Cisza w pokoju przestała dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Teraz
jedynie przerażała ją jeszcze bardziej... Inoue leżała w łóżku,
przykryta puchową kołdrą. Zasłony były szczelnie zasunięte, do wnętrza
apartamentu nie przedostawało się żadne, nawet najdrobniejsze światło.
Temperatura w pomieszczeniu wahała się w okolicach zera, ale dziewczyna
zdążyła się do tego przyzwyczaić. Jedynym towarzyszącym jej dźwiękiem,
był urwany i niespokojny oddech. Bała się znów zasnąć. Bała się tego, co
zobaczy... Oczy same jej się zamykały, była tak bardzo senna... Ze
stanu otępienia wyrwało ją ciche pukanie do drzwi.
- Inoue? Leki... - usłyszała dobrze znajomy jej głos.
Po chwili do środka weszła niska i chuda, na oko trzydziestoletnia
kobieta. Widać było, że wcale nie chciała zostać tu dłużej, niż było to
potrzebne. Zadrżała pod wpływem powiewu zimnego powietrza i szybko
podbiegła do łóżka białowłosej. Niemal z odrazą położyła tackę ze
szklanką wody i trzema tabletkami na stoliku nocnym, jakby bojąc się
samego wzroku Inoue. Ta jednak sprawiała wrażenie, jakby jej nie
widziała. Gdy kobieta opuściła pokój, zadrżała ledwo dostrzegalnie.
Sięgnęła po leki. Jedna tabletka na bezsenność, druga na uspokojenie.
Trzeciej zadania do spełnienia nie znała. Chwyciła drugą tabletkę w
swoje długie i blade palce, po czym przełknęła ją pośpiesznie. Pozostałe
dwie schowała do szuflady szafki nocnej. Nazbierała się ich tam już
spora kubka... Ile już dni siedziała zamknięta w pokoju, ile milczała?
Dwadzieścia? Trzydzieści? Nie pamiętała, zresztą, nie miało to
najmniejszego znaczenia... Opuściła bose stopy na zamarzniętą podłogę i
podeszła do zasłoniętego okna. Uchyliła materiał i spojrzała na okolicę
otaczającą jej apartament. Powoli robiło się ciemno. W blasku księżyca
kluczyły uśmiechnięte postacie, czasem trzymające się za ręce pary,
czasem zmartwieni czymś samotnicy. Inoue jakby zahipnotyzowana tym
widokiem otworzyła okno i usiadła na kamiennym parapecie. Miała na sobie
jedynie cienką sukienkę, ale i tak było jej gorąco. Miesiąc
przesiedziała w swoim wyziębionym od Arcany pokoju, teraz panującą na
dworze temperatura 14 stopni Celsjusza sprawiała dla niej wrażenie
niezwykle wysokiej, wręcz letniej. Chwilę przyglądała się światu poza
jej apartamentem. W końcu zamknęła okno i zasłoniła żaluzje. Usiadła
przy niewielkiej toaletce. Spojrzała na swoją bladą twarz i wyróżniające
się na niej, zaszklone, lapisowe oczy. Sięgnęła po szczotkę i wyczesała
długie, splątane białe włosy. Z szafy wyjęła prostą, jedwabną suknię i
ubrała ją pośpiesznie. Na plecy zarzuciła futrzaną kurtkę. Tylko
dlatego, że nie chciała za bardzo się wyróżniać. Gdy otworzyła drzwi
mieszkania i wyszła na korytarz, jasne światło niemal ją oślepiło.
Przysłaniając twarz ręką, opuściła budynek mieszkalny. Spacerowała po
parku. Nikt nie zwrócił na nią większej uwagi, nikt nie przejął się
tajemniczą, wysoką dziewczyną. A przecież ona przeżywała coś
niezwykłego... Tak dawno nie słyszała głosu kogokolwiek innego niż
pokojówki, tak dawno z nikim nie rozmawiała... Delikatny wiatr powiewał
jej białymi włosami i suknią. Inoue cieszyła się świeżym powietrzem,
szumem liści i oddalonymi, przyciszonymi rozmowami. Pewnie po powrocie
do apartamentu znowu w nim się zamknie, oddzieli od świata
rzeczywistego... Szła powoli, czerpiąc przyjemność z każdego kroku
(wciąż była bosa). Kilku chłopców z zainteresowaniem przyglądało się jej
długimi i kształtnym nogom. Kierowała się do swojego ulubionego
miejsca... Po chwili znalazła się przed błękitnym jeziorem. Odbijały się
w nim migoczące gwiazdy i księżyc. Nie było tu nikogo... Cicho i
spokojnie... Inoue zanurzyła w wodzie nogi do kostek i kucnęła. Dłonią
dotknęła gwiazdy na błyszczącej tafli jeziora. Woda rozmazała się,
niszcząc wspaniały obraz. Falka uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak blisko, ale tak daleko... - szepnęła sama do siebie, spoglądając w rozgwieżdżone niebo.
Wiatr powoli rósł na sile, stawał się coraz chłodniejszy. Białowłosa
miała przymknięte powieki, wciąż trwała w tej samej pozycji. Cudownie
zimna woda obijała się o jej bose stopy, lekko ją łaskocząc. W powietrzu
czuć było wilgoć, to też sprawiało dziewczynie przyjemność. Zaduch
panujący w jej pokoju, niegdyś tak naturalny, teraz wydawał się dla niej
czymś nie do zniesienia. Jak ona w ogóle mogła tam oddychać? Pragnęła
zanurzyć się głębiej. Całe jej ciało krzyczało, aby zatopiła się w
cudownej cieczy. Tak też zrobiła. Falka powoli wchodziła coraz głębiej,
najpierw woda sięgała jej do ud, potem do bioder i tułowia. Nie czuła
zimna, które spazmatycznie szarpało jej ciało. Nie czuła, że powoli
odpływa myślami. Było jej tak dobrze... Tak dobrze... Kątem oka
zauważyła coś na ścieżce. Jej źrenice gwałtownie się zmniejszyły, gdy
zdała sobie sprawę, kim jest właściciel niebieskiej czupryny. Falka
zamarła w bezruchu.
<Grimm?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz