Howie przekrzywił głowę, wpatrując się w nowego znajomego, wciąż
stojącego nieco niezdecydowanie w progu jego apartamentu. Wyraz jego
twarzy przez chwilę dobitnie świadczył, że nie ma pojęcia, o czym
ciemnowłosy chłopak tak w ogóle mówi. Dopiero po chwili drgnął
nieznacznie, wypuścił piszczącą piłeczkę - już nieco obślinioną - z ust i
zniknął w swojej sypialni. Był to sporych rozmiarów pokój, którego
jedyne umeblowanie stanowiło łóżko, szafa, komoda i szafeczka nocna.
Przez niezasłonięte przeszklone drzwi na balkon widać było rozgwieżdżone
niebo. Howell zagapił się na nie przez chwilę, zaraz jednak przypomniał
sobie, po co w ogóle przyszedł do swojego pokoju. Szarpnięciem otworzył
drzwi drewnianej, lakierowanej szafy stojącej w rogu i zaczął
przekopywać się przez morze piłeczek, maskotek, sznurków, frisbee i
innych przedmiotów, które wypadły z mebla na podłogę.
Do czekającego w holu Alexy'ego wrócił dopiero po kilku minutach
hałaśliwego buszowania wśród tony zabawek. Ogon podkulił pod siebie,
tak, jak robił to za każdym razem, gdy ktoś się na niego złościł.
Ktokolwiek, nawet jeśli była to zupełnie obca mu osoba.
- Nie znalazłem niczego, czym można by było pobawić się w środku -
rzucił, posyłając w stronę nowego znajomego smutne spojrzenie. Zaraz
jednak wrócił mu szczenięcy wigor, a ogon na nowo zaczął merdać we
wszystkie strony. - Ale i tak jestem zmęczony. I jest późno. Ty chyba
też nie spałeś za dużo, prawda? Możemy po prostu posiedzieć tutaj.
Pooglądać telewizję albo w coś pograć... co ty na to?
<Och spójrz, Alexy, jest post!>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń