Chłód. To jedyne co w tym momencie poczułam. Nic po za tym.
Przez cały ten czas nie czułam nic. Chodzi mi oczywiście o TEN czas kiedy byłam
uśpiona. Tak doskonale miałam tego świadomość, bo Sigmy i Delty to były jedyne „stworzenia”
tutaj, które zostały o tym całym przedsięwzięciu poinformowane. Nawet nie wypadało nam się sprzeciwiać, bo
jeszcze byśmy za to oberwali, tak więc wszyscy bardzo szybko się na to
zgodzili. Otwierając delikatnie oczy zorientowałam się, że już nie znajdujemy
się w komorach, lecz na dworze. W Rimear? Gdzie jestem… czemu już nie śpię?
Zanim wstałam: rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na głównym dworcu w zamkniętym
pomieszczeniu. Malutkim i właściwie nic oprócz nas tam nie było. To aż dziwne,
że wszyscy jesteśmy tutaj zamknięci. Nagle coś poruszyło się na moim nadgarstku.
Jak zdążyłam się zorientować był to zegarek, który posiada każda Arcana w tym
ośrodku. Informuje on o różnych rzeczach, kiedy na przykład żaden z naukowców
nie może skontaktować się z nami osobiście. Zazwyczaj w ogóle im się nie chce.
Tym razem powiadomił mnie, że jestem Kapitanem pierwszego Team’u, i że mamy
wykończyć ten drugi. To znaczy… tego już mi nie napisali, ale sama zdążyłam się
domyślić. (taka genialna Vanilla). Nie czułam się jakoś dziwnie z tego tytułu,
ze tak długo spałam, a wiedziałam, że jednak trochę czasu minęło. Po prostu
wydawało mi się jakby to było wczoraj. Jakbym po prostu spała w nocy, i wstała
na następny dzień.
No dobra… chyba po 15 minutach leżenia wypadałoby wstać.
Reszta jeszcze spała. Reszta… miałam na myśli Grimmjow’a, Azuse i tego jednego
pana, którego jeszcze nie znałam. Standardowo musze pełnić funkcję kapitana, no
bo przecież „nie ma nikogo bardziej odpowiedzialnego”, ciekawe co powiedzą
naukowcy kiedy też i ja coś przeskrobię.
-Wstawajcie, bo oni wygrają walkowerem. – szturchnęłam niebiesko
włosego tak by nieco bardziej się rozbudził. Wstanie na równe nogi zajęło im
około 10 minut i tak z moją dużą pomocą. Musiałam ich na kopach wypędzać z tego
pomieszczenia. – Dobra powiedz mi jak ty się nazywasz, bo nie będę do ciebie
wołała „Ej ty”. – wzruszyłam ramionami troszkę zrezygnowana, ale już teraz
zdążyłam zauważyć, że ktoś powrócił w nasze skromne szeregi. Koleś o
niebieskich włosach zawsze rzucał się w oczy.
-To jest… Lendriu. Matko jedyna chłopie kto cie tak
skrzywdził? – Wyrwał się Azusa zapewne sprawdzając jego imię na urządzeniu, przyczepionym
do jego nadgarstka. Miałam wrażenie jakby smerfie teraz wybuchnął cichym
śmiechem, ale jak najbardziej chciał go stłumić. Taaa.. Azusa nie należał do
ludzi, którzy kryli się ze swoimi myślami. Boże.. dopiero teraz złapałam się za
głowę i zdałam sobie sprawę z jakimi debilami wylądowałam. No może oprócz
Grimmjow’a. To chyba jedyny plus w tym momencie. – Nie będę wam ułatwiała za
bardzo sprawy, ale nie radze zabierać się za panią Kapitan, oraz za ta
blondynkę…. Mówię głównie do ciebie Grimmjow i do tego, który ma dziwne imię.
-O! Czuje się wyróżniony! Ja się zabiorę za tego twojego
chłoptasia z systolem w mięśniach! – zaczął skakać jak taka mała dziewczynka
nie mogąca dosięgnąć lizaka. Boże co za debil.
-Nie będziesz go nawet dotykał. On nie ma z tobą szans… to
nie jest walka na poważnie, więc nie róbcie sobie krzywdy aż za bardzo jak to
było ostatnimi razy. Chce żeby było w miarę sprawiedliwie..
-Pff… ty pewnie mówisz tak, bo nie chcesz żeby Heaven’owi
stała się krzywda. Laska go broni.. – prychnął miętowo włosy, przez podeszłam
do niego i ściągnęłam go za koszulkę na wysokość swoich oczu. Niestety nic w
nich nie mógł z nich wyczytać.
-On umie o siebie dbać. – prychnęłam puszczając go i
odchodząc kawałek. Chciałabym się zorientować gdzie my w ogóle jesteśmy…-
Jakieś pomysły, gdzie oni mogą być? - nie otrzymałam odpowiedzi. Jedyne co teraz otarło mi się o uszy to szum wiatru. Grimmjow podszedł do mnie i również wlepił wzrok w punkt przed nami. - Ty też chciałbyś się z NIĄ zobaczyć...?
( Halo halo mój zacny Team ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz