-Khyyy… rób co chcesz i tak nigdy mnie nie słuchasz. – machnąłem ręką kierując się tym razem w stronę łóżka. Wszystko mnie boli. Tak myślałem, że używanie Arcany w takim stanie w ogóle mi nie służy. Położyłem się na plecach i wlepiłem wzrok w biały sufit. Dopóki coś nie zakłóciło mojego spokoju. Nawet nie zdążyłem zareagować kiedy jakaś tajemnicza siła zrzuciła mnie brutalnie z łóżka na podłogę. Uderzając plecami o podłoże mało co nie pisnąłem z bólu. Co jeszcze mnie dzisiaj spotka? Zgiąłem się w pół niczym ktoś, kto właśnie został mocno uderzony w brzuch.
-Zero! – warknęła dziewczyna w białych włosach mierząc we mnie ostrą jak brzytwa kataną. Leżałem na ziemi i nie za bardzo mogłem się bronić w tym momencie. Nie atakowała nadal w takim razie chciała jeszcze mi co wygarnąć, bądź czegoś się dowiedzieć. Leżącego się nie bije! O! To była Shiro. Jedna z bliźniaczych sióstr Youkai jakie udało mi się nabyć. Niestety te osobniki żyły również własnym życiem, i nie byłem w stanie trzymać je tak na smyczy jak to mógł robić Rene. – Powinnam odciąć ci te skrzydła na dobre! Żebyś cierpiał tak jak moja siostra! – teraz już wszystko wydało mi się jasne. Przyszła się zemścić za Kuro. To nie była moja wina. To one tym razem pokazały jak słabe są naprawdę i jak wiele potrzeba mojej energii by wspomóc ich ataki. Nic nie odpowiedziałem, przez co youkai zamachnęła się i już miała wymierzyć cios kiedy przed nią stanęła blondynka.
-Dosyć tego! Niewdzięczne youkai co ty sobie wyobrażasz! – tym razem to ona podniosła głos i wyciągając dłuższy sztylet z ziemi wymierzyła w Noshiro. Nie sądziłem, że może być tak bojowo nastawiona, bądź też po prostu mnie broniła.
-Zejdź mi z drogi, albo zginiesz razem z nim! – po raz kolejny podniosła katane do góry, ale kiedy zamierzała ją opuścić z o wiele większa siłą: pozbierałem się i wyprzedziłem Cinie. Mój wzrok był teraz tak morderczy jak za pierwszym razem kiedy tutaj przybyłem.
-Dość. – warknąłem, a wtedy ręka dziewczyny stojącej przede mną momentalnie zatrzymała się i wyrzuciła broń. – To ja jestem twoim panem i to ja daje tutaj rozkazy… - podszedłem powoli ponieważ na nic innego nie pozwalał mi teraz mój stan fizyczny. Podniosłem katanę z ziemi i przystawiłem białej do gardła. – Za taki wybryk powinnaś zginąć… - prychnąłem ściągając ją do podłogi tak by uklęknęła. Moja brutalna natura wraca…
-Riuki już.. dość….- Cinia próbowała mnie odciągnąć od demona jednak na darmo.
-Nie wtrącaj się. – odepchnąłem ją na tyle mocno by odsunęła się o kilka kroków i jednocześnie na tyle delikatnie, żeby się nie przewróciła. Zamachnąłem się w tym czasie bronią, jednak zatrzymałem ją dosłownie kilka centymetrów przed głową dziewczyny. Odrzuciłem ja w bok i cofnąłem się. – Wracaj do siebie, wróć kiedy zmądrzejesz i przeprosisz za swoje zachowanie. Na razie nie pokazuj mi się na oczy.. – kiedy tylko to powiedziałem: ona zniknęła. Tym razem nie powinna przyjść kiedy ja sobie tego nie rzycie. Czyżbym dawał im za dużo swobody? Uhh.. już po wszystkim. Nieco spuściłem gardę i tym samym głowę w dół. Chciałem zrobić krok do przodu, jednak przed tym zachwiałem się i upadłem na kolana. Cinia mimo tego, że przed chwilą ją odepchnąłem to teraz bardzo szybko znalazła się przy mnie i podtrzymała mnie tak bym nie upadł całkowicie. Powiedziała coś w stylu „Musisz odpocząć”. Nie wiem. Nie rozumiałem dokładnie tego co do mnie mówi przez ten moment. Miałem taki czarny obraz, zupełnie taki sam jakby spał, lub nie był świadomy tego co się dookoła mnie dzieje. Dziewczyna nie była w stanie mnie podnieść tak więc ułożyła moją głową na swoich kolanach i mięciutko upuściła na podłogę. Czułem się tak jakbym stracił czucie w całym ciele, ale… widziałem! I jednak byłem świadomy! Wczepiła delikatne paluszki w moje białe włosy i tak przejechała nimi parę razy.
-Musisz się trochę oszczędzać, bo długo tak nie pociągniesz. Ja wiem… jestem świadoma tego, że nie unikniesz swojego losu, ale… jeśli w jakiś sposób możesz go spowolnić… to zrób to. Dla mnie… - ostatnie dwa słowa wyszeptała i schyliła się po to by ucałować mnie w policzek. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie puściły mi również hamulce i zacząłem trochę tracić na swoim człowieczeństwie. Wstałem do pozycji siedzącej i za chwilę popchnąłem Cinię tak by tym razem ona leżała. Na ziemi, ale się liczy. Nachyliłem się nad nią na tyle blisko by nosem dotykać jej krtani. O dziwo nie szarpała się, ani nie zamierzała mnie odsuwać. Czułem takie cholerne pragnienie jak jeszcze nigdy w życiu. I nie mogłem tego opanować. Otworzyłem usta ukazując przy tym piękne, białe kły. Już miałem wbić je w jej delikatna skórę, jednak.. coś mnie zatrzymało. Zawahałem się dokładnie tak jakbym sobie przypomniał jak ta dziewczyna jest dla mnie ważna. Zacisnąłem zęby próbując to jakoś stłumić, ale zadawałem sobie tym tyle bólu co jeszcze nigdy. Przez to wszystko znowu przygryzłem swoją dolną wargę, z której zaczęła sączyć się cieka stróżka krwi. Zacisnąłem dłonie tak jakby to cokolwiek pomogło. Jakby tego było mało po kilku minutach zakrztusiłem się własną krwią, która nie dość , że wpływała mi do gardła to jeszcze ściekała swobodnie po mojej brodzie.
-Ile jeszcze ci cholerni naukowcy każą mi się tak męczyć! – warknęłam sam na siebie, niestety dość cicho bo nie miałem już nawet siły mówić. – Cinia… zrób coś… mam dość takiego cierpienia…
( Cinia ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz