piątek, 14 sierpnia 2015

[QS Team 1] Od Stein'a - C.D Rene

Nie miałem co liczyć na zbliżenie się do Ace'a. Zaraz jak tylko przysypał go gruz, w celu obrony znów zastosował swój niezawodny wybuchający dym. Jeden niewłaściwy ruch w tej czarnej, smolistej masie i już po nas. Czego się po nim można było spodziewać? W sumie... wszystkiego. Jedno było pewne – walką mu nie zaszkodzimy, zaś nasze Arcany mogły go jedynie osłabić. Tak jak już było wspomniane... nie był taki sam jak jego " koledzy ", którzy bardziej zasługiwali na miano robotów niż ludzi. Ich dwójka miała jedynie kilka ludzkich genów, ale nie posiadali żadnych uczuć ani też nie potrafili wyciągać wniosków. Na początku myślałem, że będziemy mogli łatwo to wykorzystać i w pokojowy sposób załatwić całą sprawę, ale niestety... przeliczyłem się choć nie byłem tego do końca taki pewny. Kiedy ukryłem się będąc rannym miałem sporo czasu, aby się zastanowić nad pewnymi rzeczami. Walka z Ace'm dała mi sporo do myślenia. A później jeszcze ta akcja z tą rzeźbą tylko utwierdziła mnie w moich przekonaniach. Ace bardzo dziwnie się zachowywał, ale wtedy było to mało istotne. Najbliższy teren pokrył się tym wybuchającym dymem. Musieliśmy się ukryć lub usunąć ten cholerny dym. Druga opcja wydała się najbardziej możliwa. Żeby się jakoś uchronić przed zabójczym pyłem musielibyśmy albo wspiąć się na jakąś sporą wysokość lub pod ziemię, a na to nie było czasu. Coraz bardziej mnie to męczyło i chciałem to skończyć jak najszybciej... o ile to było możliwe. Miałem już pewne podejrzenie co do sposobu na " pokonanie " Ace'a, ale zrezygnowałem z informowania o tym mojej ekipy. Nie wiedziałem jak mogliby na to zareagować, więc wolałem zachować to dla siebie. W razie gdyby nie wypaliło zginąłby tylko ja choć nie widziało mi się umierać.
W tym Omicronie zauważyłem dziwne zachowanie wobec ludzi. Inni widzieli w tym tylko ataki i chęć mordu, ale ja zauważyłem coś jeszcze... w jego oczach widziałem iskrzącą podczas walki z nami nienawiść, która z niczego się nie bierze. Ludzie nienawidzą innych z różnych powodów... przez krzywdę, przez inną wiarę, ale głównie przez zazdrość, której doświadczył każdy człowiek. W mniejszym lub silniejszym stopniu, a czasami nawet nie świadomie... zazdrość to najgorszy i najbardziej zaraźliwy grzech jaki zna świat. Według mnie to właśnie ta zazdrość i rodząca się z niej nienawiść były powodem całego tego zamieszania. Ludzkie odczucia i emocje to naprawdę czarna magia, ale jak wszystko... mają one swój schemat, który z czasem można pojąć. Chciałem spróbować jakoś porozumieć się z Omicronem. Nie wiem czy to by coś dało, ale na pewno był to lepszy plan niż próby walki, która nijak nam nie szła.
Kiedy moi wspólnicy zajęli się pozbywaniem czarnego pyłu, ja jako cień po prostu zniknąłem. Snułem się po ziemi i ścianach budynków... byłem jak duch. Smolisty cień niczym z horroru towarzyszył mojej niewidzialnej powłoce. Drogę oświetlały mi świecące turkusem oczy. Słyszałem nieco osłabiony charkot, ale nie mogłem wypatrzyć postaci Ace'a. Nagle w ścianę, po której sunęła figura mojego cienia trafił zaostrzony, kamienny grot. Odwróciłem się w stronę, z której przyleciał i zauważyłem rozwścieczonego Omicrona. Był bardziej zniszczony niż można było przypuszczać. Zarysowania na zbroi, poszczępione uszy i rany na ciele, ale jego skuteczność ani trochę nie spadła... jego buntownicze humorki również nie uległy zmianie:
-To znowu ty. Widzę, że ci spieszno do śmierci. - zaśmiał się – Ty na prawdę jesteś szalony.
-Nie mniej niż ty. - mruknąłem nagle pojawiając się za nim. Zamachnął ręką, ale ja już zdążyłem zniknąć.
-Jaki teraz macie plan? Chcecie mnie zmęczyć? Ha! Ja się nie męczę. - powiedział pewnie. Natarł na mnie próbując atakować mój cień, który przed każdym atakiem zwinnie uciekał choć nie musiał, bo i tak nic by mi się nie stało.
-Nie mamy już żadnego, ale... co cię to obchodzi czy mamy jakiś plany czy nie? Czyżbyś się o nas martwił? - zakpiłem.
-O was... chyba śnisz! - uderzył pięścią w ścianę. Zaśmiałem się pojawiając się za jego plecami.
-Czy widok ludzkiej krwi sprawia, że czujesz się wyższy? Czy krzywdzenie żywych istot sprawia ci przyjemność? - spytałem pojawiając się raz przy jego uchu, a raz za jego plecami. Ace machał rękami starając się mnie pozbyć, ale teraz nie miałem swojej cielesnej powłoki, więc mógł próbować do woli.
-Co to za głupie pytania mi zadajesz? - spytał wściekły.
-One są głupie dla ciebie dlatego, że nie znasz na nie odpowiedzi. Typowo ludzkie zachowanie. - wzruszyłem ramionami znikając pod ziemią – A wiesz co... we mnie siedzi taki jeden co uwielbia patrzyć na to jak cierpię i jak krzywdzę innych, ale on nie jest człowiekiem. Za to ty... ty mimo, że masz najwięcej z człowieka to zachowujesz się prawie tak samo jak ten potwór, który siedzi w mojej głowie. Czy tego właśnie chcesz? Chcesz być potworem gorszym niż ci, którzy was stworzyli? - spytałem krążąc wokół jego zdziwionej twarzy.
-Zamknij się! - wrzasnął wściekle i próbował przyłożyć mi w twarz. Zaśmiałem się czując, że wreszcie znalazłem jego czuły punkt.
-No racja... powiesz... skąd się wzięła twoja nienawiść do ludzi? Z krzywdy jaką ci wyrządzili czy może... z zazdrości? Hmm? - spytałem skacząc tu i tam. Czułem, że już długo nie wytrzymam w tej formie. Poprzednia walka z nim nieco wyprała moje siły. Fizycznie jeszcze byłem w stanie coś zrobić, ale moje moce słabły. Mimo to chciałem spróbować jakoś dogadać się z Ace'm... nie chciałem go krzywdzić.
-Niczego wam nie zazdroszczę! Jesteście słabi! Nie możecie dorosnąć mi nawet do pięt! - zaśmiał się pewnie.
-Ach tak? Jasne... już ci wierzę. - zakpiłem już ledwo trzymając swoją cieniową formę – Nie zazdrościsz nam tego, że możemy kochać, przebaczać czy rozumieć innych? Ciekawe. A co czułeś kiedy siedziałeś sam w swojej ciemnej celi? Samotność, gniew, smutek, rozpacz, żal... - wtedy poczułem uścisk jego dłoni na swojej szyi. Moja moc się wyczerpała. Zacisnąłem ręce na jego nadgarstku starając się zwolnić uścisk. Z trudem próbowałem łapać oddech. Spojrzałem głęboko w smutne oczy Ace'a, w których pojawiły się łzy. Zaczęły powoli spływać po jego sinych i posiniaczonych policzkach.
-Tak! Masz rację, ale co z tego? Zaraz zginiesz i nikt się o tym nie dowie. - uśmiechnął się złowieszczo – Jakieś ostatnie słowa? - spytał kpiąco zaciskając się coraz bardziej na mojej szyi. Skrzywiłem się czując, że już brakuje mi tlenu.
-No tak... zapomniałem. Ty już nic nie możesz mówić. - mruknął unosząc jeden z kącików swoich ust do góry. Wtedy zdobyłem się tylko na uśmiech. Omicron zdziwił się nieco, zwalniając uścisk.
-I z czego tak się cieszysz? Przecież zaraz umrzesz.
-Bo ludzie muszą w coś wierzyć, by nie bać się śmierci. Ja uporczywie w coś wierzę i dzięki temu śmierć z twojej ręki nie jest dla mnie straszna. - odpowiedziałem ostatkiem sił. Uśmieszek zniknął z twarzy Omicrona. Puścił mnie wystraszony i odsunął się ode mnie jak od trendowatego. Ledwo trzymałem się na nogach. Oczy Ace'a wypełniły się łzami. Osunął się na kolana i schował twarz w poranionych dłoniach. Nagle charkot ucichł i wydawał się teraz bzyczeniem szerszenia. Napięte ciało Ace'a rozluźniło się nieco i było słychać jego ciężki oddech. Zrobiło mi się go tak strasznie żal. Co oni zrobili? Do czego jeszcze posuną się naukowcy, by zaspokoić swoje pragnienie odkrywania? I pomyśleć, że kiedyś byłem taki sam jak oni... nie przejmowałem się tym co czują inni, tylko własnymi niezaspokojonymi pragnieniami. W moich uszach rozległ się jego przeraźliwy szloch:
-Kim ja jestem? - pytał się ciągle.
-Takim zachowaniem nie pokażesz, że jesteś człowiekiem, ale teraz... - resztkami sił uklęknąłem przy nim i przytuliłem się do niego - ... spokojnie. - szepnąłem. Przejechałem dłonią wzdłuż jego kręgosłupa i poczułem jak jego mięśnie się rozluźniają. Na jego ciele pojawiły się szwy. Próbowałem resztką siły swojej duszy uleczyć jego zniszczoną do granic możliwości duszę, która już powoli znikała. Poczułem lekki powiew wiatru. Nagle wszystko stawało się coraz bardziej widoczne, a powietrze czystsze. W mojej głowie echem odbijały się znajome głosy:
-Stein! Stein!
-On chyba nie żyje...
-Spójrzcie na Ace'a!
-To mi się chyba śni...
Dopiero wtedy się zorientowałem, że nie oddychałem przez jakiś czas. Zakrztusiłem się próbując nadrobić braki tlenu w płucach. Odsunąłem się od Omicrona i kątem oka spojrzałem na zdziwioną drużynę... nie liczyłem na to, że ponownie ich zobaczę. Jeszcze nigdy nie wykorzystałem tak wielkiej ilości siły własnej duszy... możliwe, że tu właśnie kończyła się moja wytrzymałość. Ace chwiejnym krokiem wstał, podszedł do Rene, który odsunął się od niego gwałtownie... wszyscy myśleli, że nadal jest zły, ale kiedy rzucił się na Rene po to, aby się przytulić, oniemieli. Ja tylko patrzyłem przed siebie czując jak życie ze mnie upływa. Oczy zalała mgła, ciało kompletnie straciło oparcie. Poczułem jak coś wypływa mi z ust. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Po chwili już zobaczyłem tylko bezkresną ciemność... któreś z nas musiało zginąć... dla zasady.

( Teamie ;> Macie tutaj Ace'a po " resocjalizacji " :3 Tylko zaprowadzić do domciu i git xD Tavv mnie zabije za to opowiadanie, ale ciii... )

1 komentarz:

Layout by Hope