piątek, 16 października 2015

Od Inoue - Do Grimmjow'a

Cisza w pokoju przestała dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Teraz jedynie przerażała ją jeszcze bardziej... Inoue leżała w łóżku, przykryta puchową kołdrą. Zasłony były szczelnie zasunięte, do wnętrza apartamentu nie przedostawało się żadne, nawet najdrobniejsze światło. Temperatura w pomieszczeniu wahała się w okolicach zera, ale dziewczyna zdążyła się do tego przyzwyczaić. Jedynym towarzyszącym jej dźwiękiem, był urwany i niespokojny oddech. Bała się znów zasnąć. Bała się tego, co zobaczy... Oczy same jej się zamykały, była tak bardzo senna... Ze stanu otępienia wyrwało ją ciche pukanie do drzwi.
- Inoue? Leki... - usłyszała dobrze znajomy jej głos.
Po chwili do środka weszła niska i chuda, na oko trzydziestoletnia kobieta. Widać było, że wcale nie chciała zostać tu dłużej, niż było to potrzebne. Zadrżała pod wpływem powiewu zimnego powietrza i szybko podbiegła do łóżka białowłosej. Niemal z odrazą położyła tackę ze szklanką wody i trzema tabletkami na stoliku nocnym, jakby bojąc się samego wzroku Inoue. Ta jednak sprawiała wrażenie, jakby jej nie widziała. Gdy kobieta opuściła pokój, zadrżała ledwo dostrzegalnie. Sięgnęła po leki. Jedna tabletka na bezsenność, druga na uspokojenie. Trzeciej zadania do spełnienia nie znała. Chwyciła drugą tabletkę w swoje długie i blade palce, po czym przełknęła ją pośpiesznie. Pozostałe dwie schowała do szuflady szafki nocnej. Nazbierała się ich tam już spora kubka... Ile już dni siedziała zamknięta w pokoju, ile milczała? Dwadzieścia? Trzydzieści? Nie pamiętała, zresztą, nie miało to najmniejszego znaczenia... Opuściła bose stopy na zamarzniętą podłogę i podeszła do zasłoniętego okna. Uchyliła materiał i spojrzała na okolicę otaczającą jej apartament. Powoli robiło się ciemno. W blasku księżyca kluczyły uśmiechnięte postacie, czasem trzymające się za ręce pary, czasem zmartwieni czymś samotnicy. Inoue jakby zahipnotyzowana tym widokiem otworzyła okno i usiadła na kamiennym parapecie. Miała na sobie jedynie cienką sukienkę, ale i tak było jej gorąco. Miesiąc przesiedziała w swoim wyziębionym od Arcany pokoju, teraz panującą na dworze temperatura 14 stopni Celsjusza sprawiała dla niej wrażenie niezwykle wysokiej, wręcz letniej. Chwilę przyglądała się światu poza jej apartamentem. W końcu zamknęła okno i zasłoniła żaluzje. Usiadła przy niewielkiej toaletce. Spojrzała na swoją bladą twarz i wyróżniające się na niej, zaszklone, lapisowe oczy. Sięgnęła po szczotkę i wyczesała długie, splątane białe włosy. Z szafy wyjęła prostą, jedwabną suknię i ubrała ją pośpiesznie. Na plecy zarzuciła futrzaną kurtkę. Tylko dlatego, że nie chciała za bardzo się wyróżniać. Gdy otworzyła drzwi mieszkania i wyszła na korytarz, jasne światło niemal ją oślepiło. Przysłaniając twarz ręką, opuściła budynek mieszkalny. Spacerowała po parku. Nikt nie zwrócił na nią większej uwagi, nikt nie przejął się tajemniczą, wysoką dziewczyną. A przecież ona przeżywała coś niezwykłego... Tak dawno nie słyszała głosu kogokolwiek innego niż pokojówki, tak dawno z nikim nie rozmawiała... Delikatny wiatr powiewał jej białymi włosami i suknią. Inoue cieszyła się świeżym powietrzem, szumem liści i oddalonymi, przyciszonymi rozmowami. Pewnie po powrocie do apartamentu znowu w nim się zamknie, oddzieli od świata rzeczywistego... Szła powoli, czerpiąc przyjemność z każdego kroku (wciąż była bosa). Kilku chłopców z zainteresowaniem przyglądało się jej długimi i kształtnym nogom. Kierowała się do swojego ulubionego miejsca... Po chwili znalazła się przed błękitnym jeziorem. Odbijały się w nim migoczące gwiazdy i księżyc. Nie było tu nikogo... Cicho i spokojnie... Inoue zanurzyła w wodzie nogi do kostek i kucnęła. Dłonią dotknęła gwiazdy na błyszczącej tafli jeziora. Woda rozmazała się, niszcząc wspaniały obraz. Falka uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak blisko, ale tak daleko... - szepnęła sama do siebie, spoglądając w rozgwieżdżone niebo.
Wiatr powoli rósł na sile, stawał się coraz chłodniejszy. Białowłosa miała przymknięte powieki, wciąż trwała w tej samej pozycji. Cudownie zimna woda obijała się o jej bose stopy, lekko ją łaskocząc. W powietrzu czuć było wilgoć, to też sprawiało dziewczynie przyjemność. Zaduch panujący w jej pokoju, niegdyś tak naturalny, teraz wydawał się dla niej czymś nie do zniesienia. Jak ona w ogóle mogła tam oddychać? Pragnęła zanurzyć się głębiej. Całe jej ciało krzyczało, aby zatopiła się w cudownej cieczy. Tak też zrobiła. Falka powoli wchodziła coraz głębiej, najpierw woda sięgała jej do ud, potem do bioder i tułowia. Nie czuła zimna, które spazmatycznie szarpało jej ciało. Nie czuła, że powoli odpływa myślami. Było jej tak dobrze... Tak dobrze... Kątem oka zauważyła coś na ścieżce. Jej źrenice gwałtownie się zmniejszyły, gdy zdała sobie sprawę, kim jest właściciel niebieskiej czupryny. Falka zamarła w bezruchu.

<Grimm?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope