- Szczerze powiedziawszy, to nie wiem? – wzruszyłem ramionami.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, ta… wiem, że wypadałoby mi znać takie dosyć podstawowe rzeczy, ale po prostu nigdy mi to do szczęścia nie było potrzebne i nie wiem.
- Jak to nie wiesz? – zająknęła się.
- No normalnie, my, Sigmy co jakiś czas możemy wychodzić z ośrodka, więc nie jest mi potrzebny telefon tutaj. Poza tym i tak nie miałbym do kogo zadzwonić…
- Ale… gdybyś miał tak, oszacować?
- Może i ci naukowcy są wstrętni – zacząłem swoją przemowę – są w stosunku do nas nie fair, ale w ostateczności powinni Ci dać zadzwonić. Wstrzymasz się z tym? Teraz chciałbym cię oprowadzić, w sumie to mam potem coś jeszcze do załatwienia. Poza kopułą… - dodałem dosyć cicho, sam nie wiem czemu.
Cathrine przytaknęła, a jej brązowe włosy opadły na jej policzek. Zgarnęła niesforne kosmyki za ucho i ruszyła dalej korytarzem. Wyjście z budynku nie było skomplikowane, zjechaliśmy windą na sam dół i już po chwili byliśmy na zewnątrz. Zapowiadała się dzisiaj całkiem ładna, wiosenna pogoda. Wielkimi krokami zbliżało się lato, które nienawidziłem całym swoim sercem. Nienawidzę upałów, wolę raczej jak jest chłodno, ale nie za zimno ma się rozumieć. Nie wiedziałem od czego rozpocząć to nasze oprowadzanie, oprowadzałem już tyle razy, że wszystko było dla mnie odgrzewanym kotletem. To znaczy tylko dla mnie, bo dla niej wszystko było nowe i ciekawe. Rozpocząłem więc standardowo. Pokazanie planu ośrodka, wskazanie kilku najciekawszych miejsc i rzecz jasna, udanie się do nich.
- Masz to wszystko chyba nieźle obcykane, co nie?
- Trafiłaś w sedno – uśmiechnąłem się lekko, jednak nie patrzyłem bezpośrednio na nią, tylko w dal.
Każdy jak zwykle przyglądał się nowemu obiektowi, zawsze tak było. Nie do końca rozumiałem tej ciekawości innej, i tak prawdopodobnie nigdy się do niej nie odezwą. Tak samo wszyscy z początku przyglądali się mi, a i tak praktycznie nikogo tutaj nie znam. Jedynie z widzenia.
- A gdzie idziemy?
- Nie wiem, przejść się i przy okazji poznać ‘’tereny’’.
Kiwnęła główką, rozglądając się w około. Kiedy przechodziliśmy przez park, wypatrywała ptaków. Za każdym razem kiedy jakiś jej mignął, zaczął wesolutko śpiewać, ona się uśmiechała. Czyżby darzyła sympatią te pierzaste stworzonka? Najwyraźniej tak, co chwilę musiałem się zatrzymywać, żeby jej przypadkiem nie zgubić. Wykorzystałem w małym stopniu mowę duchów, żeby nakłonić jednego z gawronów do zbliżenia się do mnie. Ptak o dziwo bez wahania usiadł na moim ramieniu, ze zdziwienia prawie cofnąłem się do tyłu, jednak powstrzymałem ten odruch.
- Chyba cię lubi - zaśmiała się.
- Ta... - nie chciałem jej mówić, że w rzeczywistości ptak śmiertelnie się boi.
(Cathrine? Sorcia, że tak długo XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz