
Przecież go nie przelecę, kiedy śpi, a w dodatku jest pijany. Poczekam aż ochłonie, tylko oby nie trzeźwiał przez 3 dni. Ułożyłem się na łóżku obok niego i zasnąłem.
Obudziłem się rano. Chłopak jeszcze spał. Tak przynajmniej mi się zdawało.
Kiedy chciałem wstać, ten chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym pochylił się nade mną.
- Nie uciekaj. Sam to proponowałeś, pamiętasz? - przygryzł zalotnie wargę.

< Khaos? Szczegóły zostawiam Tobie. XD Pamiętaj, że Alan nigdy nie jest. uke XD >
Layout by Hope