Upadam. Wokół mnie panuję ciemność, wykańczająca ciemność. Światła brak.
Pod nogami nie ma ani gruzu, ani pokropionej rosą trawy. Jedynie
nicość. Ciągle spadam, ale nie mam pojęcia dokąd. Zamykam oczy znużony i
powoli topię się we własnych myślach. Kreuję plan. Za chwilę upadnę, a
moje ciało roztrzaska się o podłoże na milion małych kawałków, niczym
lustro. Jedwabna biel moich szat, przejdzie w szkarłat. Śmierć zapewne
jest bardzo ciekawym doświadczeniem, którego nie zdążyłem jeszcze
doznać. To, jak tracę świadomość; czucie; jak moje myśli odchodzą w dal,
dając ukojenie. Upadłem - ale czułem ból, niczym przeszywające ostrze.
Znużony umrzeć chcę.
***
Znowu śnił mi się ten zamazany, zamglony obraz. To był trzeci raz w tym
tygodniu. Miewam doprawdy dziwną wyobraźnię. Mój apartament mienił się w
świetle księżyca, znowu zapomniałem zasłonić okiennic. Spojrzawszy na
zegar, który wskazywał godzinę trzecią w nocy; przetarłem zaspane oczy.
Moje pole widzenia było ograniczone, mimo to zdołałem dojść do umywalki.
Przemyłem sobie twarz odświeżającą wodą i ujrzałem swe odbicie w
lustrze. Grimmjow Jeagerjaquez, dupku - szepnąłem sobie w myślach,
uśmiechając się szczodrze. Noc jest moją ulubioną porą, spacery w
świetle księżyca pozwalają mi myśleć. Nie ma także tłumów, nie lubię
ich. Preferuję sobie samotność. Z dłońmi w kieszeni, wyszedłem na
zewnątrz. Poczułem miły, delikatny powiew na mojej skórze. Atmosfera
była sprzyjająca, oddychanie więc o wiele łatwiejsze. Powoli krocząc
krętymi ścieżkami, usłyszałem kogoś chód. Z pewnością należał do
kobiety, był bardzo charakterystyczny. Zwykle właśnie tak kojarzyłem
sobie stąpanie dam - delikatne, a zarazem pewne. Dzieliły nas metry; ja
byłem na końcu ścieżki, ona zaś odwrócona i zakłopotana stała tyłem,
wpatrując się w księżyc. Korzystając z tego, iż moje kroki były
niesłyszalne, instynktownie do niej podchodziłem. Kobieta była wysoka,
rzadko miałem okazję takie widzieć. Jej długie, niemalże białe włosy
pięknie mieniły się w świetle księżyca, lekko falując na wietrze.
Wydawałoby się, jak gdyby miała we włosach małe, lśniące kryształki.
- Panienka nie boi się tak wychodzić na noc? - szepnąłem jej do ucha,
przybliżając się od tyłu. Lekko przejechałem dłonią po jej włosinkach.
Dziewczyna się wzdrygnęła, bała się odwrócić w mą stronę.
W odpowiedzi usłyszałem tylko przełknięcie śliny. Podniosłem kącik ust,
i powąchałem dziewczynę, w żółwim tempie rozkoszując się wonią. Perfumy
miała delikatne, prawie ich nie wyczułem.
- Wiesz... Po zmierzchu w Rimear Center nie jest już tak bezpiecznie.
Kręcą się różni zboczeńcy - wyszeptałem. - Ale mnie nie musisz się bać,
skarbie. Obroniłbym cię.
Dziewczyna samym byciem mnie odrobinę pociągała. Od dawna nie spotkałem
osoby, która potrafi zwrócić na siebie moją uwagę. Zauważyłem, że moja
towarzyszka próbuję się odwrócić. Robiła to jednak tak nieudolnie, że ją
wyręczyłem. Ujrzałem jej wielkie oczy, koloru głębi oceanu. Od razu
mnie zauroczyły i nie potrafiłem odciągnąć od nich wzroku. Aż odwróciła
głowę.
- Grimmjow - przedstawiłem się. - Chciałbym usłyszeć twoje imię.
Na twarzy kobiety malowało się zakłopotanie, rzekłbym, iż była wręcz
zawstydzona. Mimo to, moja uwaga wciąż była skupiona na jej lapisowych
oczach. Mą twarz przyozdabiał mały, sadystyczny uśmiech.
< Inoue Mitsui? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz