czwartek, 10 grudnia 2015

[Team 1]Od Vanilli

Chłód. To jedyne co w tym momencie poczułam. Nic po za tym. Przez cały ten czas nie czułam nic. Chodzi mi oczywiście o TEN czas kiedy byłam uśpiona. Tak doskonale miałam tego świadomość, bo Sigmy i Delty to były jedyne „stworzenia” tutaj, które zostały o tym całym przedsięwzięciu poinformowane.  Nawet nie wypadało nam się sprzeciwiać, bo jeszcze byśmy za to oberwali, tak więc wszyscy bardzo szybko się na to zgodzili. Otwierając delikatnie oczy zorientowałam się, że już nie znajdujemy się w komorach, lecz na dworze. W Rimear? Gdzie jestem… czemu już nie śpię? Zanim wstałam: rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na głównym dworcu w zamkniętym pomieszczeniu. Malutkim i właściwie nic oprócz nas tam nie było. To aż dziwne, że wszyscy jesteśmy tutaj zamknięci. Nagle coś poruszyło się na moim nadgarstku. Jak zdążyłam się zorientować był to zegarek, który posiada każda Arcana w tym ośrodku. Informuje on o różnych rzeczach, kiedy na przykład żaden z naukowców nie może skontaktować się z nami osobiście. Zazwyczaj w ogóle im się nie chce. Tym razem powiadomił mnie, że jestem Kapitanem pierwszego Team’u, i że mamy wykończyć ten drugi. To znaczy… tego już mi nie napisali, ale sama zdążyłam się domyślić. (taka genialna Vanilla). Nie czułam się jakoś dziwnie z tego tytułu, ze tak długo spałam, a wiedziałam, że jednak trochę czasu minęło. Po prostu wydawało mi się jakby to było wczoraj. Jakbym po prostu spała w nocy, i wstała na następny dzień.
No dobra… chyba po 15 minutach leżenia wypadałoby wstać. Reszta jeszcze spała. Reszta… miałam na myśli Grimmjow’a, Azuse i tego jednego pana, którego jeszcze nie znałam. Standardowo musze pełnić funkcję kapitana, no bo przecież „nie ma nikogo bardziej odpowiedzialnego”, ciekawe co powiedzą naukowcy kiedy też i ja coś przeskrobię.
-Wstawajcie, bo oni wygrają walkowerem. – szturchnęłam niebiesko włosego tak by nieco bardziej się rozbudził. Wstanie na równe nogi zajęło im około 10 minut i tak z moją dużą pomocą. Musiałam ich na kopach wypędzać z tego pomieszczenia. – Dobra powiedz mi jak ty się nazywasz, bo nie będę do ciebie wołała „Ej ty”. – wzruszyłam ramionami troszkę zrezygnowana, ale już teraz zdążyłam zauważyć, że ktoś powrócił w nasze skromne szeregi. Koleś o niebieskich włosach zawsze rzucał się w oczy.
-To jest… Lendriu. Matko jedyna chłopie kto cie tak skrzywdził? – Wyrwał się Azusa zapewne sprawdzając jego imię na urządzeniu, przyczepionym do jego nadgarstka. Miałam wrażenie jakby smerfie teraz wybuchnął cichym śmiechem, ale jak najbardziej chciał go stłumić. Taaa.. Azusa nie należał do ludzi, którzy kryli się ze swoimi myślami. Boże.. dopiero teraz złapałam się za głowę i zdałam sobie sprawę z jakimi debilami wylądowałam. No może oprócz Grimmjow’a. To chyba jedyny plus w tym momencie. – Nie będę wam ułatwiała za bardzo sprawy, ale nie radze zabierać się za panią Kapitan, oraz za ta blondynkę…. Mówię głównie do ciebie Grimmjow i do tego, który ma dziwne imię.
-O! Czuje się wyróżniony! Ja się zabiorę za tego twojego chłoptasia z systolem w mięśniach! – zaczął skakać jak taka mała dziewczynka nie mogąca dosięgnąć lizaka. Boże co za debil.
-Nie będziesz go nawet dotykał. On nie ma z tobą szans… to nie jest walka na poważnie, więc nie róbcie sobie krzywdy aż za bardzo jak to było ostatnimi razy. Chce żeby było w miarę sprawiedliwie..
-Pff… ty pewnie mówisz tak, bo nie chcesz żeby Heaven’owi stała się krzywda. Laska go broni.. – prychnął miętowo włosy, przez podeszłam do niego i ściągnęłam go za koszulkę na wysokość swoich oczu. Niestety nic w nich nie mógł z nich wyczytać.
-On umie o siebie dbać. – prychnęłam puszczając go i odchodząc kawałek. Chciałabym się zorientować gdzie my w ogóle jesteśmy…- Jakieś pomysły, gdzie oni mogą być? - nie otrzymałam odpowiedzi. Jedyne co teraz otarło mi się o uszy to szum wiatru. Grimmjow podszedł do mnie i również wlepił wzrok w punkt przed nami. - Ty też chciałbyś się z NIĄ zobaczyć...?


( Halo halo mój zacny Team ?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope