Nie
miałem co liczyć na zbliżenie się do Ace'a. Zaraz jak tylko przysypał
go gruz, w celu obrony znów zastosował swój niezawodny wybuchający dym.
Jeden niewłaściwy ruch w tej czarnej, smolistej masie i już po nas.
Czego się po nim można było spodziewać? W sumie... wszystkiego. Jedno
było pewne – walką mu nie zaszkodzimy, zaś nasze Arcany mogły go jedynie
osłabić. Tak jak już było wspomniane... nie był taki sam jak jego "
koledzy ", którzy bardziej zasługiwali na miano robotów niż ludzi. Ich
dwójka miała jedynie kilka ludzkich genów, ale nie posiadali żadnych
uczuć ani też nie potrafili wyciągać wniosków. Na początku myślałem, że
będziemy mogli łatwo to wykorzystać i w pokojowy sposób załatwić całą
sprawę, ale niestety... przeliczyłem się choć nie byłem tego do końca
taki pewny. Kiedy ukryłem się będąc rannym miałem sporo czasu, aby się
zastanowić nad pewnymi rzeczami. Walka z Ace'm dała mi sporo do
myślenia. A później jeszcze ta akcja z tą rzeźbą tylko utwierdziła mnie w
moich przekonaniach. Ace bardzo dziwnie się zachowywał, ale wtedy było
to mało istotne. Najbliższy teren pokrył się tym wybuchającym dymem.
Musieliśmy się ukryć lub usunąć ten cholerny dym. Druga opcja wydała się
najbardziej możliwa. Żeby się jakoś uchronić przed zabójczym pyłem
musielibyśmy albo wspiąć się na jakąś sporą wysokość lub pod ziemię, a
na to nie było czasu. Coraz bardziej mnie to męczyło i chciałem to
skończyć jak najszybciej... o ile to było możliwe. Miałem już pewne
podejrzenie co do sposobu na " pokonanie " Ace'a, ale zrezygnowałem z
informowania o tym mojej ekipy. Nie wiedziałem jak mogliby na to
zareagować, więc wolałem zachować to dla siebie. W razie gdyby nie
wypaliło zginąłby tylko ja choć nie widziało mi się umierać.
W
tym Omicronie zauważyłem dziwne zachowanie wobec ludzi. Inni widzieli w
tym tylko ataki i chęć mordu, ale ja zauważyłem coś jeszcze... w jego
oczach widziałem iskrzącą podczas walki z nami nienawiść, która z
niczego się nie bierze. Ludzie nienawidzą innych z różnych powodów...
przez krzywdę, przez inną wiarę, ale głównie przez zazdrość, której
doświadczył każdy człowiek. W mniejszym lub silniejszym stopniu, a
czasami nawet nie świadomie... zazdrość to najgorszy i najbardziej
zaraźliwy grzech jaki zna świat. Według mnie to właśnie ta zazdrość i
rodząca się z niej nienawiść były powodem całego tego zamieszania.
Ludzkie odczucia i emocje to naprawdę czarna magia, ale jak wszystko...
mają one swój schemat, który z czasem można pojąć. Chciałem spróbować
jakoś porozumieć się z Omicronem. Nie wiem czy to by coś dało, ale na
pewno był to lepszy plan niż próby walki, która nijak nam nie szła.
Kiedy
moi wspólnicy zajęli się pozbywaniem czarnego pyłu, ja jako cień po
prostu zniknąłem. Snułem się po ziemi i ścianach budynków... byłem jak
duch. Smolisty cień niczym z horroru towarzyszył mojej niewidzialnej
powłoce. Drogę oświetlały mi świecące turkusem oczy. Słyszałem nieco
osłabiony charkot, ale nie mogłem wypatrzyć postaci Ace'a. Nagle w
ścianę, po której sunęła figura mojego cienia trafił zaostrzony,
kamienny grot. Odwróciłem się w stronę, z której przyleciał i zauważyłem
rozwścieczonego Omicrona. Był bardziej zniszczony niż można było
przypuszczać. Zarysowania na zbroi, poszczępione uszy i rany na ciele,
ale jego skuteczność ani trochę nie spadła... jego buntownicze humorki
również nie uległy zmianie:
-To znowu ty. Widzę, że ci spieszno do śmierci. - zaśmiał się – Ty na prawdę jesteś szalony.
-Nie mniej niż ty. - mruknąłem nagle pojawiając się za nim. Zamachnął ręką, ale ja już zdążyłem zniknąć.
-Jaki
teraz macie plan? Chcecie mnie zmęczyć? Ha! Ja się nie męczę. -
powiedział pewnie. Natarł na mnie próbując atakować mój cień, który
przed każdym atakiem zwinnie uciekał choć nie musiał, bo i tak nic by mi
się nie stało.
-Nie mamy już żadnego, ale... co cię to obchodzi czy mamy jakiś plany czy nie? Czyżbyś się o nas martwił? - zakpiłem.
-O was... chyba śnisz! - uderzył pięścią w ścianę. Zaśmiałem się pojawiając się za jego plecami.
-Czy
widok ludzkiej krwi sprawia, że czujesz się wyższy? Czy krzywdzenie
żywych istot sprawia ci przyjemność? - spytałem pojawiając się raz przy
jego uchu, a raz za jego plecami. Ace machał rękami starając się mnie
pozbyć, ale teraz nie miałem swojej cielesnej powłoki, więc mógł
próbować do woli.
-Co to za głupie pytania mi zadajesz? - spytał wściekły.
-One
są głupie dla ciebie dlatego, że nie znasz na nie odpowiedzi. Typowo
ludzkie zachowanie. - wzruszyłem ramionami znikając pod ziemią – A wiesz
co... we mnie siedzi taki jeden co uwielbia patrzyć na to jak cierpię i
jak krzywdzę innych, ale on nie jest człowiekiem. Za to ty... ty mimo,
że masz najwięcej z człowieka to zachowujesz się prawie tak samo jak ten
potwór, który siedzi w mojej głowie. Czy tego właśnie chcesz? Chcesz
być potworem gorszym niż ci, którzy was stworzyli? - spytałem krążąc
wokół jego zdziwionej twarzy.
-Zamknij
się! - wrzasnął wściekle i próbował przyłożyć mi w twarz. Zaśmiałem się
czując, że wreszcie znalazłem jego czuły punkt.
-No
racja... powiesz... skąd się wzięła twoja nienawiść do ludzi? Z krzywdy
jaką ci wyrządzili czy może... z zazdrości? Hmm? - spytałem skacząc tu i
tam. Czułem, że już długo nie wytrzymam w tej formie. Poprzednia walka z
nim nieco wyprała moje siły. Fizycznie jeszcze byłem w stanie coś
zrobić, ale moje moce słabły. Mimo to chciałem spróbować jakoś dogadać
się z Ace'm... nie chciałem go krzywdzić.
-Niczego wam nie zazdroszczę! Jesteście słabi! Nie możecie dorosnąć mi nawet do pięt! - zaśmiał się pewnie.
-Ach
tak? Jasne... już ci wierzę. - zakpiłem już ledwo trzymając swoją
cieniową formę – Nie zazdrościsz nam tego, że możemy kochać, przebaczać
czy rozumieć innych? Ciekawe. A co czułeś kiedy siedziałeś sam w swojej
ciemnej celi? Samotność, gniew, smutek, rozpacz, żal... - wtedy poczułem
uścisk jego dłoni na swojej szyi. Moja moc się wyczerpała. Zacisnąłem
ręce na jego nadgarstku starając się zwolnić uścisk. Z trudem próbowałem
łapać oddech. Spojrzałem głęboko w smutne oczy Ace'a, w których
pojawiły się łzy. Zaczęły powoli spływać po jego sinych i posiniaczonych
policzkach.
-Tak!
Masz rację, ale co z tego? Zaraz zginiesz i nikt się o tym nie dowie. -
uśmiechnął się złowieszczo – Jakieś ostatnie słowa? - spytał kpiąco
zaciskając się coraz bardziej na mojej szyi. Skrzywiłem się czując, że
już brakuje mi tlenu.
-No
tak... zapomniałem. Ty już nic nie możesz mówić. - mruknął unosząc
jeden z kącików swoich ust do góry. Wtedy zdobyłem się tylko na uśmiech.
Omicron zdziwił się nieco, zwalniając uścisk.
-I z czego tak się cieszysz? Przecież zaraz umrzesz.
-Bo
ludzie muszą w coś wierzyć, by nie bać się śmierci. Ja uporczywie w coś
wierzę i dzięki temu śmierć z twojej ręki nie jest dla mnie straszna. -
odpowiedziałem ostatkiem sił. Uśmieszek zniknął z twarzy Omicrona.
Puścił mnie wystraszony i odsunął się ode mnie jak od trendowatego.
Ledwo trzymałem się na nogach. Oczy Ace'a wypełniły się łzami. Osunął
się na kolana i schował twarz w poranionych dłoniach. Nagle charkot
ucichł i wydawał się teraz bzyczeniem szerszenia. Napięte ciało Ace'a
rozluźniło się nieco i było słychać jego ciężki oddech. Zrobiło mi się
go tak strasznie żal. Co oni zrobili? Do czego jeszcze posuną się
naukowcy, by zaspokoić swoje pragnienie odkrywania? I pomyśleć, że
kiedyś byłem taki sam jak oni... nie przejmowałem się tym co czują inni,
tylko własnymi niezaspokojonymi pragnieniami. W moich uszach rozległ
się jego przeraźliwy szloch:
-Kim ja jestem? - pytał się ciągle.
-Takim
zachowaniem nie pokażesz, że jesteś człowiekiem, ale teraz... -
resztkami sił uklęknąłem przy nim i przytuliłem się do niego - ...
spokojnie. - szepnąłem. Przejechałem dłonią wzdłuż jego kręgosłupa i
poczułem jak jego mięśnie się rozluźniają. Na jego ciele pojawiły się
szwy. Próbowałem resztką siły swojej duszy uleczyć jego zniszczoną do
granic możliwości duszę, która już powoli znikała. Poczułem lekki powiew
wiatru. Nagle wszystko stawało się coraz bardziej widoczne, a powietrze
czystsze. W mojej głowie echem odbijały się znajome głosy:
-Stein! Stein!
-On chyba nie żyje...
-Spójrzcie na Ace'a!
-To mi się chyba śni...
Dopiero
wtedy się zorientowałem, że nie oddychałem przez jakiś czas.
Zakrztusiłem się próbując nadrobić braki tlenu w płucach. Odsunąłem się
od Omicrona i kątem oka spojrzałem na zdziwioną drużynę... nie liczyłem
na to, że ponownie ich zobaczę. Jeszcze nigdy nie wykorzystałem tak
wielkiej ilości siły własnej duszy... możliwe, że tu właśnie kończyła
się moja wytrzymałość. Ace chwiejnym krokiem wstał, podszedł do Rene,
który odsunął się od niego gwałtownie... wszyscy myśleli, że nadal jest
zły, ale kiedy rzucił się na Rene po to, aby się przytulić, oniemieli.
Ja tylko patrzyłem przed siebie czując jak życie ze mnie upływa. Oczy
zalała mgła, ciało kompletnie straciło oparcie. Poczułem jak coś wypływa
mi z ust. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Po chwili już
zobaczyłem tylko bezkresną ciemność... któreś z nas musiało zginąć...
dla zasady.
(
Teamie ;> Macie tutaj Ace'a po " resocjalizacji " :3 Tylko
zaprowadzić do domciu i git xD Tavv mnie zabije za to opowiadanie, ale
ciii... )
To jest świetne, czytam to już 5 raz XD.
OdpowiedzUsuń