Krew, wszędzie krew. Rozbryzgiwała na wszystkie strony i barwiła całą wodę tym pięknym szkarłatem. Woń krwi, tylko pobudzała rekina, jego źrenice się rozszerzyły a on sam zaczął się bardziej rzucać, wręcz wić. Odrywał pospiesznie kawałki konającej ryby, która w sumie nie cierpiała już długo. Kiedy drapieżnik odgryzł jej łeb, tułów wygiął się pod nienaturalnym kątem i zastygł w bezruchu. Krew stopniowo zanikała, roznosząc się wśród wód i przyciągając znowu to inne rybki. W tym oto momencie program stracił dla mnie sens, zrobił się nudny. Rozłożyłam się jeszcze bardziej na kanapie, głośno wzdychając. Nudy na pudy... Wtedy coś mi się przypomniało, zerwałam się i spojrzałam nieco podejrzliwym wzrokiem na tego gościa. A co jeśli mi coś zrobił? W sumie to mnie najmniej obchodziło, już prędzej jego nietypowy wygląd. Jak już wspomniałam, wyglądał jak przeraźliwie znana postać rodem ze starego horroru. Siedział na obrotowym krzesełku, jakoś tak dziwnie się na nim gibając. Nie zdziwiłabym się, gdyby za moment upadł i złamał sobie żebro... a najlepiej dwa i może skręcił kark. Uśmiechnęłam się na tą myśl, jednak mężczyzna musiał pomyśleć, że uśmiech jest skierowany do niego ponieważ tylko zmarszczył brwi. Tym razem już naprawdę zaczęłam mu się przyglądać, usiadłam i oparłam się o oparcie kanapy, podpierając sobie brodę na dłoni. Hmmm z tego co pamiętam to mówił coś chyba o tym, że prawie zamarzłam. No bez przesady, po prostu sobie usiadłam pod drzewkiem, co złego mogłoby się stać?
- Lubisz krew, prawda? - postanowił zacząć rozmowę.
Czyli to zauważył? W sumie to chyba nic trudnego do odgadnięcia, skoro siedziałam z szerokim uśmiechem wpatrując się w powolną śmierć ryby. Przytaknęłam lekko mrużąc oczy, coś w nim jest trochę dziwnego, chociaż nie mogę dokładnie określić co to takiego. Może ma w sobie tyle dziwactw, że po prostu nikt nie jest w stanie tego zliczyć? Może on sam nie zna połowy swoich zachowań, tak jak ja?
- Lubisz... czyli nie będziesz miała nic przeciwko jeśli zrobię na Tobie sekcję? Tylko pooglądam sobie twoje wnętrzności, ubabrane ciepłą, lepką krwią. Co ty na to? - przysunął się na tym swoim krzesełku do mnie z szerokim uśmiechem.
Normalna osoba uciekłaby już z krzykiem, wołając kogoś na pomoc. Jednak ja nie byłam jedną z tych normalnych osób, spojrzałam na niego tylko z lekką kpiną i prychnęłam. Zeskoczyłam z kanapy lądując tuż obok niego. Mógłby mi połamać wszystkie kości, kawałek po kawałeczku, sprawiając mi tym przeogromny ból. Tak wielki, że po jakimś czasie nie miałabym już siły płakać, krzyczeć i nawet żyć. Ale ja i tak bym przeżyła. Chociaż łamanie kości ma mało do rozpruwania mojego brzucha, nie bałam się go. No może nie w takim sensie, żeby w tym momencie stąd uciec. Bo tak naprawdę obawiałam się każdego.
- A gdyby role się odwróciły? - położyłam stopę na obrotowym krześle pchając do przodu i do tyłu - A gdybyś to ty leżał tutaj na podłodze, wykrwawiając się?
- Byłoby ciekawie... ale stopa, zabieraj ją z krzesła.
Uniosłam brwi w geście zdziwienia, tylko tyle? Nie przewidywałam dokładnie takiej reakcji... Ostatecznie jednak ściągnęłam stopę z krzesła, zarzucając swoimi długimi włosami do tyłu.
- W sumie... to z wyglądu przypominasz mi kogoś jeszcze - uśmiechnęłam się
Zaczęłam stukać palcem w swoją skroń, starając sobie za wszelką cenę przypomnieć z kim go kojarzę. Na początku mojego pobytu tutaj, widywałam całkiem sporą liczbę osób które tak wyglądały... tylko co to było? Myśl Yuriko, myśl, to nie takie trudne. Kiedy wysiliłam się bardziej, przypomniało mi się. Jednak teraz bym to najchętniej cofnęła, zarówno dla dobra swojego jak i jego. Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, wręcz morderczym. Czyli gdzie ja tak naprawdę do diaska jestem, jeśli to jeden z nich to sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo. No ale wszystko się zgadza... ten fartuch, nawet z wyglądu zdaje się być jakimś szalonym doktorkiem. W tym momencie przestałam zachowywać się jak zwykle, czyli dziecinnie. Byłam teraz poważna, przecież nikomu nie zbiera się na żarty kiedy w grę wchodzą oni.
- Mogę wiedzieć, czemu się tak na mnie dziwnie patrzysz? - zapytał, jego okulary oświetliły teraz promienie słoneczne przez co nie mogłam spojrzeć mu dokładnie w oczy.
- Czy jesteś jednym z tych naukowców? - to proste, krótkie zdanie było przesączone jadowitą nienawiścią jaką pałałam do tych ludzi którzy mieli się za kogoś lepszego.
(Stein? Coś tam zepsułam ale ciii)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz